A: S: 2| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 3| A: 3
U: W,B,Pł,Prs,A,O,MP,MO,Kż: 1| L,MA,Skr,Śl: 2
Atuty: Pechowiec; Nieparzystołuski; Przyjaciel natury; Wszechstronny
Niby chciałem już przejść do pytań, ale chyba nawet bardziej ucieszyła mnie chęć smoczycy na dalsze słuchanie moich opowieści. To było dla mnie dowodem na to, że moje zdolności bajarza były jak zwykle niezawodnie imponujące. Dlatego też nie czekając zbyt długo po jej odpowiedzi kontynuowałem temat natury dalekich terenów. Kiwnąłem lekko głową na jej pozwolenie i odpowiedziałem:
– Och, huragany to naprawdę piękne zjawisko, ale też ogromnie niebezpieczne. Nie może się równać z prądami powietrznymi – one ledwo lekko popychają do przodu! Takie cyklony powstają, gdy mroczne chmury skłębią się na niebie, zrzucając ogromny cień na ziemię i wzbudzając aurę grozy. Wszystkie stworzenia chowają się gdzie tylko się da – najlepiej, oczywiście, mają ci, którzy zadbali o przygotowanie głębokiej nory. Na szczęście za mojego życia nikt z mojego stada nie zaginął w środku huraganu, ale słyszałem wiele opowieści o przerażających krzykach, wydobywających się z epicentrum cyklonu, gdy jakiegoś nieszczęśnika tam wsysało. Samo tornado to gwałtownie wirująca kolumna powietrza będąca jednocześnie w kontakcie z powierzchnią ziemi i podstawą czarnej burzowej chmury. Trąby powietrzne osiągają różne rozmiary i zwykle przyjmują postać widzialnego leja węższym końcem dotykającego ziemi. Ja raz byłem świadkiem utworzenia się aż trzech trąb powietrznych na raz! Wielkie nie były, dwie z nich nawet nie dotykały ziemi, ale i tak widok był przerażająco-niesamowity. Takie tornado przemieszcza się niezwykle szybko i w każdej chwili może gwałtownie zmienić kierunek, zupełnie jakby było żywą istotą, dlatego nigdy nie wiadomo, w którą stronę uciekać. Jako że sama ta trąba tworzy się z niezwykle szybko obracającego się wokół określonej osi powietrza, jego podmuchy wsysają wszystko, co stoi mu na drodze, dopóki huragan się nie "naje". Taka trąba może hulać po wielu terenach nawet przez pół cyklu Złotej Twarzy (pół dnia)! Raz się zdarzyło, że tornado zaskoczyło nasze stado w nocy i ledwie zdążyliśmy pobudzić wszystkich – bo zwykle śpimy w koronach drzew lub skórzanych namiotach na ziemi – i schować się w naszej wspólnej jaskini, przeznaczonej właśnie dla takich wypadków. Żaden członek naszego stada, oprócz chyba mojego ojca, który przecież w grocie się wychował, nie lubił przebywać w ciasnym kamiennym pomieszczeniu, włącznie ze mną, jako że smokom o drzewnej krwi potrzebna jest duża przestrzeń do łażenia, dlatego zwykle nasza Grota Ewakuacyjna stała zupełnie opustoszała. Tamtej nocy jednak była przepełniona spanikowanym stadem, a ledwo zdążyliśmy się w niej uchronić, tornado zawędrowało prosto na nasz obóz i rozniosło w trociny wszystko, co zostało na zewnątrz. Nie zdążyliśmy zabrać zapasów z Głównej Korony, czyli największego rozgałęzienia drzew, gdzie zwykliśmy zbierać się na jakieś ważniejsze chwile. W wielkiej dziupli tego drzewa przechowywaliśmy zapasy, ale huragan przełamał to drzewo na pół i rozszarpał całe nasze jedzenie na następny księżyc. Od obozu nie zostało prawie nic i musieliśmy wtedy przenieść się na inny teren lasu, niezbyt daleki od poprzedniego, ale i tak nowy i obcy. A całą ta historię można by nawet uznać za taki wielki wstęp do kolejnej, bowiem po tym wydarzeniu po raz pierwszy wyruszyłem na prawdziwe polowanie! Wiesz, wiele smoków musiało zostać, aby odbudować to, co się dało, a musieliśmy też mieć co jeść, więc ja wraz z ojcem i paroma innymi smokami wyruszyliśmy na wielkie grupowe polowanie. Ale nie o tym teraz, choć to też ciekawa historia! Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze o huraganach i tornadach? Tak jeszcze powiem, że to są niezwykle niebezpieczne zjawiska naturalne i gdy tylko zobaczysz, że chmury zaczynają podejrzanie zakręcać się w wir, radzę chwytać pod pachę wszystkich kogo dasz radę i chować się głęboko pod ziemią lub w jakiejś niskiej i bardzo krzepkiej jaskini. – rzekłem poważnie coś w postacie morału całej tej historii. Miałem nadzieję, że smoczyca weźmie sobie moje słowa do serca i będzie uważać na takie burze.
Prędko jednak zmieniłem temat na morze, aby nie tkwić w groźnej atmosferze. Wyszczerzyłem się i wszcząłem gadaninę, choć nie tak długą jak poprzednia. Tym razem Zirka, ku mojemu wewnętrznemu szczęściu ponownie wyraziła większą chęć na historie, a także dopytywała o szczegóły, więc przeszedłem do kolejnej opowieści.
– Nie powiem, że źle słyszałaś, bowiem morze naprawdę ma swoje humorki! Niewiele miałem okazji przebywać nad nim czy też w nim, ale gdy słyszałem opowiastki napotkanych morskich smoków, aż drżeć zaczynałem na myśl o tych wszystkich morskich stworach i przygodach! Niestety jednak nigdy wilkiem morskim nie zostałem, bowiem mało mnie ciągnie do wody, nawet jeżeli miałbym przegapić wiele okazji do przeróżnych historii. Jednak kto wie! Może pewnego dnia zmienię zdanie i zbuduję sobie łajbę? – rzuciłem żartobliwie, ponownie nie zdając sobie sprawy z tego, że niektórych z tych pojęć smoczyca może nie znać. – Ale wracając do tematu – burze morskie i sztormy to też niczego sobie wybryki natury. Nie ma się gdzie schronić – wielkie morskie fale buszują straszliwie, zalewając pływających i nie dających złapać oddechu – nawet pod wodą miota tobą tak, że ledwo utrzymasz kierunek! A to nie mówiąc już o niebie – z czarnych chmur rozgniewani bogowie ciskają piorunami, byleby strącić i usmażyć każdego, kto by się ośmielił wzbić w powietrze. A te kłębiska burzowych obłoków wiszą tak nisko i są tak gęste, że nie ma co liczyć na lot dokładnie między sięgającymi po ciebie wielkimi łapami morza oraz grzmiącymi pięściami niebiańskich błyskawic, co tylko pragną strącić cię do wściekłych wód oceanu! A jak trafiłem do środka sztormu... Cóż, to akurat nieco śmieszna historia. Początek miała jeszcze niemal na samym początku naszej z ojcem podróży na Wolne Stada. Wiesz, opuściliśmy lasy deszczowe w bardzo niemiłych okolicznościach, akurat wtedy posprzeczałem się z ojcem, dlatego też gdy po długiej nocy i dniu wędrówki w milczeniu zatrzymaliśmy na noc, ja postanowiłem przespać się z dala od ojca. Zdążyliśmy dotrzeć aż do brzegu morza, dlatego powędrowałem kawałek wzdłuż plaży, podczas gdy ojciec został na samym brzegu lasu. Nie miałem ochoty w cień drzew, dlatego też po zakończeniu spaceru upatrzyłem sobie wielkie drewienko na piasku i zasnąłem na nim. I zgadnij gdzie się obudziłem? Na bezkresnej morskiej przestrzeni! Nie pomyślałem o przypływie wody, a on nocą porwał moje drewienko wraz ze mną, zupełnie nieświadomym i słodko na nim śpiącym, uspokajany dodatkowo rytmicznym kołysaniem się pnia drzewa na falach. Ale nie obudziłem się z wyspania czy wyczucia zagrożenia, o nie – bowiem obudził mnie piorun, co trzasnął ledwo pięć skrzydeł ode mnie! Przebudziłem się zaskoczony i odruchowo podskoczyłem na cztery równe łapy – to wówczas sprawiło, żem poślizgnął się na wilgotnej korze i spadł niespodziewanie do słonej wody. Najlepszym pływakiem nigdy nie byłem, ale pływać na szczęście jako tako umiałem, więc rozłożyłęm skrzydła i załomotałem łapami, aby utrzymać się na powierzchni. Jednak pech chciał, że nic z tego nie wychodziło – co chwila zalewała mnie kolejna fala, szczypiąc solą wrażliwe oczy i zatykając ściśnięte w strachu nozdrza i gardło! Chciałem wołać na pomoc, ale jedyny dźwięk, jaki mogłem wydać oprócz chaotycznego rozchlapywania wody wokół siebie to żałosne bulgotanie. Wiedziałem, że jeżeli dalej tak pójdzie to wkrótce moje martwe cielsko opadnie na dno tegoż oceanu, a słuch po mnie zaginie. Całe szczęście zdołałem odzyskać zdrowy rozsądek na tyle, aby spróbować wysłać ojcu mentalną wiadomość z wołaniem o pomoc. Tak też zrobiłem, ale ciągle rozpraszany próbami utrzymania się na powierzchni szalejącej wody nie miałem pojęcia, czy mi się udało. Gdy przez dłuższy czas – to znaczy podczas walki z siłami natury o swoje drobne życie każda chwila wydawała się ciągnąć w nieskończoność, więc tak naprawdę nie wiem, ile minęło czasu – ale odpowiedź od ojca nadal nie docierała, tak też zacząłem nieco tracić nadzieję. Za ostatnią moją deską ratunkową uważałem próbę wzlotu, bowiem niewiele jeszcze wtedy wiedziałem o niebezpieczeństwie latania w czasie sztormu. Tak też oprócz wycieńczonych już łap zacząłem rozpaczliwie walić o wodę także skrzydłami. Co chwilę zalewały mnie fale, więc z każdą sekundą traciłem coraz więcej nadziei na przeżycie. Nagle jednak los się do mnie uśmiechnął – a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało – podniosło mnie wraz z jedną z tych większych fal. Dostrzegając swoją szansę rozpaczliwie walnąłem skrzydełkami z całej siły, aż nagle... zdołałem oderwać się od wody! Jakaż to wtedy była dla mnie ulga! Co prawda mniej mną przez to miotać nie zaczęło, bowiem jak nie woda, to postanowił się mną bawić wiatr. Jakimś cudem jednak utrzymywałem się w powietrzu na mocno osłabionych skrzydłach. Usiłowałem wzbić się wyżej, ponad chmury, gdzie burza nie mogła mnie dosięgnąć, gdy w jednym przerażającym mgnieniu oka dostrzegłem z boku błysk. W tamtej chwili czas dla mnie jakby zamarł, a ja zupełnie jakby w zwolnionym tempie obserwowałem, jak w powietrzu rysuje się jaskrawo białe pasmo najczystszej energii. Sięgało w moją stronę, chaotycznie drgając też w innych kierunkach. Jakimś cudem pół pazura przed tym, jak promień elektryczności miał uderzyć mnie prosto w szyję, wykrzesałem z siebie ostatki maddary i wytworzyłem cienką drewnianą tarczę, bowiem słyszałem gdzieś, że drewno nie przewodzi prądu. Nie wiem gdzie to słyszałem ani od kogo, ale w chwili przypływu adrenaliny jakoś odnalazłem w sobie tę informację i zdołałem uchronić przed śmiercią. Tarcza była tak słaba, że ledwo zatrzymała błyskawicę, a jednak porażenie, jakie otrzymałem, było znacznie słabsze od tego, które mogłoby we mnie ugodzić, gdybym nic nie zrobił. Siła uderzenia cisnęła mną tak mocno, że nie zdołałem się utrzymać i ponownie spadłem, tym razem pod wodę. Nie zdążyłem nabrać powietrza, a buszująca woda nie dawała wyrwać mi się na powierzchnię. Całe szczęście wypchnęło mnie mocnym szarpnięciem i ostatkami sił nabrałem powietrza. Nagle zupełnie znikąd zobaczyłem coraz bardziej powiększającą się czarną kropkę, wyraźnie spadającą ze środka chmur prosto w moją stronę. Zalanymi słoną wodą oczami niewiele mogłem zobaczyć, ale do głowy przyszła mi myśl, że oto nadlatuje po mnie śmierć. Zamrugałem szybko ze strachu, ale kropka nieuchronnie się do mnie zbliżała, więc nie był to wybryk wyobraźni. Wtem ów pień, na którym odpłynąłem w środek sztormu prześmignął na wodzie obok mnie, a ja spróbowałem się go chwycić, jednak nieudany manewr zakończył się tym, że gwałtowna fala niespodziewanie całkowicie obróciła drzewem, a jego końcówka z głuchym huknięciem przywaliła mi w tył głowy. Poczułem, jak tracę kontrolę nad ciałem i słabnę, zanurzając się we wodzie. Przed wzrokiem mi pociemniało, a ostatnie, co zapamiętałem, zanim straciłem przytomność, to potężny rozbryzg wody i zanurzająca się za mną czarna kropa, kształtem przypominająca mi ojca...
Tak, wszystko skończyło się dobrze, choć trochę mi wstyd, że ani nie pamiętałem jak trafiłem do burzy, ani jak się z niej wydostałem – mogę jedynie snuć domysły. – mruknąłem na zakończenie i uśmiechnąłem się do cioci jakby na dowód, że już wszystko dobrze.
Nareszcie przeszedłem do pytań, a smoczyca na szczęście nie czekała długo, aby udzielić mi na nie odpowiedzi. Słuchałem bardzo uważnie i notowałem w myślach każdą ważną informację, choć niektóre z nich, takie jak ta o ceremoniach, były jedynie potwierdzeniem tego, co opowiadał mi ojciec. Czasem kiwałem lekko głową, nie chcąc przerywać cioci i jednocześnie pokazując, że dalej słucham. Po pierwszej odpowiedzi raczej nie miałem żadnych zbytnio wymagających szczegółów do dopytania, więc od razu przeszedłem do kolejnego pytania. Jednak gdy usłyszałem krótką odpowiedź Zirki, od razu pożałowałem swojego wścibstwa. Wyraźnie był to dla niej nieprzyjemny temat, więc od razu postanowiłem zaznaczyć, że w życiu nie będę naciskać i zmuszać do odpowiedzi, jeżeli smoczyca tego nie chciała.
– Wybacz mi, że się tak wtrącam w nie swoje sprawy, naprawdę nie chciałem wywołać u ciebie przygnębienia! Przepraszam... – owinąłem ogon wokół łap i odruchowo nieco się skuliłem, chcąc okazać skruchę. Nigdy nie zamierzałem sprawić cioci przykrości, więc było mi teraz naprawdę wstyd. Usiłowałem szybko zmienić temat, aby odwieść Zirkę od ponurych myśli. Zadałem kolejne pytanie, o wiele mniej poważnie, mając nadzieję, że rozluźni nieco atmosferę. Na szczęście się nie zawiodłem – już po chwili kolorowołuska niemal z pasją opowiadała mi o swoich przygodach z kotowatymi, a ja z lekkim uśmiechem kiwałem głową, sam będąc ciekaw przyczyny takiego zainteresowania kotów osobą jego cioci. Również gdy smoczyca na głos rozmyślała o historiach z kwiatami i duszkami, dla mnie także wydało się to nieco naciągane, więc najprawdopodobniej nie było prawdziwe. Ale też warto znać takie legendy i powiedzenia – to daje przewagę nad tymi, którzy mogą o nich nie wiedzieć!
Kiwnąłem z szerokim i nieco złośliwym uśmiechem na słowa o "pogadaniu" z nieznajomym. Mogło być ciekawie i zamierzałem później Zirkę o tego księżycowołuskiego dopytać!
Wtedy wreszcie przeszedłem do najważniejszego dla mnie pytania i ze skupieniem usiłowałem spamiętać wszystkie imiona i opisy smoków z mojej rodziny. Nie przypuszczałem, że może być tak ogromna, ale właściwie mnie to cieszyło, i to ogromnie. Zawsze rodziną był dla mnie jedynie ojciec i kilka smoków, o których wspominał, a których nawet na oczy nigdy nie wiedziałem. Teraz okazało się, że dzielę ród z ogromną ilością smoków i obiecałem sobie, że poznam ich wszystkich!
Wtedy jednak dotarło do mnie coś niepokojącego. "Teza Obłędu"? Opis też podobny... Chodzi o..? Nie, niemożliwe. Potrząsnąłem głową, usiłując wyrzucić tę głupią myśl, ale mało co z tego wyszło. Choć skupiałem się jak mogłem na słowach Zirki, nie mogłem odrzucić wrażenia, że odwieczny wróg mojego ojca należy do mojej rodziny. Pokiwałem w zamyśleniu pyskiem na ostatnie ostrzeżenie cioci i wreszcie dopytałem:
– Teza Obłędu? Chodzi o Obłędnego Kolca – Tweeda? Oby nie, bo mi się niedobrze zrobi... – ostatnie zdanie wymamrotałem niewyraźnie pod nosem, ale jeśli słuchała uważnie, Zirka mogła dosłyszeć moje słowa. Cóż, jeśli tak było, będę musiał się tłumaczyć.
Licznik słów: 2179
ciiiiiiii
» Pechowiec «
Po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji
» Nieparzystołuski «
-1 ST do Percepcji i Wytrzymałości w czasie nieparzystych miesięcy, +1 ST do Wytrzymałości w czasie parzystych miesięcy
» Przyjaciel natury «
Drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze
» Wszechstronny «
-1 ST do testów umiejętności opierających się na Mocy i Percepcji