A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 1| A: 1
U: B,L,A,O,Skr,Śl,W: 1 | MA,MO,MP: 2
Atuty: Boski ulubieniec, Niestabilny, Obrońca, Wybraniec bogów, Pechowiec
Wśród smoków, które przewijały się na Ziemi Niczyjej był też pewien Ddaerwedd, Dziecko Ziemi. Nie wiedząc czemu, uwielbiał spędzać tutaj czas. Zdawać by się mogło, że bardziej, niż na swoich własnych terenach. Niebotyczny sam przed sobą przyznał, że tak mały skrawek terenów jest wyjątkowo bogaty w różnorodny krajobraz i anomalie natury, które miały nieraz tu miejsce. Oraz obiekty, takie, jak Świątynia, dom Saevherne czy Carn, kurhan Ddraige, które odeszły, by zjednoczyć się ze swoimi przodkami i tam wieść razem życie wieczne w zgodzie, szczęściu i pokoju, pozbawieni trosk, kłótni i problemów.
Ah, według niego życie po śmierci zapowiadało się naprawdę miło. Nawet smoki, które popełniły wiele złego w świecie śmiertelników dostawały spokój i ciszę, pozbawiane były negatywnych emocji gdy tylko dusza opuściła ich ciało. Był zdania, że świat, w którym jest życie, może być wykreowany zarówno na Raj, jak i miejsce wiecznego cierpienia, a wszystko to zależy od tego, jak dany Ddraig żyje. Nie potrafił jednak zrozumieć działań destruktywnych, tak, by tworzone było Cierpienie. Wierzył, że celem każdego życia jest szczęście. Gdzie zatem ono było w bólu i cierpieniu?
Zamyślony nad tym błądził tak nieopodal Białego Drzewka, stawiając leniwie krok za krokiem w towarzystwie małej, niebieskiej sikorki. Ptaszyna nie była mu... kompanem, jak tutejszy Ddraig by to nazwał. Była ona pozbawiona tej niewidzialnej klatki, która więziła zwierzęta, by nieodłącznie stały się częścią smoka, z którym są połączone. To, swoją drogą, było absurdalne dla Niebotycznego. Dlaczego ktokolwiek chciałby się zgodzić na coś takiego? Na spętanie zwierzęcia wbrew jego woli, by było towarzyszem? Dlaczego coś takiego miało miejsce, skoro coś niemal identycznego można było osiągnąć z nieco większym wysiłkiem, zyskując szczere zaufanie i swobodę u swojego pupila, zwyczajnie go oswajając? Pokazując, że te wielkie, skrzydlate gady nie są zagrożeniem, a czymś, co zapewnia schronienie, opiekę oraz niekiedy żywność?
To czyniło sikorkę beztroską. Łopocząc niezdarnie swoimi skrzydełkami, znalazła zabawę w doganianiu swojego smoczego przyjaciela na ziemi, próbując zrównać z nim krok – oraz przy okazji poszukać czegoś, co mogłoby zapełnić chwilowo mały, ptasi brzuszek.
Przez swoją nieuwagę, sikorka niemal wpadła na wielką łapę Niebotycznego, który nagle się zatrzymał. Ptaszyna wystraszyła się tego niespodziewanego ruchu i odleciała ledwie 3 szpony dalej, by móc z bezpiecznej odległości poddać analizie to, co się właśnie stało. Spojrzała na masywny łeb smoka, który zdawał się patrzeć... w stronę perłowej smoczycy, która spoczywała kilkanaście kroków od niego. Mysikrólik ją pamiętał. To ona była tą, która padła ofiarą niełaski dwóch mistycznych stworzeń niedaleko stąd, na Skałach Pokoju. Lecz teraz... puścił w niepamięć te negatywne wspomnienia, a na pysku wymalował się uśmiech serdeczności wobec Aenyewedd, którą zapamiętał. Nie zwlekając długo, Dziecko Ziemi ruszyło w stronę spoczywającej istoty, by zaprosić ją do rozmowy, na którą wcześniej nie mieli okazji.
Szklana Melodia mogła po chwili usłyszeć coraz głośniejszy szelest trawy przez zbliżające się do niej kroki, aż w końcu usłyszała i słowa, które padły z pyska starszego smoka.
– Ah, jakaż niebywale miła jest to niespodzianka... Ceádmil, najdroższa Aenyewedd. Nie mam pewności, czy... Twoja pamięć pozwala Ci na przypomnienie sobie o mojej osobie... Zwą mnie Niebotyczny Kolec, jestem... Dzieckiem Ziemi. – ukłonił się serdecznie Mysikrólik, decydując się na ponowne przedstawienie się samicy.
– Czy... byłoby to problemem, gdybym zechciał zająć Ci czas... rozmową? Lub też ciszą, jeżeli takie Twe pragnienie, droga... Szklana Melodio. – zapytał niepewnie, podczas, gdy sikorka właśnie przyhasała wesoło do jego tylnej łapy, szczegółowo analizując białą postać, która leżała na trawie skąpana w świetle Feainn.
Licznik słów: 565