OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Rozumiała to. Nawet bardzo dobrze. Sama wolała unikać tłumów. Inne smoki potrafiły być nachalne i przesadnie gadatliwe, chociaż to nie ich wina. Pomiot potrafiła się szybko nudzić rozmową, rozmówca stawał się wówczas źródłem irytacji, a ona traciła cierpliwość. Bywało, że miała ochotę na gawędzenie i pewnie był to jeden z tych momentów.– Ja mam tylko ojca – odparła tak beznamiętnym głosem, jak tylko się da. Taka była jej rzeczywistość – Wszyscy młodzi są zajęci albo problemami duszy, albo gdzieś się zawieruszyli ostatnimi czasy. A starsi są wiecznie zajęci własnymi sprawami. Jest jeszcze mój brat, Obłoczny Kolec, ale ostatnio spędza czas trenując maddarę.
Prychnęła na wspomnienie swojego staruszka. To było wielce prawdopodobne, że mogło to umknąć jego uwadze. Wyprostowała szyję z uśmiechem spoglądając na Sahidę – Musisz mu wybaczyć. Mam wrażenie, że staruszek zaczyna zapominać o takich rzeczach. Ostatnio ma szczególnie dużo na głowie przez to przywództwo i inne rzeczy… – i znów, przed oczami błysnęło jej puste legowisko Koral. Gdy w końcu wróci od razu postara się go jakoś oderwać. O ile to było możliwe.
Rogata miała siostrę? A nawet więcej niż jedną? O bogowie.
– Nawet nie wiedziałam, że ma rodzeństwo! – ryj wykrzywił jej się w grymasie zaskoczenia. Nie żeby znała Rogatą na tyle, żeby cokolwiek jej powiedziała o swojej rodzinie. Plagijka zdecydowanie bardziej preferowała rzucanie obelgami i wyrywanie sobie nawzajem tchawic na pojedynkach niż jakieś spoufalanie.
– Hm, jakby to wyjaśnić… – wymamrotała i wzdychając cicho, spuściła głowę w dół, nagle wyjątkowo zainteresowana ziemią pomiędzy swoimi łapami – Robię te wszystkie rzeczy, które wypada robić wojownikowi. Ciągłe ćwiczenia, patrole, poszukiwania drapieżników. Ale… – zacięła się na chwilę i podniósłszy głowę wbiła wzrok w jakiś punkt za rozmówczynią – To wszystko jest takie powtarzalne. Brakuje w tym jakiejś głębi. Czuję, że tkwię w kręgu tych samych czynności i nie mogę się z niego uwolnić – zerknęła w dół, na pysk Sahidy, szukając jakiegoś znaku, jakiegoś skinienia łbem, że choć trochę rozumie o czym mówi.
– Czarci Pomiot – przedstawiła się krótko, szczerząc zęby w uśmiechu. Nadal okropnie podobało jej się to imię – Magiczny Sen? To jakaś nowa choroba? – zmarszczyła mordę i zmrużyła oczy. Nie przypominała sobie, żeby coś takiego znali w Wodzie. Ale nie wiedziała wiele o uzdrowicielstwie, mogła jej nie znać – Jakie ma objawy?
Nie miała dużo wspólnego ze sprawami sercowymi. W zasadzie chyba do tej pory nawet jej przez myśl nie przeszło, że gady w jej wieku już poszukują partnerów. Albo nawet już ich znaleźli.
– Niezbyt znam się na sprawach sercowych. Wygląda na to, że mój paskudny ryj skutecznie odstrasza wszystkich adoratorów – parsknęła cichym śmiechem. Nie miała zbyt pięknych kształtów ani ładnych piórek i w ogóle się tym nie przejmowała – Jeśli chcesz o tym gadać, to mów. Doradca raczej ze mnie marny, ale mogę słuchać.

























