OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Smok uważnie wysłuchał rozmówcy, choć jego myśli, mogłoby się zdawać, płynęły na chwilę obecną w innym kierunku, niż mógłby sobie tego życzyć Chłód. Wybiegł pamięcią do lat dziecięcych, kiedy nic nie było zmartwieniem, a wybujałe drzewa w ogromnym lesie pełnym owoców sprawiały wrażenie sięgających chmur. Wtedy mógł sobie pozwolić na tak wiele, wylegując się na rozległych konarach i obserwując z góry jak wiewiórki biegają po rozległej polanie zbierając drobne żołędzie...A potem powrócił z prędkością światła do spraw bieżących, jak gdyby niewidzialna siła wylała nań kubeł lodowatej wody.
~Tak, wiem. Wiem. Spałem. Przepraszam~
Wymamrotał trochę nieskładnie, potrząsając łbem i rozrzucając wokół kawałki gałązek oraz świeżego mchu. Był trochę nieswój.
~Taka już moja natura, Perydocie. Muszę spać by regenerować siły, tak jak robią to drzewa, inaczej znacznie, wręcz gwałtownie, mógłbym się postarzeć. Musiałem was zostawić, bo tak nakazywał mi instynkt oraz wola przetrwania. Jestem młody, a jednocześnie zmęczony, na kolejną wieść, że ilekroć się budzę, to coś musi być nie tak. Zaiste, nie można walczyć z Matką Naturą. Z jej tworami, które robią nam na przekór, również.~
Rzekł mentalnie, po czym uniósł lekko prawą łapę nad ziemię, by zlustrować ją zielonymi ślepiami. Miał niespełna trzydzieści księżyców, a wyglądała jakby miał ich co najmniej osiemdziesiąt. Grudki zeschniętej ziemi powypadały ze szczelin między brunatnymi łuskami oraz zmarszczkami powstałymi na wskutek długich spacerów. Gdzieniegdzie na szponach mógł też dostrzec powysychane plamy żywicy. To chyba z tego dębu, na który się wspinał jeszcze przed zapadnięciem w hibernację. Ech, leci ten czas.
~Czyli jesteś teraz przywódcą, naszego stada. Spóźnione gratulacje. Kto by pomyślał, że ten malec, którego kiedyś namaściłem, teraz będzie stał przede mną w kwiecie swego wieku z ilością blizn większą od moich. Nie spodziewałbym się, Panie.~

















