OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Rairish widząc poczynania Jemiołuszka, dosłownie złapał się za łeb. Jego pysk mimowolnie się otworzył, a ślepia wbiły w lecącą przez przestworza szyszkę. Gdy ta uderzyła w końcu w posąg, Rairish niemal dostał zawału na miejscu. Jego uszy położyły się najniżej w całej historii jego życia, a wzrok latał między Słonecznym a Rashem. Widać było po nim, że ledwo co siedzi w prostej pozycji.Młody lekko się zatoczył, próbując utrzymać się w pionie. Jego ogon groźnie walił o ziemię, jakby miał tam za chwilę wykopać dołek.
— Co… Co wy najlepszego robicie! — wymamrotał, wbijając swoje szpony głębiej w futro na głowie. Mało co brakowało, a biedak pewnie sam by się zadrapał.
— Błagam was, nie możecie tego robić na… Na dworze? Błagam no! Możecie się tam bić i wyrywać sobie kłaki, ale nie tutaj! Przez was wygonią nas ze świątyni i… I nigdy nie pozwolą mi tu wrócić, bo was przyprowadziłem! Na bogów, to najgorsze co może się stać! — mamrotał dalej, ledwo co pozostawiając w jakimkolwiek stopniu poczytalnym.
Hektycznemu udało się na chwilę uspokoić, lecz niestety wszystkie jego starania były na marne, bo widok ożywionego posągu był ostatnim gwoździem do jego trumny. Młodzieniec pochylił głowę, którą nadal trzymał, tym razem jedną łapą. Jego wzrok wbił się ślepo w podłogę, a serce zaczęło znacznie szybciej bić.
— O… O bogowie… Boski osąd przyszedł. — stwierdził, spoglądając na Thahara.
Gdy tylko jego umysł wrócił do jako takiej normy, wężowy zdał sobie sprawę z tego, że Rash dumnie zasłania zarówno jego, jak i Jemiołuszka. Futro aż stanęło mu dęba, gdy usłyszał proste żądanie skierowane prosto w kierunku dorosłego smoka. Rairish instynktownie nadepnął na tylną łapę biednego Ziemistego, przerywając mu cały ten występek.
— To Thahar – bóg łowów. Zachowaj trochę powagi! — syknął w jego kierunku, krytykując jego ignorancję. Nie powinien się w ten sposób zwracać do bóstwa, nawet jeśli nie był smokiem wierzącym. Sam Rairish wolał nie deptać im po odciskach. Może nigdy nie zaznał jeszcze boskiego gniewu, ale wolałby uniknąć go przez całe swoje życie. Nawet jeśli dany bóg nie wyglądał nadzwyczajnie potężnie, to jego moc nadal mogłaby zmiażdżyć z powierzchni ziemi całą ich trójkę.
— Witaj. Bardzo, ale to bardzo przepraszam za moich przyjaciół, naprawdę! Cała nasza grupa nie chciała zrobić niczego złego, jestem w stanie obiecać na samego siebie! — wytłumaczył, wychylając się zza skrzydła północnego.
Jego uwaga jednak nie zapomniała o nieznanej smoczycy. Rairish zdążył zauważyć, że żaden z jego towarzyszy nie rozpoznał samiczki. Ta nie pachniała również jak członek żadnego znanego mu stada. Wszystko to było jego zdaniem podejrzane. Również i wyczucie czasu miałaby zdecydowanie zbyt idealne, aby pojawić się tuż po ożywieniu posągu.
Jego wzrok wbił się w nieznajomą. Jego umysł dzielnie trawił wszystkie informacje, analizował, ją jakby była jakimś obrazem. Gdy padło imię „Bennah”, Rai aż nie mógł powstrzymać przewrócenia swoimi oczyma. Nie był przecież aż tak głupi, aby to wszystko zignorować.
Kątem oka rozejrzał się po Jemiołuszku i Rashu, delikatnym kiwnięciem głowy wskazując na smoczyce, jakby chcąc w ten sposób przekazać im, że ta prawdopodobnie też jest jakimś bóstwem.
Rashediah Najpiękniejsza Łuska




















