A: S: 3| W: 4| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,W,O,MP,MA,Kż,Skr,Śl,Prs: 1| A,MO: 3
Atuty: Regeneracja, Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Mógł przywyknąć już do Sennah jako ukorzenionego w nim bytu ale to wcale nie oznaczało że ją rozumiał. Nie było to jednak wywołane jej enigmatycznością, której bogom, skoro przeżyli tak wiele, niewątpliwie nie brakowało, lecz jego niezdolności wywołanej także perfekcjonizmem, by kogokolwiek ostatecznie sklasyfikować. Nawet gdy jedne wnioski wydawały się sensowne, sama obecność drugich, z jelit wytarganych, podważała wiarygodność poprzednich.
Nie ufał jej słowom, ale rozumiał już, że była z tym oswojona. Byłby wciąż nerwowy wobec jej potencjalnej reakcji, gdyby nie zmęczenie, przez które ledwie utrzymywał się na kończynach. Im dłużej rozmawiał, tym bardziej potrzebował odreagować to snem, byle tylko uciszyć samego siebie i wnioski do których dojdzie.
Przyglądał się kolorowym kwiatom, jak deformuje i wypacza ich oryginalny kształt, żeby istniały na wzór jej upodobań, podtrzymane przy życiu wyłącznie magią, niczym nieumarli.
Odczytał to, choć coś podpowiadało mu że wcale nie to pragnęła mu zasugerować, iż żegna się z nim tak łatwo, bowiem w przeciwieństwie do zerwanych kwiatów, mimo boskiej pomocy wcale nie zakwitł, nie stał się godnym ich reprezentantem.
Oczywiście, było to sprzeczne z tym co powiedział Uessas, czy sam Immanor, ale gdy rozgrzebał myśl głębiej, zauważył iż mimo braku konkretnych prób i poleceń z ich strony, drzewny zawsze chciał pasować w czyjeś ramy. Otrzymanie wolnej łapy wcale nie czyniło go szczęśliwym i choć nie był pewien czy z surowych zasad także nie spróbowałby się wyślizgnąć, z dwojga złego przynajmniej miałby jasny kierunek.
Podsumowując, nawet jeśli wcale nie chcieli, aby w zupełności zmienił swoje barwy, żałował że do tego nie doszło. Żałował że nie użyli go bardziej, do stopnia w którym już nie byłby sobą.
Być może dlatego Mahvran go tak zahipnotyzowała. Nie wydawała mu poleceń, ale była na tyle intrygująca że pragnął się z nią po prostu zsynchronizować. Nie miał jednak dość narzędzi aby to uczynić, toteż zostawił swoją formę obłupaną i niedoskonałą, porzucając pracę nawet nie w połowie, gdyż sama wywerna nawet nie była tym procesem zainteresowana.
Jej odejście wciąż bolało najbardziej. Nieporównywalnie do decyzji, którą podejmował teraz, porzucając długowieczność, dzieci no i Wolne Stada, które kształtowały go przez setki księżyców.
Być może dlatego zapytała.
– Moje własne myśli sugerowały czasem, abym w końcu sam się utopił albo spadł z wysokości. Mam nadzieję, że za nimi też będziesz tęsknić – odparł sucho, bez jadu, jeszcze nim pozwolił sobie w pełni skupić na wywernie. Doceniał, że bogowie nie karali go za myśli, a Sennah, która była im najbliższa, być może zdołała już wyróżnić sort którego on sam nie tolerował. Nigdy nie oswoił się z nimi, nigdy ich tak naprawdę nie spętał, w sposób z którego byłby zadowolony.
Ostatecznie doprowadziły go w miejsce w którym był teraz. Ciężko żeby czuł wyłącznie wdzięczność, za to że je akceptowała. Za to że akceptowała jego, dzierżyciela tych myśli.
– Jeśli młodsza córka zdoła się obudzić... gdyby to było możliwe i jeśli sama nie będzie temu przeciwna po przeczytaniu wiadomości ode mnie, chciałbym aby mogła zaopiekować się Gezim – sprecyzował, spoglądając na ssaka, który obecność bogini, poprzedzoną rozbłyskiem światła, traktowała już niemal jak codzienność. Nie miała w głowie żadnego konceptu boskości, ale efekty z nią związane, po wielokroć obserwowała na placu świątynnym, gdzie fragment energii Sennah także unosił się w powietrzu.
Wiodła za nią wzrokiem, nie mniej odklejona od rzeczywistości co zawsze.
Potem samiec pozwolił sobie na dłuższy wydech i skierowanie myśli na wywernę.
– Nie powinienem. Wiem, że niczego w ten sposób nie osiągnę. Gdybym zdołał, to tylko przez oszukiwanie samego siebie – spuścił wzrok. Mimo wszystko lepiej czuł się mając Sennah tuż przy sobie, faktycznie niczym zwyczajnego smoka. Był tak cholernie zmęczony, że nawet jej status, choć wciąż brał go pod uwagę, nie poruszał go tak bardzo, jak świadomość, że mogła go wysłuchać.
Nie było do jego wypowiedzi żadnego usprawiedliwiającego "ale". Mahvran nie chciała mieć z nim do czynienia. Odeszła od tego co ją gniotło, od traumatycznych wspomnień, których także był częścią. Nie oferował jej nic po drodze, może poza ciałem do wykorzystania.
Pójdzie za nią zapewne "tak po prostu", na przekór argumentom, nie posiadając żadnych w zamian. Być może chciał dać się jej zranić po raz ostatni, żeby zamknąć jej rozdział także poza Wolnymi Stadami.
Pomimo obaw, pokłócić się z nią ten jeden ostatni raz, nawet jeśli mimo żalu który miał do niej, wolałby zostać.
Pokręcił łbem. Jeśli czytała mu w myślach, widziała że to zrobi. Nie potrafiłby tego przyznać na głos, więc liczył, że po prostu będzie wiedzieć.
Potem spojrzał na nią, na jej połyskującą, różową łuskę, potem na pysk i niebieskie ślepia. Czym w rzeczywistości byli bogowie? Czy byli samotni? Czy męczyło ich istnienie? Jeśli nie, dlaczego?
– Żałuję, że nie zdołałem was... ciebie zrozumieć. Chciałem być lojalny, ale nie zdołałem rozgryźć samego siebie żeby zrozumieć na jakich zasadach miałbym siebie oferować, żeby to było szczere.
Teraz jedyne co mi pozostaje – spojrzał znów przed siebie.
– To się w tym stanie zestarzeć. Umrzeć w imieniu niczego. Kojąca myśl, gdybym w pełni potrafił się z nią zgodzić, więc ostatecznie odejdę skłócony z samym sobą
Licznik słów: 826
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
♣ szczęściarz ♣
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces
raz na walkę/polowanie/raz na 2 tygodnie w misji
♣ twardy jak diament ♣
stałe -1 ST do testów na Wytrzymałość
♣ przezorny ♣
+2ST do kontrataków przeciwników
[color=#585858] ♦ [color=#755252] ♦ [color=#B69278] ♦ [color=#C63C3C] ♦ [color=#B88576]