OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
(nienawidzę cię XD)
Poznanie jego imienia w trakcie tej wymiany zdań zbiło ją nieco z pantałyku. Ślepia się jej nieco rozszerzyły, a wargi rozchyliły w niemym zdumieniu. Pokiwała tylko głową. Nie miała pojęcia co oznacza ten przydomek, czy jakkolwiek określić przymiotnik którym się przedstawił razem z imieniem, ale nie było to teraz dla niej istotne.
Nie obserwowała go już tak wnikliwie jak przed chwilą. Pewnie gdyby zamachnął się szponami na jej gardło to miałaby opóźnioną reakcję. Ślepia Sasanki były nieobecne. Próbowała sobie wyobrazić ich w opisanej sytuacji. Czemu wszyscy nawiązywali do wojen skoro żadna nie miała miejsca od kilku pokoleń? I żaden z przywódców nie palił się ewidentnie do tego, by to zmienić? Frustrowało ją to bardziej niż by chciała to przyznać.
– Na polu walki bylibyśmy wojownikiem i czarodziejem. Tak jak na arenie. Ja nie mam problemu z odróżnieniem obowiązków od życia prywatnego... – oj, zawahała się. Szlag by to. Kaszlnęła z zamkniętym pyskiem w nadziei na zamaskowanie swoich wątpliwości. Marzenie ściętej głowy. Ragan był zbyt spostrzegawczy aby tego nie zauważyć.
Potem nadeszła fala dziwnych uczuć. Kiedy opisywał ich potencjalne życie u boku siebie porównując go do obecnej sytuacji, jej wnętrzności wywinęły niezłego kozła, a jej umysł złapał bardzo niebezpiecznego bakcyla. Obrazy podsycane przez monolog Ragana bardzo szybko wyglądały na niezwykle realistyczne, na takie które mogłaby zrealizować. Na całe szczęście z tego marazmu wyrwały ją kolejne słowa. 'Rodzina której nie miałem. Ktoś wyjątkowy'. Dlaczego nagle te słowa zupełnie nie pasowały do niej samej? Nie była przecież wyjątkowa, nie czuła się tak.
Próbowała zebrać się do odpowiedzi. Dziedzictwo jednak skutecznie transformował ją w rybę bo jej wargi lekko się rozchylały tylko po to, by znowu się zamknąć – zupełnie jak właśnie u ryby wyrzuconej na brzeg która próbowała oddychać. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie umiała zebrać myśli. Miał pewnie rację, musiał ją mieć. Był od niej starszy, nie ważne o ile. No i ta sytuacja z Pełnią. Wszystko nabierało sensu. Partnerka zmienia stado. Jest samicą. To samiec góruje w związku, jest jego silnym aspektem, jego obrońcą. Jak dziadek Fen, jak wujek Pełnia, jak tata był dla niej. Wszystkie silne figury w życiu Pestki były płci przeciwnej. Teraz to brzmiało całkiem logiczne. Powinna więc rozmówić się z przywódcą, wyjaśnić, że jej miejsce jest u boku jej samca i-.
Zaraz, co on właśnie powiedział...?
I nagle to wszystko się rozmyło, przynajmniej tak mogło się wydawać. Dziedzictwo powiedział o kilka słów za dużo. Wręcz mógł przez moment poczuć jak ma ją w garści, tylko po to aby mu się bez trudu wyrwała przez ostatnią sugestię.
– Co? – wydukała z niedowierzaniem, patrząc na niego jakby z ramion wyrosła mu druga głowa. – Przecież to ty użyłeś argumentu pochodzenia. Nie ja. – Przypomniała mu. Miała co raz bardziej mieszane uczucia co do tej rozmowy oraz samego Dziedzictwa. Coś jej tu nie pasowało. W co on pogrywał, że próbował przerzucić winę na nią? Wymusić na niej poczucie winy jakby cała sytuacja była jej błędem? Kiedyś może by to łyknęła, ale przebywanie z Szarą Rzeczywistością nauczyło ją kilku rzeczy. Ha, to chyba jedna z niewielu zalet za które mogła mu podziękować.
Sasanka była emocjonalnym tornadem, niestety. O ile większość czasu przypominała kłębek nieszczęść i smutku, tak łatwo przechodziła z jednej skrajnej emocji w drugą. Nietrudno było wzbudzić w niej gniew, wyprowadzić ją z równowagi. Często robiła to sama sobie...tak jak właśnie teraz. Ścisnęła palce i uwięziła w pięści garść ziemi, taka byłą sfrustrowana. Ściągnęła brwi w złości.
– Wiesz co...masz rację. To przecież moja wina, że moi fantastyczni rodzice porzucili mnie po złej stronie granicy, niewygodnej dla Ciebie – wycedziła przez zęby, a jej ślina zbierająca się w policzkach miała posmak jadu. – Maskę sobie zatrzymaj. Jak dla mnie to równie dobrze możesz ją sobie wsadzić w du- – urwała, kiedy porywisty wiatr uderzył w ich boki, zupełnie jakby siła wyższa powstrzymywała ją przed dalszymi wulgaryzmami. Tsk. Skrzywiła się i wycofała o kilka kroków. Do tej pory nie kłóciła się z nikim. Jasne, czasem miała różnicę poglądów z tatą, ale to były w dalszym ciągu spokojne rozmowy. Do czarodziejki właśnie dotarło jak mało wiedziała o świecie oraz życiu z innymi smokami. Racja, to takie głupie. Co z tego, że go lubiła? To nie wystarczy aby się dogadywać.
Toczyła ze sobą wojnę. Widać to było jak na dłoni. Zdając sobie z tego sprawę musiała odwrócić się do niego tyłem. Teraz nie widział wyrazu jej pyska. Zacisnęła wargi i zwalczała łzy które nie chciały przestać wyciekać spod jej powiek, jak na złość. Zdławiła w sobie chęć szlochania, werbalnego potwierdzenia że ją to wszystko fizycznie bolało. Nie mogła zdradzić stada, przysięgała. Pal licho przysięgę, nie zostawię taty.
...
Ale tak bardzo by chciała czuć, że ktoś poza nim ją kocha. Poczuć jego dotyk. Nie potrafiła wyprzeć z głowy wyobrażenia Ragana, który jest przy niej. W jednej chwili mogliby rzeźbić w kości albo ponarzekać na jego głupiego staruszka, a w drugiej spędzać miło czas.
Oh. Oh . Podobała się jej ta wizja. Bardzo się jej podobała. Delikatne, ale silne łapy przesuwające się po jej ciele. Szpony, które ryły w kości z niezwykłą precyzją mogące dać jej tyle rozkoszy. Jej ciało przeszły przyjemne dreszcze. Otrzymywała różne czułości od rodziny, czy nawet nieco natrętnej (ale wciąż kochanej) Ostoi – ale jak to by było otrzymywać je od niego? Subtelne liźnięcia po szyi, poliku, pysku, brodzie. Może nawet pozwoliłaby mu się dotknąć przy łokciach? Na samą myśl przeszła ją kolejna fala przyjemności. A gdyby ulokował się za nią, przekładając przednie łapy przez jej łopatki, górując nad jej kolczastą sylwetką w sposób, w który żaden inny smok dotąd tego nie robił, przybliżając swoje biodra, szepcząc do jej ucha różne rzeczy tym swoim przeklętym, pociągającym głosem, aż w końcu poczułaby go w-.
Szlag, szlag, szlag. O czym ona w ogóle myślała?! Przeklinała dzień w którym obudziła się z dziwnym mrowieniem między tylnymi łapami, gdy po raz pierwszy odczuwała jakikolwiek popęd do płci przeciwnej. Teraz miała wrażenie, że zrobiło się jej wilgotno od samego myślenia o smoku, który przecież stał tuż za nią. Zacisnęła zęby. Powinna odlecieć. Tylko czemu nie potrafiła tego zrobić...? Napięte do tej pory mięśnie skrzydeł i barków opadły nieznacznie, pokazując samcowi jak blisko samica była poddania się. Pytanie czemu: Raganowi i jego propozycji, czy po raz kolejny miała ochotę ze sobą skończyć? Od dawna się tak nie czuła.
– Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz, Ragan? – zapytała zrezygnowana, niemalże szeptem. – Że zostawię dla Ciebie rodzinę, smoki które poświęciły czas i energię by wychować kogoś, kto nawet nie jest z ich krwi, bo... – urwała. Bo tak? Dlaczego wyrwał ją z jednego dołu, z jednej pułapki, tylko po to by ją strącić z klifu kiedy złamane skrzydła nadal się goiły? Dlaczego, Ragan?
Głos ugrzązł jej znowu w gardle, a maddara samicy sama posłała ulotną, kruchą myśl do umysłu Żaby: Tato, czy lubiąc kogoś muszę przestać kochać ciebie...?



















