OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Dźwięki. Tyle przeróżnych pisków, skrzeków i gulgotów. Tiishoyr nawet nie przypuszczał, że gardło maleńkiego pisklęcia było w stanie wyprodukować te wszystkie tony, ale kiedy tylko te wydobyły się z pyszczka jego córki, po jego wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Słuchał tych nieporadnych powarkiwań i nie mógł się nadziwić radości, która zdawała się go ogarniać z każdej ze stron. U boku miał partnerkę, a pod łapą maleńką córeczkę... co uświadomiło mu, że chyba nigdy wcześniej nie czuł się tak szczęśliwy. Wręcz tak do bólu przesiąknięty radością, że aż pysk pulsował mu od zbyt szerokiego uśmiechu. Ale jak mógłby przestać się cieszyć? To było niemożliwe, kiedy nagle odczuł tak silne poczucie przynależności, że gotów był uronić kolejną łzę. W końcu miał rodzinę. Swoją własną. Nigdy nie pragnął niczego mocniej, a teraz jego marzenie w końcu się spełniło. Już dawno stracił na to wszelką nadzieję, a jednak za sprawą Serenady nareszcie doczekał się dnia, kiedy samotność wypuściła go ze swoich szponów. Upiorny rozdział w jego życiu wreszcie się skończył, zabierając ze sobą znaczną część uciążliwego balastu, który stale w sobie nosił.Zapewnienie, które opuściło pysk Serenady, wystarczyło by wyzbył się wszelkich wątpliwości. Ich córka była zdrowiuteńka i pełna życia, co sprawiło że jego uśmiech nareszcie dosięgnął oczu. Ślepia rozjaśniły mu się radośnie, kiedy przekrzywił nieco łeb, by na moment zanurzyć nozdrza w futrze na szyi partnerki. Powoli przesunął pysk ku górze, by w końcu wyszeptać przy jej uchu frazę, która zdała się niemal bezwiednie wymknąć z jego pyska. "Tak, tak... masz rację", rozbrzmiało czulej niż mógłby przypuszczać, kiedy wciąż nie przerywając kontaktu fizycznego zwrócił łeb ponownie ku ich maleństwu. Tym razem to z jego gardła wydobył się chichot, kiedy poczuł jak ta nieruchomieje pod dotykiem jego palców. Czyżby ją zaskoczył? Nie taki był jego zamiar, ale reakcja samiczki była dla niego na tyle urocza, że postanowił nie odsuwać skrzydła. Zamiast tego począł ją gładzić delikatnie po łebku, odkrywając przy tym, że maleństwo jest zadziwiająco wręcz mięciutkie. I calutkie pokryte pierzem! Tiishoyr mógł tylko przypuszczać w jak piękny pióropusz się ono przekształci, kiedy samiczka nieco podrośnie.
– Że to najwyższa pora – odparł miękko i z pewnym rozbawieniem, kiedy tylko usłyszał wzmiankę o imieniu dla pisklęcia. Tak, powinni jej nadać jakieś miano. Najlepiej równie piękne i urocze, co piszcząca w ich łapach kruszyna – Tun? – zaproponował po chwili, nie odrywając od małej wzroku, jakby sprawdzał czy imię do niej pasuje.
Serenada Poległych
Najważniejsza Łuska




















