A: S: 3| W: 4| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,W,O,MP,MA,Kż,Skr,Śl,Prs: 1| A,MO: 3
Atuty: Regeneracja, Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Początkowo sam nie wiedział co właściwie miała oznaczać ważka usadzona na jej nosie. Na swój sposób, była to jedyna forma zbliżenia, do której mogli być teraz zdolni, lecz jej realizacja, nie przynosiła ukojenia. W zasadzie nasilała wyłącznie melancholię, która każdy oddech czyniła cięższym i wolniejszym. Gorącym niemal, lecz nie w ten pozytywny sposób. Zupełnie jakby cały organizm poddał się i zachorował, tylko w reakcji na jej osobę.
Była dostojnym smokiem, wyglądem dostosowana tak samo do pustyń, jak i wyimaginowanych ruin, którymi otoczył ją w swojej wyobraźni. Mogła być ich strażniczką z dala od niego, najwyżej akceptując jego osobę, jako znajomego wędrowca który przechodzi obok, nie prowokując do ataku.
Maleńka żabka, choć z perspektywy czarodziejki musiała wydać się stworzeniem zupełnie niewinnym, wywołała w nim kolejną falę zimnego dreszczu. Stanowiła element układanki, który łączył ze sobą wszystkie wątki. Wyznaczał kierunek.
Patrzył na nią, jak na niechcianego gościa albo drapieżnika, który właśnie wkradł się do środka legowiska pełnego piskląt. W pewnym momencie wszystko zamarło, a choć już wcześniej towarzyszyła im cisza, teraz zdołała jeszcze zgęstnieć.
Niewinny, dobrze wykreowany płaz, urodziwszy pod względem formy, choć jego objawieniu nie towarzyszył żaden przekaz.
Mahvran spoglądała na ważkę proroka i widziała obraz, którego nie rozumiała, ale który pragnęła, w pełni celowości pozostawić tajemnicą. Jej odpowiedź była zatem iluzją zainteresowania i formy. Echem albo kręgami sunącymi po tafli wody, w ucieczce od rzuconego w nią kamienia. Wiedział, że smoczyca była zdolna do głębi, lecz z sobie tylko znanych przyczyn odmawiała jej jemu.
Niewątpliwie miała ku temu prawo, nawet jeśli dzierżyła zdolność by go tym zranić, dlatego tak ważna miała się okazać kategoryzacja dzielących ich mechanizmów.
Dla Mahvran mniej oznaczało więcej. Mniej słów, ale bardziej celnych, silniej nasiąkniętych uczuciem, choć wcale nie opartym na intelektualnym, odkrywczym uniesieniu, lecz czystym zwierzęcym doświadczaniu i obserwacji. Potrafiła mówić wiele, lecz nie to było powietrzem, którym oddychała. Jej myśli zawsze dryfowały gdzieś, radość czerpiąc z ucieczki lub chwilowego zasilenia energią, która nie musiała po drodze uwzględniać innych, ani liczyć się z konsekwencjami.
On tak zupełnie nie potrafił. Uczucia pozbawione dobrze opisanego źródła nie miały prawa zajmować miejsca pośród twardych wniosków i definicji. Nie mógł zezwalać na niepełne wyjaśnienia, ani mówić mało albo nie przejmować się swoimi, czy jej intencjami. Nie jeśli miał być sobą albo przynajmniej do tego dążyć, zdzierając jedną warstwę po drugiej. Tylko po co robić to przy niej? Po co samego siebie rozszarpywać, gdy był dla niej jedynie płaską iluzją osoby, a nie smokiem. Już nawet na przyjaźni, ani partnerstwie mu nie zależało. Po prostu na posiadaniu czegokolwiek.
Czegokolwiek co byłoby prawdziwe.
Ślepia zapiekły go w kącikach, ale kilka mrugnięć wystarczyło by pozbyć się irytującego uczucia.
Być może pozwolenie sobie na krótką niewinność przywódczyni Mgieł z prorokiem byłaby urocza, gdyby nie ciężar implikacji jakie to niosło za sobą.
Pseudo zaufanie, okupione pseudo bliskością, z pseudo zaangażowaniem obu stron. Czuł się w tym układzie jak Kazes, który pragnął przyjaźni z osobą zbyt zatwardziałą i zamkniętą w sobie, by kiedykolwiek mu ją ofiarować. Wiedział, że to niegodziwe, obrzydliwe porównanie i wyrzuty sumienia natychmiast ścisnęły mu żołądek, ale czasami nie potrafił go do siebie nie dopasować.
Ważka zniknęła niespodziewanie, zaś sam prorok wstał sztywno i poprawił swoją pozycję, żeby wyglądać dostojniej, choć bez zbytniej przesady. Odchrząknął też, chcąc ułatwić sobie wstąpienie w mniej emocjonalny tryb wypowiedzi. Jeśli chciałaby podziwiać jego rzeczywistą zdolność do tłamszenia emocji, mogła sobie na to pozwolić właśnie teraz.
– Oczekuję lojalności, a z nią wysiłku jakim łączy smoki, aby nie byli dla siebie obcymi.
Oczekuję słowności, trwania, poczucia celu, choćby nie dominującego, to konsekwentnie oferowanego sobie nawzajem. – wyrecytował dokładnie to na co przystała wcześniej.
– Powtarzam zasady naszego nie-romantycznie nacechowanego układu, żeby podkreślić iż nie wyrzekam się go, nawet jeśli mogłabyś odnieść wrażenie, że słowa które zaraz wypowiem sugerują inaczej.
Przemyślałem naszą relację i oto wiosek. Jestem dla ciebie ważny jako obiekt do obserwacji, podejmujący działania które odganiają nudę i zajmują czas. Jeśli nie ma znaczenia co myślę, ani nie chcesz by miało znaczenie co takiego myślisz ty, czas spędzony w ten sposób jest niemożliwy.
Mogę szanować cię jako przywódcę i starać się wypełniać mój obowiązek jako prorok, więc nasze interakcje wciąż będą miały miejsce, ale wyłącznie w profesjonalnym charakterze. Nie mam siły, ani składników, by wiecznie karmić swoje wyobrażenia o rzeczywistości.
Nie sądzę że zmiana mojej perspektywy ma tutaj znaczenie, jak sama zresztą podkreśliłaś, więc nie muszę czekać dwudziestu księżyców, żeby ci to zakomunikować.
Nie powinienem być zawiedziony gdyż dostrzegam, iż to ja od początku narzucałem się tobie.
Moje postępowanie było desperackie i niewłaściwe – gorzko przełknął ślinę. Miał wrażenie, że paliła mi nie tylko gardło ale cały żołądek. Mimo to kontynuował oficjalnym, chłodnym tonem zeżartym chrypą.
– Stwierdziłaś dwukrotnie iż to ja nie jestem gotów utrzymać relacji z tobą.
Problem w tym, że jestem, lecz wyłącznie w sposób który degeneruje obraz osoby, który pragnę utrzymać.
Nie dlatego, że ciebie samą postrzegam za złą, lecz pasywną i niezależną do tego stopnia, iż równie dobrze mógłbym nie istnieć.
Mówiąc to, nie lekceważę słów które wypowiedziałaś wcześniej. Jak wspomniałem, rozumiem że jestem dla ciebie istotny w przedmiotowym sensie. Nie potrafię jednak uczciwie funkcjonować w wymiarze, w którym nie dostrzegamy wzajemnie swojej podmiotowości, przez co rozumiem potrzebę zrozumienia, nawet jeśli nie koniecznie objęcia, czy zaakceptowania czyichś myśli – Gdyby nie dyscyplina która pozwalała mu zachować usztywnione mięśnie, zapewne łapy zgięłyby się pod nim, tak że już nie zdołałby wstać.
– To wszystko – Dlaczego to wszystko? Gardził sobą, za to jak sabotował jakiekolwiek skrawki relacji jakie posiadał. Jego uzależnienie od Mahvran najpewniej nie zamierzało zmaleć, ale i to, w obecnej perspektywie nie miało znaczenia.
Ponieważ był cholernie dramatyczny, a jej słowa, wypowiedziane zapewne równie niedbale, jak szczerze, zbyt mocno wbiły mu się pod łuskę.
Wypowiedziawszy swoją kwestię, jak podwładny zdający raport przed surowym przywódcą, zasygnalizował oczywiste odejście. Nie spieszył się, ale nie powstrzymany zamierzał odmaszerować, a po kilkunastu krokach poderwać się do lotu.
Sarna, zupełnie zdezorientowana pozostałaby w tyle.
ZT jeśli nie zatrzymany
Licznik słów: 983
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
♣ szczęściarz ♣
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces
raz na walkę/polowanie/raz na 2 tygodnie w misji
♣ twardy jak diament ♣
stałe -1 ST do testów na Wytrzymałość
♣ przezorny ♣
+2ST do kontrataków przeciwników
[color=#585858] ♦ [color=#755252] ♦ [color=#B69278] ♦ [color=#C63C3C] ♦ [color=#B88576]