A: S: 1| W: 1| Z: 2| I: 3| P: 1| A: 1
U: B,P,A,O,Skr,W,Śl,MA,MO,MP: 1| MA,MO: 2|
Atuty: Szczęściarz, Niestabilny
Jej reakcja humanitarnie musnęła odczucia Uranu, bowiem grzywa nastroszyła się jak u ogromnej kuropatwy. Włosy niczym lawina, jeden za drugim, opadał to i wznosił ku górze. Lewy kącik ust podniósł się nieznacznie w cwaniackim uśmiechu, kiedy tylko adeptka z przeciwnego stada prychnęła niezręcznie na wspomnienie o tęczowym wywernie. Sam nie posiadał wielkiej opinii, ponieważ do wszystkiego stał z prezentem obojętności, jednakże zauważenie złotej samiczki w rozeźleniu poprzez wspomnienie o Loremie uradowało go. Dość mocno uradowało. Jej malowany pędzlem grymas to coś cudownego, coś czemu mógłby powierzyć swoje wierzenia. Powinien mieć mieszane uczucia co do przyszłego, niedoszłego nauczyciela? Nie wiedział czy umiał. Jednak ona potrafiła. Ona za nim nie przepadała, dlatego była wyjątkowa.
Wizja upleciona z niestabilnych linek Maddary się zakończyła.
A może jednak nie?
Sayperith, młódka o ognistym, radosnym temperamencie jakby zmizerniała w mgnieniu oka. Stała się... najpiękniejszą alotropią. Szarą, zmatowiałą, wyżartą z tego, czym była. Przed jego dwoma cynobrowymi lusterkami pod wąskimi, długimi brwiami ukazała się Ziemista. Nie mógł inaczej jej nazwać. Nie znał jej od tej strony, czy nawet innej. Twarzyczka nie miała krztyny uśmiechu na sobie, rozebrana do nagości z kwiatów łąki oraz polany po prostu egzystowała. Brak świtu słońca w oczach, brak emitującej z gardzieli radości przytłaczał. Należała do pewnego zbioru faktów. Nawet w tej krótkiej chwili przyglądania się coraz bardziej szarej kufy przypomniał sobie rzecz. O cebuli. Kiedy to kopał i kopał, gnał pod wyrwy oraz puch zielonej czupryny planety, znalazł ją. Okrągłą, brudną oraz jasnobrązową cebulkę. To kroił, grzebał, a każda warstwa cuchnęła coraz bardziej od poprzedniej. Jednak były czystsze, jaśniejsze od poprzedniej. Niemniej brakowało im barwy.
Cebulami były smoki.
Mimo to, mimo świadomości o coraz gorszych etapach, apogeum tej jałowości... chciał obrać ją z wszelkich warstw. Patrzeć jak zbiera raz po raz owocki, jakie spadły na ziemię, to obserwować jak jej futro – sukno feldgrau – wiło się do pieśni wróbli na koronach drzew. Rzucał się w nicość bólu, defektu akceptacji specjalnie, by ujrzeć ją. Sayperith w krasnoludzkich wrotach usianych ametystami i diamentami, niczym duch natury. Patrzącą tak samo jak teraz, ze smutkiem, jakoby czekając na odpoczynek. A nawet promyki słońca przeszywały osnowę jej ciałka, ukazując piękno. Te w środku. Będzie jej szukał wzrokiem. On chciał zobaczyć wszystko, co kryje się po osłoną mięśni, tkanek oraz warstw.
Nawet jeżeli była cebulą.
I jego polane sokiem żylnym ślepia nie mogły się zwilżyć łzami, i jego podstępny uśmiech nie potrafił milczeć, i jego dwie szable nie mogły przestać się błyszczeć, i jego serce nie potrafiło bić. Jej pysk musnął polik, a żuchwa drgała niepewnie wypowiadając najszczersze słowa, jakie kiedykolwiek mógł usłyszeć. Wiatr bił po czole, przeczesywał złote pasma, a wyrażenia, słodko-gorzkie, biły po obolałych płucach. Znał każdy sekret młódki, gdy ona nie posiadała zielonego pojęcia na temat Uranu, zimnego samca z martwym wyrazem twarzy. Mówiła, szeptała, śpiewała swe bóle do jego ucha jakby to było jedynym zbawieniem dla jej ociekającej krwią duszy. Kłapała zębiskami, gdzieniegdzie zgrzytała boleśnie, lecz wypowiedziała wszystko.
Tylko dla niego.
Gdy tylko cofnęła swój łepek, on, zmartwiony, położył długie pazury na jej łuskowatym policzku. Delikatnie, niczym zajmując się pisklęciem, muskał po owalnych kształtach. I dostała wszelkie wsparcie, na jakie mogła liczyć. Od młodego, nieświadomego wielu rzeczy samczyka. Od ducha, który miotał wnętrzem, zamieniając percepcję oraz życiorys niejednego. Od ich obu. Nieświadomych siebie nawzajem, jedno oko zamknęło się pod trzecią, bezbarwną powieką, powoli zamieniając swój kolor. Twardówka zyskała normalnych kolorów bieli, a źrenica leniwie wyłaniała swój ostry kształt zza krwawego oceanu. Źrenica ukazała swój pierścień, absorbowała przez kilka uderzeń serducha światło, aby zyskać kolor. Kolor porannego, zimnego nieba. Trzecia powieka odsłoniła swój twór.
W nim cały żywot. Niby zamrożony, jednak w płomieniach płonącego globu można było zauważyć cień historii. Przewijający slajd, jeden po drugim, taśma zdjęciowa drzew, smoków, krasnoludów, duchów, ludzi, elfów. Mordy, łączenia, radości i płacze. Wszystko w jedną sekundę.
Dwa oczyska wbijały się w smutną posłankę bogów spod bariery, jedno wręcz się zaszkliło. Te całe czerwone. Powieka zmienionego oka, lewego, drgała nieustannie, zaś chrapy... delikatnie dotknęły jej opuszczonego pyska. Tym gestem przekazał jej, że się myli. Jakaż matka nie chce takiej córki, jaką jest Sayperith? Jakież stado nie chce tak ambitnej czarodziejki?
Ale on też ją chciał.
Który on?
Ostatecznie ona będzie szczęśliwsza, tam gdzie jest. Nie zabierze jej. Nie ma po co. Stoczą walki, polubią się na treningach, polubią wspólne rany i śmierć we własnych łapach. Nie.
Który on?
Raptem rozwidlony, lepki język wbił się niczym wiertło do prawego nozdrza złotołuskiej. Jak dawniej. Przymknął oczyska, czując całą wilgoć.
To jego osąd.
Nieznaczny.
Nihilistyczny.
Licznik słów: 743
CO MOŻNA SPOTKAĆ NA NIESPODZIEWAJKACH:*
• Urgumm Piaskowyjec
• Kovarothenon
• Chrystyna
• Krwiopijec
• Aster gawędka
• Pan lub Pani Papier
• Zyzuś Tłuścioch
• Igrasso
* wszystkie akcje z tymi stworzeniami mają konsekwencje i zachowują się jak zwykłe postaci – mają rozum. można je zabić, zmienić cały życiorys lub utrzymywać dobre relacje z nimi, a czasem i wręcz przeciwnie.
LISTA ŻETONÓW:
• 0x platyna
• 0x złoto
• 0x srebro
• 2x brąz