OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Niespodziewane wezwanie? Tak bez planowania i umawiania się? Wiadomość była raczej spokojna, więc opcję zagrożenia odrzucił. Co więc było takiego, w czym mógłby jej pomóc? I to tylko ON?~ Daj mi chwilę. Zaraz będę w drodze. ~ Odpowiedział, zanim zaczął snuć domysły.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że przecież nie miał teraz tyle wolności, co niegdyś. Opiekował się małą Vuur .. choć "opiekował się", to dużo powiedziane. Pisklę było niezwykle zaradne. I niezwykle karne. Nawet trochę zbyt karne, jak na jego standardy. Nie mógł jednak tak po prostu zniknąć bez ostrzegania podopiecznej. Dlatego najpierw ją odszukał i spokojnie wytłumaczył, że przez jakiś czas go nie będzie. Robił to już wcześniej, więc miał nadzieję, że i tym razem kilka godzin jego nieobecności nie wywoła niepokoju w czerwonołuskiej. No i nie to, że zostawiał ją zupełnie samą – miał Gońca. Może ptaszek jej nie obroni, ale chociaż ostrzeże, gdyby działo się coś złego.
Gotowy, opuścił Zamszoną Wyrwę i udał się w stronę Terenów Wspólnych. Droga zajęła mu dłuższą chwilę – wszak pokonać musiał olbrzymi dystans, ale w końcu dotarł w wyznaczone miejsce. Wciąż niepewny (ale pełen przypuszczeń i nadziei), wylądował na łące pełnej kwiecia. Pokorną dostrzegł już z góry, więc teraz tylko podreptał do niej zaciekawiony. Na przywitanie otarł się o nią czule i polizał po pyszczku. Spojrzał na koszyk pełen przysmaków. Na skórę kuroliszka rozłożoną na trawie (jak by wiedział, przyniósł by swoją, z mantikory – była grubsza i byłoby więcej miejsca na.. rozwiązywanie problemów). I oczywiście spojrzał też na czarnołuską piękność, która badała go swoimi niesamowitymi, błękitnymi oczami. Łuki brwiowe same powędrowały mu w niedowierzaniu ku górze.
– Jeśli problem dotyczy otworzenia butelki z winem, to śpieszę z pomocą. – Uśmiechnął się żartobliwie.
Pokorna Łuska
















