Kiedyś nazywane Kryształowym, teraz jest Zimne. Wprawdzie smoki mogą się tu spotkać, by porozmawiać, nawiązać nieco cieplejsze stosunki z osobnikami z innych stad, ale nie jest już tak jak kiedyś.
Słuchała go jak zaczarowana. Lotki które są inne i nie wydają dźwięków, to brzmiało jak maddara. – Ciekawe czy to maddara tak zrobiła czy one same.
szepnęła niespodziewanie na głos. Sądziła, że powiedziała to sobie tylko w głowie. W każdym razie ślepia jej się mieniły i miała nadzieję, że kiedy wróci do domu będzie w stanie dorwać jakąś żywą sowę. Szkoda, że nie potrafiła z nimi rozmawiać. – Myślisz, że smoki też mogą mieć takie skrzydła?
westchnęła rozmarzona.
Po posturze samczyka zrozumiała, że nieco przytłacza go jej skakanie, ale przez pyszczek – kiedy się już zatrzymała – przepłynął mu jakby miły wyraz? Uśmiechnęła się ciepło i siedziała już spokojnie. – Wybacz, mamy mówią, że mam za dużo energii czasem. Ponoć biegałam jako jajko po ceremonii i siostra mnie uratowała.
dodała chichocząc.
Zastanowiła się nad pytaniem nowego przyjaciela i podrapała po podbródku. – Mama jest wojownikiem i ma bardzo dużo ran na ciele, to znaczy blizn. Mama nas wszystkich chroni ale nigdy nie widziałam czy coś... wybebesza. Też tego nie lubię.
pokręciła główką – No popatrz tylko jak te gęsi ładnie lecą w powietrzu. Jak są żywe i zdrowe to można na nie patrzeć i... ja lubię patrzeć jak coś sobie żyje.
powiedziała spokojnie jakby odkrywając przed samczykiem jakąś swoją tajemnicę.
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
Kaskada często spacerowała. Wybierała się na ziemię niczyje w celach rozrywkowych lub żeby zobaczyć odmianę od dobrze jej znanych terytoriów ziemi, gdzie na jej gust było zdecydowanie zbyt mało wody. Tęskniła za latem, wiosną i ciepłem, dlatego gdy nurkowała przeważnie trzymała się dna, ale jej kompani nie potrafili pływać. Czasami żałowała, że swe serce ulokowała w papugach, a nie w wodnych zywiolakach, lewiatanach czy innych paskudach... No właśnie, paskudach. Nie potrafiłaby tego zrobić. Przechadzała się po Ustroniu, a kolorowe talatajstwo na jej grzbiecie dokazywało.
//zapalenie gruczołów (smok nie może ziać ani mówić)
Od dłuższego czasu czuł, że coś tkwiło mu jakby w gardle, rozrastało się i dusiło. Niczym kąsek zakrztuszony i nigdy nie połknięty, kość jakiegoś zwierzęcia zaległa w przełyku. Zjełczały Kolec ignorował to uczucie, wypierał je ze swojej świadomości i czekał biernie, aż samo przejdzie, aż ten element zadławiony wreszcie spłynie w soki żołądka i się rozpuści. Nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli przerażającej i wywołującej u niego gorsze mdłości niż te obce grudki w przełyku. Myśli, że mógł być chory.
Niesamowicie obawiał się wizyty u uzdrowiciela.
Źle kojarzył mu się odurzający zapach ziół. Odpychał go ten charakterystyczny wyziew roślinny otaczający postać leczącą, ta trudna do określenia otoczka, która owijała smoki pałające się wypędzaniem chorób i boleści z czyichś owładniętych słabością ciał. Zjełczały Kolec zaprzeczał przed samym sobą, że i jego w końcu owładnęła ta słabość ciała i w tej właśnie chwili przeżerała mu tkanki. Nie mógł być chory, gdyż choroba zwykle prowadziła do śmierci.
Wdychał tę duszność ziół w jaskini Impresji Niebytu i w teorii powinien przyzwyczaić się do niej, przestać zwracać na nią uwagę i odczuwać ją równie niezauważalnie, co zapach nieprzesiąkniętego niczym powietrza.
Nie mógł jednak zapomnieć. Nie mógł pozbyć się skojarzeń i przeświadczenia, że wszelka choroba oznaczała prostą drogę do gnicia jako trup padły. Nie potrafił w pełni uwierzyć, że rzeczywiście te zioła leczyły i były w stanie wyleczyć również jego.
Jednakże obce uczucie w gardle się natężało. Piekło, rosło i stawało się coraz bardziej dotkliwe, aż pewnego dnia Zjełczały Kolec odkrył, że nie może ani ziać, ani mówić.
Wtedy coś w nim pękło. Może pękły właśnie te grudki go duszące, a może jego własny upór wreszcie rozpadł się pod wpływem strachu przed byciem całkowicie pochłoniętym chorobą.
Nie mógł wyjaśnić, dlaczego czuł wstyd przed udaniem się do Impresji, jego przecież opiekunki i przewodniczki po stadzie Ognia. Zamiast tego zwrócił się do uzdrowiciela z zaprzyjaźnionego stada, choć widok obcych pysków nie jawił mu się miło. Prawdopodobnie wolał, aby nikt znajomy nie widział go w takim stanie.
Zjełczały Kolec co rusz przełykał nerwowo ślinę, gdy oczekiwał na Pokłosie Wyborów, jakby dzięki powtarzaniu tej czynności mógł samoistnie wyzdrowieć. Nic takiego jednak nie miało miejsca, więc łykał i czekał dalej.
Na przybycie uzdrowiciela zareagowałby jedynie krótkim, powitalnym skinieniem łba, po czym zarysowałby pazurem okolic miejsca na jego gardle, gdzie dławiące elementy były najbardziej irytujące. Reszta ciała samca była niczym spetryfikowana, drętwa od obaw.
«-----«×»-----»
Mój step nie szumi heroicznie
sztandarów nie ma utraconych
i nazwisk wielkich tytułami
i skrzydeł cienkich, srebrem zbroi
mój step jest obcy strategicznie
i nie ma świątyń wyzłoconych
i zamków świętych legendami
mój step jest obcy historycznie «-----«×»-----»
« Pechowiec » po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu.
« Chytry przeciwnik » raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/2 razy na polowanie łowcy +2 ST do akcji przeciwnika
Przybył niewiele później, lądując nieopodal i resztę dystansu pokonując pieszo. Skinął mu łbem, a gdy ten wskazał gdzie boli, kazał otworzyć pysk. – Nie warto zwlekać, zalążek choroby łatwiej wyleczyć. – stwierdzić wyjmując z torby sakiewki i miski.
Sproszkował korzeń imbiru i po wymieszaniu z wodą, dał samcowi, by ten przepłukał tym gardło. – Powinno być lepiej. –spokojnie umył miskę po wszystkim.
It’s misery within a past that I just can’t erase It’s alright, cause I don’t give a damn
kalectwa bezpłodność ; +2 ST do akcji fizycznych samotny wojak tabela ran woj/mag do walki, ale min. 6 sukcesów
w witalkę by zadać ranę krytyczną pełny brzuch -1/4 pożywienia do sytości ; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół niestabilny dodatkowa kość do testów na magię; niepowodzenie = rana ciężka pojemne płuca raz na pojedynek/polowanie -2 ST do ataku, ale +1 ST w następnej turze
Zjełczały Kolec pokornie przyjął miskę, choć jego łapy były sztywne, jakby wszelkie obawy sfermentowały się w jego żyłach, czyniąc je napuchniętymi i drętwymi. Z leczniczej zawartości ulatniał się zapach oczyszczający nozdrza, ostry i piekący, lecz jednocześnie odrobinę, acz wciąż mdląco, słodki. Nienawidził smrodu ziół.
Wstrzymał oddech, spróbował ograniczyć wszelkie swoje powonienie i wyobrazić sobie, że pije zwykłą, pozbawioną elementów obcych wodę. Otworzył uprzednio zaciśniętą paszczę, wlał znajdujący się w misce lek i powstrzymując się przed odruchem natychmiastowego połknięcia płynu, przepłukał gardło. Powtórzył to kilka razy, rzucił niepewne spojrzenie uzdrowicielowi i ostatecznie, nie wiedząc co począć, po prostu wszystko połknął. Najwyżej ta dziwaczna mieszanka przyprawi go o biegunkę. Trudno.
«-----«×»-----»
Mój step nie szumi heroicznie
sztandarów nie ma utraconych
i nazwisk wielkich tytułami
i skrzydeł cienkich, srebrem zbroi
mój step jest obcy strategicznie
i nie ma świątyń wyzłoconych
i zamków świętych legendami
mój step jest obcy historycznie «-----«×»-----»
« Pechowiec » po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu.
« Chytry przeciwnik » raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/2 razy na polowanie łowcy +2 ST do akcji przeciwnika
Jesienią nie było tu tak... znajomo. A może po prostu zawodziła go już pamięć? Co dziwne, wciąż był przecież młody.
Zimą jednak połacie lodu rozrastało się, przypominając Wielką Zmarzlinę daleko na północy. Czysto technicznie górska, źródlana woda również by się nadała, lecz miał jakąś słabość do skutej wiecznym mrozem tafli. Zamruczał, przy pomocy obsydianowych szponów wyszczerbiając płaską powierzchnię. Solidny kawał zaklętego w twardy przedmiot chłodu natychmiast przerzucił do głębokiej hebanowej miski, w której, pod wpływem wysokiej temperatury, począł się roztapiać, a następnie wrzeć. Muszę przynieść trochę z północy. Może miałaby inny posmak?
Nieważne. Opuścił zlodowacenie i odszedł spory kawałek dalej, aby skryć się wśród roślinności. Zazgrzytał zębami, wrzucając do wrzącej wody kilka ususzonych liści mięty, płatków róży, poszatkowanych truskawek oraz jabłek. Powinno być słodkie, zwłaszcza jeśli doda nieco miodu, lecz teraz nie mógł tego zrobić. Zatraciłby swe właściwości.
Poruszył łbem. Strzelił karkiem.
Następnie najzwyczajniej w świecie położył się wygodnie na trawiastym podłożu, z którego uprzednio pozbył się śniegu. Zaciągnął się parą. Nie pospieszał procesu. Właściwie to będzie musiał spróbować czegoś nowego.
Boski Ulubieniec :: Darmowe błogosławieństwo. Ostatnie użycie: wrzesień. Szczęściarz :: 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie. Ostatnie użycie: 10-04. Zielarz :: +2 szt do zbiorów ziół smoka i kompanów. Wybraniec Bogów :: Raz na tydzień leczenia/wyprawę +1 sukces. Jeśli użyte do MA, kara +2 ST. Otoczony :: Możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem za cenę +1 ST.
– – – –––– – – – – Błysk przyszłości ::Ostatnie użycie: nn.nn. Kryształ zielarza ::+1 szt do zbiorów ziół smoka i kompanów.– – – –––– – – – –
Ledwo zarejestrowała moment, w którym przestał otaczać ją zapach Słońca. Nie widziała też, dokąd szła, łzy przysłaniały jej widok, a mokre ślady na pysku wyłapywały chłodny wiatr. Odkąd odeszła z Rajskich Zakątków, nie zatrzymała się ani razu; jej serce biło mocno, a myśli szalały w głowie.
Myślała, że po odejściu matki nic nie będzie już tak bolało, jednak... nigdy nie założyła, że straci ojca tak szybko, tak nagle. Odkąd się przebudziła z nagłego snu, nie miała nawet okazji zamienić z nim słowa. Nie była przy nim, gdy odszedł, nie zdążyła się nawet pożegnać z jego ciałem. Na sztywnych nogach przyszła na skraj lasu Urley, jednak zamiast groty Bezmiaru Barw zastała jej ruiny i kilka przedmiotów. Wtedy pękła. Pochwyciła fioletową wstęgę i szła, szła tak długo, aż rozbolały ją łapy, aż wyszła poza tereny stada.
Przystanęła wreszcie w okolicy jeziora. Zwrócona bokiem do samca, którego nawet nie spostrzegła, zaczęła przecierać lewą łapą ślepia, próbując odzyskać chociaż odrobinę wzroku. Niewiele to dawało. Z całych sił próbowała powstrzymać szloch, jednak mimo to łzy skapywały na jej poliki. Między złotymi szponami prawej łapy trzymała wstęgę ojca, czuła jej gładki materiał, ale nie miała odwagi na nią spojrzeć. Nie chciała się rozpaść bardziej, niż rozpadła się już teraz.
Ostudził napar.
Odcedził z jego wnętrza wszelkie owoce oraz płatki i ukrył je pod warstwą śniegu, w międzyczasie napawając się słodką wonią. W pysku natychmiast zrobiło mu się cierpko, w związku z czym przemielił ozorem między zębami, zanim zabrał się do skosztowania przyrządzonej herbatki, lecz kiedy tylko kora miseczki musnęła kant jego pyska, usłyszał kroki.
Strzygnął prawym uchem i obrócił się nieznacznie ku drobnej sylwetce. Cóż. Jego matka była wspaniałą łowczynią, lecz nie sądził, aby sztukę kamuflażu opanował w choćby podobnym stopniu. Daleko mu było do umiejętności Goździk, żeby stać się niewidzialnym, w związku z czym zamrugał aż. Nie był jednak ślepy. Widział, że piórami targały emocje, jako że nie dało się ukryć wstrzymywanego w głębi gardła płaczu tak, aby ciało nie drgało raz po raz.
Odstawił napar na śnieg. Spojrzał na jego czerwoną barwę z drobnym rozżaleniem w oczach, lecz szybko się go wyzbył. Nie był szczególnie empatyczny. Nie wiedział jak obejść się ze smokiem, którego trawił na tyle gargantuiczny żal, by doprowadzić do łez. Poruszył uszami. Sięgnął w końcu po małą, ususzoną truskawkę i rzucił nią w kierunku Ćmy. Owoc odbił się od jej przedramienia i spoczął na białym podłożu jak gdyby nigdy nic.
– Emocji nie powinno dusić się w środku. Będą Cię wyżerać – mruknął jedynie, sugerując jej, jak powinna się ze sobą obejść. Hmm... kim był, z drugiej strony, aby cokolwiek zalecać. Nigdy nie zaznał goryczy smutku.
Boski Ulubieniec :: Darmowe błogosławieństwo. Ostatnie użycie: wrzesień. Szczęściarz :: 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie. Ostatnie użycie: 10-04. Zielarz :: +2 szt do zbiorów ziół smoka i kompanów. Wybraniec Bogów :: Raz na tydzień leczenia/wyprawę +1 sukces. Jeśli użyte do MA, kara +2 ST. Otoczony :: Możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem za cenę +1 ST.
– – – –––– – – – – Błysk przyszłości ::Ostatnie użycie: nn.nn. Kryształ zielarza ::+1 szt do zbiorów ziół smoka i kompanów.– – – –––– – – – –
Jak miło było uciec od wścibskich oczu wrednej wiedźmy i jej sługusów. Ucieczka w środku nocy była czymś naprawdę wspaniałym. Dawno samiec nie czuł takiej wolności. Z radością przywitał nowy dzień i jego wschód. Spokojnie wylądował w ukrytym przed światem miejscu. Otoczony roślinnością i chłodem zwinął się w kłębek, w ten zasnął.
Niestety gorzej dla niego, bo ciągle otoczenie wokół niego emanowało smród śmierci i krwi, a sprawny łowca z daleka może go wyczuć...
....Spokojny sen zakłóciła znajoma woń. Niechciana woń, która przywoływała temu bardzo złe wspomnienia, pełne bólu. Ale to nie ta ciota już tu włada, i całe szczęście. Gdy tylko jej głos rozbrzmiał, otworzyłem oczy z morderczym zamiarem wymierzony w samicę. Maddara wokół mnie zawibrowała i zgęstniała. Z niej utworzyło się ostrze. Wyłaniało się z ziemi niczym góra i miało zatrzymać parę łusek za jej krtanią. Nie czułem do niej jakieś niechęci, czy coś. Po prostu mam kaprys na posokę i może coś więcej...
Kalectwa: +4 ST do akcji fizycznych i magicznych [ślepota]
Z głośnym brzdękiem dwa twory zderzyły się ze sobą. Metalowa płyta Sekcji, wytworzona w formie tarczy, ugieła się z jękiem pod naporem tworu czarodzieja. Zatrzymała jednak uderzenie na tyle, by smoczyca zdążyła uchylić się przed ostrzem. Odskoczyła do tyłu i zmarszczyła pysk.
– Widzę, że nie mamy po co rozmawiać – fuknęła gniewnie.
Obróciła się i rozpostarła skrzydła, szykując się do odlotu.
...Złowieszcze spojrzenie padło na piastunkę ziemi. Tykała śpiącego smoka, wrednego, głodnego smoka... Jakoś specjalnie nie przejmowałem się tym, zaś sama piastunka mogła odczuć moje niezbyt przyjemne odczucia, jakim była nieukierunkowana zwierzęca chęć mordu.
– Jak już mnie obudziłaś, heretyczko, to miej odwagę konsekwencje swoich działań... – wraz z ostatnią sylabą, otoczyła nas bariera. Wytrzymałą od zewnątrz, gorzej od wewnątrz. Przynajmniej od środka. Jeśli by chciała uciec. Mogła to zrobić, z minimalnym wysiłkiem.
...Powoli wstałem z nieprzyjemnym wyraz pyska. Królewska purpura, odbijał się przez promienie słońca, od kryształów o podobnej barwie. Smród pola walki zgęstniał proporcjonalnie do mojego gniewu...
– Twój ukochany śmieć. Miły do porzygu zdechł... – zaśmiałem się złowieszczo. z najbardziej psychopatycznym uśmiechem na ryju. Usiadłem pół ogona od niej. Owinąłem ogony wokół łap.
– Szkoda, że nie widziałaś jak pieprzona wiedźma go dobiła słowami... Widowisko piękne i niezapomniane...
Kalectwa: +4 ST do akcji fizycznych i magicznych [ślepota]
Prychnęła.
– Mgły wyznają obcych bogów, Ognvara i Absthiniusa, budując dla nich kapliczki, a ty mnie nazywasz heretykiem?
Podniosła nieco łuk brwiowy w niedowierzaniu.
– Nadal wierzę i służę tym samym bogom Wolnych Stad, co wszyscy. Teraz nawet bardziej niż kiedykolwiek.
Zabolały ją jego słowa o śmierci Hrasvelga. To był dobry smok, ale tak jak jej poprzedni partner, sam się zniszczył przez swój brak trzeźwej oceny sytuacji. Smutne.
Samica pokręciła łbem.
– W takim razie, skoro jesteś innym smokiem, nie jesteś już częścią mojej grupy badaczy i rzemieślników.
Jej słowa były twarde, na granicy warkotu.
– A teraz przestań czarować i idź stąd, albo wezwę moje stado, żeby patrzyli jak cię wgniatam w ziemię.
....Na jej prychnięcie odpowiedziałem lekkim śmiechem
– Oni też nie są moimi bogami. Dwa byty nie tego nieba, nie tych gwiazd. Pustego nieba... Bez gwiazd. Tylko rzeczywisty świat pełny bólu, zawodów i braku wsparcie, kiedy ono miało jakiś sens. Nasze małe piekło. Bez widoku na Zaranną. Nadeszła burza. Niestety po niej nadszedł tylko mrok... – splunąłem w krzaki obok. Nie lubiłem rozmawiać o śmieciach niebios. Byty niegodne mojej uwagi... Niestety tamten był zbyt wierzący, o zgrozo...
....Strzepnąłem uszami, słyszać jej zdanie. Wreszcie dobra wiadomość... Wybuchnąłem złoworkim, ale i szaleńczym śmiechem.
– Straciłeś kolejną duszę, na której Ci zależało ścierwie. Och dziękuję Ci Świętokradczyni, za pomoc w przejęciu tego ciała... i Posłałem jej złowrogi uśmiech, splunąłem ponownie i odwróciłem się. Nic tu po mnie. Nie było co robić. Z brudasami bić się nie chciałem... Sekcja Zwłok