A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 3
U: B,Pł,Skr,Prs,MP: 1
Kalectwa: Karłowatość I stopnia: +1 ST do siły, płodność od 30 księżyca
Drzewny uśmiechał się krzywo, nieco głupkowato, jakby nie do końca radził sobie z widownią, która mu towarzyszyła tej nocy. Pokręcił pyskiem na boki.
— Ne, neniuj minacoj, eĉ ne diru tion. —Nie, nie żadnych gróźb, nawet tak nie mów. Zaśmiał się głupkowato, dalej rżnąc idiotę. — Ha... ĉi tiu via likvaĵo, kiu gustas tiel bone al vi, eble mi eraras, sed ĝi mortigas vin de interne, ĉu ne? Ĝi estas veneno en sia plej pura, plej perfida formo! Homoj trinkis ĝin ankaŭ. —Ahh… ta twoja ciecz, która ci tak smakuje, może się mylę, lecz chyba zabija cię od środka, czyż nie? To trucizna w najczystszej, zdradzieckiej postaci! Ludzie też to pili. Dodał, choć wiedział już jak szkodliwe dla smoków bywały takie trunki. — Nekredebla bildigo de memdetruo! —Niesamowity obraz samo destrukcji!
Później skupił się na pieśni, którą zaczął śpiewać pierzasty, bo nie dano mu się wypowiedzieć! Ale czy zaufałby czemuś pierzastemu, co gotuje i śpiewa? Niesamowicie filozoficzne pytanie, na którym skupił się dłużej, niż powinien.
Scaramelith milczał przez sekundę dłużej niż zwykle. Tylko sekundę. Ale wystarczyło, by cień przesunął mu się po pysku. Zaraz jednak zgiął się teatralnie w pół, jakby ktoś go postrzelił prosto w serce z łuku zrobionego z melodii.
— Aaagh! Mi estis ponardita! —Aaaaghh! Zostałem ugodzony! krzyknął dramatycznie, padając z zaangażowaniem na plecy, jakby siła ballady była fizyczna i wyjątkowo śmiertelna. — Pro... sentoj! —Przez... uczucia! uniósł łapę ku niebu, wpatrując się w nie z oddaniem, a potem zerknął ukradkiem, czy jego widownia na pewno patrzy. Oczywiście, że patrzyła. Turlał się przez chwilę po ziemi, aż nagle poderwał się do pozycji siedzącej i klepnął się w czoło.
— Malsaĝa koro! Ĝi ne devis reagi! —Głupie serce! Miało nie reagować! syknął teatralnie, potem jednak rozciągnął usta w zawadiackim uśmiechu. — Sed vi ludis bele, birdeto. Kaj ne zorgu. Mi iam donis al iu mian sveteron. Sed... ĝi ne estis mia. Mi ŝtelis ĝin de Psotka pli frue. Mi ekhavis grandan problemon pro tio. —Ale ładnie grałeś, ptaszku. I nie martw się. Ja też kiedyś dałem komuś swój sweter. Tyle że... nie był mój. Ukradłem go wcześniej Psotce. Miałem z tego powodu ogromne nieprzyjemności. Mruknął, jakby chcąc go pocieszyć, choć wszystko zmyślił. Kojarzył, że może być to jakieś odzienie, ale język smoków dalej był dla niego nie tak biegły jak ludzki. Jednak jedno zrozumiał na pewno. Smok był ogromnie zraniony, tragicznie! I to przez nic głupszego niż miłość.
Miłość, miłość, miłość… cóż za dramat!
Wstał, otrzepał się z pyłu, po czym zbliżył się do towarzysza i z szerokim gestem uniósł łapę, jakby nadawał mu rycerski tytuł.
— De nun mi nomos vin... Kantisto de Rompitaj Koroj! Aŭ Kuiristo de Vunditaj Notoj. Aŭ... ne, mi scias! Tragedie Enamiĝinta! Aŭ... Amo-Trafita, sonas serioze kaj dramece, do ĝi estas perfekta por vi! —Od dziś zwać cię będę… Pieśniarzem Złamanych Serc! Albo Kucharzem Nut Zranionych. Albo… nie, wiem! Tragicznie Zakochany! Ewentualnie... Ugodzony Miłością, brzmi poważnie i dramatycznie, więc idealnie do ciebie! Pokiwał głową z dumą, jakby właśnie naprawdę byli na jakimś ważnym mianowaniu, a on miał ten zaszczyt, być tu, być ważny i nadawać tytułu! Ahh nadawali często sobie takie tytuły wśród cyrkowców! Była to zawsze przednia zabawa. Przystanął na chwilę, stukając się palcem po policzku.
— Aŭ eble Tragic Colorfeathers, sed tio sonas kiel la nomo de nova malbona teatraĵo... —A może Tragiczny Kolorowopióry, ale to brzmi jak nazwa nowej kiepskiej sztuki... I wtedy bez ostrzeżenia zrobił pełen gracji piruet, zakończony przewrotką, jakby chciał zetrzeć ze świata ostatnie nuty melancholii. Precz, precz melancholio! (puszczenie oczka do Melancholijnego Kaprysu)
— Nu, sufiĉe da sentimentaleco! Kiel mia instruisto pri emocioj kutimis diri, "Emocioj estas kiel ĵonglado, aŭ vi balancas ĝin aŭ vi ricevas pugnobaton en la kapo." —Dobra, koniec sentymentów! Jak mawiał mój nauczyciel emocji: „Z uczuciami to jak z żonglerką, albo masz balans, albo dostaniesz w łeb”. roześmiał się sam do siebie. — Kaj vi verŝajne ne havas tiun ekvilibron, birdeto, do vi devas esti pli singarda pri viaj pluaj flirtadoj. —A ty chyba owego balansu nie posiadasz, ptaszyno, więc musisz być bardziej ostrożny z kolejnymi flirtami. Puścił mu oczko zawadiacko. — Kaj nun! Unu plia truko, ĉar se mi ne faros tri hodiaŭ, mia tuta briletaĵo malŝpariĝos. —A teraz! Jeszcze jedna sztuczka, bo jak nie zrobię dziś trzech, to mi się cały brokat zmarnuje zaśmiał się i po chwili wyczarował kwiatka z maddary i mu go podarował. — Bonvolu, kiel konsolon. —Proszę, na pocieszenie. Wyszczerzył ząbki, lecz kiedy samiec wziął kwiat, ten prysnął mu w nos wodą.
Łaknący Przyjemności
Licznik słów: 748