A: S: 1| W: 1| Z: 5| M: 1| P: 3| A: 2
U: W,L,Kż,B,A,O,MP,Prs: 1| Śl: 2| Skr: 3
Atuty: Zdrów jak Ryba; Pechowiec; Trudny Cel; Bystrooki; Wszechstronny
Obserwowanie sytuacji z ukrycia dawało mu szansę do bolesnej realizacji w kwestii własnych uczuć. Nie znaczyło to, że je rozumiał – do tego z pewnością droga była jeszcze daleka. Zaczynał jednak dopuszczać do swojej głowy, zwykle uśpione, serce.
Dlaczego on? Nie mieli aż tylu interakcji w życiu, choć musiał przyznać, że każdą uważał za szczególną. On był w jego oczach szczególny. Odróżniał się od innych smoków, przyciągał jego źrenicę jak spadająca gwiazda na nijakim niebie.
Czuł, że pysk pali go, jakby nawdychał się własnego płomienia, albo zjadł z krzewu jedną z tych ostrych, niemal parzących papryczek. Serce nie chciało się uspokoić, niemal jak w trakcie pogoni za zdobyczą i jak wtedy widział też tunelowo – smoki wokół były jedynie poruszającymi się, barwnymi plamami. W ten sposób niestety przegapił całą akcję z jego siostrą, pożerającą wianek Chmielu...
I kiedy zbierał się na odwagę, zbliżając się do drzewa, by odszukać wianek Skowytu – zauważył jak smoczyca o wywernowej sylwetce sięga po jego twór, rozglądając się za właścicielem.
Zdębiał. Mniej gotów chyba być nie mógł!
Przez krótką chwilę przez pysk samca przebiegła panika, cynobrowe ślepia zalśniły białkami, a sam pustynny wyglądał jakby chciał stąd zwiać. Kompletnie uniknąć niezręcznej interakcji. Na bogów, w dodatku była rajską! I to nie jakąś tam lekką domieszką – była pokryta, od zadu, przez skrzydła, po "grzywę" – w pióra.
Pióra, które przypominały mu gniewny pysk ojca nachylonego nad nim.
Pióra skropione krwią, gdy gad leżał pod nim, niezdolny nigdy więcej unieść wzroku, czy łapy na swego syna.
Problemy z tatusiem nabierały u niego mniej zabawnego odcienia.
Trwało to jedynie chwilę. Kilka głębszych wdechów, po których Amon w machinalny sposób zgarnął wszystkie swoje uczucia do kąta, zakładając szczelną maskę. Nie należał do tych, którzy w takich sytuacjach udają obojętnych, zimnych i niewzruszonych. Był gorszym typem gracza, nawet jeśli wciąż nie grał w tą grę bezbłędnie.
– Cz-cześć, wygląda na to, że to mój wianek. – Udał speszonego, żadną mową ciała nie zdradzając swoich prawdziwych intencji. – Cieszę się, że Ci się spodobał. Nawet trochę przypomina Ciebie! – Podniósł nieco wstydliwie opuszczony pysk. Jego ogon rozbujał się miękko, zruszając płatki kwiatów. – Nie chciałbym sprawić Ci przykrości, ale obawiam się, że przyszedłem tu dla kogoś. Podarowanie Ci wianka nie byłoby sprawiedliwe, skoro moje myśli są już z innym. – Wyjaśnił przepraszająco, pochylając głowę nieco w jej stronę, szepcząc ostatnie zdanie i rzucając spojrzeniem w stronę oddalonego od nich samca. W końcu zdradzał jej swój sekret, czyż nie? Może był tylko nieco, nieco zbyt teatralny, nieco zbyt przejęty tym wszystkim. Próbował pokazać całym sobą, jak bardzo, bardzo mu przykro. Jakby lada chwila miał protekcjonalnie objąć ją skrzydłem.
– Nie mniej, fantastycznie było Cię poznać, musimy to kiedyś powtórzyć. – Wyciągnąłby ostrożnie łapę po swój wianek, dając jej wybór, czy chce mu go zwrócić, zatrzymać, podrzeć, zjeść... Było jednak wyczuwalnie niezręcznie. Niezłapnie?
Kiedy odwrócił się, sięgając łapami po namierzony już wianek Skowytu – sztuczna życzliwość opuściła jego pysk, dając ujście uldze. Nigdy nie przyzna się, jak twardo zakopaną ma w sobie niechęć do tej rasy. Nie służyłoby to jego wizerunkowi, a co za tym idzie – przeżyciu na Wolnych.
Krocząc miękko w stronę Hissetha, z jego wielkim, trawiastym wiankiem w pysku, czuł rosnącą w sobie pewność. Pierw wzrok wbity miał w ziemię, krok drętwy, gule w gardle. Bał się spojrzeć, spotkać wzrokiem. Co zobaczy? Rozbawienie, niechęć, czy równie nieszczery uśmiech, jak ten, który zafundował rajskiej? Cieszył się tylko, że jego wybranek był za daleko, by móc ocenić scenkę własnym rozumem.
Kiedy jednak podniósł pysk, nie mógł oderwać od niego oczu. Choć nieco zwolnił, łapy zaczął stawiać bezbłędnie giętko, jakby spotkali się znów na polowaniu. Jedynie tym razem – Łowca kroczył wprost na niego.
– Cześć Hissiu. – Powiedział cicho, łagodnie, ciepło. Szalenie bijące serce było niemal widać przez cienką skórę i niewiele grubsze futro. Źrenice miał rozszerzone, jakby nawąchał się kocimiętki. – Jak czujesz się z tym, bym to ja zatrzymał Twój wianek? – Mimo widocznego stresa, postanowił spytać wprost, gotów znieść każdą odpowiedź. Przynajmniej publicznie, zniósłby każdą dzielnie.
Suruali
Skowyt Wierchów
Licznik słów: 670

Yslsl – Leszy (T3)
S: 1 W: 1| Z: 1| M: 3| P: 1| A: 2
MA, MO, B, Skr, Śl: 1
Zdrów jak ryba: odporność na choroby. Leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół.
Pechowiec: po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu.
Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej
Bystrooki Trzy razy na miesiąc +1 sukces do Percepcji/ponowny rzut w razie porażki testu na Śledzenie.
Wszechstronny: -1 ST do testów umiejętności opierających się na Aparycji i Sile