OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Słoneczko wsłuchała się w słowa swej nauczycielki, jednak nie potrafiła zrozumieć do końca ostatniej jej instrukcji. Znaczy, że ma wygiąć się w łuk tak, aby łeb był niżej, tym samym lotem bardziej kołowym zniży się do pozomu ziemi. Ale żeby nie poruszać skrzydłami? Przecież wtedy z pełnym impetem uderzy w śnieg, chyba, że gdy podciągnie się do pionu, wysuwając łapy, ostrożnym ruchem skrzydeł skieruje powietrze nieco pod siebie tak, aby zamortyzować upadek... Tak, to był dobry plan.Uczyniła też tak, jak zostało powiedziane. Wygięła swe długie ciałko tak, aby szyja skierowała się po skosie w dół, oszczędnymi ramionami skrzydeł kołowała, balansując ogonem w powietrzu, zniżając co i rusz pułap. Kiedy znalzła się około dwóch ogonów nad ziemią, szarpnęła nieco skrzydłami tak, aby unieść się do pionu, powietrze kierując przed siebie. Wysunęła zadnie łapki, czując, jak dotykają śniegu, a gdy to się stało, złożyła ramiona skrzydeł, przechodząc w nieco chwiejny bieg, aby nie upaść pyszczkiem w śnieg.















