Dni pod barierą stawały się coraz dłuższe z każdym wschodem i zachodem Złotej Twarzy. Od kilku księżyców panowała już letnia pora, jednak zima ani myślała ustępować, wprost przeciwnie – wciąż utrzymywał się chłód, a śnieg który spadł jakiś czas temu nie topniał. Wszystko tonęło w biało-szarych barwach, a smoki nie mogły wyczuć tak upragnionego, ciepłego wiatru, zwiastującego rychłe nadejście wiosny. Roślinność także pozostawała uśpiona: na krzewach i drzewach trudno było ostrzec jakiekolwiek pąki lub malutkie, zielone listki, próżno było szukać także przebiśniegów lub krokusów. Nikt nie mógł wypatrzyć lub wytropić zwierzyny wracającej z zimowisk, a głodne i wściekłe drapieżniki wciąż panoszyły się po ziemiach czterech stad. Na domiar złego roślinożercy tacy jak dziki i łosie czy to z braku pożywienia, czy stałych ataków ze strony drapieżców same stały się agresywne, walcząc jakby wstąpiły w nie piekielne siły. Zima zdecydowanie nie była łatwą porą dla smoków Wolnych Stad.Śnieg zdążył już zasypać ślady i krew po ostatnim spotkaniu na Skałach Pokoju. Miejsce to było ciche, zimne i puste. Gdyby ktokolwiek tu przybył mógłby dostrzec niezwykle ciekawe zjawisko: przez śnieg przebiła się w jednym miejscu chudziutka i wąska gałązka. W pewnym momencie zaczęła ona bardzo szybko rosnąć, wijąc się po śniegu niczym poskręcany, brązowy wąż. Od głównej gałęzi, z każdą chwilą odchodziły kolejne gałązki, coraz więcej i więcej. W końcu wzniosły się one tworząc piękny i rozłożysty krzak. Zielono-żółte plamy maddary zalśniły dookoła krzewu, pobudzając jego dalszy wzrost. Na nagich do tej pory gałęziach pojawiły się soczyście zielone listki, a potem pąki, które w jednej chwili rozkwitły ukazując światu przepiękne kwiaty. Ich płatki były jasnoróżowe na brzegach, białe w głębi, zaś z centrum wystawały żółte słupki z pyłkiem. Maddarowe ogniki złączyły się, tworząc jasną kulę brzasku, która przybrała kształt Alaleyi, pani natury. Światło zniknęło, gdy rozglądała się ona dookoła, wodząc wzrokiem po białych zaspach, unosząc się łagodnie nad krzewem. Chwilę przyglądała się mroźnemu krajobrazowi, po czym dotknęła jednej z gałązek. Zielona iskra maddary przeskoczyła z jej dłoni i spłynęła po gałęzi w kierunku ziemi. W jednej chwili od krzewu w każdym kierunku rozeszły się setki zielonych lini, błyszcząc pod śniegiem i na odsłoniętych skałach. Wszystkie gady mogły usłyszeć w swoich głowach muśnięcie niezwykle rozległego, dzikiego umysłu, a potem cichy szept przypominający szum lasu:
"Przybądźcie na skały pokoju, wolne smoki, jeśli tak jak ja pragniecie nadejścia wiosny..."
Zielone żyłki rozbłysły, a potem w jednej chwili zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły. Alaleya , siadając na jednej z szerszych gałęzi, która przyjęła kształt siedziska, jak gdyby roślina pragnęła pomóc jej w odpoczynku. Aura emanująca od strażniczki natury była niczym las poruszany lekkimi powiewami wiatru. Spokojna i harmonijna, ale mająca w sobie coś tajemniczego, majestatycznego, cząstkę pradawnych czasów.
// Zasady:
– będą aktualizowane w miarę postępowania wydarzenia
– udział może wziąć każdy bez względu na rangę (pisklęta także)
$























