/Kończę swój wątek
Przez cały czas patrzyła na Rhae spokojnie, a na jej pysku zaczął pojawiać się delikatny uśmiech. Pod koniec przemowy samca już bez skrępowania spoglądała w jego ślepia. Jej własne... jakby nieobecne- ale promieniały dziwnym, chłodnym światłem. Właściwie czuła, jakby to światło zaczynało wypełniać całe jej ciało i szukało ujścia, ale, mimo rozpaczliwych prób, nie było w stanie znaleźć go w różnokolorowych oczach samca.
–
Dziękuję– przyjęła podarunek, a jej uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, podobnie jak źrenice. Głos wibrował mocą, potężniejszą, niż kiedykolwiek odczuwała. Rozsadzała ją.
Spojrzała w gwiazdy, żeby rozładować emocje i uspokoić myśli.
–
Tak, jestem zmęczona. Inaczej- znużona, Rhae. Od wielu księżyców staram się o rangę, nic innego nie zajmuje mojej uwagi. Mimo to tkwię w stagnacji. To denerwuje mnie i nakłania do pewnych przemyśleń– powiedziała obojętnym głosem, wciąż patrząc w gwiazdy.–
Dziś widziałam przed sobą dwie ścieżki, mój drogi. Każda jest na swój sposób ciekawa i dająca satysfakcję. Gdybym dziś zdecydowała inaczej, może mógłbyś być zasadniczą częścią jednej z nich– odważyła się spojrzeć jeszcze raz głęboko w jego ślepia.–
Ale ta druga, Rhae... Bije od niej mistyczny blask. Nasz rodzaj- wszyscy bez wyjątków... uwielbiamy takie błyskotki, a ta... Nie można się mu oprzeć. Ja przynajmniej nie potrafię– powiedziała, po czym podniosła się powoli i podeszła do samca.
–
Dziękuję, bo dałeś mi przez tych kilka chwil więcej, niż myślisz. Dałeś mi wybór, którego wcześniej nie miałam. To, że postąpię inaczej...– otarła się bokiem o bok samca, po czym obróciła pysk w kierunku jego głowy-
...nie umniejsza twoich zasług– to mówiąc, spojrzała ponownie ku niebu i ugięła łapy.
–
Widzisz? Czekają tak długo. Już wystarczy– ostatni raz opuściła łeb i liznęła go po pysku. Potem ugięła łapy, wzięła głęboki oddech i wyskoczyła w nocne niebo, w towarzystwie tysięcy kropelek wody.
~ Powodzenia, Barwnooki. Znajdź swoje miejsce na ziemi, dla mnie nigdy go tu nie było~ pełen euforii komunikat rozkwitł w umyśle samca. Potem widział już tylko, jak Śnieżnofutra wzbija się szybko ku niebu i ukochanym gwiazdom. Mijały kolejne uderzenia serca... Jeśli nadal oglądał, mógł zauważyć, że ciało samicy nabiera powoli blasku. Czyżby? Mógłby przysiąc, ale mogło być to tylko złudzenie optyczne spowodowane wilgotnym powietrzem. Kilka oddechów później z oddali do jego uszu dotarł dźwięczny śmiech. Potem już jej nie było.
Świetlista Łuska ostatni raz spojrzała ku ziemi- na to, co zostawiała, co mogło być jej przeszłością. Nie wątpiła jednak w słuszność swojej decyzji, więc zwróciła znów głowę ku ukochanym od zawsze gwiazdom. Ku ich światłu.
Krwisty– zapłonęło w jej umyśle. Ostatnia szansa, żeby coś przekazać ukochanemu bratu. Komunikat, który wysłała, był tak przesiąknięty mocą, że z pewnością dotarł do adresata.
~ Dokonałam wyboru, Braciszku. Do zobaczenia.~ uśmiechnęła się pod nosem. Jakoś wytłumaczy Opoce, w tym zawsze był dobry. Teraz była już tylko ona i gwiazdy.
Leciała w górę, a światło było coraz bardziej intensywnie. Nie odczuwała zmęczenia, miała w sobie zbyt dużo mocy. Ciała niebieskie wirowały wokół jej własnego, błyszcząc. A może to ona świeciła?
Może nareszcie odnalazła swoje własne światło?
Imię w końcu zobowiązuje– pomyślała, a z jej pyska wyrwał się głośny śmiech. Nie zamierzała go powstrzymywać, chciała, żeby wszyscy słyszeli jej szczęście.
Lot ku gwiazdom sprawiał jej coraz większe problemy- powietrze było coraz rzadsze, czuła też narastające znużenie. Ale to nie było dla niej ważne.
~ Już idę. Niosę wam moje światło. Dam temu światu kolejny dzień. Oto nadchodzi Słońce!~ zawołała resztką maddary, zamykając z uśmiechem chłodne ślepia.
Oto nadchodzi Słońce