OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W pierwszej chwili nie zrozumiał, co tak bardzo przestraszyło samiczkę; dla niego maddara była czymś oczywistym, czymś, co było wpisane w jego życie. Bez maddary byłby niczym, w zasadzie – z tej miłości do niej, między innymi, został Czarodziejem. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że mała samiczka mogła nigdy wcześniej nie mieć styczności z tą pradawną mocą, ale widział, że jest jeszcze za młoda na poznanie jej jajników.Westchnął i dźwignął zadek ze śniegu, po czym wszedł do lodowatej wody, chlupocząc cicho i popłynął powoli ku przeciwległemu brzegowi, pamiętając, by nie napinać mięśni skrzydeł, każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ból, a rany były bardzo świeże. W pewnej chwili jednak stracił równowagę, a wtedy instynktownie rozłożył skrzydło, by ją utrzymać, i syknął natychmiast głośno z bólu, bo rana się otworzyła. Wodę jeziorka zaczęła powoli barwić czerwień. Na szczęście po kilku chwilach wynurzył się na brzeg, nie otrząsając się z wody – chociaż zamarznie, nie dotknie rany. Spojrzał w końcu na piaskowołuskie pisklęcie, próbujące się powiększyć. Westchnął, nie zauważając pierwszej kropli krwi skapującej na biały śnieg.
– Nie bój się, mała. Nie jestem tu od zabijania... – mruknął do niej uspokajająco, mierząc ją odrobinę cieplejszym spojrzeniem. ~ A przynajmniej na razie nie ~ dodał w myślach.