OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wszystko zmieniło się w kilka uderzeń serca. Delikatne muśniecie vimary było skierowane do Tio, jednak i on wyczuł jej nadejście, gdyż był bardzo blisko. Chwilę potem samica sama próbowała gdzieś uiścić swoją vimarę, jednak była rozproszona. Zwiotczała, puściła go i zachwiała się.Khart spoglądał na nią pyskiem nie zdradzającym uczuć. Lekko przekrzywił łeb starając się analizować to co pokazywała mu w tej chwili. Wyglądało na to, że cierpiała z jakiegoś powodu. Z relacji bliźniaków mógł wiedzieć, iż nikt bardziej od nich zżyty być nie mógł, być może nawet w relacji partnerskiej.
Czy o to właśnie chodziło?
Usłyszał krótkie imię i to wystarczyło, aby zrozumiał. Jej nagła reakcja sugerowała jedno. Dio nie żył. To nie spowodowało żadnych większych emocji na tą chwilę jednak ta śmierć wydawała się znacznie bardziej ostateczna niż inne.
Zrobił sus przed nią i złapał mocno za barki, zamierzając ją zatrzymać. Wydawała się i tak nie zdolna do walki o odejście. Postanowił jednak mówić, gdyż to powstrzyma ją przed pochopnym działaniem. Mógł również siłą ją zatrzymać.
Tio, posłuchaj mnie. Długi musi minąć czas, nim umysł zdoła wytłumaczyć sobie, że osoba, którą widział co dnia, której istnienie zdawało się nieoddzielną częścią własnego bytowania, odeszła na zawsze – że zagasł blask umiłowanych oczu, że umilkł i nigdy już nie zabrzmi tak dobrze znany i drogi jego uszom głos... Takie przemyślenia snuje się w pierwszych dniach, pewnie teraz to robisz, lecz dopiero później, bieg czasu uzmysłowi Ci, że najgorsze wydarzyło się naprawdę, nadejdzie jeszcze bardziej dotkliwsza zgryzota.– słabe to pocieszenie, jednak pozwoli mu ukierunkować jej uczucia. Lepiej, aby się wylały tutaj, niż gotowały się w niej. Zbliżył się, pozwalając, aby znalazła oparcie na jego barku.
–Komuż z nas brutalna łapa nie zerwała jakiś drogich więzów, czemuż właściwie teraz opowiadam Ci o tym smutku, który każdy z nas kiedyś czuł i kiedyś poczuć musi? W końcu przyjdzie taki czas, gdy żal będzie już raczej zbytkiem niźli koniecznością i nie będziemy się wzdrygać już, gdy na pyski wypływa nam uśmiech, choćby zdawał się nawet świętokradztwem. Moi bliscy też umarli, lecz przecież miałem obowiązki do spełnienia. Trzeba iść dalej z żywymi i nauczyć się myśleć o sobie jako o szczęśliwcach, póki żyje choć jedna istota, której nie zabrał nam niszczycielski los.
Zamilkł na chwilę. W sumie spodziewał się, że nawet kawałek jego słów nie dotarł głębiej do jej jaźni, jednak miał nadzieję, że jego spokojny ton nieco uspokoi jej skołatane nerwy. Nie do końca wiedział jaką rolę obecnie miał przyjąć, jednak posłuchał Veir i starał się okazać współczucie. Zarazem jednak czuł gniew, który skierował na siebie. Powinien chronić rodzinę Aie, ale tego nie zrobił... Nie miał pojęcia jak mógłby to zrobić, jednak to nie była żadna wymówka, iż nie odnalazł sposobu. Teraz pozostaje już jedynie pomszczenie Dio, jeśli ten faktycznie nie żył.
Opoka Ognia








[/center]












