A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
Na swój sposób zabawne było to, że Lód, choć ewidentnie znacznie bardziej idealistyczny od Zimy w kwestii uczuć, był zarazem- zupełnie poważnie i rozsądnie- pewniejszy ich trwałości, przynajmniej ze swojej strony. Wiedział bowiem, że Tchnienie była dokładnie tym smokiem, przy boku którego chciałby trwać naprzeciw wszystkiego, co może ich spotkać. Wyraz temu dawało w jego przypadku nie zatracanie się bez reszty w fizycznej przyjemności, lecz spoglądanie na ich akt jako część większej całości, na sposobność do jeszcze lepszego poznania smoczycy i wpłynięcia na nią. Dla niego różnice w osobowości były spoiwem pozwalającym ich dwójce ciągle wzajemnie się zaskakiwać; podobieństwa zaś były akurat takie, by odkrywać siebie nawzajem z radością.
To pozwalało mu więc jednocześnie na oddawanie się namiętności i pozostawanie na najwyższych mentalnych obrotach. Inna sytuacja byłaby po prostu sprzeczna z jego naturą, choć natura ta nie wykluczała wcale popychania Tchnienia ku zatraceniu. Jeśli tego potrzebowała ukochana Popielna, nie było mowy o tym, by Remedium jej tego nie dał. Chciał ją ośmielić i dać w pełni rozkwitnąć jej własnej naturze, nie zaś usiłować ją odmienić. Nigdy. Chodziło o utrwalenie jej nowo nabytej pewności siebie i danie chwili odpoczynku po całym wieczorze na Samotnym Pagórku, gdzie rozniósł jej poczucie bezpieczeństwa na strzępy swą śmiałością i bezpośrednim podejściem.
Dlatego był zaniepokojony, odczytując frustrację z jej ciała tuż przed własnymi ostatnimi chwilami. Nie spodziewał się, by aż tak wzięła do siebie własne stwierdzenie „Za dużo myślisz” i obawiał się, że coś robi źle, czyniąc partnerce krzywdę. Dla pewności sprawdził, czy nie sprawia jej silnego bólu, czy nie wbija szponów pod skórę. Nie miał w tej chwili jednak sił by zadawać pytania o faktyczną przyczynę jej niepokoju- raz, że zrujnowałby tym ich moment; dwa, że czując wzbierający w nim przypływ spazmów najzwyczajniej go to przerosło.
– Twój. – zdołał tylko potwierdzić czułym syknięciem, gdy już rozluźniał się i opadał na podbrzusze Miękkiej, tuląc się i poddając sile jej skrzydła. Czuł się jak uleczony, nareszcie szczęśliwy, mając tego jednego szczególnego smoka, dla którego warto żyć.
Natychmiast poluzował ogon, czując jak Tchnienie daje swoim mięśniom wypocząć. Dopiero wtedy z resztą poczuł, że sam jest nie mniej wymęczony, smoczyca bowiem równie chętnie uciekała się kłów i pazurów, co objęć i utuleń. Nie przeszkadzał mu jednak pokaźny zestaw śladów na bokach o podbrzuszu. Wszystkie te rysy na łuskach i płytach podbrzusza składały się na podpis, który Zima na nim pozostawiła, a który cieszył go jeszcze mocniej.
Obserwacje, które poczyniła, były jak najbardziej trafne: stan ducha Remedium oscylował na granicy niedorzeczności. Ale też, z drugiej strony- w bardzo krótkim czasie ich dwójka przeszła naprawdę wiele, i po siódmej części doby spędzonej na usilnych próbach wysnucia trwałej decyzji z burzy i niepewności smoczycy, najzwyczajniej w świecie sycił się tym tryumfem. Poza tym, trzymając łapę przy jej sercu, drugą obejmując teraz jej łeb wtulony we własną pierś, nakryty skrzydłem smoczycy czuł się… bezpieczny. Jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało, Lód po prostu oddał się temu poczuciu, że każde z nich chce chronić i trzymać przy sobie drugie. Gładził więc jej szyję wiedząc, że trzyma w objęciach wojowniczkę zdolną w każdej chwili stanąć przy jego boku.
Na jej marudzenie zareagował niskim, schrypniętym ze zmęczenia śmiechem, z którym ujął jej dumny łeb w zgięcie własnej szyi i lekko przycisnął do siebie spodem kanciastej szczęki. – Tchnienie moje, jedno twoje słowo i będę przy tobie. Zawsze. – na jej poprawienie chwytu łapy i skrzydła odpowiedział, korzystając ze znacznej długości własnych skrzydeł. Tak więc wygiął to, które udzielił smoczycy jako legowiska i objął od góry ich dwójkę, nakrywając roztoczony nad sobą pierzasty majestat czerni. – No dobrze, to nie zmienia faktu, że wspaniale jest mieć Cię bliżej. – przyznał rozbawiony. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo te słowa współgrały z obecnymi myślami Zimy.
Wzajemnie niewiele o sobie wiedzieli.
Lgnęli przecież do własnych charakterów, nie do historii. Tą zaś Lód dzieliłby się raczej niechętnie. Dotychczas jego życie osobiste miało wybitną tendencję do trzaskania go rozpędzonym ogonem po pysku. Myśląc o tym w tej chwili objął ją jeszcze mocniej, gwałtownie zaniepokojony, czy ta passa nie przejdzie i na Miękką. Smoczyca mogła poczuć, jak Kobalt porusza się nagle niespokojnie i przełyka boleśnie ślinę.
Pomruk ukontentowania skwitował liźnięcie w nos, kiedy już odsunęli się nieco od siebie. A gdy w odwecie natarł językiem na jej pierś, zaraz spiął się i wcisnął pysk w futro jeszcze mocniej, w niepowstrzymanym odruchu na dotyk Miękkiej manewrujący przy jego grzywie. Niski, ubarwiony sztucznym wyrzutem głos poniósł się bardziej po kościach samicy niż przez powietrze, skutecznie tłumiony przez warstwy gęstego futra. – Jesteś bezczelna. Jak ty to robisz, że kontrolujesz mi kręgosłup? Czuję się bezbronny. – skarga w ostatnim zdaniu była aż nadto wyraźna, choć dalsze chwytanie pulsu smoczycy na język raczej jasno mówiło, że w gruncie rzeczy niebieskołuski jest całkiem zadowolony ze swojej bezbronności.
Szybkim ruchem łapy przytrzymał pysk Zimy, gdy tylko otrzymał capnięcie w błonę. – I kto tutaj kogo usiłuje pożreć, ja się pytam. Uzdrowiciele nie są w stanie leczyć samych siebie, pamiętaj. Osobiście jestem dość przywiązany do kompletności naszej dwójki. – rzucił, nagle celowo powracając do swojego typowego, rzeczowego tonu głosu. Sapnął, zadowolony gdy wreszcie przyznała mu rację w kwestii odświeżenia się, choć sam jeszcze nie wstawał, zamiast tego przewalając się na grzbiet i bezczelnie prezentując gwiazdom nie do końca przyzwoite jeszcze podbrzusze. Zmarszczył pysk i wwiercił się spojrzeniem w burzliwe ślepia, słysząc pytanie Tchnienia, na dodatek chyba wymówione szczerze. Łapy opadły mu bezwładnie, z niepodobną doi niego wymuszoną teatralnością. – Podsumujmy: Zima pyta Lód o to, czy jest mu zimno krótko po tym, jak się od niego odsunęła. Poza tym, Tchnienie, przecież ja mógłbym teraz rozpuszczać kamienie dotykiem. – na potwierdzenie własnych słów wykonał przewrót na łapy i wstał, by podejść do jakiejś ocalałej śnieżnej zaspy i wrazić w nią jedną kończynę. Z niewielką pomocą maddary biały puch momentalnie sublimował w gęsty kłęb skwierczącej na mrozie pary. – Widzisz? – zadziorny uśmiech wyłonił się z gorącego dymu. Uśmiech jednak po chwili zanikł. – Pytasz mnie o samopoczucie. Czy to znaczy, że sama nie czujesz się dobrze? – badawczy wzrok przeczesał postawę smoczycy, poszukując jakichkolwiek śladów nieprawidłowości.
Zbliżył się, by iść bark w bark z Zimą i skierował się w stronę przyobiecanego jej strumienia. Gdy biegł przez las, dotarł znad niego pod Prastare Drzewo w przeciągu całkiem krótkiego czasu, więc teraz, gdy poruszali się swobodnym tempem, czekała ich całkiem sympatyczna wędrówka przez Dziką Puszczę. Szedł wciąż tuż obok niej w ciszy, swobodny i radosny jak nigdy, choć jakaś część jego uwagi wciąż pilnowała niepewnie poskrzypujących na wietrze wiekowych gałęzi. Wystarczyłby niepokojący trzask nad nimi, a zaraz na ziemię zamiast groźnego konaru opadłby deszcz lekkich drewnianych płatków, rozstępujących się na dodatek na boki ponad łbami dwójki smoków, jak kordon honorowy.
Ponadto miał wspaniałą okazję, by głównym nurtem świadomości osunąć się do własnych rozważań. Obserwował zmysłami magicznymi swoje źródło, badając każdy splot widmowych nerwów, każdy kłębek odzwierciedlający rozświetlone burze myśli, proste impulsy motoryczne i różnorodne sygnały podświadomości. Strzelił językiem, zadowolony że odnalazł silny deficyt energii oraz pociemniałe, pozbawione na dodatek końcówek obszary źródła w okolicy swoich lędźwi. Odkrywając swoje źródło jako świeżo upieczony kleryk zastanawiał się wtedy, skąd w okolicy tylnych łap takie nagromadzenie energii. Hipotezę wysnuł wraz z opanowaniem sztuki leczniczej, które osiągnął w dużej mierze dzięki sekcjom dokonanych na uczestnikach napaści na Wodę. Teraz jednak, mając 30 księżyców, przypadkiem zdobył w końcu dowód na prawdziwość swojej koncepcji. Przeskoczył ponad zwalonym drzewem, kontynuując rozważania. Podstawą było tutaj przypuszczenie o powstawaniu źródła u zalążków piskląt poprzez jakąś interakcję pomiędzy źródłami partnerów. Następnym razem obcując z Tchnieniem będzie musiał baczniej obserwować własną energię magiczną. Czy upływ będzie rozłożony w czasie a źródła ich dwójki faktycznie będą się łączyły podobnie jak dwa smoki, czy może to on pozostawił w ciele ukochanej Zimy nie tylko nasienie, lecz również te oderwane fragmenty własnej maddary?
Przeniósł na Nią zamyślony wzrok i strzelił językiem akurat, gdy w uszach narastało już szemranie leśnego strumienia. – Tchnienie, czy czujesz jakiś... ubytek maddary? Upływ? Przeciwnie- większy zapas energii? Jakąkolwiek zmianę?– spytał, wyraźnie zaintrygowany, przy tym galopując już myślami dalej. Istotne było dla jego hipotezy również, w którym momencie u smoczego płodu wykształci się bariera magiczna. Oraz, czy jest ona wtedy powiązana z jajkiem. Bo jeśli źródło nie zawiązywało się od razu, to zgodnie z jego koncepcją w jajku powinny krążyć ślady magii rodziców. Na dodatek zalążek pozbawiony źródła, bądź którego bariera jest możliwa do naruszenia bez niszczenia jajka (odsuwając na razie na bok myśl o zastąpieniu skorupki sztucznym ekwiwalentem) powinien być podatny na ukształtowanie mocą zręcznego Uzdrowiciela. Zapewnić swoim dzieciom intelekt potężniejszy od własnego, silne, zdrowe ciała, wzmocnić ich źródła w trakcie kształtowania... Może nawet zapewnić sobie i Zimie nieśmiertelność poprzez przeniesienie swoich umysłów do nowych, lepszych ciał? Myśl nieomal szaleńcza lecz... Dar Tdary skupiał się dość poważnie na zagadnieniu nieśmiertelności. Kobalta bardziej nęciło "po prostu" odkrywanie świata wokół i kształtowanie go zgodnie z naturą, lecz samo posiadanie możliwości nie było przecież równoznaczne z jej wykorzystaniem, prawda? Poza tym jego potomkowie niewątpliwie byliby mu wdzięczni za zadbanie o ich zdolności już od samego początku. Uśmiechnął się, wsuwając nos w kryty czarnym futrem bark i zaciągając się aromatem cudnej smoczycy. Jeśliby kiedyś go poniosło, Ona była tą, która sprowadzi go na właściwe tory, ufał Jej.
Oderwany od rzeczywistości wzrok wrócił w końcu z głębin na ziemię, gdy stawali u brzegu prędkiej wody. Oczywiście mimo rozmyślań całą drogę wyczulony był na podejrzane skrzypnięcia naruszonych wichurą drzew, gotów w każdej chwili zareagować. W najgorszym wypadku okaże się, że rozszarpane maddarą spadające fragmenty utworzą kształty wedle obecnych myśl- jaja, smocze pisklęta, obraz Zimy na legowisku, ze świeżo złożonym potomstwem przy boku, z wyrazem zaniepokojenia na pysku po pierwszym lęgu.
Zaczęli od nasycenia się świeżą wodą, co dla Remedium było okazją, by czule przepleść szyje z Tchnieniem. Wciąż był na etapie, w którym każda okazja do bliskości po prostu musiała być wykorzystana. Niestety, przez życie w innych stadach musiał nabrać jak najwięcej wspomnień, by wystarczyło na jakiś czas. Inaczej pozostałyby mu tylko rysy na ciele i paląca tęsknota. Choć może jest szansa, by odnaleźć grotę gdzieś na granicy Wody i Ognia i tam zamieszkać? Wiedział jednak, jak bardzo marzenie to jest nierealne: jako uzdrowiciel, szczególnie trzymający pieczę nad składzikiem ziół, po prostu musiał być na co dzień albo na wyprawie, albo w okolicy obozu. Jedynym w chwili obecnej rozwiązaniem było więc wyciągnąć z tej nocy jak najwięcej.
W biegu strumienia nieco powyżej miejsca, gdzie stali, woda zabulgotała nagle. Lód zachęcił pyskiem smoczycę do wejścia. – Chodź, nie chcę wyczerpać całego zapasu maddary na ogrzewanie płynącej wody, a przecież nie pozwolę Ci nasiąkać zimnym strumieniem. – sam wszedł razem z nią i jednym szybkim zanurzeniem spłukał z siebie przyschnięte ślady ich dzielonego ze sobą czasu.
Jako łuskowy smok miał tą zaletę, że po chwili już był czysty, więc przepłukał jeszcze tylko gardło, by pozbyć się z oddechu drażniącego zapachu smoczej chcicy i podszedł do partnerki, by łapą porozczesywać zlepione kołtuny. Gdy ciepła woda wnikała aż do jej skóry, Lód trącił na powrót słodko pachnący polik własnym pyskiem i przechwycił jej spojrzenie. Przez spokojny i rzeczowy ton wybijało zafrasowanie. – Tchnienie, pod koniec byłaś spięta. Coś cię niepokoiło. – przeniósł szyję ponad Zimą, by trącić jej drugi polik. – Wiem, że słowa i gesty to mało, przy jednym spotkaniu i nadmiarze napięcia. Ale to chyba jedyne, co w tak krótkim czasie może stanowić dowód. Bądź panią swoich uczuć i nie poddawaj się lękom, bo przecież popadliśmy w odczucia bardzo subiektywne i, czy tego chcesz czy nie, twoje obawy mogą nas ukształtować. A bardzo bym nie chciał, żebyś była tylko dla mnie, albo żebym był dla ciebie tylko pocieszeniem z doskoku. Jestem obserwatorem, poszukiwaczem faktów. I mogę Ci wskazać niezliczone powody, dla których dla mnie jesteś wspaniała. – otulił ją skrzydłem, przesunął pysk do ucha, i bez jakiegokolwiek zażenowania zaczął jej szeptać cicho długą litanię swych przekonań. Litanię która, mimo niewątpliwej uczuciowości, pełna była dowodów i potwierdzeń na każde z jej niezliczonych wersów. Nie wiedział, ile tak trwali, ale był gotów kontynuować dopóki Zima nie przerwie mu i nie zareaguje w jakikolwiek sposób, bowiem kolejne argumenty mógł wyciągać naprawdę wiele. Bez ustanku przywoływał kolejne z jej cech, od opiekuńczej postawy po wrażliwość, ale i umiejętność przełamywania nadmiaru tej wrażliwości. Szeptał i o słodkim zapachu jej futra, i o sile woli, zupełnie niepomny tego, jak żenująco musiało to wyglądać z boku, był bowiem w tym zupełnie szczery. – Nie ma dla mnie drugiej takiej istoty, pamiętaj. – skwitował, zakończywszy w ten czy inny sposób.
Gdy Zima nacieszyła się ciepłą wodą, wygonił ich dwójkę na brzeg, przerwał wreszcie zaklęcie ogrzewające i osuszył całą Popielną oraz własną grzywę maddarą. – To jak będzie, wdrapujemy się na Prastare Drzewo? Do świtu mamy jeszcze ładny zapas czasu. – rzucił, trykając smoczycę w bok na wpół rozwiniętym skrzydłem. – Prowadź. – oświadczył z ukłonem.
Licznik słów: 2120
₪ Ostry Węch ₪ Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
₪ Szczęściarz ₪ Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
₪ Skupiony ₪ -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
₪ Wybraniec bogów ₪ +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
══════════「 Muzyka 」══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem
════════「 Teczka Postaci 」════════