OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Jej ton głosu raczej nie wynikał z niepewności wyboru, a z zwykłego braku wiary w siebie. Bądź co bądź, jej matka była naprawdę dobrą czarodziejką, a ona... Jakie dziecko chciałoby zawieść tak bardzo swojego rodzica, w którego ślady chciało iść? Czarodziejstwo nie wydawało jej się takie łatwe, wręcz przeciwnie, uważała to za rangę niezwykle odpowiedzialną. Czy ktoś tak uległy jak ona byłby w stanie bronić stado, całymi swoimi pokładami magii, swoim ciałem, słowami i krwią? Cóż, to miało się dopiero okazać w przyszłości. Innym przyjdzie oceniać jej umiejętności, gdy przyjdzie na to odpowiedni czas... Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz...Starała się zignorować wiatr, który próbował ją rozproszyć. Podmuch nieco łaskotał ją po pyszczku i po wąsikach, jakby był przeciwko niej. Ciągle jednak wysyłała maddarę do swojego tworu, uparcie się nie poddając, napędzając go twórczą energią pochodzącą z jej wnętrza. Obserwowała uważnie poczynania Daru, jak uważnie sprawdza oraz ocenia jej dzieło. Otworzyła nieco ślepia, gdy ojciec przywołał kopułę, która otoczyła kwiat oraz siedzącego na nim owada. Obserwowała uważnie, jak jej twór pokrywa się szronem oraz zamiera w bezruchu, gdy wiatr przestał nim kołysać. Przeniosła swój wzrok na samca, słuchając jego słów i zapamiętując jak najwięcej. Wiedziała, o co mu chodzi. Starannie analizowała w łebku jak mogłaby to wykorzystać podczas walki oraz w jakich sytuacjach musiałaby uważać na swoje twory, gdyby ktoś również znał tą zasadę (a zakładała, że to są podstawy podstaw i znają ją wszyscy). Gdy Dar na chwilę urwał, Khriza się odezwała.
– Rozumiem... Nie mogę zmienić tworu z cudzej maddary, za pomocą swojej własnej, ale mogę wywołać ... czynniki... które pośrednio mogłoby w jakiś sposób na niego wpłynąć...
To była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką Dar usłyszał z jej pyszczka, od kiedy się spotkali. Kryza powoli jakoś się przełamywała, aby nie być tak cichą w jego obecności, chociaż nadal obecność Ziemistego działała na nią w pewnym stopniu onieśmielająco.
Nie zwróciła uwagi na to, że jej twór się rozpadł. Była zbyt zajęta podziwianiem tego, co stało się chwilę później. Rozejrzała się uważnie dookoła, podziwiając dzieło wężowego. Zmienił całe ich otoczenie, dokładnie odwzorowując... Manipulując rzeczywistością i naginając ją tak, jak chciał. Wyciągnęła nieco język, smakując słone powietrze. Słyszała szum morza, czuła piach pod łapami. Po chwili jednak to zniknęło. Pewnie tak zaawansowane twory wymagały wielkiej ilości maddary. Miała nadzieję, że kiedyś będzie chociaż w połowie tak dobra, jak on...
Teraz jednak przyszła pora na pytania, samiczka jednak nie miała ich. Dar wszystko bardzo dobrze jej wytłumaczył, toteż nie musiała się dopytywać.
Przeszli do kolejnego etapu lekcji, czyli do zastosowania magii w ataku oraz obronie. Najpierw wysłuchała ojca, odnośnie teorii. Opowiadał jej o barierze chroniącej smoki przed wszelkiego rodzaju magiczną ingerencją magiczną, o tym, jak powstają rany poprzez maddarowe twory. Dar miał rację, trzeba w swoim wyobrażeniu zawrzeć jak najwięcej szczegółów, jednak wszelkie skomplikowane trucizny, działające po czasie, mające poczynić szkody od wewnątrz... Nie podziałają. Nie była uzdrowicielką, nie znała budowy smoczego ciała, nie wiedziała też co dokładnie mogłaby zrobić taka trucizna, jakie dokładnie szkody mogłaby poczynić w ciele smoka. Stąd też od razu zakodowała sobie w łebku, żeby nawet nie próbować czegoś takiego podczas walki... Natomiast z kwasu dość chętnie by kiedyś skorzystała.
Skinęła nieco łebkiem, gdy Dar wspomniał o jej mamie. Miał rację, Kaskada była naprawdę potężną czarodziejką, to wiedzieli wszyscy. Khriza miała jednak nadzieję, że kiedyś będzie mogła zobaczyć ją w akcji, w jaki sposób manipuluje swoją maddarą.
Chwilę później ojciec zaczął opowiadać również o obronie magicznej, na co trzeba zwracać uwagę, co trzeba uwzględnić podczas jego tworzenia, jakie rodzaje obrony mogłyby się sprawdzić. Wodnista była naprawdę wdzięczna za wszystkie porady oraz nauki, jakimi obdarzył ją Ziemisty. Zgaiła się jednak w myśli, gdy usłyszała upomnienie z jego strony. Musiała przestać okazywać swoją słabość... Jednak to było silniejsze od niej. Po prostu... Była dość uległą smoczycą. Musiała jednak się opanować, gdy przychodziło do tworzenia tworów magicznych.
Przyszła pora na zaatakowanie. Szybko, ale skutecznie wyciszyła swój umysł, przygotowując się na powołanie swojego tworu do życia. Wyobraziła sobie, jak nad Darem pojawia się niewielka kulka, która mogłaby się zmieścić w smoczej łapie. Kulka ta miała regularny kształt, była gładka, ale przede wszystkim była niezwykle gorąca, bowiem twór ten to była kula stworzona z czystych płomieni. Nie posiadała smaku, ani zapachu, a maddara była jedynym, co trzymało ją w całości. Zaczerpnęła nieco swojej energii, przywołując ją do życia cztery szpony nad łopatkami Daru. Gdy tylko kula się zmaterializowała, miała ruszyć gwałtownie w dół z siłą grawitacji, dodatkowo wspomagana również siłami maddary i uderzyć między łopatki samca. W momencie zetknięcia się ze skórą, twór mógł rozlać się po jego ciele falą gorąca oraz płomieni, wypalając włosy jego grzywy, przepalając się przez skórę oraz mięśnie. Oczywiście, o ile by to się jej udało...
W jej umyśle panował chłodny spokój. Była skupiona na swoim czarze, a gdy powołała go do życia, nie było już odwrotu...


















