OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Vaelin zwyczajnie wypuścił jednorożca na tereny wspólne i powoli podróżował za nim. Taushet nie biegał sam poza obozem, który był mocno oparty o teren skalisty, a tam jednorożec nie czuł się najlepiej. Naturalnie więc zabierał go na wycieczki i tym razem udali się przez równinę, aż na tereny wspólne gdzie kompan już całkowicie swobodnie mógł biegać bo na tych terenach czuły się bezpiecznie tylko bardzo nieduże i niegroźne ptaki i oczywiście smoki.A więc lądujący smok nawiedził karego jednorożca, który zarżał i przebiegł się dookoła drzewa, a potem zwrócił do smoka, który dopiero się zbliżał, a kawałek miał do przebycia. Parł jednak przed siebie, a jednorożec pobiegł dalej przed siebie. W końcu też dotarł pod drzewo i zmierzył kałdun drugiego smoka. Pozornie był niemniejszy od niego, ale strasznie spasiony. Czarodziej jak nic... Nawet piastuni się tak raczej nie zapuszczali jak ten tutaj... a może to po prostu futro?
Vaelin jeszcze przez chwilę przyglądał się, a potem kiwnął łbem na znak powitania. Wypadało się przedstawić jak się kogoś nachodzi, prawda?
Podniósł więc łapę, wskazał na siebie, potem tą samą łapą pokazał jednego paliczka- Słowo...– dodał spokojnym, nieco znudzonym tonem. Jego imię było tak proste do załapania, a on i tak czuł się dziwnie kiedy tak się przedstawiał. Oddawało jedna kwintesencje jego życia.
Łaknący Przyjemności















