A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 3| P: 2| A: 1
U: Skr,Śl: 1| W,A,O,MP,MO,MA,Kż,Pł: 2| M,B,S,L: 3
Atuty: Inteligentny,Chytry Przeciwnik
Wessał powietrze dramatycznie, gdy Undaria wspomniała o niedoborze kamyków. Teraz przepadło, zginie już na pewno! W prawdzie kontynuowała najprędzej jak potrafiła, żeby go pocieszyć, ale łzy i tak zaczęły licznie spływać mu po pysku. Dlaczego miałby uwierzyć, że zupełna nieznajoma zdoła poświęcić swój czas dla smoka, który zaraz zniknie? Przecież nie upomni się jej, nie poprosi, nie skarci, nie odwoła do jej sumienia. Co za koszmar, zielony nie potrafił opanować emocji, które ni z tego ni z owego rzuciły go w stan kompletnej histerii. Spojrzał prosto w jej ciemne ślepia, a następnie zaczął szeptać pod nosem coś niezrozumiałego.
–A mam wybór?– spytał żałośnie, ale bez wyrzutu –Póki mnie widać, część energii z mojego ciała wciąż znajduje się w tym wymiarze, ale jeśli zniknę zupełnie, a czuję że wydarzy się to niedługo, po-potrzeba mi będzie sześciu kamieni, nie czterech– zakończywszy zdanie wstał gwałtownie i okręcił się wokół osi, z łbem pochylonym na wysokości barków. Czy miał prawo obkładać Undarię takim ciężarem? Czy jego życie było dla niej cokolwiek warte, skoro dopiero go poznała? –Przepraszam, przepraszam– zatrzymał się i znów zadarł łeb, żeby wymienić z nią spojrzenie –Tamtych kamieni już nie ma, zapadły się w tamtym wymiarze, gdy niepoprawnie podszedłem do rytuału– Łącząc krępą sylwetkę Korala z jego zaślimaczoną aparycją, bardziej przypominał upośledzone pisklę, niż drapieżnika. Mimo to, spróbował uspokoić oddech, żeby nie przekręcić słów potrzebnych do przywołania. Tutaj zaciął się na moment.
No nie miał ich przygotowanych tak na zawołanie, ale ileż to było wymyślić sobie jakiś nowy język
–To jest... jak... jakbyś dla mnie... jakbyś dla mnie zebrała tych sześć kamieni. Wiem, że tyle wymagam, bogowie przepraszam. To znaczy jeśli już z-zniknę i nie będę... uh. Powinnaś zakopać je o tutaj– wskazał drżącą łapą przestrzeń między nimi –Obojętnie jakie, ważne żeby zakopać sześć kamieni razem z którąś odmianą bzu, albo... albo paroma kośćmi piszczelowymi i ususzonymi ścięgnami. Potem trzeba... trzeba powiedzieć coś takiego "H-ha...– odchrząknął, wyraźnie zdenerwowany –Przepraszam, jeszcze raz. "Hakreo ret, imo sune..."– urwał znowu, zaciskając zęby –"katrem um, ino sune, rewo". I to powtórzyć pięć razy, a potem zostawić kamienie na noc, ponieważ duchy, które tu przyjdą dla żywego mogłyby być niebezpieczne–
Udawanie idiotów było jednym z ulubionych zajęć Samca, więc wyrobił to do takiego mistrzostwa, że nawet skręcając się w środku ze śmiechu, ani razu nie skrzywił się w sposób, którego nie zaplanował.
Po raz pierwszy Koral otworzył ślepia nieco szerzej. Złote kryształki przecięte cieniutką jak włos źrenicą wertowały Undarię błagalnie, w oczekiwaniu na decyzję –Nie mam nikogo innego, kto mógłby to dla mnie zrobić
Licznik słów: 418
×