Najspokojniejsze miejsce w całej krainie. Młode drzewka dają schronienie przed słońcem, ale tez przed deszczem. Gdzieniegdzie niewielkie polany, na których można posiedzieć i porozmawiać. W Szklistym Zagajniku można poczuć się jak w domu...
Kravsax spojrzał w górę i napotkał na swoim wzroku nowego smoka. Niezbyt dostojnie przyczepił się do gałęzi po czym otrząsnął się z liści.
Smoczek stanął na tylnych łapkach by lepiej się przyjrzeć przybyszowi; jednak nie zainteresował go zbytnio i zechciał powrócić do rozmowy ze swoim nowym przyjacielem. Ale nie zostawi tak obcego smoka na drzewie, spytał się więc: -Ktio to, jeśt? – Machnął łapką pokazując przybyłego.
Zamruczała gardłowo mierząc niewyrośnięte pisklę ciekawskim spojrzeniem... Zwęziła powieki i powarkując delikatnie ruszyła w jego stronę. Krok smoczycy był wolny i dostojny, można powiedzieć że lekko ociężały, było w nim też coś drapieżnie niepokojącego, co u bezbronnego podlotka mogło wywołać ciarki na grzebcie. Zatrzymała się na przeciw niego i wyciągając łeb na długiej szyi poczęła go obwąchiwać, bez pardonu, popychając smoczątko nosem do tyłu. Gdy skończyła uderzyła nadgarstkami skrzydeł o ziemię a łeb dumnie wyprostowała jak gdyby nigdy nic... Rozdwojony jęzor przesunął się z wolna po wargach smoczycy. – Gdzie Twoi rodzice Cieniu? – Wymruczała kątem oka zerkając na Tygrysiego.
-Nie mam rodziciów. – Pisnął Kravsax.
Podczas obwąchiwania, zaczął śmiesznie machać przed sobą łapkami, gdyż podmuchy powietrza wywołane wąchaniem, gilgotały go całego. Odsunął się trochę i rozłożył skrzydełka. Sprawiał w ten sposób wrażenie większego. Długim ogonem trzasnął w powietrzu i wspiął się zwinnie na pobliskie drzewo. Wbijał szpon za szponem zostawiając głębokie ślady w korze. Gdy przebił się do korony, wyszukał sobie odpowiednie miejsce, w którym stykała się masa gałęzi. Zanim podszedł do tego miejsca zwolnił i nie wbijał, aż tak pazurów; nie chciał zostawiać śladów.
Doszedłszy do upragnionego miejsca, pozrywał okoliczne gałęzie z liśćmi by przykryć nimi kryjówkę. Robił to wystarczająco szybko by nikt nie zobaczył gdzież to on się chował. Poślinił także masę liści i zrzucił na siebie; stworzyły dobry kamuflaż a do tego zakryły błyszczącą linię na grzbiecie. Trwał tak aż któryś z nich spróbuje go odnaleźć. I tym razem ani atak z powietrza ani nic innego go nie zaskoczy tak nagle jak pierwszy z przybyłych. A wtedy on: wystraszy ich! Począł zacierać łapki na samą myśl o tym że wyskoczy tak nagle i znikąd na któregoś z nich.
Zobaczyłem szybko lądującą smoczyce. Dopiero po chwili sie zorientowałem że to moja stara znajoma.
–Ra!! – pobiegłem do samicy i ją mocno przytuliłem – Podrosłaś trochę. – powiedziałem słodziutko. Zacząłem się rozglądać za nowym cienistym towarzyszem
–Nie widziałaś może gdzie ren brzdąc się zawieruszył?
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by smok nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens ~EQ: Jedzenie: – Mięso: 3/4
– Owoce 0/4 Inne: – Brak Mechaniczne: – Brązowy żeton (kolędy )
// sorki chłopaki, ale moja fabuła sama się nie dokończy xD uznajmy, że jesteśmy gdzieś daleko od siebie, dobrze? wiem, że to moja wina, że dawno nie odpisywałem ale no... wybaczcie.
– To wspaniale. Jakie jest twoje nowe imię, siostrzyczko? –Zapytał się jej po chwili z zaciekawieniem. Cały czas nie mógł opanować ogromnej radości z powodu ponownego widoku jego drugiej matki. Tak, drugiej matki. Wciąż pamięta to, jak Hipnotyzująca opiekowała się nim i bawiła się razem z nim w "stary krasnolud śpi". To chyba była najbardziej niezapomniana chwila w jego życiu, jednak niestety razem z tym wspomnieniem przypomniało mu się coś gorszego. – Ehh... Brak mi Ariii i Cirrusa... Ciekawe, jak by świat wyglądał, gdyby nie umarli... Pamiętam dobrze czyjąś ceremonię, na której byliśmy poraz pierwszy. Kaszmir bawił się z Cirrusem... I jeszcze ta ucieczka Arii... Niezbyt dobrze już nawet pamiętam ich wygląd... To trochę... smutne. – Dowlókł jakoś tą wypowiedź do końca bez uronienia żadnej łzy. Szkoda, że już czasy pisklęce minęły...
– Wlazł na drzewo. – Mruknęła bez przekonania. W prawdzie Kravsax, jako podlotek był całkiem szybki i zwinny, ale... Chyba trzeba by być ślepcem by, nie spostrzec tego co przed chwilą zrobił pisklak, prawda? Wzniosła łeb ku koronom drzew chcąc dokładnie zlokalizować położenie Cienistego.
Popatrzyłem na nią z uśmiechem, następnie popatrzyłem na drzewo.
–Gdzies ty się skitrał pisklaku? – pobiegłem w stronę drzewa i wbiegłem na niego, a raczej się wspiąłem. Na drzewie szukałem chwilę malca i go znałem. Siedział na gałęzi. Chyliłem smarkacza i zleciałem na dół
–Ładnie to tak uciekać smarkaczu? – powiedziałem to z lekkim wyrzutem i zacząłem go łaskotać ile sił w łapkach
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by smok nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens ~EQ: Jedzenie: – Mięso: 3/4
– Owoce 0/4 Inne: – Brak Mechaniczne: – Brązowy żeton (kolędy )
Samczyk zaczął piszczeć pod wpływem gilgotek. Próbował się bronić ale to nic nie dawało. W końcu rzucił się złą rączkę co go tak męczyła i ugryzł. Po czym szybko oddalił się od tego złego smoka, warcząc. Przysiadł na ziemi i patrzył na reakcję pozostałych. Wydał jeszcze serię krótkich pisków i tak pozostał w tej pozycji.
Jego ogon, oczywiście za długi, opadł obok niego. Ten spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem. Przekręcił łepek, a z tym ruchem powiał wiatr przez co wydawało się że jego ogon sam się rusza. Zaczął wiec, się za nim uganiać. Już go prawie miał, już zaraz go ugryzie...
Obserwowała to wszystko w pozornie obojętnym milczeniu, choć uważny obserwator mógłby dojrzeć na jej pysku cień delikatnego uśmiechu. Zabawa pisklaka w ganianie za własnym ogonem przypominała jej własną, beztroską młodość u boku siostry i rodziców. Odetchnęła głęboko, psim gestem otrzepała się z pyłu, po czym podeszła do jednego z drzew. Pociągnęła się na zadnich łapach, przednie zaś opierając o szorstką korę, wbiła w nią szpony i pociągnęła nimi w dół, znacząc macierz drzewa kilkoma, długimi na pół metra sznytami. Mruknęła delikatnie, a gdy skończyła opadła szponami na ziemię i mlasnęła od niechcenia.
–Możesz mi od teraz mówić jaśnie panie, Nadciągająca Wichuro.– zaśmiała się do wtóru z bratem. –Myślę, że imię mi pasuje. Zawszę robię zadymę gdziekolwiek się nie udam.– powiedziała wesoło, całkowicie zapominając, że kiedykolwiek doskwierały jej jakieś troski. Przy Oczywistym czuła się tak błogo, byliby doskonałą parą kompanów. Ona także zawsze uważała się za prawną opiekunkę Oczka i jego brata, a także wielu innych piskląt, które przyszło jej wychować. Wprawdzie miała swoje córki, ale jedną, tą ukochaną straciła, a druga no... Nie miała z Rahvik dobrych relacji. Nie mogła temu zaprzeczyć. I choć chciałaby mieć więcej piskląt, chyba nigdy nie byłaby z nimi tak związana jak z dziećmi z Życia. Wychowując je sama była jeszcze bardzo młoda i to chyba była wynikiem tego, że maluchy tak do niej lgnęły. To i fakt, że kto musiał zastąpić im matkę. Z poważną miną usłuchała zwierzeń brata. –Myślę, że nie ma co tego roztrwaniać. Najwyraźniej tak musiało być. W sumie cieszę się, że odeszli tak młodo, choć wolałabym żeby jeszcze żyli. Ale skoro to było nieuniknione to dobrze, że nie zdążyliśmy ich poznać bardziej. Wtedy żal za nimi byłby jeszcze silniejszy.– westchnęła, gdyż przez moment znowu przypomniały jej się żałoba, którą kryła i wdzięczny pyszczek Lewitacji. Nie. Na potkaniu z bratem chciała być szczęśliwa i musiała czym innym zająć myśli. –Myślę, że świat byłby z nimi bogatszy. Ale porozmawiajmy o czymś innym. Kiedy wreszcie dostaniesz rangę urwisie? A i masz na oku jakąś pannę? Chyba najwyższa pora założyć rodzinę. No chyba, że jak mój teść masz zamiar zostać starym kawalerem.
Patrzyłem na pisklaka, który miał nie zły ubaw. No przypominał mnie trochę w jego wieku.
Usiadłem obok ra i oparłem się o drzewo
–Przypomina nas trochę. Prawda? – posłałem samiczce miły i słodki uśmiech – wspomnienia wracają?
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by smok nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens ~EQ: Jedzenie: – Mięso: 3/4
– Owoce 0/4 Inne: – Brak Mechaniczne: – Brązowy żeton (kolędy )
Ogon złapany. Dziwne, ale poczuł ból w ugryzieniu. Przestał szybko i przyjrzał się reszcie. Wzdychnął. Strasznie mu się nudziło. Myślał. Tyle smoków, może one coś poradzą. Przypomniał sobie że dawno nic nowego nie poznał, więc może spróbuje. Chrząknął znacząco i przemówił:
–Nauczycie mnie czegoś...? Strasznie mi się nudzi. – Po czym zrobił smutną minkę. Złożył skrzydła, łapy przy sobie i czekał aż ktoś zareaguje. Chciał zabić nudę. Zabić...
Popatrzyłem na pisklaka potem na Ra. Wygląda na to że sobie usnęła. Słodko, zbyt slodko wyglądała aby ją budzić. Liznąłem ją czółko i wstałem kierując sie w stronę cienistego pisklaka.
–Latać umiesz pisklaku? – zapytałem niewinnym głosem patrząc mu na pysk. Przeciągiem się i czekałem na odpowiedz
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by smok nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens ~EQ: Jedzenie: – Mięso: 3/4
– Owoce 0/4 Inne: – Brak Mechaniczne: – Brązowy żeton (kolędy )
–Nie, jeszcze nie. – Zamyślił się – Możesz mnie nauczyć latać?
Zerknął na stojącego, a obecnie śpiącego smoka. Prychnął cicho. Śmiesznie to wygladalo. Wrócił spojrzeniem na Shiro. Kravsax'owe oczy błyszczały z podniecenia. Spytał:
–Zaczynamy...?
Nieźle sie palił do nauki i dobrze. Na moim pysku pojawił sie uśmiech
–Stań w lekkim rozkroku, ugnij lekko łapki , głowę i ogon ustaw w jednej prostej linii, rozstaw skrzydła i zacznij nimi machać do póty ci nie powiem że masz przestać. Pamiętaj skrzydła maja machać w miarę szybko – wydałem mu proste polecenie i czekałem patrząc jak je wykonuje.
Katem oka widziałem śpiącą adeptke ognia. Słodko i śmiesznie wyglądała. Brakowało tylko poduszki
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy, której by smok nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens ~EQ: Jedzenie: – Mięso: 3/4
– Owoce 0/4 Inne: – Brak Mechaniczne: – Brązowy żeton (kolędy )
//Ja się uczę latać też u Heulyn więc możesz mnie nauczyć lotu II, zależy kto mnie pierwszy doprowadzi do lotu xD//
Rozstawił łapy i lekko ugiął. Łeb powędrował razem ze złotą linią grzbietu stanowiąc idealną, prostą. Kravsax rozłożył skrzydła. Przeciął nimi pod kątem w górę powietrze i spuścił w dół silnym ruchem. Następnie znów je uniósł. Powtarzał tę sekcję; przecinał powietrze, zagarniał i w kółko. Przy każdym ruchu delikatnie podnosił się od ziemi. Podobało mu się to.