Soundtrack
Dla Melodii słowa Feridy były po prostu zatrważające. Stała jak wryta, nie będąc w stanie poruszyć własną jadaczką. Nie ważne jak smukłą i delikatną, ale jadaczką. Nikt, ale to jeszcze nikt nie obraził JEJ boga tak... tak... Aaaa! Malachity, których połowę Melodia sama przehandlowała a część otrzymali od Żaru... patrzyła na nie z kompletnym osłupieniem. Ferida... miała inną wiarę. Inny pogląd na wiarę. Ale też nigdy nie udało się jej zrozumieć wiary Melodii... Jako zupełnie inna osoba jest w stanie ją pojąć...? Zanim Melodia wyrwała ciało z duchowej zmarzliny, zacisnęła powieki, wyobrażając sobie posąg Erycala. Z każdym najmniejszym detalem – ku jego czci. Wszystko po to, by zwrócił na nią swój światły umysł, swoją uwagę. I wypowiedziała do niego w myśli kilka słów... Może nieco więcej niż kilka.
Wyrwała się w końcu z lodowego ucisku zatrważającego jej serce i położyła siostrze łapę na barku. Uśmiechała się przy tym niezwykle łagodnie, a jej błękitne oczy pełne były mądrości, choć wiek samicy nie był podeszły. Cienie eksponowały zmarszczki zmęczenia, jednak nic nie mogło sprawić by na jej pyszczku widoczne były inne emocje niż troska i ciepło. Nie czuła ich, nie przeżywała ich. Była tu dla Erycala i Feridy.
–
Droga siostro, proszę, wysłuchaj co mam do powiedzenia. – Zaczęła melodyjnym, niezwykle spokojnym tonem. Niegdyś była Kołysanką. Jej głos nie zmienił się od tego czasu. Łagodne pociągnięcia strun... wydawała z siebie czyste, lekkie dźwięki. –
Po pierwsze, Erycala nie ma tylko tutaj. To on rozwinął magię leczącą i przekazał ją nam, smokom. Jest przy tych, którzy odnieśli rany. Przy tych, których rany się goją. I przy tych, których rany zabijają. Wiecznie czuwa. Patrzy i wie. Zna cierpienia okaleczonych, odpowiada za ulgę, za regenerację. To on jest tym, którego smok widzi tuż przed spotkaniem z Ateralem, a niegdyś Tarramem Upadłym. Nasze ciała są kruche, Ferido. Niezwykle kruche. Dlatego teraz tu jesteśmy. Tu, u Erycala. Prosząc go o pomoc musimy być pewni kilku rzeczy. Że chcemy być w pełni sprawni raz jeszcze, że jesteśmy gotowi na przeciążenie boską łaską gdy nas dotknie. I że mamy do siebie wystarczający szacunek. – Przerwała, ale tylko na chwilę, by chrapami otrzeć się o miękkie chrapy siostry. W geście czułości. I pozwalając sobie wziąć oddech. Smukłe, długie skrzydła Melodii drgnęły. Trójbarwne, jasne, platynowe, błękitne i fioletowe piórka zaszumiły gdy delikatnie się o siebie otarły. Ale najdłuższe lotki nie przestały krzyżować się na zadzie, zupełnie jak u jaskółki. –
Zapłata, którą żąda od nas Erycal nie jest zapłatą za jego usługę, Ferido. Bogowie nie potrzebują tych kamieni. One nadają wartość temu, czego pragniemy. Smok, który zbiera je sam pokazuje jak zdeterminowany jest by osiągnąć swój cel. Pokazuje swoją siłę i swoją wartość. Zaś te smoki, którym pomagają inni, jak ja i Żar tobie, udowadniają jak kochane są i jak wielką wartość mają dla innych. Erycal nie potrzebuje zapłaty w wartościowej walucie. On poddaje nas próbom. Wiernych i niewiernych. Udowadnia nam naszą wartość. – Uśmiechnęła się ciepło. Jej głos był niezmiennie spokojny. Tłumaczyła Feridzie jak młodszej siostrzyczce. I w oczach Rek widać było tę samą matczyną miłość.
–
Nie jest mi przykro, Różo. Potrafię żyć z moją chorobą. Ona sprawiła mnie tą Rek, którą teraz przed sobą widzisz. Erycal dał dar uzdrawiania poprzednikom Żaru, a on czuwał nade mną gdy byłam pisklęciem. Teraz jestem tutaj. Jestem tutaj dla ciebie. Ponieważ Erycal żyje. Ponieważ żyje też Kammanor i Immanor. Ponieważ Ateral czuwa nad naszymi duszami. Czuję ich tchnienia na moich łuskach. Są, patrzą, widzą i czują to co my. Wiedzą. Jestem wdzięczna, Różo. Gdyby nie ta słabość, nie byłoby mnie tutaj. Nie byłabym sobą. Byłabym kimś zupełnie innym. Jestem dumna z tego co osiągnęłam i w jaki sposób się rozwinęłam. Jestem szanowaną Piastunką, Zastępczynią naszej nowej Przywódczyni. Jestem pewna, że moje poprzednie wcielenie poprosiło o to by ujarzmić temperament mojej gorącej duszy. Dlatego wciąż będę chwalić naszych bogów. Ponieważ oni dają mi pokój w sercu. Wiem, że będąc tą Rek dosięgnę Gwiazd. Może moja dusza jest już stara? – Uśmiechnęła się szeroko. Jej głos nie był bardziej ekspresywny niż wcześniej, a uśmiech delikatny, choć widać było kły. Stając przed Feridą, objęła ją łapą z jednej strony szyi, przylgnęła torsem i w miarę smoczych możliwości owinęła swą drobną, jaśniejącą łabędzią szyjkę o jej własną – szarą i puszystą. –
Jestem tu by cię chronić. – Szepnęła swym aksamitnym, ćwiczonym od księżycy głosem. Nie miała silnego ciała, ale...