OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
A jeśli i jego czas mógł się skończyć...?Ćmienie poruszała się na trzech łapach. Chodzenie na czwartej sprawiało ból. Rozciągało potężną, wewnętrzną bliznę. Ból sprawił, że łapa przestała być używana. Nawet pół naturalne wygojenie rany nie zapewniało chodzenia. Tak jak czuła ból po tym jak się ocknęła, tak przez cały czas czuła ból podczas chodzenia. Aż łapa była używana coraz mniej i mniej. W końcu zesztywniała. Już wcześniej niewiele było w tej łapie czucia, po tej ranie. Kiedy uzdrowicielka wykorzystała łapę do uratowania życia czarodziejki. Teraz zanikały mięśnie. Wyglądało na to, że przyzwyczaiła się do tego stanu rzeczy podkulając zbędny kikut, jak myślała o owej łapie. Ale tak też myślała o skrzydłach zbyt małych by unieść byka jakim była. W locie była ciężka i szybko opadała męcząc się. A teraz tym bardziej latać się jej odechciewało.
Przystanęła przed grotą. Nie czuła nic. Jej umysł zamknięty był w grubej skorupie jak płód w jaju. Odcięty. Okres prób zaaklimatyzowania się, zdobycia przyjaciół minął. Zamknęła się w sobie tak bardzo, że sama nie umiała otworzyć się przed sobą. Dostrzegła obok Lunarnego. Spojrzała jednak w kierunku wejścia do groty kamiennym spojrzeniem. Na pysku nie miała żadnej emocji. Najprawdopodobniej jak będzie stara nie będzie miała zmarszczek wokół oczu i przy pysku.
– Ateralu? – Zapytała cichym głosem. Najwyraźniej stwierdziła, że bóg wie o jej obecności. Pozostało jeszcze pytanie, czy dopuści ją do siebie, czy też nie. Miała do niego tylko jedno pytanie, na które odpowiedź chciała poznać wiele księżycy temu. Czemu teraz chciała o to zapytać, nie wiedziała.