A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
___Z obycia Rionnaga emanowało wiele… narcyzmu. Niemniej jego nastawienie wobec Kobalta było pozytywne, więc kleryk przeszedł odrobinę niemiłego zaskoczenia, gdy fioletowy ni z gruszki ni z Nurta zaczął tłuc ogonem po ścianie w odpowiedzi na niewinne pytanie niebieskołuskiego. Skrzywił się lekko na ten niespodziewanie ekspresyjny przebłysk entuzjazmu przyszłego wojownika a jednocześnie uważnie śledził, jak ostry grot uderzał w ścianę o żałośnie małe odległości pojedynczych łusek od jego naciągów.
___– Ostrożnie z tym ogonem, Rionnagu. Jeśli przetniesz przypadkiem którąkolwiek z tamtych trzech lin, skończymy z deszczem kamieni sypiącym się nam na łby. Szczerze wątpię, żeby zostało z nas w takiej sytuacji dostatecznie wiele, by skompletować z tych marnych resztek jeden smoczy szkielet. Odsuń się proszę, zdemontuję to. – ton głosu był beztroski, jakby Kobalt właśnie opowiadał o swoich zapatrywaniach na jutrzejszy posiłek. Zaraz wysłuchał jednak prośby starszego adepta o naukę, przekręcając przy tym w zaskoczeniu łeb. – „Różnych rzeczach pod barierą.” Hmm… nie wiem większości rzeczy, które sam chciałbym wiedzieć, ale sądzę, że był…
___W tej chwili miejsce miały dwie sytuacje, które wespół odebrały na chwilę zszokowanemu Kobaltowi zdolność mowy. Rionnag począł czyścić sobie łuski z jakichś praktycznie nieistniejących pyłków, zaskakując kleryka swoim brakiem przemyślności. Spod jego własnego skrzydła natomiast nagle wyślizgnął mu się kawał ciała, zaskakując kleryka swoim brakiem spójności z resztą organizmu. Notując w myślach, by wspomnieć adeptowi o nonsensie czyszczenia łusek wewnątrz zapylonej jaskini, niebieskołuski spojrzał pod ramię skrzydła by ocenić, co tu się właściwie wydarzyło i z pewnym przerażeniem odkrył, że oto spogląda na młódkę, którą razem ze Szkwałem odciągnął znad brzegu Naksary. Przez ułamek sekundy w jego wzroku można było wyczytać wahanie, która alternatywa jest gorsza: samoistnie odpadający od ciała kawał mięsa czy przemycone nieświadomie daleko poza Obóz pisklę.
___– Lulal, dobrze. Ja jestem Kobalt, może pamiętasz? Hmm… w porządku, nie spodziewałem się, że wędrowałaś ze mną przez cały czas. – Ogon zafalował lekko w akcie poddenerwowania. Co robić? Z jednej strony powinien odstawić młodą do Obozu jak najszybciej z drugiej strony już w zasadzie zdążył zadeklarować pomoc Rionnagowi. No i musiał rozmontować te ostatnie pakunki kamieni zawieszone u powały jaskini, nim ktoś sobie zrobi krzywdę. Choć, do Tarrama z tym. Obóz zaczeka. Kamienie również nie spadną, w końcu plótł mocne liny. Uśmiechnął się lekko. Może i jemu przyda się odrobina przerwy od badań, zaznanie przyjemności którą czerpie się z dzielenia się własną wiedzą. Kto wie, może i w tej dwójce wypuści kiełki sadzonka wrażliwości, którą u niego tak pielęgnował Ojciec?
___Sięgnął do swojego źródła, po czym pojedynczym włóknem maddary odciął i przyciągnął z krzewu nieopodal zroszoną ciemnofioletowym kwieciem gałązkę. Intensywny zapach bzu rozniósł się po jaskini. – Lulal, proszę. Ostatnim razem spodobał ci się, tak samo jak żuczek, taki jak ten. – Kobalt wyciągnął w kierunku małej fioletowy pazur, po którym spełzł na gałązkę wspomniany owad. Zwrócił się teraz do obojga nieoczekiwanych towarzyszy. – Usiądźcie sobie wygodnie tutaj przy ścianie, naprzeciwko tego obłego wybrzuszenia w posadzce. Lulal, właśnie miałem opowiedzieć Rionnagowi parę ciekawostek. Zostaniesz i posłuchasz? Później wrócimy wspólnie do obozu, dobrze?
___Naukę czas zacząć.
___Cicha Jaskinia była skąpana w gęstym półmroku, który zaburzało wyłącznie mleczne, wilgotne światło wczesnego świtu Liściastych Dywanów oraz pojedyncza pochodnia, którą kleryk zatknął wcześniej między skałkami. Maddara opuściła jego źródło i pochodnia zgasła, pozostawiając ich w głębszej ciemności. Stanął naprzeciw dwójki w pewnej odległości, by być słabo widocznym i przymknął ślepia, skupiając się na wypowiadanych słowach… i czymś jeszcze. Nad podłożem jaskini, przed pisklęciem i adeptem, narodziły się emanujące własnym światłem niematerialne włókna. Ich czysty blask wyciągał cienie z kamiennych zmarszczek i porowatości tworząc mikroświat grot, równin, wzgórz, jaskiń rzek…; ich kontur zamykał tak w sobie nieregularny obszar. – Jesteśmy smokami Wolnych Stad. Stad tych jest czwórka i wszystkich nas łączy wspólna więź z bogami, którzy nam patronują: każdy z bogów każdemu jednemu smokowi z osobna, jak i jeden szczególny boski patron dla każdego Stada. – Z mineralnego gruntu uniosła się chłodna smuga wodnego dymu, który zaczął bezgłośnie spływać ku lewej stronie lśniącego konturu, tworząc żywą miniaturę rzeki i jeziora Naksary, z gęstszymi prądami wodnymi tańczącymi w lepkim świetle. Dym zaczął rozlewać się leniwie, formując symboliczne wybrzeże i ocean, niepewnie zatrzymując się na wydzielonym obszarze. Kształt wód kleryk uczynił dokładnie takim, jakim on sam widział go podczas swoich swobodnych lotów wysoko ponad ziemią.
___Oto jednak na dopływie jeziora do rzeki zaczęła się kształtować utkana jakby z odległych gwiezdnych drobin złączonych fioletową nicią sylwetka smoczycy o smukłej sylwetce i srebrnych ślepiach. – Naszemu Stadu Wody patronuje Naranlea, bogini maddary i twórczyni tej mocy, jak również Pani odpowiedzialna za powstanie bariery, która przez długi czas chroniła nas przed napaścią smoków Równin, nie dopuszczając ich do środka. Niestety obecnie z barierą dzieją się rzeczy dziwne, ten temat jednakże odłóżmy na razie na bok. Woda obejmuje w swoim posiadaniu obszar od Torfowiska na południu, przecina rzekę Pekeri oraz las Pekeri aż do rzeki Falar wzdłuż której biegnie dłuższy czas. Dalej nasza granica odbija no północ i biegnąc wzdłuż podnóża gór przecina Łagodne Szczyty, rzekę Ataiur oraz zawija na wschodniej ścianie Małego Lasu, położonego zaraz za Wzgórzami Yanaha. – Kobalt wysunął się nieco wprzód by sunąć szponem po swojej „mapie”. Wraz z gestem pojawiała się następna, tym razem niebieska linia świetlna wytyczająca teren Wody a także mgliste iluzje kolejnych wspomnianych obszarów: jasnoszare, falujące obszary dla wód, zielonkawe pierzaste kontury różnych drzew dla terenów zielonych oraz zawiesista, zestalona w granie i przełęcze szarość symbolizująca góry i wzgórza. – Przeciąwszy Naksarę i Tyral dociera aż do rąbka pustyni Nerani, skąd cofa się do delty Tyralu, ostatecznie wpadając do morza. Zachodnią część wytycza granica bariery oraz zewnętrzne wybrzeża zbiorowiska wysp, których jeszcze nie zwiedziłem w stopniu dostatecznym, bym mógł powiedzieć wam o nich ze szczegółami. Nie wątpię, że o samej słonej głębi morza opowiedziałby wam Syreni Śpiew, nasz łowca, jeśli go poprosicie. Poza tym jednak, charakterystyczne są jeszcze następujące rejony naszych terenów: Łagodna Łąka odcięta od reszty przez odnogę Tyralu zwaną lewym Tyralem; lasy Trimar, Naksary oraz lad Graniczny otulający Łagodne szczyty, ponadto Wierzbowy Bór. Od Falaru odchodzi rzeka Ferbor, która wpada aż do mniejszej głębi, wytyczającej wraz z zatokami Falar, Naksary oraz Tyralu naszą linię brzegową. Na razie to tyle w tym temacie chyba, że macie jakieś pytania odnośnie któregoś z tych rejonów. Ale zachęcam was, by samemu zwiedzić jak najwięcej z nich. Sam byłem zaledwie w kilku i żadna opowieść nie zastąpi własnego doświadczenia, zapewniam was. – Utrzymywanie właściwego kształtu tylu kłębów dymu i rozrastającej się sieci świateł jednocześnie wymagało tak wiele skupienia, że niebieskołuski z ulgą zredukował w końcu detale iluzji. Odpowiedziawszy na ewentualne pytania kontynuował. – Dalej… pozostałe Stada. Tutaj niestety nie jestem wam w stanie powiedzieć praktycznie nic o ich terenach, więc pokażę wyłącznie ich patronów i przejdziemy do tematu bogów i historii. – Nim Kobalt cofnął się ponownie w cień, ślepia błysnęły mu radośnie. Snucie opowieści podobało mu się coraz bardziej. Rzucił okiem na Lulal: czy wciąż zajmowała się bzem i żuczkiem, które dał jej celowo w formie sprawdzianu, czy jego opowieść jest dostatecznie ciekawa?
___Na północy konturu, na jednym z miniaturowych kamiennych wzgórz jaskiniowej podłogi wykwitło pomarańczowo-czerwone światło, zalawszy północny-zachód mapy oświetliła od spodu pojawiającą się zaraz obok ognistego wzniesienia drugą po Naranlei smoczą sylwetkę, tym razem jednak przedstawiająca Potężnego: granatowa iluzja zdawała się okoliczny blask światło ciemnością swoich ślepi. – Stadu Ognia, któremu wedle mojej wiedzy przewodzi Szklana Melodia, patronuje Kammanor zwany Potężnym: bóg siły. Granatowołuski ponoć bywa porywczy, choć nie słyszałem by kiedykolwiek odwiedził Wolne Stada. Oczywiście to o niczym nie świadczy, skoro i moja wiedza bierze się od smoków, które jakoś niespecjalnie zdają się kwapić by przechowywać swą wiedzę dla potomnych. – Na pysku kleryka wyłoniły się dwa dołki, gdy na chwilę przerwał opowieść, nie mogąc się powstrzymać przed zaciśnięciem szczęk w przypływie irytacji. Po chwili jednak kiwnął sam sobie łbem i kontynuował. – Patronem Stada Cienia jest Ateral, drugi chronologicznie bóg śmierci. – Kobalt przemawiał, jakby anonsował czyjeś przybycie i faktycznie, centralna i południowa miniaturka masywu górskiego rozbłysła na fioletowo a z jej cienia wyłoniła się podobizna szarołuskiego Władcy domeny Śmierci. – W końcu: Stado Ziemi. Poza naszym Przywódcą Szlachetnym Nurtem, którego przecież oboje znacie, pokazać wam mogę wyłącznie Przywódczynię tego właśnie Stada: Szablę Kniei. Patronem Ziemi natomiast jest nikt inny, jak Immanor. – Własną Matkę mógł bez większego trudu ukazać dwójce w najdrobniejszych detalach jej szelmowsko uśmiechniętej pomarańczowołuskiej osoby, lecz nawet najbardziej realistyczna postać żywego smoka musiała zostać przysłonięta przez utkaną z gwiazd i przestrzennej sieci podobiznę Złotego Boga.
___Po chwili wszystko poza Immanorem rozpłynęło się w niebycie, sam bóg natomiast rozdzielił się na gwiazdy, które uniosły się do góry, oraz złote nici, które rozpleniły się po ziemi tworząc nierównomierny kobierzec. Iluzja przygotowała się na podążanie za opowieścią swego twórcy, głos kleryka przybrał zarazem odmienny ton, symbolizując zmianę tematu. – Cofniemy się teraz w przeszłość nieokreśloną. Początki świata są splątaną zasłoną mitów, które nierzadko przeczą sobie wzajemnie- w tych wersjach przynajmniej, które mnie dane było poznać. Postaram się przedstawić wam opowieść w miarę spójną, lecz pamiętajcie, że nie jest ona jedyna. Jakiekolwiek by nie były fakty, znane zapewne wyłącznie bogom i może ich prorokom, do nas trafiają one niestety wyłącznie w formie ziaren skrytych w wierzeniach. Oto więc jedna z wersji historii o powstaniu bogów i smoków:
__Immanor-Kamma, o łusce złotej niczym ciało zdjęte ze swej matki oraz niebieskich ślepiach jak odjętych z bezmiaru ojca; ten, który wykluł się z połączenia Wielkiej Piaszczystej Doliny oraz Nieba, był pierwszym i największym ze smoków. Wuj jego, Wulkan, ofiarował mu cząstkę swego ognia, pozwalając Złotołuskiemu ziać swym żywiołem.
__Wspaniałego gada przepełniać miała jednak pycha i samouwielbienie tak wielkie, że pewnego razu, gdy przechadzał się on dumnie po świecie, rozerwały mu one pierś na pół. Jedna cząstka pozostała jak dawniej złota i niebieskooka i stała się Immanorem, to jest Wytrzymałym, druga stała się Kammanorem, czyli Potężnym i przyjęła barwę nocy, podczas której miało miejsce to przeistoczenie. Choć byli do siebie podobni w gestach, skrajnie różne były ich temperamenty i między braćmi nieraz dochodzić miało do kłótni i niesnasek.
__Raz więc, działając w gniewie podczas jednej ze swych utarczek, bracia postanowili wspólnie stworzyć trzeciego z boskiego rodzeństwa: mediatora pomiędzy nimi. Jednak emocje które nimi targały powołały do życia boga gorzkiego i przebiegłego o imieniu Tarram, który bezbrzeżnie znienawidził Immanora za powołanie jego duszy do istnienia. Tak oto narodził się pierwszy bóg Śmierci.
__Nie odnalazłszy w zdradzieckim bracie oparcia, dwójka bogów podjęła kolejną próbę, tym razem stworzywszy smoczycę. Powołana do istnienia boginii przyjęła imię Nenya a jej temperament i humor okazały się działać na kłótliwych bogów niczym okład na ranę.
__Następni byli Viliar i Valanyan, ofiarowani przez wodną nimfę. Czerwony smok Viliar o gniewnym i niestabilnym charakterze stał się z czasem bogiem niesłusznej wojny, swoim charakterem uzupełniając się z patronującym rzemieślnikom czarnołuskim Valanyanem. Mimo różnic w charakterach obaj bracia żyli i polowali wspólnie i nie było między nimi większej niezgody…
__…aż do czasu, w którym dojrzała córka Immanora i Srebrnej Twarzy. Piękno Naranlei miało sprawić, że wilki zawyły do księżyca po raz pierwszy ku chwale srebrnego światła które powiło Fioletowołuską, na pochwałę tego cudu stworzenia. Viliar i Valanyan rzucili się wtedy na siebie i rozpoczęła się między nimi walka o względy Naranlei. Nimfa wodna, nie mogąc uspokoić synów, zwróciła się z prośbą o pomoc do Immanora. W tym też właśnie czasie miał powstać najmłodszy z boskiego rodzeństwa Złotołuskiego- Thahar. Bóg łowów o niepozornie pokaźnej tuszy i rozleniwionej natury skrytej pod ciemną zielenią łuski został uczyniony z pazurów, które odciął od swych łap Immanor. Błędne ogniki thaharowych złotych ślepi nie wystarczyły jednak, by wywieść braci ku polowaniom w dziczy, z dala od przyczyny ich niesnasek. W końcu puściły tamy cierpliwości Złotołuskiego i sprowadził on chłód, który wniknął i stał się jednym z krwią obojga braci tak, że w nocy, gdy Słońce nie ogrzewało ich ciał, zapadali oni w sen. Tak ukrócone zostały ich niesnaski, bowiem i Naranlea w swej przemyślności nie stanęła u boku żadnego z braci.
__Nimfa w podzięce dała potomstwo Immanorowi, to jest dwójkę smoków o srebrnych łuskach: Nytbę, boginię urody oraz Uessasa, boga miłości. To jednak Naranlea dała swemu ojcu jego jedyne wnuki. Pierwsza Lahae, patronka Tajemnic, której ojcem jest Ogień. Drugim i prawie najmłodszym spośród smoczych bogów jest Erycal, Pan Uzdrowień oraz ten, w którym zamknięto Tarrama. No właśnie…
__Tarram bowiem niejednokrotnie usiłował sprowadzić zgubę na Immanora oraz smoki, którymi się opiekował, zatem nas. Od zabicia swego brata, przez stworzenie Równinnych, po bezpośrednie szkodzenie Wolnym Stadom. Tak- to właśnie Tarram jest ojcem Równinnych, jego własnym, skrzywionym odbiciem dzieła Immanora. Pierwszy taki czyn zakończył się nawet powodzeniem a jednocześnie miał dać początek istnieniu naszej rasy. Bóg Śmierci namówił do współpracy Viliara i Valanyana, chowających do Złotołuskiego urazę za wyziębienie ich ciał a następnie, pokonawszy i zgładziwszy Immanora, Tarram pozostawił jego ciało na niełaskę promieni słonecznych. Niebo, dostrzegłszy martwe ciało swego syna zaczęło płakać a łzy jego zrosiły ciało syna, najpierw budząc z niego duszki, następnie przemieniając się w pierwsze śmiertelne smoki. Tak właśnie miała powstać nasza rasa.
__Ostatni z bogów- drugi który przybrał miano Boga Śmierci, lecz zarazem boga Sprawiedliwości- to Ateral. Jego powstanie poprzedził Upadek Tarrama, wydarzenie które prędzej czy później musiało mieć miejsce, skoro przewrotny brat Immanora czynił tak wiele by zaszkodzić bogom i smokom. Gdy więc Tarram został w końcu strącony, esencję jego jestestwa przyjął w siebie sam Pan Uzdrowień Erycal, by ukrócić złowrogie zapędy przewrotnego boga. Wciąż jednak był on dla boskiego panteonu częścią rodziny, więc jego upadek sprawił, że zapłakali oni rzewnie. Ponieważ łzy boskie są przepełnione mocą, zbierając się w jednym miejscu utworzyły one niezwykłe jezioro: tętniące ich jestestwem, pełne świeżego potencjału. Tak jednak jak najsuchsze drewno nie zajmie się samo z siebie ogniem bez iskry która pochodzi z zewnątrz tak to naczynie pełne nieuformowanego boskiego istnienia nie mogło przyjąć ostatecznej formy bez dodatkowego czynnika. Potrzeba było, by smoki każdego z czterech Stad: Wody, Ziemi, Ognia oraz Cienia przyłączyły doń swoje własne łzy, by zapewnić tą iskrę- przypieczętowując tym aktem narodziny Aterala.
__W ten oto sposób powstali bogowie oraz ich smoki; smoki, oraz ich bogowie.
___Kobalt odetchnął i wzruszył skrzydłami. Ich poszarpana krawędź ze szklistych łusek mignęła na chwilę w mroku, nim rozciągnąwszy ciało niebieskołuski powrócił do poprzedniej pozycji. Iluzja, dotychczas wtórująca żywym obrazem i grą cieni snutej przez kleryka historii, teraz cofnęła się do formy prostej mapy. – Według innej znanej mi wersji tego mitu to właśnie pierwsze łzy Nieba opadające na Immanora miały dać początek jego boskiemu rodzeństwu. Jeszcze inna to Immanorowi przypisuje zasługę odrodzenia całego świata, o tej niestety nie wie, praktycznie nic, choć termin „odrodzenie świata” jest niezwykle frapujący. Bardzo chciałbym być w stanie wam opowiedzieć, jak naprawdę powstał świat, czy też „Wielka Piaszczysta Dolina” lub „Niebo”. W jakich okolicznościach naprawdę powstali bogowie, rasa smoków czy też inne rasy rozumne, skoro już jesteśmy w temacie. Niestety, Nie mam takiej możliwości. W zamian jednak mogę wam opowiedzieć historię prawdziwą, bliższą nam w czasie i nieoszpeconą przez ubarwienie nieumiejętnie rozdysponowaną smoczą wyobraźnią. Historię o jednym z kolejnych i bodaj ostatnim spośród znanych Wolnym Stadom zakusów Tarrama. Pierwszy, i niebawem mający stać się byłym, Bóg Śmierci opętał ciało jednego ze smoków Ziemi, Hebanowego Oprawcy, kiedy ten umierał od ran. Pod jego postacią zaczął on szerzyć wśród Wolnych Stad wiele rozpaczy. Pokonał go dopiero czarodziej Nieposkromione Wody Oceanu- pierwszy i jak dotąd jedyny smok, który zasłużył na przywilej otrzymania trójczłonowego imienia. Esencja jestestwa Tarrama nie została jednak zniszczona i wtedy właśnie została uwięziona w osobie Erycala.
___– Nieposkromione Wody Oceanu należał do starego Stada Wody, z którym nasze Stado dzieli już wyłącznie nazwę. Tą historię dawnego Stada Życia jednak już znacie, jeśli tylko pamiętacie Spotkanie zwołane nie tak dawno temu przez mojego Ojca oraz Szlachetnego Nurtu. Co mi przypomina, że Lulal zapewne przydałoby przedstawić różne role przyjęte dla smoków Wolnych Stad. – Głos kleryka zszedł na cięższy ton, posykiwania ich rodzimej mowy stały się schrypnięte. Kiedy więc skończył opisywać funkcje Przywódcy, Zastępcy, Uzdrowicieli, Piastunów, Wojowników, Czarodziei oraz Adeptów wszelkiej maści, Kobalt przeszedł do nieco lżejszej, pokazowej części. Mimo jego starań Rionnag i Lulal też już mogli odczuwać zmęczenie podobnie jak on sam, zatem zdecydował się na odtworzenie pokazu zwierzyny chodzącej, pływającej i pełzającej po ich terenach. Ułożył się wygodnie na kamieniach i skupił się wyłącznie na swoim źródle, wspomnieniach i wyobraźni. Włókna nerwów i prądy umysłu składające się na jego maddarę uniosły się z jego ciała i zaczęły przemyślany taniec w powietrzu, wyplatając iluzoryczne kształty krów i wilków, łosi i węży dusicieli, zajęcy i dzików, borsuków i centaurów. Z cienia natomiast dobywały się tylko krótkie, nienatarczywe komentarze kleryka, pozwalające zmysłom uczniów grać pierwsze smoki. Dalej: daniele, gołębie, delfiny, dzikie kaczki, jastrzębie, kałamarnice, łabędzie, kozice, muflony, tuńczyki, pstrągi, żółwie, harpie, gryfy, demon, hipogryf, feniks, kobold, goblin, mantykora, kotołak, driada, minotaur, lewiatan, ogr, niedźwiedź, salamadra aż wreszcie smakowity żbik. Na koniec pozostawił rasy rozumne: ludzi, elfy, mroczne elfy, krasnoludy, enty, skaveni oraz intrygujących go od zawsze jaszczuroludzi.
___Tym razem mógł sobie pozwolić na stworzenie pełnych iluzji, więc skwapliwie wykorzystał sytuację. W końcu nie miał do czynienia z nieuchwytnymi sylwetkami bogów. Źródło pompowało więc maddarę, przyoblekając wyobrażenia w iluzoryczne ciało, oddające czasem w jaskiniową przestrzeń odbijające się echem ryki bestii lub wonie poszczególnych zwierząt. Ba- kiedy tylko mógł sobie na to pozwolić, starał się prezentować zachowania zwierzyny, ukazać ich drapieżną bądź strachliwą naturę: wilki wyły do iluzorycznego księżyca, którego srebrny glob zawisł na chwilę u powały jaskini oraz podkradały się od boku do dwójki uczniów tylko po to by rozwiać się nagle w środku skoku, wciąż z wyszczerzonymi kłami, warknięciem obijającym się o krtań i zjeżoną sierścią; dziki ryły glebę w poszukiwaniu pokarmu; króliki uciekały do cienistych placków swych nieistniejących nor; barrakudy goniły płynące w powietrzu ławice mniejszych ryb. Kobalt w myślach zastanawiał się, na ile dobrze wypadł przy wspaniałości identycznego pokazu, który już dobrych kilkanaście księżyców temu przeprowadził dla niego Ojciec.
___– Pozostała nam ostatnia rzecz, po której będę miał dla was jedną niespodziankę. Opisanie smoczych ras. – Miał nadzieję, że jego przedstawienie menażerii Wolnych Stad było dostatecznie odprężające dla uczniów, bowiem najzwyczajniej w świecie nie był w stanie zapewnić im tego samego dla kolejnego tematu. Jego źródło nie było dostatecznie rozwinięte, by dalej wytrzymywać ciągłe czerpanie z niego i splatanie w tak precyzyjne struktury.
___– Smoki morskie oraz bagienne, zwykle o niebieskiej lub zielonej łusce, są do siebie bardzo podobne. Morskie nie potrafią ziać żadnym z żywiołów, ale w zamian pełnokrwiste osobniki jako jedyne z naszej nacji potrafią oddychać pod wodą. Bagienne w zamian plują kwasem, ewentualnie zieją ogniem.
___– Są dwie rasy, które wyłącznie plują kwasem. Rasa drzewnych oraz wyvernowych. Drzewne smoki są ubarwione głównie w kolorach lasu, tak wiosennego jak i jesiennego. Wyvernowe nie posiadają przedniej pary łap, w zamian dysponując czterema chwytnymi szponami na końcach swoich skrzydeł.
___– Parę ras jest czysto ognista, jeśli chodzi o oddechy. I w zasadzie nic w tym dziwnego, jeśli należy do nich pierwsza smocza rasa, która dała początek wszystkim innym, czyli smok zwyczajny. Poza nim do tej kategorii należą bezskrzydli, o których warto wspomnieć, że nie są synonimem Równinnych, smoki pustynne, jaskiniowe oraz olbrzymie. Ich określenia chyba dość jasno definiują umaszczenie, czyż nie? No, wspomnieć może tylko należy, że bezskrzydli mają krótsze łapy ułatwiające wspinaczkę i zwykle ciemną łuskę, zwykłe natomiast mają odcienie brązów i zieleni.
___– Smoki górskie są wielobarwne i dobrze przystosowane do wspinaczki po górach. Są nieco większe od przeciętnego smoka, co w połączeniu z ich naturalną zwinnością, niezwykle kolczastym ciałem oraz lodowym lub kwasowym oddechem mogą stanowić naprawdę niebezpiecznego przeciwnika. – Tutaj niebieskołuski strzelił ślepiami w kierunku Rionnaga.
___– Smoki wężowe zieją tym, co smoki górskie, lecz są pozbawione skrzydeł i, jak nazwa wskazuje, dysponują wydłużonym ciałem. Posiadają jednak wciąż łapy, choć są one krótkie. Mają również często charakterystyczne wąsy zwieszające się po bokach pyska. Tak jak twoje rodzeństwo, Lulal. – Swoje podejrzenia na temat osoby ojca trójki młodych Kobalt odpędził od siebie. Teraz nie miał na to czasu.
___– Pozostały nam już dwie rasy, których ja jestem mieszanką. Celowo pozostawiłem je na koniec właśnie po to, by wskazać wam, że mogą istnieć tak zwane smoki skrajne, czyli mieszańce paru ras. Choć istotny wpływ ma wyłącznie jedna z dominujących składowych każdego rodzica. Reszta jest… zwykle pomijalnie nikła. W każdym razie ostatnimi z ras są smoki północne, wszystkie ziejące lodem, obdarzone niezwykle twardymi i ostrymi pazurami. Praktycznie całe ich ciało pokrywa futro o różnorodnym umaszczeniu, skrzydła są pierzaste. Pióra również zdobią czasem ich łby i grzbiety. Smoki powietrzne natomiast mają z reguły gładkie ciała pozbawione wyrostków. Skrzydła mają długie i wąskie, ułatwiające akrobacje powietrzne. Z własnego doświadczenia mogę wam powiedzieć, że niezwykle utrudnia to jednak zawiśnięcie w powietrzu. Nawet łuski są trójkątne i nieco elastyczne. Z resztą, sami oceńcie. – Z absolutnie obojętnym wyrazem pyska oderwał sobie jedną łuskę i przekazał pisklęciu i adeptowi do obejrzenia. Akurat te dwie, które wyrwał sobie podczas patrolu zdołały odrosnąć.
___– No! – Wystukał jakiś szalony rytm szponami. Po chwili odezwał się do pozostałej dwójki, lecz teraz za pośrednictwem zmysłu magicznego.
___~ Rionnagu, Lulal, pora rozprostować skrzydła i przywitać ten poranek jak należy! Lulal, zapraszam na mój grzbiet. Chcę wam pokazać coś być może będzie najcenniejsze z tego wszystkiego. ~ Kobalt opuścił przednią łapę ułatwiając pisklęciu wspięcie się na miejsce. Następnie wyszedł na powietrze i zaczekał na fioletowołuskiego. ~ Trzymaj się blisko mnie, Rionnagu. I uważaj, będziemy wznosili się wysoko. ~ To powiedziawszy wybił się możliwie najdelikatniej i zaczął się wspinać w powietrze po łagodnej spirali, coraz wyżej i wyżej, aż cała ziemia pod nimi została odarta z detali.
___Przynajmniej, tak mogło się zdawać. Kleryk przechylił się bardzo nieznacznie, by Lulal wciąż czuła się pewnie na jego grzbiecie, jednocześnie jednak mogła spojrzeć w dół sponad jego barków. Lecieli teraz po obszernej pętli a uderzenia ciemnoniebieskich skrzydeł stały się rzadkie i płytkie, czynione wyłącznie dla podtrzymania pułapu. Upewnił się, czy adept wciąż jest z nimi. Rozrzedzone, przejrzyste powietrze na tej wysokości obdarzało jakąś szczególną i szaloną jasnością umysłu. ~ Przyjrzyjcie się temu dobrze. To, co chcę wam właśnie ukazać nie jest żadną swoistą wiedzą, to jest źródło wszelkiej wiedzy. Przyjrzyjcie się fakturze Dzikiej Puszczy przed nami, Czarnych Wzgórz pod nami, Zimnego Jeziora błyskającego z boku. Nawet ponad nami wciąż przez błękit nieba przebija się firmament gwiazd. Teraz przypomnijcie sobie, jaką fakturę miała posadzka jaskini, gdy oświetliłem ją tak nisko, jak teraz słońce oświetla ziemę ~ Do słów dołączył korowód obrazów… ukazujących nie tylko jaskinię. Pojawiła się faktura drewna, pomarszczona powierzchnia wody wypływającej ze Słonecznego Zakątka, pancerzyk pewnego żuczka i wiele więcej… ~ Dostrzegacie to? Jak podobna z tej odległości zdaje się ziemia pod nami do rzeczy drobnych oglądanych z bliska? Spójrzcie raz jeszcze na Dziką Puszczę, porównajcie z tą wizją zwykłej kępki mchu. ~ Kolejny obraz napłynął do umysłów obu smoków.
___ ~ Teraz odwróćcie to doświadczenie. Pomyślcie, co byście dostrzegli, gdybyście mogli spojrzeć na rzeczy drobne ze znacznie mniejszej odległości. Jakby wasza zwykła odległość oka od ich powierzchni była równie wielka jak nas obecnie od ziemi, w porównaniu z docelową. Jeśli bowiem są tak podobne, to dlaczego i tak nie miałby istnieć świat podobny do naszego? Dlaczego, gdy oddalimy się z kolei o odległości dla nas niewyobrażalne, bardziej nawet niż dla jednej mrówki odległość między nami a Obozem Wody- dlaczego nie miałby cały nas świat, jego słońce i wszystko inne być ledwie pyłkiem w czymś większym, w jakiejś „jaskini”, ona ledwie jednym śmiesznym dołkiem w czymś większym. I dlaczego by nie wznieść tych myśli jeszcze o jeden poziom wyżej? I jeszcze jeden? Na wysokości tak wielkie, że będziemy z nich równie niedostrzegalni co dla nas tajemnice skryte w najmniejszych detalach świata.
___Przez chwilę tylko pracował skrzydłami, samemu oddając się tym rozważaniom. ~ A jednak dostrzegacie, że gwiazdy i słońce są odmienne od błędnych ogników. Że drzewa nie są mchem, jeziora kałużami. Wystarczy zejść pomiędzy nie. Oto właśnie, skąd moim zdaniem bierze się wszelka wiedza: ze zdolności dostrzegania podobieństw, ale też niepowtarzalności wszystkiego wokół. Z gotowości na zmianę perspektywy, nieważne na co jest celem naszej oceny. Bowiem jednego jestem absolutnie pewny: nigdy, przenigdy nie ma jedynego słusznego spojrzenia. Tylko z wysoka dostrzeżemy kształt całego lasu, odnajdziemy jego ukryte polanki, tylko z bliska dostrzeżemy skrytą w jego cieniu zwierzynę. ~ Starał się jak mógł, by przesyłane obojgu smoków wiadomości były jak najbardziej plastyczne, zarówno w słowach jak i towarzyszących im jego własnym wyobrażeniom i uczuciom, którym pozwalał przeciekać na zewnątrz.
___Kobalt podszedł do łagodnego lądowania. Powracał na ziemię kreśląc wcześniej w powietrzu niezliczone ósemki, świdry i wstęgi, ocierając się o zawiłe prądy jesiennych wiatrów. W końcu ponownie znaleźli się przed wejściem do Cichej Jaskini. – To by było na tyle. Dodam więc tylko, że chodziło mi o coś niezwykle ogólnego. To, co przed chwilą chciałem uczynić to przekonać was, żebyście nie obawiali się spoglądać na wszystko tak, by wydobyć ze świata jego esencję. Sądzę, że nikt nigdy nie przekaże wam wiedzy absolutnej, gdyż takowej po prostu nie ma. Czy walczycie, czy polujecie, czy uczycie się dowolnej innej umiejętności, starajcie się odnaleźć i zrozumieć właśnie te cechy swojego przeciwnika, śladów lub zagadnienia, które akurat mogą wam być pomocne. Przykładowo, mnie naukę lotu niezwykle ułatwiło dojście do wniosku, że tak w zasadzie nie różni się ono znacząco od wody, tylko jest rzadsze. Czas nam już chyba wracać, dobrze? O ile nie macie żadnych pytań, rzecz jasna. – Obejrzał się na pisklę i adepta. Czy miał coś jeszcze dodawać? Ach, prawie że zapomniał. – Tak właściwie, Rionnagu. Ja mam do ciebie pytanie. Jaki jest sens czyszczenia swoich łusek wewnątrz jaskini, kiedy zabrudzisz je na nowo podczas wychodzenia ze środka? Nie powiesz mi chyba, że łuski będą ładnie błyszczeć w ciemnej grocie?
Licznik słów: 4219
₪ Ostry Węch ₪ Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
₪ Szczęściarz ₪ Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
₪ Skupiony ₪ -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
₪ Wybraniec bogów ₪ +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
══════════「 Muzyka 」══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem
════════「 Teczka Postaci 」════════