A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 2| P: 1| A: 1
U: MA,MO,Pł: 1| M,MP,W: 2| B,S,Skr,L,Śl,O,A: 3
Atuty: Zwinny; Oporny magik
– Czerwone Książątko – nie poddawała się Jesień, choć rzeczywiście doświadczenie miała prawie tak marne, jak marną była matką. Historia wlokła się powoli, tak samo dla Alyssy, jak i dla Jesień. W zasadzie uzdrowicielka także czuła pewne emocje z tym związane. Jakby jej mózg wyskoczył z jej głowy i opowiadał im obu te dramatyczną bajkę, której zakończenia nie znały. Choć Jesień znała prawdę o życiu, a prawda była taka, że księżniczka nie żyje, to opowieść musiała skończyć dobrze, i chyba najwięcej emocji związanych było z tym, by jednak prawda okazała się złudzeniem.
– Był bardzo znudzony pokojowym życiem. Pewnego dnia usłyszał legendę o smoczej księżniczce i zapragnął powędrować na północ, by znaleźć ponure stado z ponurym smoczym królem, i rozwiązać jego problem.
Pewnego dnia, o wschodzie słońca tak właśnie uczynił. Wędrował sam przez siedem gór, siedem lasów, siedem rzek i siedem równin – mówiła monotonnie, dając sobie czas na zmyślenie, co stanie się dalej. – Aż w końcu dotarł do miejsca, w którym wyczuł smak smoków. Ziemia nie była tu przyjazna, drzewa rosły ciasno, a darń tworzyło coś w rodzaju muru. Książątko nie ustępował jednak i brnął przed siebie, do centrum owego zapachu.
W końcu spotkał smoki ponurego stada. Opowieści nie kłamały. Byli to bardzo smutni i srodzy wartownicy, którzy stanęli mu na drodze, a potem zaprowadzili go do swojego króla. Milczeli przy tym, jak grób. Ale Czerwone Książątko pozostawał wesoły. Głównie dlatego, że dotarł do celu.
Smoczy król okazał się najbardziej zgorzkniałym ze wszystkich smoków. Był tak zgorzkniały, że nawet motyle traciły przy nim sens swego krótkiego życia. Był też bardzo stary, brudny i śmierdzący, jakby nie mył się od wieków. Gdy podszedł do Książątka przeszył go takim wzrokiem, że na jego miejscu zrzuciłabym się ze skały. Ale Czerwone Książątko dał sobie radę i z tym wyrazem złego humoru i z uśmiechem oznajmił smoczemu królowi, że przyszedł, aby wydobyć jego córkę z rzeki.
Smoczemu królowi zrzedła mina. Całą noc i kolejny dzień próbował zbrzydzić przybyszowi to przedsięwzięcie. Ale mu się nie udało. W końcu zrezygnowany kazał go zaprowadzić na brzeg Bystrej Rzeki i pozwolić mu się zabić, choćby z tym uśmiechem na ustach.
Poszli więc nad rzekę, której okolica zdziczała, a Czerwone Książątko bez odrobiny smutku wskoczyła do mknącego nurtu. Pilnujące go smoki czekały chwilę, ale szybko stwierdziły, że to koniec przybysza i wróciły do domu.
Tymczasem nasz bohater wziąwszy w paszczę najwięcej powietrza, ile był w stanie, płynął w dół, i w dół, aż w końcu coś chwyciło go za łapę i samo zaciągnęło go na dno. Czerwone Książątko wypuścił radośnie kilka bąbelków. Mknął w dół, i w dół, a woda stawała się coraz mroczniejsza i bardziej pusta. Lecz choć miał coraz mniej powietrza, wciąż nie tracił nadziei.
I wtem!
Licznik słów: 452