A: S: 2| W: 3| Z: 5| M: 1| P: 4| A: 3
U: L,Pł,W,MA,MP,Kż,Skr,Prs: 1| B,A,Śl: 2| O:3
Atuty: Okaz zdrowia; Empatia; Twardy jak diament; Pierwotny odruch; Wybraniec bogów
Od dłuższego czasu nie leciał. Spokojnie spacerował, poruszając się na wszystkich sześciu kończynach, z łbem wpatrzonym w niebo. To tu poznał Hipnotyzującą. Przed oczami migały mu ich roztańczone powietrzem sylwetki, które poznawały swoją wzajemną miłość w locie. Uśmiechnął się sennie i przystanął, wpatrując się w strumień. Był wczesny wieczór, a mimo to jego powierzchnia lekko oślepiała, tak, że samiec mrużył swoje złociste ślepia. Zrelaksowany po niedawnych miłostkach ze swą partnerką przysiadł na zadzie, kontrolując oddech i wyciszając umysł. Czas na naukę. Dawno już nie szlifował swych umiejętności, zwłaszcza tych związanych z magią. Mijał czas, a on nie używał jej od dawna. Mimo to nie czuł niechęci. W zasadzie to nie czuł nic, po za spokojem.
Przywołał obraz-źródło, zagrzebany gdzieś w zakamarkach jego pamięci. Znów zobaczył swoje łuskowate, chude jeszcze ramie, żuka delikatnie opadającego na ziemię i swego ojca, gdy ich stosunki były jeszcze normalne. Wątły, lekko smutny uśmiech wpełzł na jego wargi. "Nie, nie czas na to.." mruknął, pilnując, by obraz zatrzymał swą ostrość. Pozwolił, by radość i czystość tej wizji uwolniła jego maddarę. Czuł pulsowanie energii w żyłach, przepływającej przez jego cielsko z każdym spokojnym oddechem. Otworzył oczy, czując, że jest gotów. Jego źrenice znów spoczęły na Strumieniu, więc to właśnie na nim oparł swój twór. Samiec wyobraził sobie, jak od leniwie płynącej rzeki oddziela się niewielka kula wody, średnicy smoczego szponu. Woda pięknie odbijała i załamywała światło, które ślizgało się po jej drgającej powierzchni i zatapiało w głębi. Chybotliwa kula uniosła się zaledwie kawałek nad taflą swej matki, by zmienić płynnie kształt, najpierw lekko wirując, a już chwilę potem rozpościerając drobne skrzydełka. Maleńki, przeźroczy smok zatoczył krąg. Chłód pilnował, by jego wizja nie zatraciła na anatomii, ani nie zapomniała o grawitacji. Każdy ruch jej skrzydeł był celowy, każda zataczana spirala przemyślana, tak, by z niczym się nie zderzyć. Samiec pilnował wyobrażenia, które już chwilę wcześniej wcieliło się w życie i teraz naprawdę tańczyło przed nim w powietrzu. Utrzymując jedną postać, zaczął kreować w głowię drugą, wysilając swą nieprzystosowaną łepetynę do zdwojonego wysiłku.
Drugiemu smokowi nadał nieco ciemniejszą barwę, jak gdyby do wody ktoś dodał barwnik. Postać była masywniejsza i nieco większa od pierwszej, poruszała się też wolniej i pewniej. Wcielił twór w życie, spokojnymi ślepiami obserwując, jak pierwsza postać delikatnie okrąża nową, wiszącą w powietrzu jak wielki, niebieski nietoperz. Wiszącą w powietrzu jak.. On sam zwykle. Zgodnie z poleceniami jego wyobraźni dwie postacie wzleciały w górę, ponad jego rogi, po czym opadły, pikując w dół i okrążając się nawzajem. Pląsały jeszcze chwilę, po czym nagle obie opadły jak bezwładne kukły do rzeki. Po miniaturowym Pożeraczu pozostała tylko niebieska plama, szybko ulatniająca się w nurcie rzeki. Po Tehanu nie pozostało nic, jedynie radosne wspomnienie. Odetchnął głośno. Nie miał w tym wprawy, nie był też do tego stworzony.. Może dlatego mimo sukcesu sztuczki szybko go męczyły.
Postanowił spróbować już tylko jednego.
Uniósł muskularne przedramię przedniej łapy, zamykając szpony w pięść. W głowie przywołał obraz orła, jakiego kiedyś obserwował za barierą. Stworzenie było potężne, należało do największych ptaków, jakie kiedykolwiek obserwował. Choć przy jego masywnej sylwetce nie byłoby aż tak okazałe, to jednak potrafiło zrobić wrażenie. Na oko miała około 10 szponów od ogona do dzioba, i tak z pół ogona rozpiętości skrzydeł. Charakterystyczne, srebrzyste piórka na głowie tworzyły kołnierz okalający twarz, a kilka dłuższych piór układało się z tyłu, tworząc czub. Dziób był mocny, lecz delikatnie zbudowany, ciemnoszary i haczykowaty. Oczy brązowe. Pióra na szyi i karku stawały się ciemniejsze, tak, by na grzbiecie przejść niemal w czerń. Biały brzuch, z nielicznymi paskami na kilku piórkach, bardzo mocno zbudowane łapy, o szponach większych niż dłonie dwunogów. Wierzch dużych, szerokich skrzydeł także był zdecydowanie ciemniejszy od ich wewnętrznej strony, całej wyrysowanej w ciemne paski. On był długi i szeroki, doskonale korygujący lot i także pokryty nieco szerszymi paskami..
Otworzył oczy dopiero, gdy ciężar spoczywający na ramieniu przekonał go, że dokładne wyobrażenie tworu było skuteczne. Drapieżnik zmierzył go bystrym spojrzeniem oczu o okrągłych źrenicach i zakwiczał wysokim tonem, poruszając przy tym lekko skrzydłami. Pysk samca skrzywił się w uśmiechu, gdy wielkie pazury wbiły mu się miedzy łuski. Twór nie był idealny. Magia Wojownika była słaba i może właśnie dlatego po chwili harpia po prostu zniknęła, zostawiając go wykończonego, lecz zadowolonego. Jeśli nauczyciel go wspomoże, ten właśnie orzeł może stać się jego towarzyszem na resztę żywota.
Zwinął się w kłębek i zasnął.
Dodano: 2015-06-26, 15:36[/i] ]
Samca obudził głód. A skoro już ćwiczył władanie maddarą.. Skupiając się, utworzył mentalnie drogę prowadzącą do Obozu Ognia, zdając się podróżować niematerialnie. Gdy ujrzał miejsce, w którym zagrzebał mięso, wyobraził sobie jak to się unosi i wędruje do niego. Wcielił życzenie w życie i już przed chwilą miał żarcie przed sobą. Uśmiechnął się kwaśno. Z mięsiwa wygrzebywały sie muchy, chcące umknac jego paszczy. Nie pachniało juz tak pięknie. Szybko i bez ceregieli pożarł wszystko, napełniając swój żołądek i.. Znów zapadając w sen.
Licznik słów: 805