Po oględzinach w pewnym momencie zauważyła, że nie była tutaj sama. Było to do przewidzenia! W końcu była na zamieszkanych nowych ziemiach. Co prawda nie za bardzo się tym przejmowała. Wszak nie znała strachu. Jeżeli kres jej dni nadejdzie to oznaczać będzie, że pełniła wole Monolitu. Zasiądzie obok niego wraz z innymi poległymi braćmi. Dopóki żyła zamierzała zbadać to miejsce. Nowe terytoria dla Monolitu to i bezpieczniejszy Monolit. A go trzeba było ochraniać. Za. Wszelką. Cenę. – Akh! Novoye litso! – Rzekła do napotkanego pisklaka. Niestety przez maskę trudno było wyczytać jej intencje. Dla niej było to jasne. Byłoby dziwne gdyby nie było. Wracając to Prip nie ruszała się z miejsca. Po prostu wpatrywała się w nieznajomego. – Za Monolit, brat moy! Poraduyemsya, chto po yego vole nashi puti pereseklis! – Rzekła siadając na zadzie. – Yego zovut Prip. – Wskazała na siebie. – a ty? Kak tebya zovut?. –
....Patrzyłem na samicę ze zdziwieniem na pysku. Nie słyszałem by ktoś tak mówił. Niby inny język, a zarazem tak podobny do naszego. Wyglądała strasznie w tej masce, a zarazem tak tajemniczo. Jestem ciekaw czy by pokazała swój pyszczek bez tej paski... Monolit? Jaki na Miętę monolit... Wziąłem głęboki wdech i jak nauczała mama, nie. Jak z tego co pamiętałem. Z tamtego Ciała, tamtego czasu. Patrzyłem na nią bez strachu. Lekko ugiąłem kark z szacunku.
– Witaj niesnana dusycko. – starałem się brzmieć poważnie. Miałem przecież dopiero, a raczej aż 4 ksiezyce. Nie mogę zachowywać sie jak totalne pisklę. Wskazałem łapą na siebie i lekkim uśmiechem, ponownie otwarłem pysk – Yngwe... – nie spuszczając gardy, lekko się rozluźniłem. Poprawiłem czworo skrzydeł, a mięśnie wyraźnie wróciły do swego naturalnego położenia. Nie widać po mnie było, że chcę uciec. – Co ty tu robic? To zrobić Ciocia Veir – wskazałem jednym z ogonów na posąg nie mego boga. Boga nie Tych Gwiazd i nie Tego Nieba. Widać w moich oczach było zmieszanie, patrząc na ten twór. Wewnątrz czułem walkę o swoje przekonania... Siebie ze wtedy i siebie z teraz
Wpatrywała się w pisklaka lustrując jego... nietypowe aspekty. Był stanowczo inny niż można byłoby przypuszczać. Co na Monolit mu się stało? Czyżby tutejsi mieli jakieś problemy? Tego nie wiedziała. To co wiedziała to to, że jedyny ratunek dla niego to oddanie się Monolitowi. On spełnia marzenia. Oczywiście nie takie o jakich myślimy. Ale te, których prawdziwie pragniemy. Czy on zatem żałuje wewnętrznie swojego losu? Czy może nie? Ciężko było jej stwierdzić. Dodatkowo mówił tym dziwnym językiem. Spotykała się już z nim. Co prawda w niekoniecznie miłych okolicznościach, ale spotykała. Zawsze się dziwiła, że inne smoki mogą w ogóle rozmawiać w inny sposób... co los z nimi uczynił? Dlaczego Monolit ich opuścił?
Oczywiście tylko część udało się jej zrozumieć. Co prawda i tak było to dużo jak na nią. Wszak będzie musiała się w przeszłości nauczyć mówić w ich gwarze. – Ingve... u vas strannyye imena. – Stwierdziła przenosząc po raz kolejny wzrok na posąg. – tetya Veyr. Dolzhno byt', yemu ochen' grustno. Kogda nasha zhizn' ne napolnena Velikim Monolitom, eto privodit k otchayaniyu. Poetomu ona sdelala etu statuyu? Ona obratilas' k lozhnomu bogu? Pochemu? – Nie mogła do końca tego zrozumieć. Dlaczego sama Prip została obdarzona błogosławieństwem Monolitu, a wspomniana Veir nie? Być może Monolit nie może objawić się kiedy ktoś nie wie o jego istnieniu? To by dużo tłumaczyło... musi porozmawiać z tą Veir. – YA khochu pomoch' tvoyey tete. Gde ona? Mogut li oni s ney pogovorit'? YA khochu pomoch'. Uteshayte yeye. –
.... Główną parą oczu, patrzyłem w jej oczy, ukryte pod szarawą maską. Nie chciałem, by uciekły mi jej uczucia, co nimi przestawiała. Mniejsza patrzyła na jej ciało, to co ono mówi. Zaś mówiło więcej niż pysk. Rozterki, zdziwienia... Wiele emocji przedstawiało. Starałem się jakkolwiek poprawnie zachować, nie drażniąc jej. Niestety reakcja jej na moje imię była nietaktowna. Prychnąłem mimowolnie. Ponownie spojrzałem niechętnie na posąg. Słyszałem o wierze w niego i kulcie. Ciocia opowiadała trochę. Nie narzucała nic. Dawała wybór. Wziąłem wdech i ponownie przeniosłem wzrok na Prip:
– To być spoza. Nie To Niebo, nie Tych Gwiazd. Papcio mówić, ze ich jest pietnastu. Oni tu są. Mówic w świątyni o tam... Iść pośród nas, żywych... – pokazałem ogonem, kierunek, w którym znajdowała się świątynia naszych bogów. – Ciocia jest szczęśliwa. Ona nie urodzić się tu. Ona modlić się do Horg.. Hurgi... Ughh... Swego boga. – posadziłem kuper na ziemi. Owinąłem ogony wokół łapek i patrzyłem ze swoim stoickim, pisklęcym spokojem. Czułęm, że zły ruch sprowadzi problem więknszy niz pownno...
Prip nie drgnęła ani na moment. Słuchała uważnie to co mówi Pisklak. Próbując zrozumieć jak najwięcej. A to co zdołała zrozumieć kompletnie jej nie odpowiadało. Nie zamierzała uznawać wyższości jakiejkolwiek istoty nie będącej Monolitem. Nie obchodziło ją tym samym przejmowanie się nimi. Byli malutcy. Taka była kolej rzeczy. I taka była wielkość oraz wspaniałość Monolitu. – Ne eto nebo, potomu chto nebo prinadlezhit Monolitu. Ne eti zvezdy, potomu chto zvezdy prinadlezhat velikomu Monolitu. Pyatnadtsat' mrazey, Odin Monolit Spasayet i raduyetsya. – Odrzekła niema oraz zimna maska. Zaraz potem obróciła łeb, aby pokazać namalowane czerwienią symbole. – Govoryat tam. I Monolit seychas razgovarivayet so mnoy. – Zaraz potem skierowała krok pod sam posąg. Przyglądnęła mu się po raz ostatni bardzo uważnie. Aby potem po prostu namalować na nim symbol przedstawiający Monolit oraz oko w jego wnętrzu. Czerwonym barwnikiem, którego użyła ze swojej torby. Zaraz potem po prostu skierowała swój krok w przeciwną stronę. Niosąc wole Monolitu. Monolit się radował. Ona się radowała. Monolit każe. Monolit prosi.
Hjiga otumaniona dziwną atmosferą siedziała z daleka od smoków. Przerwała poszukiwanie kamieni czy cokolwiek co tam wcześniej zajmowało jej proste myśli i skupiła się na pani od Monolitu. Ciągle słyszała "Monolit", "Monolit" i "Monolit" jako słowo smocze. Reszta słów pochłonęła ją w innym sensie. Mówiła jak jej opiekun nocami. Nie rozumiała tego języka, ale niezaprzeczalnie miała z nim już do czynienia. Oczywiście jej myśli nie były na tyle rozwinięte, aby tak to skojarzyć. Kierowała się prostym instynktem, który miał gdzieś rację podobieństwa do swego opiekuna. Jej instynkt podpowiadał, że smoczyca jest dziwna. Zaś jej aura niepokojąca. Szeroko otwarte ślepia patrzyły na nią jak kruk informacyjny. Jej opiekun wiedział o jej uczuciach i zmartwieniach. Kto wie czy już tu nie zmierza. On albo ktoś inny. W każdym razie ona –
Mokra trawa zaszeleściła cicho pod wpływem jej kroków. Nim się obejrzeli podeszła od prawej strony pisklęcia. Poruszała się na czterech kończynach, jak wszystkie żyjące w tym świecie czteronożne stwierdzenia. Przykucnęła przy Yngwe i otarła się głową o jego bark mrucząc cichutko. Młody mógł słyszeć zmartwienie w jej głosie.– Mruceme. Wruuucymy grruuotaa. Naa neEee. – próbowała mu przekazać prosty komunikat o powrocie do groty. Czy pisklę pojmie znaczenie łagodnych jęków mamuny?
Wzrost: 1,5 m ; Długość: 10 m ; Rozpiętość skrzydeł: 8,5 m
Tuiti potrafi podnieść przód ciała podobnie jak zwykły smok by zrobił stając na tylnych łapach, a jego długie ciało sprawia, że wyciąga w ten sposób od 4 do 5 metrów wysokości.
Ostry słuch: dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na słuchu (zwierzyna, drapieżnik) Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej Lekkostopy: trzy razy na miesiąc +2 sukcesy do Skradania Znawca terenów: znalezienie 4/4 pożywienia / kamienia / 6 liści/5 korz. zioła 2 razy na polowanie łowcy. Zawsze znajduje minimum 2 osobniki w stadzie małej zwierzyny. Otoczony: możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem/zwierzyną za cenę +1 ST
Bara
S: 1 W: 1 Z: 1 M: 1 P: 2 A: 1
Pł, A, O, Skr, Śl: 1
Kuda
S: 2 W: 1 Z: 1 M: 1 P: 1 A: 1
Pł, A, O, Skr, Śl: 1
....Wsłuchiwałem się w jej słowa. Zdania, które w jakiś sposób bulwersowało moje małe jestestwo. Czułem, że to co mówi, tutaj jest Herezją. Wpatrywałem się w nią ze swoim miły, standardowym uśmiechem, zniekształconym przez pisklęce ciało i uczucia. Starałem ukryć się co czuję do niej. Milczałem, lekko gryząc język. Chciałem coś powiedzieć. Niestety Ona była silniejsza, starsza. Nawet otwarłem pysk, gdy tylko pojawiła się martwiona Hijiga. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem. Otarłem lico o jej łapkę. Widziałem jej zmartwienie, potarłem nos o rękę z uśmiechem i spokojem. Tego mi było trzeba w tej sytuacji. Osoby, która mnie sprowadzi na poprawne tory
– Mhm, Papcio bedzie siem martwic... Skoda, ze go tu nie ma... – przeniosłem wzrok na nią z lekkim uśmiechem. Miałem mętlik w głowie. Nie mym wyznaniem monolit, nie jego miejsce pod Tym Nieboskłonem. Zza chmur wyjrzało białe świata Immanora. Czy to znak? Czy tylko zrządzenie losu w tym ciepłym, ale pochmurnym dniu? – Monolitu nie znac... Znac, widziec i czuc To Niebo, Te Gwiazdy... – czułem potrzebę ponownego spojrzenia w Ich kamienne oczy. Tam wtedy zawsze znajdowałem wieczne ukojenie... Tam czułem kwiat...Tam... Ja... Mogłem poznać jej wiarę i historię. Nie zagości pod mym sercem. Nie rozpali żaru wmiecionego Uessasem. Na Bogów, Miętę... Czułem, że nie powinienem tutaj być. Zrobiłem ostrożny krok w tył, nie spuszczając jej z oczu. Wolałem nadal mieć ją w zasięgu. Muszę wiedzieć więcej. Muszę mieć opcję retoryki...
Prip nie za specjalnie zwracała uwagę na przybyłego kompana. Kapłanka i tak stwierdziła, że to co miała zrobić to zrobiła. Ruszyła zatem przed siebie. Musiała ogarnąć sobie jakieś miejsce do tym czasowego bytowania. Generalnie raczej ograniczy się to do jakiegoś dołu czy innej dziury. Nie spieszyła się za bardzo, traktując to wciąż jako spacerek. W każdym razie nie miała po co się śpieszyć. Powoli oraz na spokojnie opuściłaby to miejsce. Niosąc wolę Monolitu! Za Monolit!
Prędzej czy później Siderus natrafiłby na to tajemnicze miejsce kultu. Nawet jeżeli ktoś się tu znajdował, otrzymałby od smoka jedynie zdawkowe kiwnięcie łbem na przywitanie, gdyż cała jego uwaga skupiła się na konstrukcji.
Kolejny pomnik. Ten jednak o wiele lepiej ozdobiony niż jakikolwiek inny ze Świątyni. Do tego oznaczony tajemniczym symbolem, którego znaczenie zdawało mu się umykać.
Przymrużył ślepia, czytając runy wyryte na tabliczkach.
Bóg Czasu. Ognvar. Nie znał go. Czyżby kolejny z nowych bogów?
Wibracje maddary zawirowały w powietrzu, gdy górski smok wysłał telepatyczną wiadomość do swojego stada.
> wygląd <> theme < Boski Ulubieniec: darmowe błogosławieństwo na zwiad (Styczeń 2024) Adrenalina: dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka Czempion: raz na walkę +1 sukces do ataku fizycznego Magiczny Śpiew: raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/2 razy na polowanie łowcy, odejmuje 3 sukcesy przeciwnika
Częściej niż wszyscy inni masz kontakty ze światem pozaziemskim. Siły wyższe upodobały sobie Ciebie jeszcze przed narodzinami i czasem przymykają oczy na niektóre zasady, a spotkania z duszkami stały się elementem codzienności. Dodatkowo zawsze widzisz dusze martwych smoków, nawet jeśli one nie życzą sobie być widziane.
Bogowie w swojej łaskawości obdarzyli Cię nadzwyczaj pięknym głosem o cudownej mocy. Podczas walki lub misji przeciwnik, słysząc Twój śpiew, znieruchomieje na krótką chwilę zahipnotyzowany.
Fałszywy bóg. Wolne Stada nie były miejscem dla takiego jak on.
Ni stąd, ni z owąd, samiec rozwarł pysk i zalał pogańską kapliczkę księżycowym ogniem. Blask uderzenia rozświetlił okolicę, odbijając się od jego fioletowych łusek, mieniących się niczym gwiazdy na nocnym niebie. Cały pokaz świetlny rozgrywał się na jego ciele, jakby posypano je brokatem.
Gorejące języki ognia pożerały barwy, jakimi naznaczono kapliczkę, przyoblekając całość w jednolitą smolistą czerń. Część ozdób przemieniła się w popiół, inne zaś topiły się od żaru smoczego oddechu. Te, które pozostały, jaśniały gorącem, będąc w stanie poparzyć każdego, kto by pokusił się ich dotknąć.
Tak oto pośród ciemnej gwieździstej nocy, blask księżyca rozjaśniał na ziemi. Odbijał się w ślepiach fioletowego smoka, spoglądającego z pełną pogardą na miejsce plugawego kultu. Staranne żłobienia i tekst tablicy, zniekształcone w księżycowym ogniu. Jedyne co pozostało to czarna sylwetka, której rysy ciężko było odczytać.
Nie zamierzał jednak na tym poprzestać. Potężnymi zamachnięciami ogona uderzał w osłabiony kamień, krusząc czarne kończyny i obalając pomnik na ziemię. Złote szpony łap zaciskały się na kamiennym wężu, łamiąc go na kawałki z każdym mocnym szarpnięciem. Wszystko inne, czego przewrócić nie zdołał, naznaczył szramami po cięciach pazurów, jak niedźwiedź znaczący swój teren na jakimś nieszczęsnym drzewie.
Dokończywszy dzieła, wojownik uniósł w łapie osmalony, kamienny łeb fałszywego boga, po czym wybił się z ziemi. Uderzenie skrzydeł wzbiło tumany gorącego popiołu w powietrze, a sam smok zniknął po chwili na tle gwieździstego nocnego nieba.
KAPLICA OGNVARA LEŻY W GRUZACH.
Jakże wspaniała myśl. Jakże wspaniały fakt. Nikt nie będzie stawiał pomników fałszywych bogów, gdy on ma coś do powiedzenia. Ani na Terenach Wspólnych, ani na terenach jego własnego stada.
> wygląd <> theme < Boski Ulubieniec: darmowe błogosławieństwo na zwiad (Styczeń 2024) Adrenalina: dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka Czempion: raz na walkę +1 sukces do ataku fizycznego Magiczny Śpiew: raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/2 razy na polowanie łowcy, odejmuje 3 sukcesy przeciwnika
Częściej niż wszyscy inni masz kontakty ze światem pozaziemskim. Siły wyższe upodobały sobie Ciebie jeszcze przed narodzinami i czasem przymykają oczy na niektóre zasady, a spotkania z duszkami stały się elementem codzienności. Dodatkowo zawsze widzisz dusze martwych smoków, nawet jeśli one nie życzą sobie być widziane.
Bogowie w swojej łaskawości obdarzyli Cię nadzwyczaj pięknym głosem o cudownej mocy. Podczas walki lub misji przeciwnik, słysząc Twój śpiew, znieruchomieje na krótką chwilę zahipnotyzowany.
Piękny dzień, ptaki ćwierkały, śnieg padał w najlepsze, a Veir była prawdopodobnie jedyną osobą, której tak surowa zima się podobała. W końcu czuła się jak w swoich rodzimych stronach! Nadal było nieco zbyt łagodnie jak na jej gust, ale darowanej zimie nie zaglądało się w śnieżną zaspę.
Sakralna uznała ten dzień za idealny na odwiedzenie swojej kapliczki, zwłaszcza, że przydałoby się tam trochę poodgarniać śniegu, może to jakoś ładnie zabezpieczyć i tak dalej. W końcu wszystko zaczęło Veir wychodzić, to też humor miała naprawdę dobry jak na nią. Na jej wiecznie neutralnej twarzy prawie można było zauważyć jakiś uśmiech. Vaencair się wybudził, jej partner został przywódcą, a Mahvran oddała mu władzę nad stadem. Lepiej być nie mogło, a to oznaczało, że za to może być tylko gorzej. Kapliczka została zdemolowana, ale horgifellijka nie wiedziała o tym.
~ Gheino? Jestem przed Dziką Puszczą, miałabyś ochotę odwiedzić ze mną kapliczkę? Pokazałabym ci jak wygląda i przeczytałabym poezję, którą tam znalazłam. Może zaproszę kogoś jeszcze. Przy okazji opowiesz mi, jak ci idą twoje nauki. – Przesłała mentalnie do Ostrej Jazdy. Wzięła ze sobą materiały na herbatę, to też surowa zima nie powinna im za bardzo dolegać. Rozgrzeje ich brzuchy. Na Veir czekała jeszcze jedna niespodzianka, bo też nie zdawała sobie sprawy, że Gheina została bardzo pokaleczona przez ludzi. ~ Arel? Miałabyś może wolną chwilę? By pogadać? Będę niedługo przy kapliczce, zabiorę swoją uczennicę. Zabrałam też herbatę, gdybyś miała ochotę. – I chwilę później przesłała także wiadomość do umysłu Powrotów Słońca. Razem odrestaurowywały tę kapliczkę! Można powiedzieć, że prawie była wspólna. Veir oczywiście nie oczekiwała, że obie samice porzucą wszystko, żeby tylko do niej dotrzeć. Jak nie dzisiaj, to jutro. Sakralna miała teraz dużo czasu, odchowała większość swoich dzieci, Vaencair był już nieco większy, zapasy na zimę zostały zebrane. Ponownie, było zbyt pięknie, by ten stan utrzymał się dłużej. Nieświadoma wszystkiego Veir powoli grupowała rzeczy w swojej torbie, materiały na herbatę, kadzidła, upewniała się, że wzięła kawałek poezji, który zostawiono pod kapliczką. Co jakiś czas wyglądała, czy któraś z zaproszonych smoczyc zjawia się na horyzoncie.
Ciotka złapała ją akurat gdy wracała z polowania to też posłała jej krótkie "Przyjdę, przyjdę" bo w istocie chciała sobie zobaczyć ten pomnik a i tak nie miała za dużo do roboty. Odłożyła więc wszystkie zdobycze złapane ostatnich dni i ruszyła w we wskazane miejsce.
Nie wiedziała też kim będzie ten gość o którym wspominała jej Veir ale w sumie tak bardzo jej to nie przeszkadzało. Lubiła poznawać nowe smoki, zawsze znajomości wiele dawały w życiu. Ogarnęła więc w grocie składzik, wszechobecny syf Ciritha i wybiła się do lotu. Chwile jej zajęło dostanie się tutaj ale gdy dotarła, przywitała się z Ciocią uśmiechem. ~ Dobry! Już się nie mogę doczekać – zaśmiała się, szczerząc kły. Już pierwsze spotkanie z przemieloną Gheiną to Cioteczka miała ale na dobrą sprawę to już tylko dni aż Piastunka ruszy się do świątyni, bowiem miała już praktycznie całą zapłatę, którą mogła rzucić po ołtarz by przywróciło jej sprawność. A też ostatnio ruszyła się na spotkanie z mamą, gdzieś w połowie drogi od Wolnych i Kręgu. I też.. matula podniosła ją troszkę na duchu, na szczęście. ~ Kim jest Twój tajemniczy gość? – zapytała z ciekawością, na ten moment towarzysząc Cioci w przygotowaniach. Sama nie wiedziała jeszcze iż cała trójka, no cóż.. zastanie zdewastowaną kapliczkę. A jeszcze ciekawiej będzie jeżeli dojdą do tego kto to zrobił.
Oby nie.
♦ Ostry Wzrok ♦ – dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku♦ Adrenalina ♦ – dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka
Znała ten głos zaskakująco dobrze – ten, który zawitał właśnie w jej łbie. Nie spodziewała się go, to na pewno, ale jakże był teraz przyjemny. Szczególnie w połaczeniu z tą długą sierścią, w którą mogła łapczywie wcisnąć nos...
Otworzyła gwałtownie ślepia i znieruchomiała. Cholera.
Głęboki oddech. Łapą odsunęła motłoch futer, który w trakcie drzemki podsunęła sobie pod pysk; było jej gorąco ze wstydu, ale dobrze było wiedzieć, że ta głupia myśl nie miała żadnych świadków. Durne majaki.
~ Veir, bardzo chętnie. Tylko chwilka zanim wyruszę, żeby pisklęta nie zostały bez opieki ~ odparła, diabelnie opanowana. I jak zapowiedziała, tak zrobiła, bez narzekania opuszczając ciepło legowiska i odizolowanej od zimowego mrozu groty.
Wylądowała w końcu na skraju Dzikiej Puszczy z torbą przewieszoną przez bark. Otrząsnęła pysk i grzywę ze śniegu, po czym ruszyła, rozglądając się czujnie za Mglistą. Czuła się... dziwnie... spięta.
wygląd ● teczka ● muzyka
nosi na szyi "pleciony naszyjnik z kawałkami bursztynu" ● pechowiec ▶po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu. ◀ trudny cel ▶+1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej ◀ zaklinacz ▶stałe -1 ST do rzutów na obronę magiczną ◀ pojemne płuca ▶raz na pojedynek/polowanie -2 ST do ataku, ale +1 ST w następnej turze ◀ nieulękły ▶smok ma pierwszy ruch w walce; przeciwnik ma +1 ST w pierwszej turze ◀ ● Kirim – kocur syjamski S:2|W:1|Z:2|M:1|P:3
B,A,O,Śl:1 | Skr:2
Przywitała Gheinę skinieniem łba, gdy ta tylko się zjawiła. Wiadomość od Arel również dotarła i wyglądało na to, że spotkanie się odbędzie! Nic nie mogło już pójść źle, prawda? – Brakuje ci jeszcze jakichś kamieni szlachetnych, Gheina? – Rzuciła zaraz po powitaniu gestem i była gotowa trochę wyłożyć ze swoich, chociaż kwestia tego czy akurat znalazła właściwe błyskotki. – Zaprosiłam jeszcze Arel. Pomagała mi odrestaurować kapliczkę, gdy była w naprawdę kiepskim stanie. Zbudowałam ją dawno temu, ale nieco ją zaniedbałam, gdy kiedyś straciłam swój język. – Wytłumaczyła. Ufała Gheinie, więc powiedziała jej właściwie wszystko. Razem z naprawą ołtarzu, Veir powoli też zaczęła radzić sobie coraz lepiej z życiem. Jakoś od tamtego momentu. Jakby było to symboliczna praca nad sobą poprzez mycie kapliczki i pozbywanie się licznych porostów.
Sakralna po chwili ruszyła razem z Gheiną do miejsca spotkania, a to już było bardzo blisko ich głównego celu. Nieświadoma horgifellijka była także o kilka kroków od totalnego szoku, który ją tam zastanie. – Witaj, Arel. Dobrze cię widzieć, nie wiem, czy się znacie, ale to jest Gheina, moja uczennica. – Powiedziała na przywitanie i tym razem ruszyła już do kapliczki. Zaplanowała mnóstwo atrakcji, chociaż nie były może jakieś absolutnie szalone. Może postawią kilka świeczek, zapalą kadzidła, no i oczywiście herbata! Tutaj Veir z kolei wzięła mnóstwo potencjalnych smaków. Jej torba była wręcz przeładowana różnościami. Nie było tego widać po jej bardzo neutralnej i wyuczonej mimice ciała, ale w środku była bardzo podekscytowana ze wspólnego spotkania z dwoma ważnymi dla niej smokami w także bardzo istotnym dla jej historii miejscu.
– Zima jest dosyć surowa, więc może być trochę przykryta śniegiem, ale myślę, że... – Zaczęła mówić i oto jej oczom okazały się absolutne ruiny. Nie przewidziałaby tego zniszczenia nawet w najgorszych myślach. Ktoś dosłownie rozsadził ją na kawałki, gdzieniegdzie jeszcze zapewne było widać czerwone barwniki Prip, ale prawie wszystko było zasługą jednego smoka, którego tożsamości Veir nie miała prawa znać. Gdzie... gdzie była głowa? Veir dosłownie opadła szczęka, smoczyca po prostu zastygła też w miejscu, jak kamienny posąg, który kiedyś się tutaj znajdował. – Kto? Dlaczego... – Powiedziała z lekkim smutkiem w głosie, czego zawsze starała się unikać, gdyż okazywanie słabości oraz tego typu uczuć było po prostu odbierane w jej kulturze jako złe. Wiele uczuć zaczęło się gotować w Veir, dominowały jednak oczywiście żal i złość. To nie była zwykła kapliczka, to coś więcej. To symbol, który został zburzony. Mocniej ją to zabolało niż wszystkie rany odniesione podczas inwazji Łowców Smoków.
Podeszła cicho i bez słowa do jednego z ośnieżonych odłamków ołtarzu, usiadła obok niego i za pomocą dłoni lekko odsunęła biały puch na boki, odsłaniając starannie wyrzeźbiony i później odrestaurowany kamień, oddychając przy tym dosyć ciężko. Podniosła go do góry i oglądała przez moment. Nie sądziła, że to będzie dla niej takie trudne.
Pod jednym z odłamków leżała nieduża karta wielkości smoczego palca. Była sztywna, nieprzemakalna. Nie oddziaływała na nią żadna magiczna sztuczka, ani nie można było jej zniszczyć. Lśniła w blasku słońca, a najbardziej w oczy rzucały się ciemne litery zapisane smoczymi runami, na tle zakrytego, niezidentyfikowanego obrazka: ,,Przeznaczeniu oddaj siłę. Zamknij oczy i zwyciężaj lub zniknij w pyle."
–
Pierwsza osoba, która znajdzie przedmiot, może zraportować go w "Innych":
nieodkryta karta* – użyj przy dowolnej akcji do końca stycznia '24
Samiczka przechodząc po terenach wspólnych zauważyła kartkę. Była zdziwiona, przecież mało kto używał tu czegoś tak kruchego do zapisywania czegokolwiek. Kiedy podeszła do niej zauważyła, że ta jest chyba czymś chroniona gdyż wyglądała na nietkniętą przez pogodę. -Przeznaczeniu oddaj siłę. Zamknij oczy i zwyciężaj lub zniknij w pyle?– Powtórzyła słowa zapisane na kartce. Nie wiedziała co dokładnie miało to znaczyć. Wyglądało to na to że jednak coś potężniejszego zostawiło tu tą kartkę albo ktoś kto chciał sobie zrobić żart i krył się niedaleko. Tak czy siak, zamknęła oczy chcąc szybko chwycić za kartę i unieść z ziemi a następnie odejść na tereny stada.
ThemeWyglądRaportyTeczka Atut 1: Boski ulubieniec- Duszki oraz bogowie patrzą na mnie łaskawszym okiem Atut 2: Szczęściarz- 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Atut 3: Błyskotliwy: -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran