OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Popiół nie narzekał na brak pochwał, był i tak dozgonnie wdzięczny samcowi za okazanie mu tyle cierpliwości podczas nauki. Plagijczyk również nie rozczulał się nad młodzieńcem i nakazał mu kolejne zadania, Ognisty w duchy zapłakał, nie chciał też narzekać i być dodatkowym ciężarem dla nauczyciela.Skoro udało mu się podnieść misę, równie dobrze mógł wysłać też tę cała mentalną wiadomość. Znów zamknął oczy, to pozwalało mu się lepiej skupić na swoim źródle. Spojrzał na iskierkę, która najwidoczniej również była zmęczona tym nadmiarem wysiłku, smok obiecał jej, że niebawem skończą. Płomyk zrobił się jaśniejszy i tak samo jak pisklę poczuło się bardziej zdeterminowane.
Samiec wyobraził sobie słowa, które miały okazać wdzięczność smokowi za poświęcony mu czas oraz cierpliwość. Choć nie bardzo wiedział jak to obrać w słowa, to po jakimś czasie udało mu się sklecić jakieś zdanie. Wyobraził sobie, jakby słowa były dymem po ogniu, unoszącym się, lekkim. Te słowa miały powędrować do umysły Szarego smoka, wniknąć w jego łuski przy pysku.
~ Dziękuję, za wszystko ~
Choć wiadomość nie była długa, chciał aby była szczera. Te słowa miały być łagodne w brzmieniu, jak delikatny, chłodny powiew wiatru muskający łuski.
Gdy pierwszy etap zadania został wykonany (zależy tez od oceny Szarego) młodzieniec postanowił podjąć się próby stworzenia kamienia.
Na początku skupił w sobie maddarę, wyobraził sobie szary, chropowaty kamień, mniej więcej wielkości złączonych, dwóch przednich smoczych łap. Twór miał być solidny, ale też musiał być łudząco podobny do prawdziwych kamieni, dlatego jego struktura była gdzieniegdzie gładka, ale w innych miejscach była chropowata i popękana. Nie miał być też tak szczególny, jak przy pierwszym zadaniu. Zwykły, szary kamień. Przelał maddarę ze źródła, by stworzyć dokładnie to, co sobie wyobraził.
Teraz musiał zrobić to, co ostatnio czyli unieść twór za pomocą czaru. Niewidzialna powłoka maddary, zalała kamień niczym miód, wnikając w jego każdy zakamarek. Samczyk zacisnął szczęki, czując zmęczenie, jednak cały czas przelewał maddarę ze źródła. Twór uniósł się mniej więcej na wysokość pyska młodzika. Kamień wisiał w powietrzy, nawet nie drgając. T
Ostatnim zadaniem miało być sprawienie, by twór stopił się niczym lód. Nie wydawało się to jakoś trudne, po prostu musiał wyobrazić sobie, że kamień topnieje niczym lód, lecz z zachowaniem jego tekstury. Ostatkami sił, smoczek wyobraził sobie, jak czary kamień powoli wydobywa z siebie kryształki wody, powoli topniejąc od temperatury, która była na Polanie. Im dłużej twór istiał, tym więcej wody z siebie wydobywał, a jego objętość zmniejszała się z każda kroplą. W końcu z kamienia została jedynie mokra plama na ziemi, która również powoli znikała przez otaczajacy ich gorąc.
Samczyk nie czekał na żaden komentarz, położył się na brzuchu i otworzył pyszczek dysząc ciężko ze zmęczenia. Czerpanie ze źródła wyczerpało go doszczętnie, gdyby jego źródło było widoczne dla innych, wyglądało by jak marna, ledwo tląca się, maleńka iskierka.