Czekał i się doczekał. Kwarc błysnął jasnym światłem, przenosząc samca na polankę. Był dzień, większość widoku przysłaniała mu jasna mgła, wyznaczająca granice polany, na której odbędzie się cały trening. A polegał on na… Torze przeszkód! Kamienne smoki były rozstawione w pewnych odległościach. Czasem pomiędzy nimi znajdowały się jeszcze dodatkowe przeszkody, czasem byli w parach. Byli wykonani z jasnego, gładkiego kamienia, z wyjątkiem kilku konkretnych miejsc. Vunnud miał po prostu wykonywać po kolei określone zadania. Pierwszego wroga miał po prostu stratować, powalić na ziemię. Rozpędził się więc, nacierając na niego całym swoim ciałem. Kamień rozsypał się w pył, pod ciężarem rozpędzonego cielska. Samiec nie przestawał, bo od następnego przeciwnika rozdzielała do drewniana ściana, którą również musiał rozwalić. Następnego przeciwnika musiał zaatakować swoimi łapami prosto w jego podbrzusze. Cios miał być płynny, więc wężowy tylko stopniowo zwolnił, nim nie znalazł się u celu. Zaatakował. Kolejny skruszony kamień.
Przeciwników było jeszcze trochę, dwóch z nich musiał w jakiś sposób zaatakować na raz, w lewy i prawy bok, jednego z nich rozwalił wstrzykując mu kwas ze swoich kłów kwasowych. Kiedy znalazł się na mecie, światło błysnęło, a on… Miał dokładnie ten sam tor do pokonania! Znowu zaczął od szarży, tylko… Tym razem przeciwnik się poruszył! Unik był powolny i niezdarny, ale zmusił Vunnuda do pewnego skorygowania swojej szarży. Każdy następny przeciwnik również próbował uniknąć nadciągającego ataku, równie wolno i niezdarnie.
Każdy kolejny błysk tylko utrudniał mu pokonanie toru, przeciwnicy byli coraz szybsi, a jeden z nich nawet zaczął kontratakować Vunnuda, przyozdabiając go ranami. Ale wciąż stał na łapach!
Ciężko było zliczyć, ile razy musiał to wszystko powtarzać, a kiedy tylko coś mu nie wychodziło, cóż, powtarzał od nowa. Czy to chybił swoją szarżą, czy to padł od ran, a może przez długi czas nie był w stanie trafić swojego przeciwnika. W końcu, na nowo znalazł się przed Kwarcami, w nieco innej pozycji, niż zaczynał. Nie był już pochylony, a stał dokładnie tak, jak stał w momencie oślepienia. Zapłata zniknęła i próżno było mu jej szukać. Rany w zasadzie też, jedyne co świadczyło o odbytym treningu, to ból mięśni i ból po wyleczonych już ranach. Złudzenie, jakby odbył ten trening w rzeczywistości…
Zwichrzona Łuska
– tygrysie oko, turkus, cytryn
– 12/4 mięsa
+ Atak III
Licznik słów: 370
Jeśli Ci się spieszy z zaakceptowaniem czegoś, coś jest niejasne, chcesz coś konkretnego na Kwarcu dla fabuły albo błąd został przeze mnie gdzieś popełniony – proszę napisz forumowe PW. Staram się wchodzić chociaż 1 raz dziennie
