OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wykrakał. No oczywiście, że musiał wykrakać!Objęty głośno przełknął ślinę, kiedy potworny dźwięk począł otaczać go z każdej strony. Jego łeb niemal bezwiednie zaczął się nerwowo poruszać, próbując odnaleźć źródło tych mrożących krew w żyłach szmerów. Na darmo. Zupełnie bezskutecznie. Niemożność zlokalizowania bodźca jedynie bardziej go podjudziła, a umysł powoli zaczął płatać coraz to bardziej upiorne figle. Na nic się tu zdawały próby racjonalizacji tej sytuacji. Co z tego, że Wspólne były bezpieczne? Przecież nie było tu żadnej zwierzyny. Brakowało drapieżników. Nic nie mogło tutaj na niego czyhać, a jednak mroczne scenariusze krążyły po jego umyśle. Mroczne i groźne. Heroiczne. Coraz to nowsze określenia pojawiały się w jego umyśle, odwracając uwagę od ogarniającego ciało lęku. Ta emocja przeplatała się w nim z innymi, a żadna nie mogła zagrzać w jego piersi miejsca na dłużej. Strach. Ciekawość. Fascynacja. Nieustępliwość... wszystko to się gdzieś w nim tliło, nie pozwalając mu zdecydować, czy cała ta sytuacja niezmiernie go przeraża czy jednak bawi do rozpuku, dając mu możliwość brawurowego poigrania z własnym życiem. Z życiem... hm, a może jednak ze śmiercią? Aż ciarki po nim przeszły, kiedy o tym pomyślał. Tylko czy to faktycznie były ciarki? A może to tylko jeden z pajęczaków przebiegł mu po futrze? Cały był wszak oblepiony pajęczynami, przez które wzdrygał się nieświadomie. Nie zauważył ich bowiem, zbyt zaaferowany dźwiękami mlaskania i łamanych kości.
I wtem wszystko ucichło. Nagle zrobiło się tak głucho, że i sam młodzik wstrzymał oddech, jakby obawiał się przerwać ten bezruch. Zatrzymał się nawet w półkroku, nie ośmielając się drgnąć z miejsca. Stał więc nieruchomo i nasłuchiwał, choć jedynym dostępnym dźwiękiem był syk dogasającego ogniska. Nie była to pocieszająca perspektywa, zwłaszcza że jego ciepłe płomienie nie były w stanie go ogrzać pośród tej ciemnej nocy. A mimo to nie uciekał. Czekał jak zaczarowany, choć większość mogłaby to uznać za bezdenną głupotę. On po prostu nie mógł odpuścić, pchany do przodu destrukcyjnymi pragnieniami. I oh! Wtedy warkot powrócił, a on paradoksalnie odetchnął z ulgą! Powitał dźwięk z otwartymi ramionami, pozwalając sobie na przelotny uśmiech. Czyż to nie głupota! Zwłaszcza, że wkrótce zawiał wiatr, a on odwrócił się zdecydowanie zbyt wolno.
Całe życie przemknęło mu przed oczami, kiedy nieznana bestia przyparła go do ziemi. W zasadzie był zbyt młody na jakiekolwiek wspominki, ale w tym konkretnym momencie miał wrażenie, że cofnął się aż do jajka, kiedy na chwilę wszystko sczerniało. Adept sapnął, początkowo nie rozumiejąc nawet co się wydarzyło. Umysł nie nadążał, ale ciało zareagowało samoistnie, próbując się uwolnić spod cudzego ciężaru. Gardłowy warkot i jemu wyrwał się z piersi, kiedy zduszony pisk zdziwienia zdążył już wybrzmieć wśród nocy. Szarpnął się gwałtownie, rozwierając powieki, które zamknęły się gdzieś podczas upadku. A wtedy to już zupełnie zaparło mu dech. Postać która nad nim wyrosła była naraz przerażająca i fascynująca. Bijąca od niej poświata wyostrzała całą wrogą sylwetkę, umożliwiając mu dostrzeżenie szczegółów, które ścięły mu krew w żyłach. Zapach posoki drażnił mu nozdrza, kiedy potworne spojrzenie zaczęło wwiercać się w jego ciało. Ale te czaszki...? Te czaszki to było wszystko o czym mógł w tej chwili myśleć Objęty. O ile cokolwiek z tego, co działo się w jego umyśle można było w ogóle nazwać myśleniem. Właśnie, po co myśleć? Teraz należało działać!
– S...s-spadaj paskudo! – krzyknął, w końcu wybudzając się ze stanu odrętwienia, w który wprowadził go dominujący w okolicy nastrój. Gwałtownie odepchnął się wówczas od ziemi, mając bardzo prosty zamiar. Uderzyć własnym łbem w łeb napastnika, by móc go ogłuszyć i zrzucić go z siebie jednym ruchem. O tak, tak! Trzeba było trochę pochojraczyć! A każdy chojrak wie, że najlepszą obroną jest atak!
Mancimilian






















