OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie rezygnowała ze srogiego wyrazu pyska, ale poruszyła z lekkim zainteresowaniem uchem, gdy smok wspomniał o swoim dziadku. Płakałby ze szczęścia...? Nie znała nikogo, kto byłby do tego zdolny, tak rozemocjonowany wydarzeniem odegnania Mgły, nawet Opoka zachowywała wtedy jakąś ogładę i łez nie roniła.Przekrzywiła delikatnie, prawie niezauważalnie głowę, odchodząc gdzieś na bok spojrzeniem.
Zerknęła na różę przelotnie, mrugając z zainteresowaniem. Nigdy nie zachwycała się pięknem kwiatów, jakby nie miała czasu na tak błahe sprawy. Właściwie brała ich urok za pewnik, jedną stałą, która nie zmieniała się, chyba że za sprawą mijających pór, wobec których nikt nie był wyższy. Chyba, że Bogowie.
Odetchnęła, wyczuwając w powietrzu słodszy zapach, i chociaż mający swoje źródło w maddarze, niemniej urzekający.
Pokręciła łbem stanowczo, z cichym westchnieniem.
– I moje szepnięte słowo ma jakąś cenę – nawet jeśli miałaby na bok odrzucać swoją niechęć do nieziemnych na ziemnych terenach, to układ wciąż według niej byłby nierówny. – Nie jestem pewna, co byśmy mieli z twojego buszowania po naszych terenach łowieckich. Oprócz, oczywiście, świadomości pomocy tobie – uśmiechnęła się krzywo, nadal nieprzekonana wizją wpuszczania Rhaegranthura na ich tereny.
– Faktycznie – skomentowała cicho jego słowa o ryzyku poruszania się w grupie. W tonie jej głosu grało faktyczne zdziwienie i jakieś zawstydzenie własnym brakiem perspektywy. Zawsze uważała, że grupa to siła. Im więcej smoków w stadzie, tym jest silniejsze, im mniej: tym jest słabsze. Na tym polegała nawet wyrwa między Wodą i Ziemią: na różnicy smoków. Nie pomyślałaby, że za barierą było inaczej. Ale jak zastanowić się nad tym, to miało to sens. Jakkolwiek duża nie byłaby grupa, Równinnych zawsze było więcej. Liczby nie działały na korzyść smoków, ten jeden raz...
Obruszenie smoka, gdy mówił o dwunogach zainteresowało Gonitwę. Ona miała z nimi do czynienia tyle, co nic. Oprócz walki z Mrocznymi... ale wiedziała oczywiście, że Mroczni byli źli, tak samo jak wiedziała, że to tylko ułamek dwunogów.
– Nie było mnie, gdy elfy były obecne w Dzikiej Puszczy... Ale skoro mają zawitać podobno znowu, to nie są podobne do tych dwunogów, które spotkałeś ty – zauważyła. Gdyby rzeczywiście elfy pod barierą próbowały smoki siodłać czy zabierać im skarby, to nikt na drugi raz by ich nie spraszał. I ich wizyta nie byłaby na tyle długa, by móc o niej cokolwiek wspominać. – Dwunogi dwunogom, podobnie jak smoki smokom, nierówne – dopomniała jeszcze, bardziej zamyślonym tonem. Rzadko kiedy miała okazję gdybać i dumać o stworzeniach, smoczych czy nie, za barierą.
Milczała moment, gdy samiec opowiedział jej już o swoim dziadku, z rosnącym zamyśleniem widocznym na pysku. Oczywiście też dołączyła do samca, zrównując z nim krok.
– Ten twój dziadek... to był Chłód Ziemi? – spytała ostrożnie, obserwując smoka. Być może w poszukiwaniu podobieństwa do poprzedniego przywódcy. Obraz białego czarodzieja prawie jeszcze trzymał się we wspomnieniach smoczycy. Pamiętała rzecz jasna jego futro, zabliźniony pysk. Wąsy. Podobne, te same, co miał Rhae.

















