OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czy Mir ją lubiła? No, chyba tak. Ale tak po prawdzie Erlyn nie chciała nadwyrężać cierpliwości przywódców Słonca. Nie miała też czego szukać na ich terenach, skoro nie spotka tam jedynej rzeczy, która ją tam w ogóle przyciągała. Szkoda tylko, że ich wspólne życie nie trwało długo. Księżyc, może dwa. Jak raz się czegoś zasmakowało to nagle zaczynało tego brakować. Wiedziała to od zawsze, w teorii, a kiedy przyszło do faktycznych doświadczeń. . . no trudno, tak? Wzruszyła jedynie ramionami.Poczuła jak krew odpływa jej z pyska i łap na wydźwięk imienia które padło. Pasterz. Jaki znowu Pasterz? Raz, dwa, trzy. Przywódca Ziemi. Nie, nie, nie! Dlaczego akurat tam? Oczywiście wiedziała dlaczego, to jedyna sensowna alternatywa, ale przecież od tego się zaczyna, prawda? Tu teren łowiecki, tam jakaś wspólna przygoda i zanim się obejrzeć dołączenie do stada było tylko formalnością. Całkowicie odruchowo, po raz pierwszy w życiu, wyprodukowała z gruczołów odrobinę ciekłego azotu. Posmak był obleśny, prawie tak jak to uczucie jakie nią zawładnęło. Krótko trwała jej złudna nadzieja.
Przestań, przestań! Miała ochotę zdzielić się parę razy po pysku dla otrzeźwienia. Ostatnim czego Maros potrzebował to jej smutek, jej nierealne marzenia, jej sugestie, jej cokolwiek. Po raz kolejny złapała się na tym, że nie potrafiła mówić na głos o tym czego pragnie lub to, co myśli. Zraziła się po ostatnim zebraniu, kiedy Mahvran w ogóle nie odpowiedziała na jej słowa. Ostatecznie, tak jak wtedy, tak i teraz Erlyn stała się tylko kolejną pochyloną głową w labiryncie zaszczucia i terroru.
Chyba ostatnio nauczyła się już podświadomie wlepiać na pysk uśmiechy, które nie sięgały uszu, ale przynajmniej były szczere.
– W razie czego z-zadbam o ciebie. N-nie przejmuj się jedzeniem. – Zapewniła cicho. Może to pora się wreszcie przemóc i zapolować. Ewentualnie miała dwóch kompanów, ale niespecjalnie lubili polować.
Ale nic nie zdradzało tego, jak bardzo pękało jej serce. Maros się w tych stronach zwyczajnie męczył – bo po co w innym razie sięgałby znów po ten chmiel? – i zaczynała dochodzić do wniosku, że było na to tylko jedno lekarstwo. Nawet jeżeli dla niej okaże się trucizną. Tylko czy uzdrowicielka była na tyle silna, by ją przyjąć?
















