A: S: 2| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 2
U: Kż,Skr: 1| A,O,M,B,L,Pł,S,Śl,MP: 2| W: 3
Atuty: Szczęściarz, Oporny Magik
Urokliwe miejsce dla każdego stworzenia. Piękne, pierwotne, nieskażone, świetliste w swej nienaruszonej perfekcyjności. Zwyczajnie wspaniałe by na chwilę uciec od obowiązków, pobyć samemu, utopić smutek w migotliwym źródełku, czy potrenować, zadeptać ziemię zawiłymi układami kroków. Miejsce spokoju, nadziei, żałoby, odkupienia, determinacji... Albo i zwykłej nienawiści. Nienawiść się wszędzie wepchnie. I wszędzie będzie pasowała.
Kolejna próba zebrania strzępków subordynacji względem własnego losu i poderwania się na łapy by coś zrobić z życiem – jak zwykle zawiodła. Upoluj coś, zacznij z pełnym żołądkiem nowe życie, trąceniem małego kamyczka rozpętaj lawinę. I co mu z tego przyszło? Jedynie pusty brzuch i jeszcze bardziej znaczące uczucie napęczniałej w umyśle pustki, wyszywanej kłębkiem nawet czarniejszych myśli. Ślady, nie, psikus runa leśnego, pęknięta gałązka, znów nie, złamana przez zwalone nieopodal drzewo. Rzygać mu się chciało. Nie z głodu. Z żrącej go w podniebienie mieszanki odrazy, złości i beznadziei. Wszystko na siebie. I wszystko do świata.
– Nienawidzę... – mruknął w przestrzeń, robiąc sobie przerwę w węszeniu i unosząc rogaty łeb. Ten natychmiast rąbnął o niewzruszony konar, rogi zaklinowały się między wieloma mniejszymi drewnianymi gałęziami. Wyszarpnął się z pułapki, bez krzty litości. Posypały się drzazgi.
– Nienawidzę.... – wycedził przez zęby. I, najwyraźniej, niewystarczająco przekonująco.
Krok następnej łapy wpadł na nierówność terenu, na mały, krzywy, złośliwie ustawiony wprost na drodze, zdradliwy dołek. Wygięty nieludzko staw zajęczał w gwałtownej męce i trzasnął mokro, przynosząc chwilę ciszy i spokoju zaciśniętych kurczowo szczęk. Przeszywający ból wbił się strzykawami na całej kulejącej kończynie.
– NIENAWIDZĘ...
I wtedy zaburczało mu w brzuchu. Nie głośno, nie jakoś znacząco, lecz z wystarczająco dobrym wyczuciem czasu, a także z wystarczającą, elegancko dobraną ilością niepodważalnej perswazji, by naraz skręciły mu się dokładnie wszystkie kiszki przewodu pokarmowego, formując jeden, bardzo nieprzyjemny, pulsujący nieopisaną radością supeł organizmowej miazgi.
To właśnie, drogie dzieci, przelało czarę goryczy.
Tej nocy z serca Dzikiej Puszczy jeszcze długo unosił się gęsty słup oleistego, czarnego dymu, nim nocny wiatr porwał go i rozwiał na cztery strony świata. Jednakże świadectwo tego, co zaczęło się późnym popołudniem ów pechowego, nieszczęsnego dnia, przez długie stulecia nie rozwieje nikt.
Dostrzegł ją niedaleko Diamentowego źródełka, uciekając przed konsekwencjami swojej przerośniętej, niestabilnej natury. Głupio zrobił, głupio. Wcale mu nie ulżyło. Jedynym co osiągnął, były pełznące po karku wyrzuty sumienia i jeszcze bardziej skręcający się żołądek, gdy już zupełnie osłabiony kulał w pośpiechu pomiędzy ogromnymi drzewami. To nie on, nie on, to ktoś inny, ktoś inny to zrobił...
Zataczającym się krokiem trzech łap zmienił kierunek i jakby nigdy nic, podszedł bliżej ów błekitnołuskiej górskiej smoczycy, którą dopiero przed chwilą dane było mu zauważyć dzięki nieopisanej opatrzności boskiej. A fakt, że ów smoczyca z pewnością wiedziała o jego obecności na długo przed jego jej odkryciem, zwyczajnie pominął. Nie pomyślał. Albo pomyślał, ale zwyczajnie zignorował.
– Ty – warknął pogardliwie i władczo, dla próby stawiając czwartą łapę na ziemi, by dodać sobie animuszu, pokazać, że to on kontroluje sytuację. On, ten wielki, niemal półtora razy większy od niej samiec, teraz czujący się jednak gorzej, niż czmychający spod łap gryzoń.
– Tak, ty. Podziel się ze mną strawą jaką posiadasz.
Bez kompromisów, nakaz, larum, żądanie. Tak, dobrze, tak trzymaj. Grunt Ci się pali pod łapami, nie masz czasu na ładne proszenie. W końcu ją znasz. Stawia się, ale wystarczyło, by Cię dotknęła, a już straciła wtedy cały rezon...
Ja... Ja z resztą też.
...Mniejsza. Nie widzi, jakie robisz miny. Wyprostuj się, rozciągnij struny głosowe. Tak, odważnie. Bez wahania.
A jeśli nie jest łowczynią? A co, jak po prostu nie będzie się chciała podzielić?
...
Wtedy proś.
Został więc w takiej pozycji, w jakiej przystanął, szybkim, niespodziewanym manewrem zwracając możliwie jak najwięcej uwagi Mistycznej Łuski na siebie, na swoją naglącą potrzebę, swój nieposkromiony nakaz. Zaskoczenie, chaos, nagła zmiana. Jego jedyna broń, z którą rzucił się na nią, prawdopodobnie zwyczajnie zażywającej skromnej chwili, kiedy zwyczajnie nikt nie zawracał jej głowy.
Licznik słów: 634
"Na samym początku gdy nie było jeszcze niczego, ja już byłem." – podpisano Chaos.
> Szczęściarz
> Oporny Magik