OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Kiedy łapy młodzika zatrzymały się nad rzeczką, coś zamajaczyło niepewnie we mgle po drugiej stronie. Diamentowy Strumień nie należał do największych, ale mgła opadająca ostatnio na smocze tereny potwornie ograniczała widoczność. Kształt więc nie niepokoił, był tylko ciemniejszym obszarem, potencjalnie wysokim, wąskim głazem lub pniem martwego, niewielkiego drzewka. Szczególnie, gdy stał tak nieruchomo. Dopiero po paru krokach mgła niechętnie ustąpiła i sylwetka zaczęła nabierać ostrości.Kara klacz stała nad strumieniem, wbijając w młodzika znajome, jasne ślepia. Bezroga kelpie, o wąskich pęcinach, fioletowym odcieniu sierści i grzywie lekko przyprószonej rdzą. Jedyna taka na całe Wolne Stada.
Awantura prychnęła i poruszyła ogonem, który zabujał się za jej zadem. Nie spodziewała się chmurnika u boku Fena. Nie była jednak nic więcej, jak po prostu zaskoczona. Jeśli ten obłok gazu był towarzyszem białołuskiego, nie miała się czego obawiać.
Sztorm tymczasem podniosła się powoli dalej, w dole potoku. Uniosła łeb, niepewna i stęskniona. Dziwne uczucie ściskało jej serce, uczucie które nie do końca potrafiła umiejscowić. Łapy drżały odrobinę, gdy dźwignęła swoje ciało w górę i westchnęła bezgłośnie. Serce biło tak mocno, że echo uderzeń odbijało się w jej uszach. Więzią popłynęło wspomnienie, młodziutka klacz zwinięta w kłębek w tunelu, który aż śmierdział smokami, ale to co było na zewnątrz przerażało ją bardziej. Stulecie uśmiechnęła się miękko i wzięła kilka głębokich oddechów.
~ Masz rację, moja miła. Nawet stając naprzeciw Kaskady tak się nie czułam. Boję się. ~
Opadło ją uczucie wsparcia i miłości. Nieco niepewności, po czym obraz ze ślepi stojącej na brzegu kelpie. Patrzyła, jak wyrastał na drugim brzegu potężny i silny samiec o białych łuskach. Muskuły rysowały się pod skórą, a jesienne słońce odbijało się w jego jasnych ślepiach. Przy krzywych rogach unosił się kompan. Sztorm westchnęła miękko, patrząc oczami kelpie całkiem oczarowana. Był piękny. Majestatyczny prawie, wyrósł na wspaniałego smoka. Nieco pokrzepiona widokiem, powoli ruszyła w górę strumienia, by po kilku uderzeniach serca wyłonić się z mgły. Pojawiła się po części za smokiem, a po części po jego lewej stronie, widoczna kątem oka, jeśli patrzyłby naprzód.
– Wyrosłeś.
Jej głos, ten charakterystyczny niski baryton, który tak łatwo pomylić z samcem, brzmiał niespodziewanie chropowato. Nie planowała tego, ale nie czuła jak bardzo wzruszenie ścisnęło jej krtań, póki nie zobaczyła go na własne oczy. Wyłaniając się z mgły jak niebieski duch, wyglądała jak dawna Sztorm – ze sterczącą piaskową grzywą, opadającą na jej ramiona i parą ślepi turkusowych jak dwa zamarznięte górskie jeziora. Jedynie obręcz srebrnych łusek oplatała jej szyję i część grzywy w tym miejscu była biała jak mleko. Jej świadectwo zmartwychwstania.
Patrzyła uważnie, czekając na reakcję syna. Na pysku przywoływała cień dawnego uśmiechu, półgębkiem wykrzywione wargi.




















