A: S: 2| W: 3| Z: 5| M: 1| P: 4| A: 3
U: L,Pł,W,MA,MP,Kż,Skr,Prs: 1| B,A,Śl: 2| O:3
Atuty: Okaz zdrowia; Empatia; Twardy jak diament; Pierwotny odruch; Wybraniec bogów
//Proszę się nie sugerować długością! Potrzebowałam sobie sama poukładać co i jak :,D
Sytuacja była poplątana bardziej, niż wszystkie rzemienie, które od dziesiątek księżyców cięła i rzucała w kąt swojej groty.
Jeszcze kiedy było z nią bardzo źle – spotkała się z pewnym starym samcem, który, jak jej się wydawało – nie szczególnie ją lubił. Właściwie nawet po tym, jak ich ramiona zetknęły się w leniwie postępującym nurcie rzeczki, a zmysły na krótką chwilę zapomniały o otaczającym ich świecie – nie była pewna, czy ten czuje do niej jakiekolwiek pozytywne emocje.
Ciężko więc powiedzieć, czy bliskość dała jej cokolwiek dobrego – po za jajem, które samotnie poturlało się po posadzce, tak barwne i pełne życia w swoim zamkniętym, cichym królestwie – że dręczona chorobą duszy Aank odwróciła pełen łez wzrok, zostawiając nowe życie samo sobie, zaszywając się w najciemniejszej odnodze swojej groty i swojego smutku.
A jednak jajo było silne, zdrowsze niż ona była kiedykolwiek. Wykluło się. Wielobarwne, długie jak sznurówka pisklę piszczało i tarzało się w mazi, a jego matka przypełzła, by spoglądać na nie bezradnie. Było pierwszym (o którym wiedziała), a nikt nigdy nie przygotował ją do roli, której teraz już nie chciała, dręczona żałobą po obumarciu jaj, o które długo i bezowocnie starali się z jej ukochanym – nie potrafiła dostrzec szczęścia w niespodziewanym wydarzeniu.
Robiła co mogła – lizała niechętnie młode, bo tylko i wyłącznie taką opiekę poznała.
Sama po pierwszych paru dniach na świecie przestała być obdarzana uwagą.
Schemat więc, nasilony chorobą, przeniósł się na jej córkę.
Kiedy więc pisklę zniknęło z groty, Presja martwiła się jedynie przez chwilę – sama w tym wieku już chodziła, a nawet potrafiła złapać jakieś małe żyjątka, gdy dręczył ją głód.
Nic też nigdy jej się nie stało – uciszyła więc obawę racjonalizacją.
Nie miała siły, by szukać energicznego pisklęcia.
A nie wiedziała, co miałaby powiedzieć Fernowi.
Znów była sama i tonąć mogła w pożerającej ją depresji.
***
Czas leczył rany.
Tak jak i uwaga bliskich.
Perspektywa Wieczności, Łowca i Myśliwy Ognia, nigdy nie ustający w swym polowaniu – nie ustał też w codziennej walce o życie. Udało jej się wyjść z ciężkiego stanu, a także wyciągnąć z długo trwającego marazmu wiele lekcji. Czuła, że nawet dawne błędy nie są nieodwracalne.
Teraz stąpała pewniej i uśmiechała się. W jej postawie było coś czujnego, ale nie było strachu, czy dawnej bojaźliwości.
Kiedy więc usłyszała wezwanie, przechwyciła je bez cienia zastanowienia. Nie powiedziała nic po za wyrażeniem chęci spotkania i cichym, pełnym nacisku "Dziękuję".
Spadła z nieba jak kometa, ciasno dociskając dymnoróżowe skrzydła do futrzastego grzbietu.
A jednak i tak była ostatnia! Czekali na nią! Szlag!
Cienkie, pościągane licznymi bliznami błony rozświetliły się przebijającym przez nie późnojesiennym słońcem, gdy oposia gwałtownie wyhamowała w powietrzu, wytracając pęd już szybkim biegiem na ziemi. Biegała mimo wszystko lepiej, niż latała – dlatego przyzwyczajona do manewru lądowała zawsze dość daleko od towarzystwa, zatrzymując się z kłusu, przechodząc w stęp i wreszcie wbijając pazury, naprężając nogi – stojąc przed nimi obiema jakieś dwie długości, ciężko ziejąc i pochylając nisko łeb.
Pysk samicy wyrażał zbyt wiele różnych emocji, by je jakoś określić. W oczy rzucały się jednak kolejne blizny i głębokie, sine cienie pod wielkimi, wodnistymi ślepiami. Drżały jej łapy.
– To j-jaa... – Zaczęła lękliwie i potrząsnęła czarno-rudą grzywą, walcząc z łamiącym się głosem. Spojrzała bardzo łagodnie na Szuwarek. – Jestem. Jestem już. A Ty jesteś śliczna i taka, taka dzielna. – Głos znów jej zasłabł. Właściwie te słowa same wypełzły jej z mdlejącej z obawy szczęki. Czy powinna? Co jeśli młode jej nienawidzi? Co jeśli ta lamparcia jej nienawidzi? – Mam nadzieję, że te siniaki to nic poważnego. – Dodała już z wyraźną obawą w głosie.
Nagi ogon wił się jej pod nogami z nerwów, a uszy tak głęboko wcisnęły się w bladobeżowe futro, że niemal nie było ich widać.
Przełknęła ślinę i podniosła wzrok na malachitowopiórą, prostując się sztywno i starając wyglądać stabilniej. – Przepraszam.
Ukłoniła nisko łeb przed dziwnie pachnącą Wodną, po czym znów wyprostowała, spoglądając co jakąś chwilę na Szuwarek, jakby miała ochotę rzucić się i całą ją wyściskać
– Nazywam się Perspektywa Wieczności, Łowca Ognia. Możecie mówić mi Presja albo Aank. – Powiedziała już bardziej swoim – wysokim, mrukliwym i łagodnym głosem. Spojrzała prosto w oczy pręgowanej, żałując, że ta nie może sama domyślić się prawdziwej wersji porzucenia pisklęcia. – Dziękuję Ci, że zaopiekowałaś się moją córką. Czy mogę... Mogę ją chociaż przytulić? – Spytała pokornie, pochylając brodę w kierunku barwnego wężyka. – Jeśli chcesz. – Dodała pośpiesznie.
Licznik słów: 747