A: S: 1| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 2| A: 2
nie mając żadnych większych planów ani zajęć na najbliższy czas, Króliczynka postanowiła wziąć się trochę za siebie. Może nie mogła wciąż znaleźć kogoś, kto nauczył by ją pozostałych ważnych dla smoka umiejętności, ale czemu miała by nie rozwijać tych, które już posiada?
W tym celu, wybrała się na krótki spacer. Oczywiście gdyby właśnie do samego spacerowania się ograniczyła, nie było by w tym żadnego treningu, warto więc dodać, że cały ten czas, zamierzała pozostać w biegu.
Doskonale pamiętając nauki Głosu, ustawiła się w stosownej pozycji. Łapy ugięła nieco i rozstawiła tak, by jak najwygodniej byłoby się jej z nich wybić. Skrzydełka, wciąż niezbyt duże, ale wystarczające by przeszkadzać w nabieraniu prędkości, przycisnęła do ciała. Tym razem jednak nie robiła tego na siłę. Pamiętała jeszcze, jak po powrocie ze szkolenia bolały ją skrzydła, gdy wyjątkowo mocno wzięła do siebie instrukcje nauczyciela, by trzymać je blisko ciała. Potem były bardzo odrętwiałe. Kiedy więc przygotowywała się do tej wycieczki, złożyła je po prostu tak, by były jak najbliżej niej. Uniosła nieco ogon, aby zrównać go z kręgosłupem. Głowę opuszczała tuż przed startem, gdyż była to czynność, którą najłatwiej i najszybciej mogła wykonać (a że była perfekcjonistką, to uprzednio własnym wzrokiem skontrolować musiała, czy całe ciało ułożyło się jak należy).
Przed startem wzięła jeszcze kilka wdechów i wydechów, a potem odbiła się wszystkimi łapami równocześnie i ruszyła przed siebie.
Łąka była duża, jak na jej rozmiary, więc mogła pozwolić sobie, by z początku jej bieg był zwykłym pomykaniem naprzód, gdzie trenowana była jedynie kondycja. I w sumie na tym zależało najbardziej Królisi, gdyż póki co nie potrzebowała jeszcze wykorzystywać swych umiejętności w praktyce, zaś rozczarowana była tym, jak szybko jej ciało męczyło się przy treningu z Głosem.
Teraz nie było inaczej. Chociaż może udało jej się pokonać odległość nawet trochę większą niż ostatnio, nim dopadło ją zmęczenie kończyn, zdarzyło się to równie nieuchronnie co ostatnio. Najpierw czuła jedynie lekkie osłabienie u samej podstawy, w stopach. Potem zmęczenie zdawało się mknąć w górę, jakby chciało strawić całe jej ciało.
Zatrzymała się czując, że za chwilę przejdzie ono w ból. Dyszała lekko. Była zła i trochę zdołowana. Znów czuła się najgorsza ze wszystkich. Siedząc i dumając, powoli odpoczywała. Dreptając po łące i wdychając zapach kwiatów, dawała odpocząć swoim łapom, płucom i uspokajała oddech. Wraz z siłami, wrócił jej dobry humor. Otrząsnęła z siebie złe myśli i postanowiła podjąć się kolejnej próby.
Ustawianie pozycji do biegu zajęło jej teraz znacznie mniej czasu, jakby przywiązywała do niego znacznie mniejszą wagę. W bieganiu przecież chodziło o zabawę, poczucie wolności i wiatru, który mierzwi futerko. Po co wyrzucać z siebie wszelkie siły, skoro można zużyć ich trochę, odpocząć i wrócić do zabawy? W ten oto sposób nieświadomie zbliżała się do kolejnego kamienia milowego. Precyzja bowiem, z jaką ustawiała się do startu, nie była aż tak konieczna. Jej skrzydła przyłożone do ciała nie stawiały oporu, przeszkadzającego w nabieraniu prędkości, jej ogon i głowa niemal samodzielnie ustawiały się w odpowiedni sposób, a łapy, z których wybijała się niczym maratończyk, same niemal wiedziały już z jakiej pozycji najwygodniej im wyruszyć.
Króliczynka biegła więc znów, a trawa uciekała spod jej małych łapek. Gdy w ten sposób dobiegła kresu polany, zwalniała i skręcała delikatnie, by teraz biec wzdłuż jej krawędzi. Nie musiała już nawet sterować ogonem, ten płynnie wyginał się sam, dostosowywując się do skrętu. Nie było w tym nic w sumie dziwnego – był to przecież zakręt łagodny. Naukę wykonywania szybkich zwrotów planowała na inny dzień.
Kiedy czuła, że bierze ją zmęczenie, zwalniała i spokojnym spacerkiem przechadzała się po polance. Gdy jednak czuła, że siły do niej wracają, znów ruszała niezbyt szybkim biegiem, po każdym przystanku zmieniając kierunek ronda, jakie robiła wokół polanki.
W pewnym momencie męczyła się juz coraz szybciej i nawet przystanki nie pomagały. Zrozumiała wówczas, że jej ciało po prostu mówi już nie i prosi o dłuższy odpoczynek. Jej łapki też powoli zaczynały boleć, mimo wytchnienia, jaki co jakiś czas im dawała.
Wówczas to, spokojnym już tempem, wróciła do jaskini swych rodziców.
Licznik słów: 661