OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Och, to było takie rozczarowujące. Nie czuła nic, patrząc na niszczone przez ich ataki ciało... Nie, nie ciało. Esencję stwora. Tak, to było lepsze słowo. jednak ona nie czuła nic. Ani radości, ani żalu, ani satysfakcji. Czuła pustkę. Zepchnęła ból po stracie Ferna gdzieś głęboko w swoją ciemność. Tam, gdzie skrywała większość uczuć, które można by zranić. Mrok i pustka ochraniały ja lepiej niż łuski. Puste spojrzenie, jakim obrzuciła Viliara musiało mówić wiele.Tak, był kimś, kogo śmiało mogła uznać za swój ideał. Czerwone łuski, potęga, kąśliwy język. Tak, zawsze pragnęła jego powrotu. Był kimś, kto wiązał ją z ojcem. On i Ateral, chociaż nigdy wcześniej ich nie znała byli jej w jakiś sposób bliżsi niż jakikolwiek smok. Przynajmniej na początku. Teraz jednak patrzyła na pana Wojny bez słowa, słuchając jego słów. Dawniej czułaby podniecenie na wieść o czekającej ją bitwie. Odpowiedziałaby na jego wezwanie z rykiem i pazurami skierowanymi w niego. Cała na jego usługi, tak jak jej ojciec przed nią.
A jednak coś się zmieniło. Ta sama pustka, która skrywała jej ból sprawiała, że nie odczuwała tej ekscytacji.
Czy to jest prawdziwy smutek po śmierci kogoś bliskiego? Czy może zawód spowodowany postawa bogów? Chcieli, by ugięli przed nimi karki – ale jedynie Plaga. Chcieli, by dla nich zmienili swojego Przywódcę. Prorok, zamiast udowodnić, że nie jest jedynie tchórzem, który bał się śmierci i pokazać, że rzeczywiście nadaje się na wątpliwej jakości zamiennik jej ojca nie robił nic. A oni nie tylko mu na to pozwalali. Szantażowali ich.
A teraz jeszcze ich nagradzali. Patrzyła, jak Viliar przekazuje w łapy Żeru kryształ. tego samego Żeru, który wedle jego słów sprowadził tu stwora, który odebrał jej Ferna. Słuchała jego słów, a serce zamiast skakać z radości na myśl o czekającej ich walce, coraz bardziej ziębło.
Czy na to czekała przez całe życie? Na to pracowała? Żeby patrzeć, jak wszyscy zostają nagradzani za swoje błędy, a ona miała być traktowana jak głupia marionetka? Nie potrafiła gniewać się na Viliara, nie potrafiła go odrzucić, ale nawet ona, jego najwierniejsza akolitka odczuwała zawód i zniechęcenie.
W milczeniu rozłożyła skrzydła, wzbijając się w niebo. Nie wiedziała, czy zjawi się na arenie. Nie widziała potrzeby. Wspólna walka, w której nic się nie znaczyło nie pociągała jej w żaden sposób. Nie dawała radości. Nie sprawiała, że czuła, że żyje. Nie zapełniała pustki. Sprawiała, że czuła się nikim. Maleńkim trybikiem, bez którego ta ogromna maszyna trwałaby nadal. Niezauważona przez nikogo. Kompletnie niepotrzebna.
Odleciała, znikając za horyzontem, w stronę przeciwną do tej, w którą skierowali się Eurith i Khardah. Nie potrafiła spojrzeć na martwe, skamieniałe ciało Ferna.
Jeśli przybyłaby na arenę nie zrobiłaby tego, by go pomścić. Już to zrobiła. Nie zjawiłaby się, by zniszczyć zagrożenie dla innych. Nie zjawiłaby się dla Plagi. Nawet nie dla Viliara, dla którego oni wszyscy byli jedynie marnymi pchłami, których istnienie nie miało żadnego znaczenia. Może zjawiłaby się dla siebie. Wyłącznie dla siebie.
<z/t>