A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 3| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,MA,MO,Skr,Śl,Kż: 1| MP,W,Lecz: 2
Atuty: Ostry węch, Kruszyna, Skupiony
Mara dostrzegła, że rana nie tylko krwawiła, ale też sprawiała spory ból smoczycy. Trudno zapewne było jej się poruszać z tak brzydkim stłuczeniem. Nie obawiała się więc podejść bliżej, bo, jak sama zauważyła – byłaby łatwym celem. Przeklęta zaś, jako kleryczka, znała ledwie podstawy walki, której zresztą sama się nauczyła i nie byłaby w stanie wyrządzić obcej wiele krzywdy. Nawet kompan zapewne dałby jej radę.
– Witaj. – przywitała się łagodnym tonem, choć nie az tak przyjaznym, jak Zarannej i podeszła bliżej, choć nie za blisko. – Przeklęta Łuska... Kleryczka Wody. Mogę Ci pomóc z tymi ranami, jeśli wystarczą Ci moje umiejętności. – zaoferowała. Przeniosła spojrzenie pomarańczowych ślepi z pyska smoczycy na jej lewy bok, a potem zranioną łapę. Nic poważnego, choć z pewnością przeszkadzało.
Zaczekała na odpowiedź Adeptki, a kiedy ta się zgodziła, podeszła do niej jeszcze bliżej, łypiąc nieufnie na kłąb dymu z oczami. Skupiła się już całkowicie na Zarannej. Westchnęła bezgłośnie, analizując rany i odezwała się po chwili milczenia.
– Zrobię teraz opatrunek. Będę delikatna, ale rany i tak mogą w pierwszej chwili zaboleć, zanim zadziałają środki przeciwbólowe. Postaraj się nie ruszać gwałtownie. – poinformowała, po czym przywołala do siebie pięć ziół: babkę lancetowatą, nawłoć pospolitą, dziurawiec pospolity, lulek czarny i żywokost. Sproszkowane nasiona lulka wrzuciła do kamiennej miseczki, zalała wodą, którą zebrała za pomocą maddary z powietrza i wymieszała dokładnie. Podstawiła miseczkę pod pysk smoczycy.
– Wypij to, proszę. Ukoi ból. – poprosiła, choć jej ton był stanowczy. Pomogła ewentualnie Adeptce wypić leczniczy napój, po czym zajęła się raną na łapie. Zmiażdżyła w łapach liście babki lancetowatej, które natychmiast delikatnie przyłożyła do krwawiącej rany. Zaraz po babce, przyłożyła także do rany zmiażdżony w łapach liść nawłoci. Krwawienie powinno ustać, więc teraz wzięła dwa kwiaty dziurawca, wrzuciła do miseczki, zebrała ponownie wodę z powietrza i zagotowała. Kiedy napar nieco ostygł, podała go do wypicia smoczycy, podobnie jak wcześniej i pomogła jej przechylić miseczkę. Na koniec wzięła jeszcze sproszkowany korzeń żywokostu, do którego w miseczce dolała odrobinę wody, wymieszała, aż powstała gęsta maź. Maź ostrożnie nałożyła bezpośrednio na ranę, co powinno przyspieszyć gojenie się rany.
Teraz, kiedy opatrunek był gotowy, mogła przejść do leczenia magią. Ponownie musiała uprzedzić o tym pacjentkę.
– Zioła już zaczęły swoje działanie. Pozwól mi się teraz dotknąć i użyć maddary, bym mogła dokończyć leczenie. – głos Kleryczki był pewny i cierpliwy, płynął od niej spokój i cierpliwość. Czas je naglił, ale rany były już opatrzone, więc nie chciała działać wbrew smoczycy. Zdawała sobie sprawę z tego, że obca maddara przerażała niektóre smoki, inne czuły się z tym niekomfortowo, nawet, jeśli chodziło o uzdrowienie ich ciała. Wolała więc zdobyć zaufanie Zarannej i dopiero przejść spokojnie do działania.
Kiedy ta się zgodziła, przyłożyła łapę do jej skroni delikatnie. Wpuściła do jej ciała swoją maddarę w postaci najpierw tylko pojedynczego impulsu. Zlokalizowała rany. Najpierw zajęła się stłuczeniem na boku. Usunęła krwiak, wszelkie skrzepy, bakterie. Oczyściła to miejsce. Odbudowała zmiażdżone naczynia krwionośne, nadając im elastyczność, drożność, wytrzymałość, jaką miały wcześniej. Usunęła obrzęk, złagodziła podrażnione nerwy. Skóra i łuski nie ucierpiały, więc wyglądało na to, że to wszystko. Teraz zajęła się drugą raną, rozcięciem na łapie. Zaczęła znów od oczyszczenia rany ze wszelkich zabrudzeń, potem także zarazków. Odnajdywała każdą bakterię niepożądaną w organizmie smoczycy i eliminowała ją. Usunęła zniszczone tkanki, które mogły być także pożywką dla bakterii. Później zajęła się naczyniami krwionośnymi, które połączyła tak, by nie powstały żadne blizny i niedrożności. Wzorując się na podobnych naczyniach, nadała im odpowiednią grubość i giętkość. Podobnie połączyła zniszczone nerwy, złagodziła te, które były podrażnione. Złagodziła obrzęk. Potem połączyła poszarpane mięśnie, nadała im wcześniejszą rozciągliwość, wytrzymałość. Na koniec zajęła się skórą i łuskami. Pobudziła komórki skóry do szybszego wzrostu, do momentu, aż miejsce to nie wyglądało jak każde inne na ciele smoczycy, oczywiście nie licząc braku łusek. Kiedy skóra była już zregenerowana, pobudziła łuski do szybszej odbudowy. W końcu puściła skroń smoczycy i przestała przelewać maddarę w jej ciało.
– Teraz powinnaś poczuć się lepiej. – powiedziała i rzuciła jej głębokie spojrzenie w ślepia, badając, jak teraz się czuje.
/ lekka: 1x lulek czarny
średnia: 2x babka lancetowata, 1x nawłoć pospolita, 2x dziurawiec pospolity, 1x żywokost
Licznik słów: 685
Cień forever.