A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Lodowe piekło, które udało mi się stworzyć przy moich bardzo ograniczonych zasobach mocy, było z pewnością darem prosto od moich opiekunów. Ja, słaba i niewyszkolona smoczyca, nigdy nie byłabym w stanie stworzyć tworu tak potężnego, żeby chociaż na chwilę opóźnić demona. Wiedziałam, że nie jestem sama. Wiedziałam, że w tym zaklęciu działa umysł tak samo mój, jak i wielu innych, których krew płynęła teraz w moich żyłach. Nie wiedziałam natomiast, że słabnę z każdą sekundą, gdy całe moje ciało przestaje prawidłowo funkcjonować. Morze adrenaliny zagłuszało jakikolwiek ból, ślepia przysłonięte były paniką, serce, którego rytm przestawał być naturalny, a stawał się mozolny i zduszony, pochłonięte było tylko jednym pragnieniem. Ucieczki, która nieświadomie stała się jeszcze szybszą drogą ku samozagładzie. Ale czy byłam tego świadoma? Schowałam się za swoją tarczą nie z tego świata, choć nie idealną, to działającą w tej sekundzie, w tym jednym momencie który dla mnie się liczył i słuchałam huku stworzonej przeze mnie wichury, tak bliźniaczo podobnej do tamtej szalejącej na zewnątrz mojego skalnego więzienia. Zaczęłam widzieć. Jak dalej przedzieram się przez śnieg, brnę w zamieci osłaniana słabiutką tarczą magii, podążając gdzieś w stronę obozu, zapewniając siebie, że wiem w którym to kierunku, a tak na prawdę nie mając pojęcia nawet gdzie jest północ, a gdzie południe. Igiełki lodowatych ostrzy tną moją skórę, zostawiając bolesne zadrapania, a całe ciało powoli zamarza, kostnieje, aż w końcu nie pozostaje nic, poza palącym uczuciem ani, gorąca, ani chłodu, konsumującym mnie od środka i zapewniającym, że wszystko będzie dobrze. To już koniec zimna. Nie musiałam już podnosić tarczy. Nie musiałam nigdzie iść. No bo po co? Wystarczy położyć się tu, na śniegu, i rozkoszować ciepłem... Wszystko było idealne, nieskazitelne, słoneczne, rozpływające się na skrajach mojej świadomości w jednorodną przestrzeń, pochłaniającą kawałek po kawałku kolejne fragmenty świata, prowadząc do świata idealnego.
Gdyby, nie małe zakłócenie, wewnątrz tego wszystkiego. Czyjś głos, smoczy. Pewnie ktoś bliski. Wołają mnie. Głos dochodzący jak zza ściany, albo spod ziemi. Cud, że w ogóle byłam w stanie go usłyszeć. Jednak zmysły wyregulowane w nienaturalny sposób, pozwoliły mi wyłapać sens, który powoli przesiąknął do mojej świadomości. Zabije się. Ja, się zabiję? Nonsens, przecież właśnie leżę na rozgrzanej skale, podziwiając las ciągnący się aż po horyzont, wciągając w nozdrza zapach rozgrzanej letnim słońcem ziemi, sięgając ślepiami aż do wioski ludzi, zastanawiając się co teraz przygotowują wewnątrz tych swoich śmiesznych, delikatnych jaskinek z drewna. Zapewne zaraz przyjdą do mnie bracia, zapytają czy nie chcę polecieć z nimi aż do źródła długiej rzeki. Oh, już są. Czekałam na was. Ah, nie zmieniliście się wcale, odkąd ostatni raz was widziałam. Dalej leżycie bez ruchu, powoli zaczynając się rozkładać. Dalej macie ten zapach, który jeszcze daje nadzieję, jeszcze przywodzi na myśl dawne życie, iskrzy wspomnieniami dawnych czasów, a jednocześnie zionie bezkompromisowym kresem i wszechogarniającą entropią. Tak jak was zapamiętałam. A ja, leżę razem z wami...
Tytaniczny wysiłek uchylenia ślepi, dostrojenia słuchu do otoczenia. Nie wiedziałam co się dzieje. Całe otoczenie wibrowało jakimiś niezrozumiałymi falami, uderzającymi w różne części mojej czaszki i zamiast zrozumienia, niosące ból i dezorientację. Wiedziałam tylko, że umrę. Dlatego nie musiałam już podtrzymywać żadnego zaklęcia. Przecież nikt kto jest martwy, nie podtrzymuje zaklęć. Trzeba żyć zgodnie z prawami natury. Trzeba żyć. Niemal w tym samym momencie, jakieś uderzenie cisnęło mną o ziemię, sprawiając że pojechałam bokiem po skalnym podłożu, zatrzymując się dopiero na ścianie, bezwładna jak martwy królik, którego znalazłam na polowaniu. Oh, imponujące. Podziwiałam siłę uderzenia, lekkość z jaką rzucił tym ciałem, dziwnym trafem przyczepionym do mojej osoby. Ah, to musiało boleć. Ale nic nie poczułam. Czy ja byłam tym ciałem, czy może ono było tylko marionetką, której wydawałam polecenia, ciągnąc nieświadomie za odpowiednie sznurki i poruszając zdrewniałymi kończynami ku swojej własnej uciesze, robiąc sobie własne, prywatne przedstawienie? Poczułam, że nie wypada tak przerywać przedstawienia. Nie wypada zostawiać lalki rzuconej w kąt, gdy tyle czasu mi służyła. Znowu ujęłam sznurki, postanawiając żyć.
Głęboki, spazmatyczny oddech szarpnął całym moim ciałem, wstrząsając mną od pyska aż po koniec ogona. Skuliłam się i rozprostowałam cała, jakby cała moja smocza osoba stała się jednym z przeponą, panicznie próbującą przypomnieć sobie, jak poprawnie kurczyć się i rozkurczać, w celu podtrzymania egzystencji. Duszący ból zajmował całą moją klatkę piersiową, promieniując na resztę ciała. Serce, nie byłam pewna czy działa. Wszystkie moje organy stały się tylko moim wyłącznym, osobistym narządem cierpienia. Raz po raz nabierałam powietrza haustami topielca, ale wciąż mi go brakowało. Dusiłam się. I dopiero teraz poczułam, że umieram. Leżałam, drgałam, kontemplowałam walkę mojego ciała z materią, nie będąc w stanie myśleć o niczym innym, niż wszystkich, drobniuteńkich ruchomych częściach w środku mojego korpusu, z których każda musiała przywrócić swoje domyślne działanie i zagrać wspólną melodię, która jak na razie brzmiała niczym najgorsza kakofonia. Lecz dźwięki powoli zaczynały zgrywać się w całość. A ja, uspokajać. Czułam się już bardziej żywa niż martwa, wlepiając ślepia w przeciwległą ścianę. Była to lita skała, pogrążona w ciemności, ale tylko częściowo, gdyż oświetlenie z zewnątrz jeszcze sięgało tutaj co nieco. Uwypuklając skalną fakturę, wyciągając na wierzch niedoskonałości, wyżłobienia, kanaliki którymi woda ściekała przez wieki, tworząc tą jedyną i niepowtarzalną scenę, gdzie mogłam grać. Ten kawałek jaskini był tak prawdziwy, jak dawno nic nie było. Nie miałam potrzeby się ruszać. Przecież tyle rzeczy już ruszało się pod moją skórą. Wystarczy, że będę tutaj. Nic więcej nie musiałam robić.
Licznik słów: 877
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~
Atuty:
~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.
Tutaj są wszyscy których uczę...
A tutaj KP
Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek
https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772
Avek i pixelek by Brutal