A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 4| P: 1| A: 1
U: P,W,Skr,Śl: 1| L,S :2| B,O,MP: 3| A: 4| MO: 5| MA: 6
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk
Wybrałem się na kolejny trening dokształcający. Miałam zamiar znów poćwiczyć jedną z czynności podstawowych, jaką jest skok. Nie żebym bardzo tego chciał, ale po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że może się to przydać. Dlatego też wybrałem jak najbardziej odludne miejsce, by nikt nie był świadkiem jak łamaga uczy się skakać.
No i tak padło na Mały Wodospad. Dla pewności rozejrzałem się wokół. Nikogo. Zero żywej duszy. I bardzo dobrze!
To teraz mogę zabrać się za naukę.
Najpierw jednak musiałem znaleźć parę punktów, które przydadzą się do treningu. Jakieś przeszkody, czy coś... Jakiś stary pień drzewa na pewno się przyda, ale nic więcej tu nie ma...No chyba, że zacznę przeskakiwać przez kałuże. Nie....Stworzyłem więc sobie jeszcze dwie przeszkody. Ładnie wygładzony kamień, na tyle wysoki, by trzeba było go przeskoczyć i jeszcze jeden pień drzewa, tylko znacznie szerszy od tego realnego.
Teraz to już na prawdę mogę zacząć.
Podszedłem do tego prawdziwego konara. Ustawiłem się w pozycji do skoku. Ugiąłem łapy, uniosłem bardziej ogon. Nie był może całkiem usztywniony, ale też nie latał bezwładnie tak, jak mu się podoba. Przeniosłem ciężar ciała na tylne kończyny i wybiłem się energiczne ku górze. Przycisnąłem do siebie mocniej skrzydła tak. Lądując moje łapy ugięły się lekko tuż nad ziemią. W ten sposób zamortyzowałem lądowanie i nie było one tak bolesne. Ogon balansował delikatnie utrzymując mnie w równowadze.
Przeskoczywszy tę przeszkodę podszedłem do większego pnia. P oraz kolejny ugiąłem łapy. Wybiłem się mocniej z tylnych łap. Wskoczyłem na pień, a zaraz potem wybiłem się po raz kolejny energicznie zarówno z zadnich jak i z przednich łap. W trakcie tego hmmmm lotu, ustawiłem ogon tak, by nie tracić równowagi, gdy lekko przechyliłem się na prawą stronę szybko naprawiłem to manipulując ogonem. Skrzydła dalej przyciskałem mocno do ciała, tak, by mieć pewność, że nagle się nie otworzą. Przygotowałem kończyny do lądowania. Wyciągnąłem je na wysokość brzucha. Ugięły się lekko, gdy pazurami dotknąłem mokrej ziemi. Dzięki temu moje lądowanie było zamortyzowane. Zaraz po przednich łapach dołączył do nich i tylne, a ogon balansując delikatnie utrzymał mnie w odpowiedniej pozycji.
Podszedłem do kamienia. Była to chyba największa przeszkoda. A co mi tam.....
Cofnąłem się lekko. Zacząłem biec truchtem. Byłem jeszcze daleko od kamienia, gdy zacząłem przyspieszać. Nabrałem prędkości i tuż przed kamieniem wybiłem się mocno z tylnych łap. Przednie podkuliłem tak, by nie zahaczył w trakcie lotu o głaz. Skrzydła przycisnąłem jeszcze mocniej do ciała. Ogon cały czas w gotowości pomagał mi utrzymać równowagę. Wyciągnąłem przed siebie przednie łapy do lądowania. Ugiąłem je lekko, a zaraz po nich dołączył tylne. Poczułem nieprzyjemny ból w jednej z łapy. Ał...chyba jednak nie wylądowałem tak, jak chciałem.
Zatrzymałem się i usiadłem na moment nad wodospadem. Muszę odpocząć, a potem potrenuję jeszcze chwilę, a tym razem co innego.
Woda wodospadu mieniła się ładnie w słońcu. Odbijała promienie niczym pryzmat tworząc różnobarwną tęczę. Potarłem łapę, która zabolała przy skoku. Nie, dziś już nie będę bawić się w skakanie. Za wiele mnie to kosztuje. Teraz natomiast potrenuję lot. Niby latam cały czas, ale moja technika i tak nie jest za idealna. Przyda się więc trochę ćwiczeń. Wstałem z ziemi i otrzepałem się z wilgotnego śniegu, który przywarł do moich łusek.
Odetchnąłem głęboko, jakby się zabierał za czarowanie. Zapewne będzie mnie to kosztować tyle samo wysiłku....
Zacząłem biec. Najpierw truchtem, ale z każdym wybijanym przez moje łapy rytmem, tępo mojego biegu się zwiększało. Odbiłem się tylnymi łapami od zaśnieżonej ziemi jak najwyżej. Będąc już na tyle wysoko, że zaraz zapewne zacząłbym spadać rozłożyłem skrzydła. Poczułem delikatne szarpnięcie, gdy moje skrzydła stawiły opór sile grawitacji. Zacząłem energicznie machać moimi pięknymi skrzydłami tak, by wzbić się jak najwyżej. Podwinąłem łapy pod siebie, by nie zwisały luźno, ogon natomiast balansował utrzymując mnie w równowadze. Przechyliłem się ku przodowi tak, by moja sylwetka była bardziej w poziomie niż pionie. Moje skrzydła wykonywały miarowe, przemyślane ruchy. Zero chaosu. końcu tylko spokój może nas uratować, jak to powtarzał mój tata. Machałem więc skrzydłami wpadając w swoisty rytm. Poruszały się z góry na dół, jednocześnie lekko odpychając od siebie powietrze.
Zacząłem przyspieszać. Mięśnie na pewno zdążyły się już rozgrzać, a tak wolny lot jest w gruncie rzeczy nudny.
Usztywniłem skrzydła i ustawiłem je lekko po skosie w momencie, gdy zarzuciłem łbem w lewo by moje ciało stworzyło łuk. Tak, jak przy biegu najpierw łeb, potem szyja a na koniec reszta ciała. W ten sposób wykonałem skręt, ale nie prostując sylwetki dalej po łuku krążyłem w górze wykonując koła. Od dużego, po coraz mniejsze.
Gdy poczułem, że zaczyna mi się kręcić w głowie wyprostowałem się i wyrównałem lot. Moje skrzydła znów zaczęły wybijać miarowy rytm. Zagarniałem powietrze pod siebie i wypychałem je do tyłu.
Na zakończenie tego krótkiego treningu zacząłem wzbijać się jeszcze wyżej. Leciałem ku słońcu, które zaczynało coraz bardziej ogrzewać moje skrzydła. Promienie słońca przyjemnie grzały, a wiatr nieco chłodzi. Ah...idealna mieszanka. Nie za gorąco i nie za zimno.
Gdy znalazłem się wystarczająco wysoko zrobiłem szybki zwrot. Wykonałem coś na kształt fikołka. Usztywniłem skrzydła, zanurkowałem łbem w dół i odwróciłem się tak, by znaleźć się właśnie głową w dół. Złożyłem skrzydła. Tak, dokładnie tak. Złożyłem j. Poczułem jak moja prędkość znacznie się zwiększa. Powietrze wdzierało się do moich płuc boleśnie, chłostało mój pysk i wyciskało z oczu łzy. Jakie to niesamowite uczucie!
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Dopiero, gdy zacząłem niebezpiecznie zbliżać się do ziemi rozłożyłem skrzydła. Szarpnęło mną i zarzuciło. Wystarczyło jednak po manipulować trochę ogonem, by odzyskać równowagę. Ustawiłem się tak, by było mi wygodnie, a więc już nie łbem do ziemi, ale bardziej w poziomie. Skrzydła zaczęły wykonywać miarowe ruchy, powolne tak, bym utracił większość swej prędkości. Zagarniałem powietrze pod siebie i wypychałem za siebie.
Gdy znalazłem się już bardzo blisko ziemi wyciągnąłem przed siebie przednie łapy. Gdy pazurami dotknąłem zaśnieżonego podłoża ugiąłem łapy i wylądowałem zgrabnie. Pomogłem sobie ogonem. Balansując nim delikatnie utrzymałem równowagę.
Przebiegłem kawałek truchtem tracąc resztę prędkości i zatrzymałem się. No i to by był chyba koniec.
Licznik słów: 982
Przedmioty Posiadane : P: 51/4 mięsa, 1/4 owoców
K: perła, rubin, nefryt, jaspis, cytryn, bursztyn, akwamaryn, szafir, rubin, szmaragd, 2x diament, 2x opal, 3x agat, 3x ametyst
Inne: eliksir ulepszający wytrzymałość, eliksir leczący rany ciężkie, eliksir leczący rany średnie, tajemnicza księga, naszyjnik z ciemnym kamieniem
PH: 5:
Atuty:
Inteligentny- Jednorazowo +1 do Inteligencji
Niezdarny Wojownik-Kiedy smok jest atakowany fizycznie, atakujący ma dodatkowe +1 do ST. Umiejętność uniemożliwia zostanie wojownikiem i łowcą.
mistyk -Raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do ataku magicznego. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
Jeśli gdzieś nie odpisuję przez 48 godzin to kopcie mocno na pw
Honor to stroma wyspa bez brzegów. Nie można na nią wrócić, gdy się ją już opuściło.