A: S: 1| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: Kż,B,S,L,Śl,MP,MA: 1|
Był świt. Pogoda była wyjątkowo udana. Pomimo słońca, przedzierający się przez drzewa wiatr ochładzał wędrówkę z obozu Ziemi. Chciał rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu ciekawych okazów roślin i zwierząt. Każdy z jego zmysłów pracował na najwyższych obrotach. Jest w końcu w obcym miejscu i nie zna zwyczajów tutejszej flory i fauny. Nie ma pewności, czy rośliny, przez które przemierza nie są roślinami parzącymi, lub toksycznymi. Nie musiał daleko iść, aby dostrzec, że las, po którym kroczy zaczyna ciemnieć. Światło, które wcześniej było tak intensywne, zaczynało mieć problemy z przedzieraniem się przez korony drzew. Na szczęście smok miał dobry wzrok. Lepszy aniżeli każdy z pozostałych zmysłów. Na pustyni bowiem wzrok przydawał się samcowi najbardziej, aby wyłapywać na wydmach piasku choćby najmniejszy ruch potencjalnej zdobyczy. Niedługo pózniej dotarł do zbiornika wodnego. Był ciemny jak cała przestrzeń dookoła Wuna. Na dodatek ten nieskończony dzwięk ciszy, który otulał szepty liści. Gdy tylko smok patrzył na staw wyobrażał sobie jak pięknie muszą się w nim odbijać pojedyncze gwiazdy nocą. Zobaczywszy wygodny brzeg nieporośnięty zbytnio wodnymi roślinami, smok położył się opierając o łokcie i wpatrując się w wodę. Był to dobry moment aby pobyć samemu. Aby zacząć ćwiczyć, by rozwijać się umysłowo i fizycznie. Nie miał jeszcze swojego miejsca do życia, a tu chociaż przez chwilę nie było nikogo. Siedział więc tam do zmroku. Lubił samotność i nie miał potrzeby aby poznawać nowych osobników. Spojrzał więc na korony drzew i spróbował dostrzec jakieś konstelacje. Niestety nie znał się na gwiazdach jak jego matka. Nie rozpoznawał żadnej z widocznych gwiazd. No może poza Białym Lwem i Długą Żmiją. Te dwie gwiazdy były zbyt charakterystyczne aby ich nie zapamiętać. Schylił po chwili wzrok i zaczął patrzeć w taflę wody, która wręcz pochłaniała wszelakie światło gwiazd. Postanowił stworzyć własną gwiazdę, która rozświetliłaby ten staw na jego środku, aby zobaczyć, czy pływajątu może jakieś ryby, albo może latająjakieś nietoperze. Krokodyli raczej tu nie będzie. Zbyt zimny klimat, aby były w stanie tutaj przetrwać. Czteroszczęków ani Szkuno też raczej nie spotka. Ojciec opowiadał, że żyją jeszcze dalej niż te tereny. Dużo dalej. Nawet on ich nigdy nie widział, a w młodości przemierzył prawie cały świat. Chwilę pózniej stało się. Stworzył kulę światła na wzór swojej gwiazdy. Na wzór Wunundu'fali, po której otrzymał imię. Światło było dość ciemne i choć rozświetlało okolicę, to mieniło się odcieniami zieleni i czerni. Jakby było czymś przyduszone. Od razu pomyślał też o swoim bracie. Stworzył więc i drugą gwiazdę. Tym razem miała w sobie odcień żółci. Kolory zdawały się ze sobą mieszać, lecz nie powstawał dzięki temu nowy kolor. Wydawało się po prostu, że jeden kolor miesza sięz drugim, ale całość wciąż zachowuje swojąpierwotną barwę. Uśmiechnął się. Cała rodzina w komplecie. Tutaj. W jego sercu. Trzeciego światła nie tworzył jednak. To z powodu, że nigdy rodzice mu nie mówili o siostrze. Z resztą po co, skoro zmarła w dniu narodzin. Nie miał prawa o niej wiedzieć. Mimo to coś go gnębiło. Brak kolumny w życiu. Brak celu. Brak kogoś z kim mógłby powymieniać się wiedzą na temat roślin. W tym momencie zgasła żółta kula światła, a gdy smok starał się ją stworzyć na nowo nie wychodziło mu to. Widocznie potrzebował większego skupienia na samym tworzeniu, a rozmyślenia tylko mu przeszkadzały. Jego umysł bym jednak już zszarpany niepotrzebnymi myślami o przeszłości. Starał się je przerwać, ale nie potrafił. Próbował pomimo myśli o morderstwie brata stworzyć drugą kulę światła, ale mu nie wychodziło. Zamiast tego powstała zimna, całkowicie czarna kula, która tłumiła wszytskie dzwięki wokół, a światło, które zdawało się przebijać przez korony drzew zgasło. Przez gniew na samym sobie, rodzicach, przeszłości stworzył iluzję niebytu. Ciszy i ciemności. W tym momencie coś usłyszał, co go rozkojarzyło. Kula zniknęła, a wraz z nią kula światła, którą stworzył na początku. Zaczęła panować nad stawem całkowita ciemność. Światło, które wcześniej choć trochę oświetlało teren znikając oślepiło samca. Pomyślał, że nie jest tu bezpieczny i stworzył serię cienkich metalowych i lodowatych igieł, które naostrzone na krawędzi zdawałyby sięprzeciąć najtwardszą ze skór. Może to jakiś zwierz. Postanowił go przepędzić. W jeden moment przed siebie na kształ stożka wystrzeliła seria igieł przebijająca grube kory drzew. Było jednak na tyle ciemno, że nie wiadomo, czy trafił. Zaczął więc wytężać wzrok i zaryczał ostrzegawczo, aby potencjalne zwierzę dało jakiś znak o swojej obecności. Kilka sekund czekał w ciszy, aby nasłuchiwać, by chwilę pózniej stworzyć kolejną serię, która miała wystrzelić. Jednakże całkowita cisza była straszniejsza od dzwięku. Bo w tej chwili nie wiedział, czy mu sięzdawało, czy jednak słyszał dobrze. Gdy jednak przez dłuższą chwilę nie słyszał niczego poza szmerem liści ponownie spojrzał na jezioro i pełen emocji zaczął tworzyć kule światła. Tak długo, aż nie zaczęły one świecić mocniej, jaśniej i lepiej. Mogło to trwać całą noc, ale ćwiczył tak długo aż mu się nie uda. W chwilach przerwy tworzył natomiast pojedyncze ostrza, którymi strzelał w wodę i słuchając jak przebija się przez taflę i wbijają się w dno. Może dna nie było widać, ale na pewno fale, które się tworzyły i rozpraszały po uderzeniu o dno. To była całkiem miła doba. Nie potrzebna była mu w tej chwili niczyja obecność, aby było lepiej. Może ewentualnie jakiejś samicy. Może fajnie by było mieć jakąś, która by była na tyle niewymagająca, aby się w nim podkochała i aby informowała go o tutejszych zwyczajach i prawach. Nie chciał się samemu wszystkich pytać, a z przywódcą do tej pory miał tyle styczności co Velenu'ulusu Ahai, czyli wcale. Chociaż kto wie. Może kiedyś znajdzie ten kwiat, i uda mu się go wysuszyć, aby stworzyć eliksir nieśmiertelności. Podobno jego ciotce się udało. Chociaż nigdy jej nie poznał, przez co raczej nie wierzył w jego istnienie zbyt mocno.
Licznik słów: 937