A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Im więcej szczegółów zauważał, tym pod większą impresją tej samicy zaczynał się znajdować. Jej skrzydła, w tak nietypowy sposób łączyły się z resztą ciała. Była niczym ogromny, nocny motyl, ozdobiony refleksami księżyca. Ale jeszcze bardziej malownicza i o stokroć dziksza, choć jednocześnie tak marginalna i zagubiona w tej plątaninie ozdób znaczących jej ciało – żywe dzieło sztuki, misternie wyrzeźbione w organicznej materii, która o dziwo sprawdzała się perfekcyjnie jako nośnik tego całego, artystycznego przekazu. Tak obca, tak świeża. Serce w nim drgnęło w ten dziwny, niepowtarzalny sposób, nad którym wcale nie ma się kontroli i następuje często w najmniej spodziewanym momencie. Lub przy osobach, przy których niekoniecznie chcielibyśmy go uświadczyć. A czy Kaszmir chciał? W końcu, to tylko kilkadziesiąt sekund znajomości i jedno drgnienie ciała, z którym mógł zrobić co mu się podobało. Zignorować, lub zapaść się w nim, dając się ponieść pięknemu, symplicystycznemu prymitywizmowi swoich myśli i reakcji.
Kilkadziesiąt sekund, ale za to jak intensywnych. Im wyżej było się nad ziemią, tym wyraźniejsze stawały się wszystkie bodźce. Smak, zapach, widok. Kolory były jakby ostrzejsze, w czystszym, rzadszym powietrzu, zapachy jedyne i niepowtarzalne, nie przytłumione przez żadne niepotrzebne wonie z zewnątrz. Teraz, był wręcz bombardowany wszystkimi tymi bodźcami. A chcąc czy nie chcąc, ich źródłem była ta smoczycy, z którą zechciał wejść w interakcję. Na dobrą sprawę, całkiem nieświadomie. Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, był pewien, że to jakiś nieodpowiedzialny, młody samiec. Nawet odrobinę się ucieszył, bo dawno nie miał okazji, gdyż dawno nie spędzał wolnego czasu z osobnikiem swojej płci. A tutaj wyszło jak zazwyczaj. Nie! Dużo lepiej, niż zazwyczaj. Ostatnimi czasy – samic zdaje się być dużo więcej niż samców, pod ochronną kopułą bariery. Ciekawe, czy faktycznie tak było, czy może to tylko jego wrażenie?
Za dużo myśli i zbyt wiele do przeanalizowania, gdy nim się zorientował, samica przejęła prowadzenie. Odpowiedziała mu. A jej głos... Choć podniesiony, przyjemny dla ucha. Pomruk wiatru i szum sosen przed grotą. Wołanie sokoła, szukającego swojej ofiary. Wyniosłe acz... piękne. A może to tylko lot mącił mu w głowie, i nadał jej słowom tak słodkie brzmienie. W każdym razie, odpowiedział jej głębokim skinieniem łba. Uprzejmym i nie ścierającym jego uśmiechu z pyska. A owo skinienie nie było tak łatwe do wykonania, gdy równocześnie całe ciało wznosiło się i opadało. Ocierało się to o ekwilibrystykę. I nieznajoma poprowadziła go dalej. Nagle opadła. Znowu. Jakby traciła kontrolę. Dawała się ponieść sile ją przewyższającej. Ale tylko pozornie. Już po kilku uderzeniach serca pokazując, że ma całkowitą kontrolę. Nieuchwytna jak wiatr, nieokreślona jak woda przeciekająca między palcami. Taka była. Pokazywała to całą sobą. Poddawała się, by zwyciężyć. Oddawała się instynktom, odruchom, emocjom... Ciekawe, coraz ciekawsze. Powiódł za nią wzrokiem w dół. Widowisko, było przednie. Kiedy ostatnio miał okazję po prostu patrzyć i cieszyć się z tego. Z tej drobnej, nic nie znaczącej chwili?
On nie lubił tracić kontroli. I też było to widać, gdy wybił się w górę mocniejszym uderzeniem skrzydeł, wyginając w łuk najpierw łeb i szyję, a potem cały kręgosłup z ogonem na końcu, w końcu nurkując śladem oddalającej się akrobatki. Trzymał skrzydła luźno, na wpół ugięte, na wpół rozprostowane. Błona łopotała na wietrze. Zawsze lubił ten dźwięk. Jedno ze skrzydeł wojownika podniosło się leniwie, a drugie opadł synchronicznie z pierwszym, wprawiając smoka w swobodny ruch obrotowy. Po co robić rzeczy prosto, kiedy można je robić zabawnie? Nim na dobre zdążył się rozpędzić, lotniczka zmieniła gwałtownie swój kierunek, mijając się z nim "w pół drogi". Śledził ją dalej, unosząc łeb, by nie uciekła mu z pola widzenia. Poczuł, jakby urządzał pościg. W jednej sekundzie wyrzucił skrzydła na pełną rozpiętość, nabierając w nie wiatru, by w mgnieniu oka wytracić swój impet, natychmiast rozpoczynając odbijać się potężnymi kończynami od niewidzialnej podpory powietrza. Jego mięśnie znów jęknęły w proteście. Nie szkodzi, jeszcze nie zdążył się zmęczyć. Pogonił w górę, za swoją nową towarzyszką. Wnosił się jej śladem, skracając utracony dystans. Jednocześnie powtórzył poprzedni zabieg. Kilkukrotnie mocniej poruszył jednym ze skrzydeł, tak by lot ku górze przypominał spiralę. Zakręciło mu się od tego w głowie, gdy wreszcie przebił warstwę chmur niczym szkarłatna, żywa śruba. Zablokował pozycję lotek, pozwalając sobie na relaks. Odnalazł Ją wzrokiem. Spokojnie pożeglował w kierunku intrygującej osobniczki, dając się ponieść resztkom inercji i prądom powietrznym. Cisza. Spokój który nagle ich ogarnął, był niesamowity. Po czasie zwrotów, pędu i łopotu, nagle oplotła ich niemal pustka. Eteryczny krajobraz. Chmury były brudne i szare. Jak ziemia, którą zostawili za sobą. Teraz to one, stanowiły dla nich iluzoryczny grunt, symbol świata, jakiego częścią chwilowo przestali być. Zamiast tego, ujrzeli niebo. Idealnie czyste. Poprzecinane jedynie smugami wysoko-warstwowych chmur. Rzadkich, przejrzystych, w kolorach czystej bieli. Ile razy już się dziwił, gdy widział jak ogromna zmiana zachodziła, gdy wniosło się o te klika metrów więcej, niż latało się zazwyczaj. Towarzyszył im tylko wiatr. Ten nie ustawał nawet na tej wysokości. Przestworza baśniowego królestwa beztroski rozciągały się przed i za nimi, a ponad dwój ką lotników – wisiała kopuła nieskończonych możliwości.
Pożeglował w jej kierunku, zrównując się z jej pozycją.
– Cudownie, dawno nie odwiedzałem tego miejsca – oznajmił ciszej, nie było już potrzeby przekrzykiwać intensywnie pracujących skrzydeł. – To jak wrócić po wielu latach do pięknego snu.
Nieznacznie uniósł kąciki warg. Kilka uderzeń skrzydeł i wzniósł się wyżej. Potem przechylił swoje ciało na jedną stronę, by znaleźć się ponad nią. Całkiem niedaleko. Może nie na wyciągnięcie łap, ale niebezpiecznie blisko. Jeśli mięliby dużo pecha, to ich skrzydła mogłyby się zderzyć w szczytowych momentach swojej pracy.
– Tak więc, skoro już wspólnie zagłębiliśmy się w tym marzeniu, może zdradzisz mi, jak mam się do Ciebie zwracać? – głos czerownołuskiego dochodził Cię z góry. Stał się niższy. Zawadził o jakiś pomruk, choć nie było to najprawdopodobniej celowe działania. Po prostu tak wyszło naturalnie. – Jestem Kaszmirowy Dotyk i moim domem jest stado Życia. Jeśli w ogóle orientujesz się, jak sprawy tutaj się u nas mają. A ty?
Obserwował ją ze swojej pozycji, stawiając ją w dość niezręcznej sytuacji. Ciężko powiedzieć, że nie zrobił tego celowo. Jak zareaguje? Czy zrobi coś, by poprawić swoje położenie? Kaszmir nie był mówcą. Wolał oceniać po reakcjach, niż wyciągać jakieś informacje siłą, z gardeł swoich rozmówców.
Licznik słów: 1017
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~
Atuty:
~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.
Tutaj są wszyscy których uczę...
A tutaj KP
Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek
https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772
Avek i pixelek by Brutal