OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
- Wydała z siebie przeciągłe "hmmmmm", przyglądając się samcowi, zupełnie jakby był artefaktem w muzeum. Nie jakimś zaskakująco fascynującym, ale któremu warto poświęcić uwagę ot tak, bo po prostu tam był. Albo po prostu czuła się wobec wojownika Słońca sentymentalna. Nic tak nie łączy smoków, czy jakichkolwiek istot żywych jak wspólna tragedia i trauma, bez względu na to, czy chcą to przyznać, czy nie.
Infamia, oczywiście, zaprzeczyłaby, bo tak wypada.
– Szczerze mówiąc pamiętam, że ten fragment miał w sobie bardziej intensywny element błękitu. – Odpowiedziała szczerze, chwytając kępkę futra między dwa palce. – Ale myślę, że tak, ogółem straciłeś coś więcej, niż tylko nasycenie swoich barw.
Odstawiła łapę na ziemię, widząc, jak samiec wykonuje w jej stronę podobny ruch, co ona ostatnio. Zastanowiła się przez chwilę, ale ostatecznie uznała, że nieładnie byłoby odmówić grania w grę, którą samemu się zainicjowało; pozwoliła więc opuszkom palców przejechać po jej rogu, a nawet zahaczyć o pysk, gdyby tego chciał, podsumowując całą interakcję figlarnym błyskiem w oku – prawie, że młodzieńczym.
– Ja się czuję doskonale. – Odparła, bezceremonialnie kładąc się tuż przy brzegu źródła, pluskając cicho palcami o wodną taflę. – Wiekowość mi służy. Może uda ci się dożyć połowy tego wieku, co ja, i też poczujesz się lepiej.
Jego samopoczucie aż tak jej nie interesowało, ale nie życzyła mu też tragedii za tragedią, więc był to jakiś postęp. Nie zawahałaby się go zabić, gdyby musiała, ale nie szukałaby też celowo okazji, by dokonać takiego czynu, więc tak. Chaber był w znacznie lepszym położeniu, niż trzy czwarte smoków wolnych stad. Hu...rra?...


















