OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
+18
Patrzenie na błagającą samicę było naprawdę przyjemne, jej skomlenie i zawód wypisany w oczach. Czułem, jak bardzo tego chciała. Widziałem, jak z niej kapało, zostawiając lekko błyszczącą plamę na futrze. Szarpanie łańcucha nic nie da. Utrzyma on rozwścieczonego Aohę, a to też spora i silna persona... Trochę, szkoda, że dałem jej tak krótki łańcuch, przynajmniej jej błagające skomlenia mnie jeszcze bardziej podniecały... Byłoby przyjemnie gdyby mogła mnie, chociaż spróbo...
Obróciła się do mnie zadem, ukazując swoje walory w pełnej okazałości. Patrzyłem na to z lekkim lubieżnym uśmiechem wymalowanym na pysku. Nagle jej ogon zacisną się wokół mojej szyi. Mocno dusiła i ciągła. Nie mogłem oddychać. Próbowałem łapami jakkolwiek się uwolnić jej uścisku... Czyli umrę zajechany przez smoczycę. Śmierć godna wyznawcy Uessasa... Pomimo iż ledwo mogłem zabrał powietrze, tylko jeszcze bardziej traciłem swoje zdrowe zmysł, zostawiając zwierzęcy, brutalny instynkt, chcący zaspokoić swoje chore rządzę...
Zaparłem sie łapami, stwarzając opór, a następnie ruszyłem na nią. By przerzucić ją.
– Czyli tak chcesz się bawić, Słonko~? – mój głos był bardziej gardłowy, pełny dzikości i dominacji, a to wszytko podszyte niewyżytym pożądaniem. Uderzyłem ponownie ogonem w ziemie, tworząc kolejne łańcuchy. Wbijające się w jej brzuch, bogi, uda. Ocierają się o jej samicze sfery. Cały był raz zimy, a raz ciepły. Brutalnie złapałem ją z szczękę i podniosłem, składając na jej usta głwałtowny i brutalny pocałunek.
Obróciła się do mnie zadem, ukazując swoje walory w pełnej okazałości. Patrzyłem na to z lekkim lubieżnym uśmiechem wymalowanym na pysku. Nagle jej ogon zacisną się wokół mojej szyi. Mocno dusiła i ciągła. Nie mogłem oddychać. Próbowałem łapami jakkolwiek się uwolnić jej uścisku... Czyli umrę zajechany przez smoczycę. Śmierć godna wyznawcy Uessasa... Pomimo iż ledwo mogłem zabrał powietrze, tylko jeszcze bardziej traciłem swoje zdrowe zmysł, zostawiając zwierzęcy, brutalny instynkt, chcący zaspokoić swoje chore rządzę...
Zaparłem sie łapami, stwarzając opór, a następnie ruszyłem na nią. By przerzucić ją.
– Czyli tak chcesz się bawić, Słonko~? – mój głos był bardziej gardłowy, pełny dzikości i dominacji, a to wszytko podszyte niewyżytym pożądaniem. Uderzyłem ponownie ogonem w ziemie, tworząc kolejne łańcuchy. Wbijające się w jej brzuch, bogi, uda. Ocierają się o jej samicze sfery. Cały był raz zimy, a raz ciepły. Brutalnie złapałem ją z szczękę i podniosłem, składając na jej usta głwałtowny i brutalny pocałunek.


















