A: S: 5| W: 3| Z: 1| M: 3| P: 3| A: 4
U: B,W,Prs,L,Śl,Skr,Kż,MA,MO: 1| Pł,A,MP: 2 | O: 3
Atuty: Okaz Zdrowia, Adrenalina, Tancerz, Pierwotny Odruch, Magiczny Śpiew
Cóż, nie jego wina, że od razu po próbie stworzenia pierwszego maddarowego tworu nauczycielka sobie tak po prostu zniknęła i już nigdy więcej jej morski samiec nie widział. Musiał się domyślać później wszystkiego sam, a to, że od początku robił tylko zewnętrzne warstwy swoich kreacji wynikało właśnie z tego.
Przypatrywał się z lekkim stresikiem, jak Perła sprawdzała jego pierwszy twór na ocenę. No, bo w sumie nigdy nikt nie kontrolował mu jakości jego zaklęć; albo działały, albo nie. Mała krytyka nic mu nie zrobiła. Z wiadomych przyczyn był przyzwyczajony do dostawania tylko i wyłącznie opinii o negatywnych stronach jego czynów. Wysłuchał i jej, i następnej propozycji, jednak na razie postanowił tylko poprawić swój aktualnie utrzymywany twór.
Przymknął jeszcze na moment ślepia i wyobraził sobie, że obrana już przez Perłę skórka owocu, teraz grubości około ćwierci łuski, z wewnątrz jest koloru białego, a w dotyku była tak jakby... delikatnie bardziej miękka, niż z zewnątrz. To zapewne była zasługa tych licznych żyłek, bo niektóre z nich właśnie zamiast na jadalnych cząsteczkach mandarynki został na ów skórce. Oczywiście przelał do swego wyobrażenia dodatkową porcję maddary, potrzebną na zaktualizowanie wyglądu fizycznej iluzji, i otworzył znów ślepia
– ...Teraz lepiej? – zadał pytanie, aczkolwiek instynktownie jakoś nie spodziewał się na nie odpowiedzi. Po upewnieniu się, że z mandarynką nic więcej nie musi działać, po prostu pozwolił rozpłynąć się jej w powietrzu. To samo w sobie było trochę... wymagające. Co dopiero cały, wielki smok złożony z prawdziwej krwi i kości? Zamącony musiał na prawdę mocno się pierw w ogóle zastanowić, kogo powinien stworzyć. Hmm... o. Oh. Czy to... na pewno dobry pomysł? Może... A, z resztą... Najwyżej źle się na niego popatrzy, czy coś, bo przecież nauki mu nie przerwie, prawda? ...Prawda?
– Hm, no dobrze, ale trochę mi to chyba dłużej zajmie... Już, już spróbuję. – powiedział, biorąc głęboki wydech i wdech. No dobrze. Pora czarować dalej.
Ponownie zamknął swe ślepia. Zaczął sobie wyobrażać... Wyobrażać pierw w całości sam biały szkielet smoka nieco większego od niego, ze znacznie dłuższymi kośćmi palców, niż u zwyczajnego gada. Były po trzy zwrócone do przodu, i po jednym w tył, sprawiając wrażenie, jakby miały należeć do jakiegoś większego ptaka. Oczywiście każda kość już by swoje ważyła, a i o zachowaniu odpowiedniej struktury ich wnętrza nie można było również zapomnieć. Teraz uczeń miał swój pierwszy dylemat. Czy rogi tego gada wliczają się do szkieletu, czy nie? A, już trudno, niech będą się wliczały. Tak więc dodatkowo czaszkę miały ozdobić dwa kościste rogi, idące wzdłuż łba, pierw zginające się w dół, aby na samym końcu podniosły się nieco w górę. Był jeszcze jeden. Bezpośrednio między dziurami na ślepia. Na samiutkim czole, rozdwojony przy końcu. Ciekawe, czy Perła już po tym by go rozpoznała? Może lepiej nie próbować pokazywać samego szkieletu.
Dobrze, ale wiadomo, że kości po prostu tak nie utrzymują się same w powietrzu. Łączą je różnego rodzaju chrząstki, o których również uczeń nie zapomniał.
Szczerze, nie miał zielonego pojęcia w jaki sposób działa krew w smoczym organizmie. To znaczy, oprócz charakterystycznych, bardziej wrażliwych miejsc, nie wiedział, jak miałby załatwić wyobrażenie sobie krwiobiegu. Jego całości. No trudno, zresztą Perła mówiła, że jak czegoś nie zna, to nic nie szkodzi. Dostanie ochrzan i tyle.
Narządy, narządy i mięśnie... Hm, to akurat było raczej nieco prostsze zadanie, bo nieraz przecież zdarzało mu się upolować jakieś zwierzę, z którym jego budowa ciała mniej więcej zgadzała się z budową ciała Malstroma, albo innych smoków. tak też przecież znał wygląd kości. No, i może z tego, że pod drzewem smoka, którego zamierzał stworzyć, wprost roiło się od szkieletów różnych zwierząt. Ah, wtedy jeszcze w ogóle nie wiedział, czym były... No dobra, nie czas teraz na dzikie wspominki.
Do wyobrażenia zaczął dodawać już czerwonawe, włókniste mięśnie, aby wszystkie łapy i inne części ciała mogły wyginać się tylko i wyłącznie w prawidłową stronę. Nie chciałby przecież, żeby nagle okazało się, że na przykład łapa zamiast do przodu, najłatwiej ruszała się w bok. Powinien wyglądać na dobrze zbudowanego, nie licząc mięśni sterującymi jego mimiką. Tak rzadko ta osoba ich używała, że z pewnością każdy ruch ustami musiał być dla niego nielada wysiłkiem.
Dobra, teraz czas na wszystkie narządy... To znaczy, wszystkie jak wszystkie, wszystkie, które znał. Oczywistości jak mózg, płuca, serce, czy nawet gruczoły kwasowe przyszły mu do łba bez problemu. No, może nie licząc gruczołów, bo niezbyt wiedział, jak wyglądają. Ale przynajmniej wiedział, że są i mniej więcej w jakim miejscu! To już coś, prawda? Zadbał jeszcze oczywiście o cały system pokarmowy mimo, że również do końca nie widział, w jaki sposób on funkcjonuje. Tutaj jednak wiedział już, jak wygląda. No, przynajmniej u innych gatunków zwierząt. Smoka jeszcze nigdy aż tak nie wybebeszył. Swoją drogą ciekawe, skąd uzdrowiciele o tym wszystkim wiedzą?
Niektóre inne oczywiste narządy również były, jednak w tej sytuacji może lepiej w opisie nie będą one uwzględnione z wiadomych przyczyn.
No dobrze, serce bije, płuca pracują, mózg... Um... myśli? Chyba? A brzuszek burczy. Troszeczkę. Bo czemu nie. Jednak czegoś wewnątrz, oprócz oczywistego krwiobiegu jeszcze brakowało. Ach tak, czucie. Musi przecież jakoś odczuwać to, że jest dotykany. Chociaż jemu to raczej niepotrzebne. I tak na to nie zwraca uwagi. Ale niech będzie. Układ nerwowy, który musi zbierać informacje od wszystkich mięśni, żeby można było nimi również i sterować. Hm, gdzie go podłączyć... Oh! No tak, do mózgu. Po to też jest. Logiczne. Tak samo pewnie będzie z błękitnymi ślepiami. Je też do mózgu, i cyk, i ślicznie! Oh, może jeszcze smak, poczucie smaku, tak. Kubki smakowe na języku również oddawały bodźce do mózgu. Świetnie.
No dobra, pora chyba na nakładanie warstwy zewnętrznej. Jakby coś nie wyszło, to zawsze przecież można zmodyfikować czy to wnętrze, czy w ogóle cokolwiek. Nic trudnego. Aczkolwiek wojownik spodziewał się, że tym razem przy przelewaniu swojej maddary w tworzone wyobrażenie poczuje się na prawdę zmęczony. Tak, jakby w rzeczywistym świecie spojrzał na cenę tak wielkiej ilości tankowanego paliwa. No oczy na wierzchu.
Ale to już nie są oczywiście przemyślenia postaci, więc chyba raczej należy wrócić właśnie do nich.
Łuski... Tak, czas już na łuski. Tworzony smok miał je zbyt bardzo charakterystyczne, by o nich zapomnieć. Grzbiet, ramiona skrzydeł, barki i uda były pokryte największymi, najgrubszymi, najbardziej wytrzymałymi łuskami w kolorze leśnych szyszek oraz kształcie ich pojedynczych segmentów. Również i na pysku znajdywały się grubsze łuski. Wokół ślepi zgromadzone były swego rodzaju ostro zakończone wypustki, a konkretniej pokrywające łuki brwiowe oraz policzki. Rogi też były pokryte takim czymś, to znaczy segmentami czegoś, co wyglądało jak właśnie te grubsze łuski. Cała góra łba po prostu wyglądała, jak swoisty hełm.
Jednakże nie cały smok był brązowy, a mianowicie na jego tylnych nogach, poniżej kolan, brąz gwałtownie zmieniał się w silnie niebieski kolor. To samo tyczyło się ogona, jednakże na samym końcu łuska z niebieskiego zmieniała jeszcze kolor na kremowo-żółty. Ach, oczywiście należałoby też wspomnieć, iż ogon zakończony był dwoma zakrzywionymi kolcami.
Zresztą, przy wizualnej części Błysk tak czy siak nie musiał się nadwyrężać, bo doskonale znał wygląd osobnika, którego zamierzał stworzyć. Chociaż chciał u niego dodać również coś od siebie. Coś, czego u niego nigdy nie widział.
Maddarowa kreacja miała po prostu siedzieć naprzeciw niego i... patrzeć się w niego. Patrzeć się z... ciepłym uśmiechem na pysku. Tak. Istna abstrakcja, teraz Perle na pewno dużo ciężej będzie zorientować się, że Malstrom właśnie stworzył kopię Strażnika. To znaczy jeszcze nie, na razie musi... O, w sumie to chyba tyle. Tak, zaczerpnąć mocy ze swojego źródła i wepchnąć go w te wszystkie szczegóły i szczególiki do tworu. Okazało się, że mimo tak diametralnej różnicy w całym procesie tworzenia, nie różniło się to niczym szczególnym oprócz faktycznie tego, że troszeczkę go to męczyło. I tyle. Wystarczyło teraz otworzyć swe ślepia i zastać przed nimi dodatkową osobę w tym miejscu. Tak więc samiec zrobił i pierw z powagą, a potem lekkim uśmiechem przyglądał się swojej kreacji w bezruchu.
– Zmieniłem w nim tylko jedną rzecz, bo normalnie nie potrafi się uśmiechać. – tak dodał asekuracyjnie, jakby rzeczywiście nauczycielka nie potrafiła go po tym poznać.
Licznik słów: 1325

Give me something to go on...
Narracja: #787A6F | Dialog: #7698B5 | Mentalka: #567885
Okaz Zdrowia– odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu
Adrenalina – dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka
Tancerz – stałe -1 ST do rzutów na obronę fizyczną
Pierwotny Odruch – raz na walkę -2 ST do obrony
Magiczny śpiew– raz na pojedynek/2 tygodnie polowania, odejmuje 2 sukcesy przeciwnika
– – – – – ·
Błysk Przyszłości – Automatyczne powodzenie akcji/rana ciężka dla przeciwnego smoka
Motywy muzyczne:
Motyw Główny | Walka | Z przyjaciółmi
Kalectwa:
uszkodzone skrzela (+1 ST do akcji pod wodą)