OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Jemu drzewo również całkiem się spodobało. Było ogromne, prawdopodobnie największe, jakie w życiu widział. Jego ogrom i starość robiła wrażenie, choć Strzegący traktował je bardziej jako miejsce, które wypada zobaczyć, ciekawostkę turystyczną, niż prawdziwy obiekt do zachwytu. Bo jednak – mimo wszystko – było to tylko drzewo... Szorstkie, brązowe, powyginane. Będzie musiał tu przyjść w zbliżającą się już Porę Kwiecistych Ziem, obejrzeć, jak Prastare Drzewo kwitnie – jeśli, oczywiście, kwitło. Nigdy nie było mu dane zobaczyć roślinność spowitą żywą zielenią. Urodził się w Porze Liściastych Dywanów; dla niego drzewa miały czerwono-złote korony lub były zupełnie nagie.Powstrzymał się od komentarza na temat przeszłości jego matki. Może i miała swoje za uszami, ale teraz była dojrzałą smoczycą. Może zwyczajnie wyrosła z młodzieńczych szaleństw, bijatyk, prób podlizania się przywództwie lub zwyczajnego pokazania się światu? Nie chciał się też kłócić, po prostu zapamiętał sobie, że Buchający nie darzy jej zbytnią sympatią i może lepiej będzie, jeśli nie wspomni Apokalipsie o spotkaniu z nim.
– A Ogień? – spytał. – Skoro nienawidził Cienia, to czy nie mógł pójść po prostu do Ognia? Czy go tam nie przyjęli? – zdziwił się. Nathi nadal niezupełnie go interesował, choć kilka fragmentów historii Kruczopiórego zdawała się do siebie nie pasować. Głównie zagadkowe – żeby nie powiedzieć głupie – decyzje dziadka, wybranie go na przywódcę... Ale przede wszystkim w obliczu tych zdarzeń zagadkowy wydał mu się związek jej matki z Cichym. Skoro była córką Słowa, a Cichy założył Wodę dlatego, bo nie zgadzał się z nim... Cóż, może rzeczywiście każdy był sobą, a nie swoim ojcem czy matką? Być może Jeździec wcale nie popierała swojego taty, a może zwyczajnie nie przeszkodziło jej to w doborze partnera?
– Niebywałe, że chodziło kiedyś po tych ziemiach tyle niebezpiecznych smoków... A czy teraz jest ktoś taki, kogo powinno się obawiać? Jakiś szaleniec chcący władzy nad wszystkimi, ktoś nadzwyczaj agresywny? Był u nas w Wodzie taki smok, morski, nie znam jego imienia. Podobno wywalono go za obrażenia, jakie zadał Opoce Ziemi, ale on sam twierdzi, że odszedł dobrowolnie. Słyszałeś coś o nim? – spytał. Ciekawiła go sprawa Niewidocznego. Z jednej strony go nie lubił, uważał za dziwaka, ale coś go też do niego ciągnęło. Może właśnie ta obcość, aura tajemniczości, może zwykła ciekawość? W każdym razie połączyły ich interesy, wciąż jeszcze niezakończone. Może przywódca Ognia, skoro tyle o wszystkim wiedział, coś mu o nim opowie?
– Działo się – podsumował opowieść. – Przykro mi z powodu twojego ojca – powiedział szczerze. Kruczopióry miał już trochę księżyców i utrata rodziców była w tym wieku dość powszechną rzeczą. Ojciec Evarisa spłodził go także jako nie najmłodszy smok i pewnie spotka się z Ateralem dużo wcześniej, niż teraz księżyców miał jego rozmówca.
– A czy nie przeszkadza ci to, że wykonany za pomocą maddary twór jest tylko iluzją? Kolekcjonuję kamienie i mógłbym stworzyć ich na kilka chwil, z pomocą magii, setki, ale nie czułbym się spełniony. Czułbym, że nie są prawdziwe, że zaraz znikną. Dlatego tego nie robię. A marzenia to przecież nie tylko materialne przedmioty, które można utworzyć z maddary. Smoki chcą zostawać wielkimi wojownikami, zdobywać pozycje, czy wychowywać dzieci. Iluzja z maddary nie zbliży ich do tego – zerknął na Buchającego. Jakie on mógł mieć marzenia? Był potężnym czarodziejem, miłośnikiem magii. Krytycznie wypowiedział się o planach Słowa Prawdy, więc zapewne nie planował podboju pozostałych trzech stad. Może chciał walki z Równinnymi? A może nie miał już niczego konkretnego na myśli, może osiągnął to, co miał osiągnąć? A teraz po prostu podziwiał maddarę i wielkie drzewa?
– Smoczy albo jeleni– potwierdził, przechylając łeb w bok i spoglądając w dziwnie uformowaną narośl na jednej z gałęzi.
















