Prastare Drzewo

Niegdyś miejsce to nosiło miano Białej Puszczy, poświęconej Bogom oraz spokojowi, jednak z czasem natura zajęła wydeptane ścieżki i rozrosła się do ciemnych gęstwin, przez które smocze spojrzenie przedziera się z trudem.
Delirium Obłąkanych
Dawna postać
Aenkryntith Plugawa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 941
Rejestracja: 02 mar 2018, 13:19
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 55
Rasa: wywernowa x górska
Opiekun: Zmora Opętanych*
Mistrz: Vr'Kirth (mroczny elf).
Partner: Haha. Nie.

Post autor: Delirium Obłąkanych »
A: S: 1| W: 4| Z: 1| M: 5| P: 2| A: 2
U: B,L,Pł,O,A,W,Skr,Śl,Kż,M: 1| MO,MP: 2| MA: 3
Atuty: Wytrwała; Niestabilna; Nieugięta; Furia Niebios;

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

___Najwyraźniej problemy z majaczeniem, dziwnymi wizjami i słyszeniem obcych głosów w czeluściach umysłu było w tym wypadku rodzinne. Tak, jak linia ojca była jeszcze stosunkowo znośna i co ciekawe, dosyć normalna, tak matczyne geny niosły w sobie tylko problemy. I chociaż mogłoby się wydawać, że Myrkhvarowi udało się to w jakiś sposób obejść, że wygrał na loterii genetycznej nieskazitelnie czyste zdrowie psychiczne – los zakpił sobie z niego i pokazał w czasie jednej z leśnych przechadzek obłe, pozbawione smaku grzybki. Zupełnie, jakby chciał w ten sposób powiedzieć samcowi "no chyba nie myślałeś, że ci się upiekło".
___Tak więc Myrkhvar, chcąc nie chcąc, kontynuował rodzinną tradycję bycia nie do końca zdrowym psychicznie. Ale czy to nie niosło ze sobą jakiegoś uroku? Wypaczonego, pozbawionego sensu, ale nadal zachowującego swój pozorny kształt. Piękno to nic innego, jak kwestia odpowiedniej perspektywy patrzącego. Dla niektórych szczytem cudu boskiego jest dostrzeżenie wśród polnych kwiatów niebieskich skrzydełek modraszka adonisa. Inni z kolei rozpływali się na samą myśl o wijącym się w łożu, ciepłym i miękkim ciele osobnika płci pięknej – jeżeli owy osobnik sam w sobie też jest piękny, daje to pełnię szczęścia. A z kolei reszta... Po prostu lubi patrzeć na płonący świat i tańczyć na jego zgliszczach. Ich ulubioną rozrywką jest podziwianie spektaklu szaleństwa, wyniszczenia psychicznego. Upiorne wrzaski zjaw dostarczają niezapomnianych wrażeń słuchowych, niczym elfia kobieta delikatnie szarpiąca struny harfy.
___Jeden szkielet, pokryty nędznymi, zabrudzonymi łuskami, za młodu lśniącymi śnieżną bielą leżał w cieniu konaru Prastarego Drzewa, rozpościerającego się na większą odległość niż ambicje większości młodzików, przy każdym kroku rozsypujących wokół siebie aurę przesadnej pewności siebie, tańczącej na granicy lekkomyślności i wyjątkowo szkodliwej ignorancji. Dorosłe smoki często były zbyt słabe, lub zbyt leniwe by próbować coś z tym zrobić. Naprawić. Potrafili jedynie obserwować młode pokolenia z inkwizytorską wręcz podejrzliwością, ostatecznie jednak nie podejmując żadnych kroków mających na celu ponowne ustawienie spraw na właściwym torze. Tak więc dziki pociąg ambicji i brawury zamiast pędzić po lśniących szynach, dziko podskakiwał na nierównościach leśnych ścieżek. I mimo, że koła uszkadzane były przez kolejne, wciskające się w nie kamyczki – ten pędził nadal. Ku swojej nieuchronnej zgubie, ku Wielkiemu Upadkowi.
___Szkoda, że Myrkhvar najwyraźniej w ogóle się na ten pociąg nie załapał... Lepiej było ulec Upadkowi, niż pogrążać się w obrzydliwej stagnacji przez tyle księżyców życia. Ale... Zaraz. Gdzie był drugi szkielet? Ten Drugi, który przypominał Ten Pierwszy jedynie ułożeniem kości i ścięgien?
___Wędrował wśród gęstwin Dzikiej Puszczy, na przekór wszystkiemu obierając najtrudniejszą drogę, blokowaną przez powalone pnie drzew – niczym trupy tych, którzy nie podołali do końca, splątane ze sobą liany – chaos umysłu oraz krzewy i głazy – stałe przeszkody, które zamiast omijania i nadrabiania drogi można było przecież zwyczajnie przeskoczyć. Analogię w stosunku do życia, będącego dziką wędrówką na szczyt można było znaleźć wszędzie. Wystarczyło się nieco wysilić. Niektóre porównania potrafiły być mniej lub bardziej naciągane... Ale zawsze to jakieś zadanie dla mózgu, aby przypadkiem nie postanowił zapaść w letarg dłuższy, niż kilka godzin cennego snu.
___Nie ona odnalazła zaginionego brata, Wybrańca ich matki, którego jedynym osiągnięciem okazało się być nauczenie się wybitnie przecież trudnej sztuki oddychania. Nie. Odkrywcą tych... Doszczętnie spopielonych resztek godności był cień, mroczna zjawa w postaci wilka, wpatrująca się w nietypową istotę mającą teoretycznie być smokiem z zaintrygowaniem. Hraeietharr przekrzywił trójkątną, czarną głowę w prawo, zastrzygł mglistym uchem. Podszedł bliżej, nie wydając przy tym z siebie żadnego dźwięku, chociażby szeptu czy westchnienia, zniżając niematerialną głowę i przytykając widmowy nos do starych, czarnych już ran na grzbiecie. Bezczelnie wodząc po nim zmysłami wzroku, węchu i dotyku. Jakby nawet i on nie klasyfikował już pazurzastej bestii w kategoriach potencjalnego zagrożenia, a co najwyżej artefaktu w muzeum o nazwie "Porażka Smoczego Gatunku".
___Magiczny impuls musnął umysł wywerny, wprawiając jej własną maddarę w przyjemne drżenie, obejmujące całe jej lodowate ciało. Zatrzymała się, muskając niebieską końcówką ogona przechodzącego za smoczycą jeża, zaczepnie balansując na granicy przekłucia tkanek przez ostre kolce jego grzbietu. Smocza wiedźma zastanawiała się, analizowała "za" i "przeciw" I chociaż wszystko mówiło jej, że to tylko pozbawiona jakiejkolwiek esencji sensu strata czasu, ona ruszyła w kierunku gigantycznego drzewa, którego bujna korona szeptała swoją własną pieśń niczym kościelny chór, w którym nadawcą muzyki były powiewy chłodnego wiatru. Plugawa szła powoli, wyważając odpowiednio każdy swój krok. Jak gdyby stąpała po kruchej tafli zmrożonego jeziora, grożącej załamaniem się pod wpływem najmniejszego błędu. Brązowe, lśniące ślepia wyłapały blask szeroko rozpostarych, krwistych tęczówek tego, który był jej Bratem.
___– Świat jest słaby. Zainfekowany. – Rozbrzmiała maddarowym, ochrypłym głosem w umyśle odurzonego samca, jakby chcąc w ten sposób wpłynąć na jego wizje, jego sny. Zatrzymała się nad nim, patrząc z góry na rozpaczliwą mieszankę krwi, cuchnącego ciała i brudu. – Idealnie wpasowałeś się w jego ramy. Nie uległeś słodkim łgarstwom, obiecującym potęgę i mądrość, nie. Sam wbiegłeś z entuzjazmem w jego ramiona, tuląc się do jego spróchniałej szyi niczym młode do swojej matki po długiej chwili rozłąki. – Zakończyła, wydając z siebie krótkie, chrapliwe westchnienie, zlizując krople kwasu z oszpeconego przez nagą, wystającą czaszkę pyska. Wyciągnęła ku białołuskiej mazi rozczarowania palce prawego skrzydła, chwytając powoli za żuchwę, unosząc wyżej, ku sobie łeb o szeroko otwartych ślepiach, wpatrujących się tępo w biel łusek jej szyi i podgardla. Wilczy cień wycofał się, ocierając się z łagodnością o jej bark, po czym odwrócił się przodem i stanął u jej boku, obserwując ten żałosny spektakl beznamiętnymi, lodowymi ślepiami. Nadal nie wydając z siebie żadnego dźwięku, niczym cichy sędzia.

Licznik słów: 893
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
FULLBODY | Głos Aenkryntith | Drzewo genealogiczne Arkan (nie całego Cienia) | Motyw muzyczny | Karta kompana.
Wizerunki smoczych kapłanów, czyli częsty twór tworzony przez Nekromancję:

Nocny Tropiciel
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 758
Rejestracja: 04 maja 2018, 20:25
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 72
Rasa: Skrajny

Post autor: Nocny Tropiciel »
A: S: 1| W: 3| Z: 5| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,O,MP,MA,MO,Kż,W: 1| Skr,Śl: 2| A: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Pamięć Przodka; Czempion; Wybraniec Bogów
Czarnołuski samiec leżał pod wielkim drzewem nie dając znaku życia. Wyglądał źle. Boki jego szyi były rozharatane i sączyła się z nich gęsto posoka. wtem do jego umysłu wdarła się iskra która na moment rozbudziła w nim świadomość. Odzyskał świadomość
Ugh. Co to było? Co się stało? Gdzie jestem? Przemknęło przez jego łeb. Z trudem otworzył ślepia. Świtało. Powoli wróciły do niego wspomnienia z tej nocy. Coś ich zaatakowało. Ale co? Sam nie wiedział. Chwila... ich? A gdzie Popiół, gdzie jest jego wuj? Spróbował unieść łeb by się rozejrzeć, lecz jego wysiłki zakończyły się tylko bólem. Dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swojego stanu. Musiał wezwać pomoc.
Zbierając wszystkie siły jakie w nim pozostały skupił się i wysłał wokół siebie omnikierunkowy impuls zawierający w sobie nie treść, a raczej samą czystą prośbę o przybycie kogokolwiek pod prastare drzewo. Nie ważne kto. Może to być nawet smok z Wody. Oby ktoś się pojawił szybko.

Licznik słów: 153
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
.
Dar Tdary
Dawna postać
Nie lubi Cię
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1591
Rejestracja: 09 wrz 2016, 16:57
Stado: Ziemi
Płeć: Samiec
Księżyce: 104
Rasa: Skrajny
Mistrz: Feeria

Post autor: Dar Tdary »
A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 2
U: B,A,O,W,Śl,Skr,Kż,M: 1 | Pł,MP,MO: 2 | MA: 3
Atuty: Ostry węch, Szczęściarz, Mistyk, Wybraniec bogów, Opiekun
Nie przepadał za podobnymi impulsami bo wtedy czuł się niemal jak Kerrigan kołujący nad truchłem zdychającego. Czekał jedynie na moment aż pewnego pięknego razu nad rannym ustawią się dwaj medycy i zaczną się kłócić który był pierwszy. On stałby jako trzeci i mógł z kolei wyśmienicie się bawić podobnym widokiem. Czując jednak, że wezwanie pochodzi od kogoś kogo nawet raz widział na ślepia i chyba nawet był z nim spokrewniony... ruszył.
Na miejscu zastał kupkę czarnego... nieszczęścia dość solidnie się wykrwawiającą zwłaszcza podczas donośnego ataku kaszlu. Westchnął ciężko i skinął na Lothrica który nieufnie zjeżył sierścio-płomyki na grzebiecie. Ułożył się jednak na ziemi uważnie obserwując czarnego samca. Yisheng z kolei wyjął z torby granitowe utensylia i ponalewał do nich nieco wody ze skórzanego bukłaka. Podszedł do łowcy każąc mu otworzyć pysk, zajrzał do środka po czym nacisnął rany w kilku miejscach.
Hmmm.
Najpierw trzeba było zająć się chorobą bo przez ten kaszel nie mógł pracować nad rozcięciami na szyi. Miska z już nalaną wodą wylądowała na podołku u muflona. W tym samym czasie Yisheng przejrzał zioła które przyniósł ze sobą Khuran ze składu Cienia. Wybrał mięte która powinna wystarczyć na Czarny Kaszel. Spore liście wylądowały w już gotującej się wodzie którą następnie zdjął z ognistego ciała Lothrica. Odczekał aż napar się ostudzi i podał go samcowi. Złapał go za pysk i pomógł wlać do gardła jeśli trzeba było.
-Nie wypluwaj.
rzucił tylko dość twardo jakby chciał dodać, że następny roztwór będzie o wiele gorszy jeśli się nie dostosuje do zaleceń. Oparł łapę na jego przedniej lewej kończynie z racji, że bark trochę za bardzo mu krwawił i wpuścił maddarę do ciała łowcy. Czarny Kaszel był już dość zaawansowany więc musiał solidnie oczyścić organizm z wszelkich bakterii. Usunął śluz z gruczołów odpowiedzialnych za tworzenie smoczego oddechu, z płuc oraz z oskrzeli. Teraz nie było powodu do odkrztuszania... następnie musiał zregenerować naruszone tkanki w gardle i układzie oddechowym co było jednie delikatnym muśnięciem. Najważniejsze, że choroba zginie, potem organizm smoka sam świetnie dochodzi do siebie. Krótki sygnał do wzmożonej regeneracji i gotowe. Lekkie nawilżenie gardła i płuc po czym Khuran powinien móc znów ziać ogniem czy czymkolwiek tam spluwał.
Mocno krwawiące rany wywołały w Yishengu mieszane uczucia. Czy postąpić jak zimny fachowiec i wybrać mniej ziół czy jednak zadbać o zdrowie brata... Zacisnął lekko zęby po czym odpuścił. Koniec końców to nie jego skład ziół, a Khuran będzie miał większe szanse na szybki powrót na polowania. O ile zioła go posłuchają...
Cztery granitowe naczynia wylądowały w ciele Lothrica całkowicie go niemal zasłaniając na co muflon sapnął niezadowolony i zwiększył płomienie ciała. Miało to plusy dla ich obydwu... woda szybciej się zagotuje, a muflon szybciej będzie miał wolne. Do pierwszej gotującej się miski trafiły dwie szyszki chmielu. Dar przykrył napar by nabrał mocy po czym odcedził owoce i podał Khuranowi napój. Znów raczył mu pomóc przy piciu jeśli sam nie chciał. Po takiej herbacie łowca powinien się rozluźnić i stać nieco otumaniony. Kora topoli czarnej musiała się ugotować kilka razy więc Dar zostawił ją samą sobie. Korzeń tasznika sparzył wodą z trzeciej miski i przekroił za pomocą maddary na pół. Zgniótł go lekko by zaczęły się sączyć zeń soki i nałożył na rany po obu stronach szyi. To stanowczo powinno mu pomóc na ból. Które z dwóch ostatnich podać najpierw... Ususzone jemioły wskoczyły do zagotowanej wody, mniejszej ilości niż w innych miskach bo Dar potrzebował utworzyć syrop. Mieszał co jakiś czas aż otrzymał odpowiednią kleistą maź. Odlał trzy czwarte do pustej miski i podał Khuranowi do wypicia. Odpowiednio zagotowana topola po odcedzeniu również trafiła do łap łowcy by ją wypił, nie za szybko rzecz jasna zwłaszcza po syropie jaki musiał przełknąć. Resztę mazi z jemioły Dar rozprowadził po ranach po tym jak ściągnął korzenie tasznika. Do ostatniej miski trafił suchy korzeń żywokostu który został starty na proszek za pomocą moździerza. Trochę wody, trochę pomieszać... i kolejna maź gotowa. Jemioła leżała w najgłębszych rozcięciach, a żywokost Dar nałożył na całość ran tak by je przykryć. Godzinę mieli z głowy. Otrzepał łapy po dużej ilości medykamentów po czym przyłożył ją znów do lewej, przedniej kończyny brata. Maddara drgnęła i wpłynęła do ciała samca. Mikroorganizmy były pierwsze do usunięcia. Następnie musiał zająć się jak najszybciej połączeniem najważniejszych żył i tętnic by zapobiec dalszemu krwawieniu. Dopiero teraz mógł zając się najgłębszymi warstwami mięśni i pobudzić ich komórki do wzmożonego namnażania się. Kontrolował cały proces i warstwa po warstwie dosięgnął skóry. Nerwy, żyły, mięśnie nawet nieco tłuszczu zostało wstawionych za pomocą regeneracji na swoje miejsca wypełniając ubytki. Rozerwane łuski usnął niszcząc je i zaczął namnażać nowe z tych całych sąsiadujących obok. Cofnął łapę która nadal kleiła się od jemioły i żywokostu.
Ech.
Lothric wstał zadowolony, że mogli już sobie pójść i ruszył za Prastare Drzewo. Yisheng zabrał bukłak oraz miski po czym spojrzał ostatni raz na chorego.
-Nie ruszaj tej skorupy z ziół na szyi bo powyrywasz sobie łuski, rozumiemy się? Dopiero jak słońce będzie zachodzić możesz to z siebie zmyć.
i odszedł w stronę obozu Ziemi.

/zt

Licznik słów: 830
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

# Ostry węch #
Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
# Szczęściarz #
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na 2 tygodnie
# Mistyk #
+1 sukces do ataku magicznego raz na walkę
# Wybraniec bogów #
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
# Opiekun #
-2 ST dla kompana

~ Lothric (80ks) R.I.P. Best friend forever~

Naładowany Kryształ Ideału/ Gladiatora


Głos Daru || Muzyka Daru | złoty dublon 03.19, srebrny 06.19, 07.19, 08.19, 09.19 || Dialogi #789aa0
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Biegł.
  Spod łap tryskały grudy leśnej ściółki a genialny analityk starał się na nowo dobrać do drzemiących w nim pokładów ciszy. Walka z bólem była pomocna, gdy niedowład lewego skrzydła po wyrwaniu ze stawu wciąż i na powrót smagał cały smoczy bok w rytm biegu. I dobrze. Mógł go kontrolować. Wyznaczyć jego takt. Nadać sens.
  Tchnienie, choć wyraźnie przybita już wtedy, potrzebowała tego. Nawet teraz, nie będąc jeszcze w pełni tym sobą, którego szanował- widział to jak dowód najdoskonalszego równania. Cóż po tym, gdyby znów podszedł, objął ją, polizał, rozognił, wrzucił w zaspę i zdobył? Czy tego chciał? Nie. Definitywnie nie i nie podlegało to żadnej wątpliwości. Jeśli o niego chodzi, chciałby być z Zimą choćby jej warunkiem było, że ma się nigdy w niej nie zanurzyć. Nie, problem leżał zarówno w jego wyrywności, pewności tego że każdy szanowany przez niego smok operuje jak on. Jak doskonały logik. Tak nie było, z pewnością nie z nią. Twierdziła o łączeniu umysłu z sercem, dowodząc czegoś przeciwnego, ergo- miłość nie była dla niej faktem.
  A jednak miała rację: czy to nie właśnie współistnienie serca i rozumu ich zbliżyło? Choć na razie to on korzystał z tego w większym stopniu niż ona, puszczając się barier obojętności, tak ona mogła uchwycić się jego pewności. W zasadzie oboje popełnili w tym błędy, on pod koniec oddając się-
  Trzask, a chwilę potem krótki, zbity dźwięk.
  Spadająca mu na łeb gałąź implodowała i rozprysła się na boki, doskonale omijając samca co do najdrobniejszej drzazgi. Jego źródło wręcz machinalnie przepuściło impulsy nerwowe, kończąc zaklęcie. Rozpędził się i przeskoczył jakiś bezimienny wąski parów.
  – jej emocjonalności w nadmiernym stopniu, ona opierając się na jego pewności nie po to, by wykształcić własną, lecz w formie substytutu własnego zdecydowania. Kim ona była? Smoczyca, która obrosła ochronną skorupą wyważenia. Postawa uprzejmego dystansu do którego się uciekała była jej łuską na osobowości, nierozwiniętej od kontaktu z innymi smokami. Wspominała przecież o swoim opiekunie, tkwił w niej też ten rodzaj tęsknoty jakże głęboko zakorzeniony, dowodem czego najlepszym było samotne tkwienie na Samotnym Pagórku po przegranej. Zachowywała się, jakby nie żyła dla siebie, lecz ciągle realizowała cudze zachcianki. Jak choćby jego, teraz, na Pagórku. Tylko wcześniej, gdy uczył jej latać- wtedy przez pewien czas było inaczej. Ogółem jendakże Miękka uczyniła swoje oblicze na pozór miejsca swego wychowania: chłodne i stonowane. Zawiewające śnieg i czeszące futro zimnym podmuchem- byt przyjemny, lecz zdystansowany. Wewnątrz natomiast, pod tą chityną tym bardziej łaknący nieotrzymanej bliskości. Jak podczas prawdziwej burzy, gdy naprzemiennie wdziera się gorącymi palcami pod łuskę i cofa, uciekając ze strachem, przypomniawszy sobie nagle kim powinien być. Samotresująca się istota. Samoumartwiająca się istota, której natura jest ciepła, czuła, emocjonalna i kochająca, lecz która obiera sobie nieprzystającą do tego pozę.
  Przedarł się pomiędzy przewalonymi drzewami, pewniej i dalece sprawniej niż podczas niedawnego wezwania Naqimii. Tym razem to nie durne zawody go napędzały, lecz własna potrzeba. Czuł, jak odzyskuje spokój, jak ból staje się wyłącznie zwykłym faktem, jak być powinno. Już nie musiał zaciskać szczęk.
  Dlaczego ją kochał? Bo była wspaniała. Przed chwilą udało mu się stworzyć najbardziej krzywdzący, najbardziej bezwzględny szkic smoczycy, która bez żadnego problemu wyłuskała z niego chęć do okazywania uczuć, jakiej nie czuł od pisklęcia. I wciąż, nawet w takim świetle, czuł że chciałby dzielić z nią życie. Dar był wspaniałym towarzyszem dyskusji, doskonałym Mistrzem i współbadaczem, mógł siebie nawet widzieć w roli jego ojca, choć w tym zapędzał się z punktu widzenia Remedium. W zamian Miękka zajęła u niego miejsce dotychczas piastowane wyłącznie przez Złotołuskiego. To był ktoś, przy kim Kobalt nie bał się rozłamać. Niestety, chwalenie smoków zawsze wychodziło Remedium kiepsko, co utrudniało pełne ujęcie Popielnej. Usiłując stworzyć jednak jej szczery obraz musiałby sięgnąć po takie zwroty jak: wytrwałość, skrytość, wrażliwość, opiekuńczość, dobroć… naiwność, skłonności do przesady, nadwrażliwość, burzliwość, chory altruizm. Jakby na przekór temu: także stabilność. Ale przy tym wszystkim- nie miał wielkich podstaw do wyrokowania, lecz miał przeczucie, a także nadzieję, że Tchnienie jest zdolna w przełamywaniu swych przywar.
  Zdolna w obnażaniu jego przywar, również.
  Zima i Lód. Dwa smoki o charakterach jednocześnie tak bliskich i tak różnych. Oboje pokręceni pomiędzy stłamszonymi uczuciami a chłodną statecznością, o dopełniających się natomiast dominantach.
  Wypadł na polanę, zziajany i tym razem zmęczony tym dobrym zmęczeniem. Torbę trafił szlag już na Pagórku, włącznie z całą zawartością i szalem Suru. To wszystko będzie musiał odnaleźć i, co do ostatniego, podjąć decyzję, cóż z nim uczynić.
  Sapnął. Jego niepojęte inklinacje do driady były… wciąż nie wiedział. Ale jeśli Tchnieniu nie spodoba się podtrzymywanie takiego stanu, był dla niej gotów na wyrzeczenie. Suru i tak stanowiła błąd w logice, coś wspaniałego ale i potencjalnie destrukcyjnego. Tylko tą środkową cechę dzieliła z szarofutrą. Czy świadomość, że ocalił jej życie i otrzymał blisko księżyc snu u podnóża jej buku mu wystarczy? Być może.
  Zbliżył się do majestatycznego drzewa, które ujrzeć chciał już dawno temu. Ba, sam trakt doń, usłany kamieniami pokrytymi niesmoczym pismem, znał całkiem dobrze. Teraz wreszcie przyszło mu ujrzeć cel rzeczonego traktu- uosobienie Dzikiej Puszczy w jednym tworze. Zaiste, niezwykłe.
  Oparł łapę o monstrualny pień i przesunął poduszkami po korze z powolnością i pietyzmem Uzdrowiciela. Skoro Buk Suru posiadał własną świadomość, tym bardziej to jądro puszczy musiało ją posiadać. Przymknął ślepia i wsłuchał się w złożony rytm, melodie skryte w chaotycznych splotach wiatru pnących się po gałęziach. Tknęło go. Opuścił łapę i odwrócił się, stając naprzeciw ścianie leśnej polany, odsuwając się na ćwierć ogona od Pradawnego Drzewa.
  Jak dawno nie grał żadnej melodii.
  Powieki zamknęły się do końca, a końcówka ogona zaczęła lekko podrygiwać. Chmara jasnodrzewnych piszczałek, rzewnych i płaczących, uniosła się ponad nim i wokół niego, tworząc rój różnej długości tub. Ustawiając je do wiatru i uciekając odeń wedle woli, po kilku próbach opanował tego starego-nowego towarzysza władając ulotnie wiatrem, zastygając w niemal doskonałym bezruchu. Tylko fioletowy świder dyrygował lekko a gałki oczne pod powiekami skakały od tworu do tworu, w miarę jak Lód koncentrował się na poszczególnych partiach. Ciemnoniebieskie łuski, w swym statyzmie trzymały zamknięte jedynie pojedyncze refleksy księżyca, w gęstej przestrzeni swego szklistego ciała. I tylko pas grzywy oraz szafir łusek pod nim odcinały się wyraźniej, błękitnym oparem ponad taflą wyrazistej cieczy.
  Stał, w ciszy i z półuśmiechem na pysku, i tylko rozlana nieco zbyt szeroko maddara oraz nastawione błony uszne pośród muzyki wskazywały, że czujnie czekał ukochanej. Lub, jeśli odejdzie- ukojenia w wietrznej samotności.

Licznik słów: 1049
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Między drzewami Puszczy wiatr nie dudnił już tak wściekle. Wył tylko potępieńczo w koronach bezlistnych drzew, które skrzypiały nieprzyjemnie. Tchnienie jednak nie zwracała na nie uwagi. Od czasu do czasu jedynie podnosiła wzrok by określić czy idzie w dobrą stronę. Jej myśli skupione były wokół wydarzeń wieczoru, których wspomnienie cichło powoli, wypierane rozsądkiem, klarownością myśli.
Nie śpieszyła się i to nie dlatego, że chciała niepokoić Lód. Potrzebowała czasu i brała go dokładnie tyle, ile musiała. Chciała być w porządku wobec uzdrowiciela, który otworzył przed nią serce. Zaczęła więc swoje rozważania od samego początku. Od chwili gdy opuściła jaskinię dzieloną z Arranem, w której spoczęło jego martwe ciało, i ruszyła w najważniejszą w swoim życiu podróż. Kim była te prawie dwadzieścia księżyców temu? Jaki przyświecał jej cel? Czego pragnęła?
Wypełnić ostatnią wolę Arrana podpowiedziała podświadomość. Zima musiała się z nią zgodzić, choć niechętnie i z żalem. Od samego początku żyła nie dla siebie, a dla kogoś. Wypełniała polecenia, uczyła się dla tej jednej chwili, która ostatecznie... nastąpiła. Znalazła się wśród Stad. Została Ognistą, poznała smoki, zawarła przyjaźnie, pozornie... odnalazła się. W środku była jednak pusta. I ze zgrozą stwierdziła, że do tej chwili chciała żyć tak, by wszystkich zadowolić. By każdy mógł odnaleźć w niej coś przydatnego. Bo tym była dla Arrana – narzędziem do ukojenia trosk i istotą mającą spełnić jego ambicje. Wywiązała się ze swojego zadania doskonale. Ale teraz... nie było już Arrana. Nie było nawet Tembru, który jako przywódca mógłby nadać jej cel. Była ona, zagubiona w świecie, który... nic od niej nie chciał. Do czasu. W końcu pojawiły się przecież smoki, ich rozterki, opinie. Ich uczucia. I zapewniły Zimie nowy cel. Znów mogła być dla kogoś, ale... nigdy nie przypuszczała, że ktoś będzie chciał być dla niej. I właśnie to kompletnie burzyło jej światopogląd. Tejfe nazywający ją przyjaciółką, Lód oferujący swoje uczucia... chcieli czegoś więcej niż zwykła dawać, a jednocześnie nie mogła im odmówić, nie pytając siebie, czego naprawdę chce. Zamiast upoić się możliwościami, wykorzystać je do cna, spalić się w uczuciach, choćby potem został po niej tylko zimny popiół, ona uciekała, chowała się w znajomych ramach zbyt przerażona, by stać się sobą. Dlatego najważniejszym pytaniem było teraz:
Czego naprawdę pragniesz?
Przystanęła i zamknęła ślepia. W pierwszej chwili chciała odpowiedzieć sobie, że pragnie szczęścia dla siebie i innych, ale... czym ono właściwie było? Od razu też skarciła się w myślach, że myślała o innych. W tej chwili powinna skupić się na sobie.
Czym dla ciebie jest szczęście?
Nie miała pojęcia.
Nie wiesz, bo nigdy nie byłaś szczęśliwa.
Poruszyła uszami, słysząc jak w oddali wiatr brzmi dziwnie melodycznie. Uśmiechnęła się bezwiednie i cichym pomrukiem zawtórowała mu, z łatwością podłapując łagodne brzmienie.
Melodia przywołała ciepłe, lekkie wspomnienia, przebłyski uczuć w kilku chwilach. Wiatr czeszący futro podczas samotnego poranka wśród górskich szczytów – istota błogości i zachwytu. Uwielbiała te chwile, gdy nad ranem wymykała się czujnemu czarnofutremu i chłonęła najpiękniejszy widok jaki tworzyła natura.
Nucąc dalej i przeskakując nad zwalonym pniem, przypomniała sobie pogoń za zwierzyną i słodki smak jej krwi – euforia i siła, rozpalające żyły, dające poczucie niezwyciężenia. Nie była świetnym łowcą, ale odnajdywała w tym coś bliskiego.
Wiatr splótł się z melodią i zaszeptał w drzewach niczym zebrane smoki na Płomiennym Szczycie, przywołując kolejne wspomnienie, tym razem w postaci smaku osiadających na języku słów przysięgi – ekscytacja i spełnienie. Dotarła do celu, zrzuciła brzemię ciążące od księżyców i stała się częścią całości. Potem jeszcze błyskały w jej myślach obrazy wtulającego się w pierś smukłego, złotołuskiego pyska, niosąc z sobą czułość i sympatię. Przypomniała też sobie cierpkość herbaty i dźwięk mrukliwego, rzeczowego głosu, a z nim ciekawość i ekscytację. Rozczuliła się wspomnieniem przecinających powietrze skrzydeł i wzrastającego w piersi śmiechu, chyba pierwszego tak szczerego w jej życiu. Czuła się wtedy zupełnie wolna i prawdziwie radosna...
Wyszła spomiędzy drzew na polanę Prastarego Drzewa nie zdając sobie sprawy, że dotarła do celu, wciąż nucąc pod nosem. Podniosła wzrok. Czarne gałęzie zwieszały się nad polaną jak upiorne ręce, chcące pochwycić wędrowców. Lód jednak stał pod nimi niewzruszony, otoczony smukłymi tubami wygrywającymi na wietrze melancholijną melodię.
Jak wtedy, za pierwszym razem gdy splatał myśli z umysłem roju. Odległy i bliski.
Złoto oczu, słodycz oddechu, czułość słów, śmiałość gestów.
Dźwięk wyznania...
Szczęście?
Zatrzymała się, ale tym razem nie z powodu wahania. Podziwiała. Podziwiała, pytając samą siebie czy wciąż jeszcze błądzi, czy może jednak właśnie teraz dotarła do kresu podróży?
Nie przed dziesięcioma księżycami, nie przysięgając Ogniowi, ale teraz.
Podeszła do niego, choć właściwie... nie przekroczyła linii wyznaczonej przez piszczałki.
Remedium? – Wywołała go, ale cicho, nie chcąc burzyć piękna melodii. Dopiero kiedy na nią spojrzał, uśmiechnęła się łagodnie i mówiła dalej. – Dziękuję ci za wszystko. Za czas jaki mi poświęciłeś i ten, który dałeś mi teraz. To wiele dla mnie znaczy. – Skłoniła mu się, jakby cała bliskość będąca miedzy nimi wcześniej, nigdy nie zaistniała. – Idąc tu, doszłam do wniosku, że muszę nauczyć się wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, żeby... – zawahała się, czując uścisk w gardle, zawsze ten sam, gdy mówiła o swoich uczuciach. – ...żeby sięgać po to czego naprawdę pragnę. Bez lęku przed zranieniem. Nie ważne czy siebie czy kogoś. I... – Ruszyła między piszczałki, lekko roztrącając je nosem, ale tym razem spojrzenie utkwiła w przepięknych oczach uzdrowiciela. I nie spuściła wzroku aż do chwili, gdy stanęła bardzo blisko... tak blisko, że dzielili jeden obłoczek pary ulatującej z pysków. – ...chcę zacząć od teraz – dokończyła szeptem, ale nie słabym i lękliwym. Nie, tym razem brzmiała pewnie i pewność ta nie wynikała ze sztuczności maski. Była tą, która drzemała w jej wnętrzu i czekała na sposobność, by się ujawnić. Tą, która roziskrzała chmurne ślepia czyniąc ich spojrzenie hipnotyzującym i przeszywającym.
Nie czekając na jego słowa, zrobiła krok w przód, łącząc pyski, choć na krótko, ledwie jedno uderzenie serca. Za chwilę bowiem sunęła policzkiem po krzywiźnie szyi, by w jej połowie gorącym językiem posmakować szorstkich łusek, a u nasady zacisnąć lekko kły.
Miękki pomruk Zimy uciekł w nocne niebo razem z rzewnym śpiewem piszczałek.

Licznik słów: 996
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Nie chwalił nocy przed zajściem Srebrnej Twarzy.
  Zbliżała się wciąż i Lód dopilnował, by nawet czysta, jak za pierwszym spotkaniem melodyjność jej śpiewu nie nastroiła go jeszcze podług żadnych myśli. Dopóki nie pozna jej decyzji i dopóki nie pozna, że Miękka jest w niej prawdziwie utwierdzona, dopóty stał, skupiając się na swojej i wiatru melodii.
  Zaklęcie, zbyt zapewne subtelne by wyczuła je smoczyca, która sama nastąpiła na obszar jego działania, słało ku Uzdrowicielowi wrażenia o resztkach gleby na spodzie jej poduszek. Nie zawróciła do Ognia. Ruszyła od razu do Puszczy.
  Odemknął powieki i spojrzał w jej stronę, choć teraz mogła jeszcze wyczytać z nich rozkojarzenie, gdy oddawał się niespiesznej wirtuozerii smętnej melodii. Niemniej patrzył. A gdy już patrzył, spoglądał do końca. I wzrok ten skoncentrował się momentalnie, gdy tylko na obliczu Zimy wykwitł uśmiech. Szczery i piękny. Ciekawe, czy kiedy leciała, nosiła w sobie i na pysku identyczny? Choć fletnie zeszły na dalszy plan jego myśli, to wciąż jeszcze trwały, towarzysząc następnym słowom i gestom smoczycy. Znów: szczerym i pięknym. Czasem samotność to najlepsze lekarstwo.
  Lód milczał. On już się otworzył. Już znane jej były jego myśli i uczucia, jeśli tylko zechce je znać. W zamian kąciki drgnęły nieznacznie ku górze, gdy Tchnienie podjęła się swoich. Oddał jej ukłon, a unosząc łeb dzierżył już pełnię swego półuśmiechu, zdaje się coraz głębszego z każdym jej następnym słowem. Zatrzymał się w tej radości, gdy się zawahała, by zaraz gdy podjęła na nowo poczuć, jak spływa na nań uczucie błogiego tryumfu. Jej sukces był jego sukcesem; więcej- był czymś dalece wspanialszym, bowiem był ich sukcesem. Pojęłaś. Nie czynisz już z siebie służki, lecz partnerkę. starał się przekazać samym tylko spojrzeniem, lśniącym radością jak nigdy dotąd. Nie poruszył się jednak ani o najdrobniejszą z łusek. Chciał pozostawić ją z tym czystym poczuciem, że do samego końca przełamała się sama. Że staje się silna z nim, czy bez niego i że będzie taka, choćby w tej chwili Prastare Drzewo postanowiło zmiażdżyć go na krwawy miał swą gałęzią.
  Nabrał głęboki wdech, słysząc jej ostatnie słowa. Jej pewność siebie, jej rodząca się silna, lecz wreszcie stabilna ekscytacja działały mocniej niż najsilniejszy znany mu narkotyk. Sycił się mocą bijącą z radosnej, letniej burzy w ślepiach Zimy, wyklutej jak i on w środku lata, śląc zarazem do ich wnętrza ciepło z własnych słonecznych ślepi. Zadrżałmu śledź ze szczęścia, czując stykające się nosy. Och tak, miał wrażenie jakby odczuwał je oba. Podobnie jak chwilę później, gdy synchronicznie zaczęli przesuwać się w dół swych szyi. Pierwej drażnił tylko delikatnie ciało pod futrem twardym rantem pyska, czując jednak język na swej łusce uchylił paszczę, by rozczesać różnoszarą doskonałość szeregiem zębów, zbierając na podniebienie pełnie smaku i zapachu uwolnionego dziełem chwili.
  Opadł kłami na bark naśladując ją, wciąż w tym samym zamiarze, choć jęknął cicho wprost w miękkość pochwyconą w swej paszczy, czując kły zaciskające się na własnym ciele. Tak napierająca zewsząd euforia znalazła pierwsze ujście, albowiem Remedium czuł, jak rozpiera mu umysł jej rozmiar, graniczący z nadmiarem. To jednak, co mogło stanowić zbyt wiele dla jednego smoka, było w zasięgu dwójki. Odpowiedział, samemu poprawiając chwyt kłów. Nie jestem. Nie jesteś. Jesteśmy.
  Błękit oczu, ciepło gestów, pewność myśli, szczerość słów. Nareszcie
  To on prowadził, wiódł i otwierał wszystko, co przeżyli na Samotnym Pagórku.
Wystarczy. Już nigdy żadne z nich nie będzie sługą drugiego. Byli sobie równi, oto przyszła Jej kolej. I wreszcie pojmie sens tego, kim dla siebie byli, pojmie sens tego jednego słowa, najwyższego tytułu:
  ~ Prowadź, Partnerko.~
  I rozsunął, jakby na przekór wszystkiemu i w hołdzie jej leczeniu, lewe skrzydło; gotów by zawtórować jej pierwszym nutom. Niski, lekko schrypnięty pomruk Lodu zmieszał się z miękkimi wibracjami Zimy, a dwie ostatnie fletnie wygrały mocne i coraz głośniejsze, budujące napięcie dysonanse, rozwiązujące się w płynącym przez przestrzeń unisono. Niczym gong obwieszczając początek smoczego tańcu dusz.

Licznik słów: 632
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Do wszystkiego dochodziła sama, ale gdyby nie bliskość Lodu, wszystkie jego zabiegi i próby, prawdopodobnie tkwiłaby wciąż w swoich mylnych przekonaniach. Potrzebowała bodźca, iskierki, która roznieci płomień. Bez niej, nie wyrwałaby się stagnacji. Dlatego to nie była jedynie jej zasługa. Ten czas, ten moment mógł trwać dzięki ich dwójce. A w praktyce, nawet głównie dzięki Niemu. Dzięki pięknemu, cierpliwemu umysłowi Lodu, doprawionemu szczyptami twardego zdecydowania, słodkiej czułości i urzekającej nonszalancji. I gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, nie chciała się cofać. Samiec zrobił to dla niej. Dawał jej wybór więc... wybrała. Niczym zwiastun zbliżającej się wiosny, uczucie wykwitło w sercu Zimy. Musiała jedynie odgarnąć śniegi z żyznej ziemi i pozwolić mu wybić się ku słońcu.
Sama sięgnęła ku uzdrowicielowi, nareszcie pozbawiona obaw, pięknie zdecydowana, pewna gestów i pragnienia wybuchającego gorącym, żywym płomieniem. Nieznanym jeszcze, ale jakże właściwym.
Przedziwne, że nie czuła już lęku. Ale też zwyczajnie nie było na niego miejsca w chwili, kiedy pomruk Lodu przetoczył się wzdłuż kręgosłupa ciepłym dreszczem, rezonując w ciele drażniącym gorącem. Kiedy czuła na języku smak jego ciała i fakturę granatowych łusek, nie bała się, nie mogła. Porzuciła też onieśmielenie jako kolejną przeszkodę w odkrywaniu potrzeb. Nie mogła wszak pragnąć, jeśli blokował ją wstyd.
Otworzyła się przed Remedium, decydując się rozpocząć unię dusz nie od słów, a gestów. Powiedzieli już dość, dość też grali ze sobą głupio się zwodząc, choć oboje wiedzieli już dawno, że... są sobie przeznaczeni. Pomimo przeciwności. Pomimo zawieruchy tej całkiem dosłownej i tej szalejącej w sercach.
Westchnęła głośno gdy kły Lodu zacisnęły się na barku w subtelnej pieszczocie, idealnym odbiciu tej, którą darowała jemu.
"Prowadź, Partnerko"
Ugryzła mocniej. Kły starły się z łuskami przy wtórze cichego chrobotu dając wyraz zaborczości. A po chwili ukoiła czające się widmo bólu pieszczotą języka. Zbierała wilgoć stopniałego śniegu, zapamiętując krzywizny rysujących się pod łuskami mięśni barku i dalej, dalej... do napiętych od bólu mięśni rozłożonego, lewego skrzydła, które przesłaniając blask księżyca, utopiło w mroku śnieżną połać pod nim. Wyciągając szyję, zrobiła kolejny krok ku Remedium. Bliżej ciała, bliżej serca, dopóki piersi nie zetknęły się, dopóki nie wyczuła jego ciepła i stałości. Nie po to, by się na nim wesprzeć, ale by zagarnąć je dla siebie, upoić się i w myślach nazwać swoimi.
Gdy tylko pozwoliła sobie pragnąć, zachłysnęła się siłą i czystością pożądania. Dopiero teraz rozumiała jego pełen wymiar, naglące pragnienie bycia bliżej z jednoczesną potrzebą ciągłego płonięcia, ale i ogromną chęcią spłonięcia w całości. Piękne, drażniąco-sycące uczucie.
Zadrżała wyraźnie, ale nie próbowała tego opanowywać, podobnie jak nie powstrzymywała cichych, naglących pomruków. Jej ciało, bez względu na to jak silne, poddawało się psychice, fali uczuć, które wyrazić można było jedynie gestami. Nie zaprzestawała więc wędrówki pyska wzdłuż ramienia skrzydła, parząc ostrą łuskę gorącem oddechu. Remedium pozwalał jej badać swoje ciało i ona korzystała z tego, choć wciąż jeszcze z rozmysłem, pomimo narastającej zachłanności.
Zamruczała głośniej, cofając głowę do lodowej grzywy, w tym samym momencie unosząc łapę do ugryzionego wcześniej barku i wczepiwszy weń szpony, pociągnęła lekko.
Bliżej... – jęknęła cicho, sunąć nosem przez błękitną miękkość, oddychając znajomą wonią.

Licznik słów: 506
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów

  Słodycz zapachu Popielnej, gra mięśni i drżenie jej skóry wespół drażniły powonienie i dotyk, gdy Lód upajał się narastającym w ciele napięciem. Potężne przypływy szczęścia i żądzy wraz z gorejącym oddechem samicy wzierającym pod łuskę, gdy raz po raz powracała pulsująca świadomość, że Zima jest z nim. Ugryzienie w bark i wędrówka kłów przez skrzydło przerodziły pomruk samca w gardłowy warkot wibrujący wciąż w krtani i wnikający w ciało partnerki, jakby to z jej gardła się wyrywał. Jej rozognione tchnienie topiło lód kolejnych barier jak zaklęcie wysnute z pradziejów życia w tym jednym celu właśnie. Jakby świat od zawsze wiedział, że wpadną w swoje objęcia i że to Zima weżre się w skute zmarzliną serce Remedium, on zaś będzie lekarstwem na tchnienie ponurej historii Północnej. Każdy dysk na futrzanej szyi sumiennie zliczały zaciśnięcia zaborczych szczęk, zwiedzając doskonałą linię grzbietu i odkrywając nowy wymiar wrażliwości Miękkiej. Wciskał się podgardlem i wił w drodze ku podstawie czaszki, pragnąc czuć każdy wrzynający mu się w ciało krąg, tłumiąc dreszcze wywołane ugryzieniem, by zaraz wzniecić je na nowo.
  Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu z taką bezwzględnością i głębią pokochać samicę. Że odnajdzie kogokolwiek, z kim będzie domagał się absolutnego scalenia- ciałem i umysłem. Istotę, którą chciałby objąć jak najściślej i już nie wypuścić, której byłby w stanie wciąż i na nowo oddawać wszystko i z której chciałby bez skrępowania czerpać do cna, w nieskończonym cyklu współistnienia. To przekonanie tylko pogłębił jej gest, kolejny krok ku niemu. Ponaglające pomruki Zimy były całkowicie zbędne, bowiem Lód obejmował ją już sercem najszczelniej jak potrafił. Danie temu uczuciu wyrazu było już tylko kwestią drażniąco odwlekanej chwili. Gorąc rozpływał się od jego klatki piersiowej po ich ciałach, i jakże Szarofutra nie pomyliła się w nazywaniu jego ciepła swym własnym: teraz to ona bowiem biła mu w piersi.
  Wspinaczkę ku czaszce zakończył w chwili, gdy ona napięła swą szyję najmocniej, jak potrafiła. Wtedy to chwyt szczęk zsunął tuż za uchem, gładząc jednocześnie zadrapaną skórę językiem, by po linii żuchwy dotrzeć na spodnią stronę przełyku. Sam podsunął jej grzywę pod pysk, odnajdując w tej pieszczocie jakiś niesamowity wpływ. Jakby szafirowy pas łusek i futro w nieładzie były szczególnie podatne na dotyk Partnerki. Nie miał wyboru innego jak prężyć grzbiet pod tym dotykiem, paraliżowany przez wiązki błyskawic biegnące jak oszalałe rdzeniem kręgowym. I gdy Tchnienie sięgnęła łapą jego barku, zaraz ustawił własną łapę w jej miejsce i podsunął się pod smoczycę, by smagnąć językiem delikatny splot włókien tuż pod żebrami.
  Nagle przeplótł drugą przednią łapę z tą, na której Popielna opierała swój ciężar, ugiął zadnie kończyny i wybił się do stójki, ciągnąc ze sobą ukochaną.
  I nagle okazało się, po co wciąż trzymał rozwinięte lewe skrzydło, gdy przygarnął nim Zimę wprost ku sobie.
  I nagle świat zawirował wokół, obracając się pod nimi, gdy Remedium cofnął jedną z nóg, a gwałtownym skrętem tułowia i jednym, długim krokiem wsparł Tchnienie o pień Pradawnego Drzewa. Izolując ją wciąż od kory swym skrzydłem, zamykając swoją smoczycę w półkokonie pomiędzy nim a własnym podbrzuszem. Lewa łapa, nawykła do wspinaczek górskich, uchwyciła się pewnie kory drzewa ponad skrzydłem, podsuwając się przy okazji ofiarnie obok łba Miękkiej i oferując oparcie. Prawą grał po podbrzuszu samicy, igrając i goniąc rozchodzące się po jej mięśniach reakcje na jego dotyk. Gdyby kiedykolwiek zaistnieć miał smoczy walc, niewątpliwie w finalnym akcie musiałby zawrzeć taki właśnie gest przygarnięcia. Blisko, bliżej, jak najbliżej piersi, coraz bliżej dopełnienia unii, choć wciąż oddalony jeszcze o drobny krok.
  I nagle znów ich nosy się stykały – Tak lepiej? – szepnął na zduszonym wydechu wprost do lewego puchatego ucha, tuż po tym jak otarł boki ich pysków. Pytanie zwieńczyło przygryzienie zgrabnego kształtu przy samej jego podstawie i przeczesanie go jednym, powolnym ruchem szyi aż po pędzelek na końcówce. Reagował ukontentowanymi mruknięciami, tym radośniejszy im więcej przyjemności mógł sprawić. Każdy gest był tutaj odbiciem oddania, którym bezgranicznie obdarzył Zimę. Należeć do siebie nawzajem na tylu płaszczyznach egzystencji, a wciąż nie ograniczać się w najmniejszym stopniu; przeciwnie zaś wspierać się we wszystkim. Cudowne, upojne uczucie złożenia swojego życia najdroższemu szafarzowi.
  Prawa łapa nagle znalazła się na lewym skrzydle Tchnienia, dociskając je lekko do pnia. Nie pozwalała jej jeszcze, by domknęła swą kończyną ich kokon, by stopić dwa smoki w jedno. W zamian Kobalt podjął się kolejnej pieszczoty. Mając przed sobą całe podbrzusze smoczcy, zaczął powoli uginać zadnie łapy, sięgając jak najniżej, sunąc kostną bródką, językiem, nosem i kłem z jednego boku na drugi. Drażnił ciało rantem pyska i ocierał się z wystudiowaną powolnością grzywą o jej pierś, w świeżym przypływie radości z jej wyboru. Serpentyną taką, coraz węższą, zaszedł aż na spód miękkiego brzucha. W smoczych skroniach aż łupało od nadmiaru zapachów, intensywności bodźców i targających emocji, które wlała weń Tchnienie. W ostatniej chwili przed przekroczeniem pewnej granicy swej podróży w dół- gwałtownie zboczył na lewą pachwinę.
  Wcisnął pysk w zgięcie udowe i dłuższą chwilę oddawał się namiętnemu podgryzaniu i wecowaniu językiem, z godną Uzdrowiciela cierpliwością wyczekując chwili, aż rozpalone pieszczotą ciało obrzmi z wierzchu tętniczkami i żyłami. Wtedy też zrealizował najperfidniejszą część całego planu: po całej tej gorącej pieszczocie, w nadwrażliwą skórę uderzyła nagle skoncentrowana strużka ostrego mrozu z nozdrzy Lodu. Smoczyca nie mogła go odepchnąć, wciąż z całych sił obejmowana kobaltowym skrzydłem. Smok zawarczał tryumfalnie; długo i przeciągle wprost w ciało partnerki, wzbudzając wibracje rozchodzące się po ich kościach. Niepomny na ewentualną złość Zimki odpowiadał, kojąc miejsce powolnymi, ciepłymi liźnięciami i ściągnięciem jej spojrzenia w dół, ku sobie, gdzie mogła obserwować jego ciągłe rozbawienie, teraz związane z formą fizycznych przeprosin, pozbawionych żalu za popełniony czyn. Cóż miał jednak poradzić? Jego umysł bez przerwy generował szalone pomysły na wszelakie tematy, więc naturalnym było że i w tej kwestii w końcu któremuś z nich ulegnie.
  Wyciągnął w końcu swój pysk z ciepłego na powrót zagłębienia i przytknął go tuż poniżej podstawy ogona smoczycy. Sypiąc iskrami ze ślepi ku dwóm przestworom burzowej chmurności nad sobą, począł cofać się jednym, finalnym pociągnięciem paszczą wprost ku górze. Sunął niespiesznie i powoli, nie odrywając się od Miękkiej aż ich czoła zetknęły się na całej długości. Oddech miał tak gorący, że w normalnych warunkach posądzałby siebie o Czarcią Grypę.
  Ostatecznie, sugestywnym i wyczekującym, zniecierpliwionym do bólu gestem poprawił chwyt lewej łapy na pniu i zwolnił chwyt prawej na skrzydle swej drugiej połówki, napierając zaborczo swym czołem na jej czoło.

Licznik słów: 1044
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Remedium swoją pieszczotą wybił ją z rytmu, sprawił, że jedyne co mogła zrobić, to wdzięcznie mruczeć, chłonąc przyjemność. Wtuliła nos w błękit, wyprężając szyję pod przyjemnie drażniącym dotykiem kłów sunących coraz wyżej i wyżej, zmuszających by w końcu uniosła pysk. Zrobiła to z nieukrywaną przyjemnością, przymknąwszy chmurne ślepia i odchyliwszy głowę, by wystawić policzek na pieszczotę rozwidlonego języka.
Z każdą chwilą stawali się coraz bardziej zuchwali, coraz pewniejsi, odnajdując w dotyku nie tylko przyjemność, ale i poczucie jedności. Czynili z tej chwili nieme przyrzeczenie, że od teraz należą do siebie w każdy możliwy sposób.
Gdy smagnął językiem miejsce pod żebrami, uniosła wyżej łapę i zachichotała niekontrolowanie. Łaskoczące uczucie szybko jednak ustało i zamiast niego poczuła lekkie szarpnięcie ku górze. Nie spodziewając się zmiany położenia, odruchowo oparła łapy na piersi uzdrowiciela by nie stracić równowagi, ani trochę nie przeczuwając co zamierzał zrobić. Zresztą, cokolwiek chciał zrobić, niczego w tym momencie by mu nie odmówiła. Była rozkosznie podatna na jego wpływ, odpowiadając żywo na każdą pieszczotę i każdy pomruk. Jeśli potrzebował jakiegokolwiek dowodu, że była jego, to właśnie je dostawał.
Po chwili granat objął szczelnie jej grzbiet, zadziwiając swą siłą. Trzeźwość myśli Zima zachowała więc na krótko, bo w więzieniu pomiędzy prastarym pniem a gorącym ciałem samca, nie było miejsca na rozsądek i logikę.
Jęknęła cicho, pierwszy raz czując się tak bardzo pozbawiona kontroli. Podświadomość chciała buntować się przed takim położeniem, przed zawierzeniem samcowi do tego stopnia, by pozwolić mu blokować możliwości obrony czy ucieczki, ale... Zima uciszyła ją z premedytacją, mięknąc w tym uścisku, namiętnie poddając się pieszczotom i chłonąc je całą sobą.
Zacisnęła powieki mrucząc cicho gdy szpony Remedium czesały futro podbrzusza, nieśpiesznie, drażniąc powolnością i podsycając płomień. Wciąż opierała się o jego piersi, więc teraz, bez udziału rozsądku, czarne pazury zachrobotały na łuskach w kolejnej reakcji na przyjemność, w kolejnym ponagleniu. Podniecenie narastało z każdym kolejnym szaleńczym uderzenie serca, zmieniając pieszczoty w torturę. Wyprężyła się ku Remedium, całą miękkością piersi i brzucha ocierając się o niego w bezwstydnym uwielbieniu, byle bliże i mocniej. Z uczuciem naparła na jego nos, a potem pysk, gdy przesunął policzkiem po jej własnym i zadrżała wyraźnie od gorącego szeptu.
Tak... – odparła cicho, uśmiechając się nieprzytomnie, ale tak naprawdę wciąż czuła niedosyt. Wciąć chciała zagarniać go łapami ku sobie, czuć wyraźniej, mocniej, dopóki nie utoną w sobie, nie staną się jednością.
Wciągnęła z sykiem powietrze czując sunące po uchu kły Lodu. Doskonale słyszała jego przyspieszony oddech, niskie pomruki i ciche mlaśnięcie języka, którego widmo dotyku czuła wciąż na szyi i boku pyska. To wszystko odbijało się echem w jej ciele wprawiając je w niekontrolowane drżenie.
Pewny chwyt na skrzydle przyjęła z pokorą, nie szarpiąc się w uścisku. Uśmiechnęła się tylko, odrobinę zaskoczona śmiałością i zaborczością uzdrowiciela. Widząc go po raz pierwszy nigdy nie przypisałaby mu podobnych cech. Nic się nie zmieniło, Lód nadal ją zaskakiwał, a ona odnajdywała piękno w każdym nowym jego obliczu.
Jeśli będziesz mnie... – Nie dokończyła, bo pysk samca zsunął się bardzo nisko, na chwilę wywołując w niej chęć osłonięcia się, ale gdy wyczuła dotyk języka w pachwinie oraz lekkie skubanie zębami, westchnęła głośno odchylając głowę, by w efekcie faktycznie wesprzeć ją o lewą łapę samca. Dreszcze znów obezwładniły ją, zniechęcając do jakiegokolwiek protestu. Remedium mógł wyczuć jak jej mięśnie spinają się i rozluźniają w rytm jego gestów.
Gdy odrobinę przywykła do drażniącego uczucia, potarła nosem o szafirowe przedramię.
...Jeśli będziesz mnie trzymał, nie będę mogła się odwdzięczać – dokończyła po chwili, zduszonym, rozbawionym pomrukiem. Odrywając głowę, by na niego spojrzeć, pochyliła się odrobinę, a nawet sięgnęła pomiędzy kobaltowe rogi i w pieszczotliwym geście podrapała skórę ukrytą pod błękitną grzywą. – Przyjemnie – zamruczała tuż przed tym jak bezdusznie chuchnął lodem na rozgrzaną skórę.
Pisnęła głośno kompletnie zaskoczona.
Bezczelny złośliwiec!
Podkuliła łapę i mocno zacisnęła pazury na grzywie samca, w przypływie gniewu szarpiąc ku górze, byle dalej od wrażliwego miejsca. Gdy tylko mogła zajrzeć w rozbawione, złote ślepia, wyszczerzyła kły w drapieżnym uśmiechu. Jej własne oczy roziskrzała mieszanka uczuć – podniecenia, agresji i przekory. Natomiast w brutalnie otrzeźwionym przez chłód umyśle pojawił się cały szereg pomysłów na to, jak się zrewanżować. Jeśli tylko będzie miała okazję...
Chodź tu – warknęła, kolejnym pociągnięciem zmuszając go do powrotu w górę, ale on nie zwracając na to większej uwagi, zniżył głowę bardziej, a potem perfidnie przeciągnął ostrością pyska po nadwrażliwym ciele, wyrywając z krtani Tchnienia kolejny jęk. Mógł wyczuć drżenie jej tylnych łap, które nieprzyzwyczajone do takiej pozycji, z trudem utrzymywały ciężar słabnącej pod wpływem silnych bodźców, smoczycy. – Jesteś okrutny... – poskarżyła się, ale na przekór miękkim słowom, zakleszczyła łapy na jego rogach i zdecydowanie pociągnęła go w górę. Tym razem nie oponował już, więc gdy tylko znalazł się w zasięgu jej języka, przeciągnęła nim po lśniących wilgocią niebieskich łuskach pyska.
Miękki ogon Zimy pieszczotliwie wspiął się po udzie samca i gdy on przyciskał czoło do jej czoła, ona strzeliła uwolnionym, prawym skrzydłem, rozkładając je gwałtownie, w tym samym momencie mocno zaciskając splot ogona i ciągnąc do tyłu, najzwyczajniej w świecie podcinając uzdrowicielowi łapę. Ale nie pozwoliła mu zachwiać się czy upaść bezwładnie. Nie uczyniłaby mu krzywdy. Wszystko było grą, zabawą, przekomarzaniem się, jednoczesnym przeciąganiem nieuniknionego i napędzaniem pragnień. Opiekuńczo objęła jego barki i naparła nań, a kiedy poddał się jej sile, objęła go miękkością czarnych piór.
Padli w śnieg. Wzburzony puch uniósł się i osiadł na futrze smoczycy połyskliwymi kryształkami. Ona natomiast, usunęła miękkość ogona z łapy Remedium i splotła ją z szorstkością jego ogona. Śmiało, mocno, bezwstydnie. Z jej pyska zawieszonego nad jego głową uciekały kłęby jasnej pary. Pazury przednich łap wspierała o jego pierś, zaś tylne łapy przeplatały się z jego, luźno wyciągnięte do tyłu. Tworzyli czarno-granatowy kokon, zamknięci w swoich skrzydłach, wpatrzeni w siebie, podnieceni i szczęśliwi. Tchnienie nigdy nie sądziła, że w jej życiu zdarzy się podobna chwila. Piękna, doskonała, taka dzięki której wszystko, cały świat nieważne jak okrutny czy niesprawiedliwy, stawał się piękny.
Z czułością zajrzała w błyszczące w półmroku ślepia uzdrowiciela, opierając nos na jego nosie.
Remedium?
Tchnienie?
Kocham cię.

Licznik słów: 1002
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Czuł się naznaczony. Napiętnowany i związany w najsłodszy możliwy sposób, doznając wciąż na podbrzuszu mrowiące uczucie po szponach Miękkiej, ciepły ucisk na nos od jej przyciskanego nosa, ogień podniecenia wzniecany rozgorączkowanym drżeniem jej ciała przywierającego do jego własnego, wilgoci samicy na swym pysku… – istniały niezliczone biliony powodów, by rozpieszczał ją coraz bardziej, czując się równie przynależny do niej, co ona do niego; równie wiodący co i wodzony w ich wspólnym trwaniu. Trwaniu które, w ten czy inny sposób, chciałby uznać za nieprzemijające i niezmienne.
  Gdy otarła się o niego z uwielbieniem, Tchnienie sama mogła wyczuć jak mocno oddziałuje na Remedium. Niskie mruknięcie przeszło w krótkie skomlenie, gdy w samcu aż zawrzało od tak jawnego, oczywistego gestu. Każde z nich nieustannie popychało to drugie coraz dalej, dążąc w tej ciasnej spirali ku ostatecznej wzajemności i dziw aż, że jeszcze nie rzucili się na siebie do cna, jak dwójka oszalałych z nienasycenia gadów.
  Uległość Zimy w jego skrzydłach była dlań na tyle zaskakująca, że w każdej chwili spodziewał się miłosnego odwetu. Jednak w oczekiwaniu na takowy korzystał do woli z jej miękkości, w zatrważająco szybkim tempie ucząc się, nawet bez uciekania się do maddary, jak prowadzić i jak podchodzić swoją partnerkę. Trąc szorstkim językiem i kłami o tańczące wraz z nim mięśnie uda smoczycy uśmiechnął się wąsko, słysząc jej ledwo wyduszony pomruk. W odpowiedzi wstrzymał się na chwilę, wrażając pysk na płask w pachwinę i spoglądając w jej żywe jak nigdy dotąd ślepia od dołu, nieomal służalczo. – Tchnienie moje, dopóki jesteś szczęśliwa, odwdzięczasz mi się po stokroć. – źrenice zwęziły się od uśmiechu, a głos choć nieco oszołomiony od targających Uzdrowicielem żądz, aż ociekał szczerością. Wwiercił się pyskiem i bródką w ciałko by zmienić sposób pobudzenia, nim wrócił do poprzedniej techniki, aż wreszcie strzyknął z zaskoczenia chłodem.
  Ach, ten pisk musieli usłyszeć w odmętach morskich; najgłębszych jaskiniach i najwyższych szczytach północy! Szarpnięcie za grzywę tylko wzmocniło siłę tryumfalnego warknięcia, a Lód tym łacniej podrążył ponownie zmaltretowaną pieszczotą pachwinę pyskiem, aż niezwykle sugestywnie udało mu się wcisnął chyba z trzecią część jego długości wprost w miękkie tkanki. Nie było to bolesne, lecz absolutnie niemożliwe do zignorowania, nawet po poprzednich staraniach Kobalta, by doprowadzić ukochaną na skraj zmysłowej pasji.
  Na chwyt smoczycy na swych rogach zareagował niechętnym poddaniem się, nie bez walki ustępując jej pola, spinając mięśnie naprzeciw jej sile i dekoncentrując Popielną pieszczotami. Zawarczał ponownie i otarł się już absolutnie bezwstydnie lędźwiami o uda smoczycy, w reakcji na różowy, mięsisty i ciepły język liżący jego pachnący świeżą swawolą pysk. Chodź do mnie.
  …ale równie dobrze pasowało mu, gdy zabrała go do siebie. Wierząc do ostatka w jej intencje zachował się w jej chwycie absolutnie bezwładnie, drocząc się swym marazmem i stawiając go naprzeciw dotychczasowej, zaborczej stanowczości. I to właśnie zostało mu wynagrodzone, gdy leżeli w końcu spleceni w idealnym kokonie, każde osłaniające drugie- absolutnie doskonały stan, w którym nie wypuszczą siebie dopóki każde z nich nie zwolni skrzydła; gdy wystarczy by jedno z nich stanęło w obronie uczucia, by ono przetrwało.
  Splatali ogony wspólnie, z równą śmiałością i bez najdrobniejszej niepewności. Gruby splot naprężał ich podbrzusza i nie było innego wyboru ponad ten, by ich ciała nie napierały wzajem na siebie całą swą powierzchnią. Lód sięgnął i objął lewą łapą partnerkę, dociskając do siebie tym mocniej, ocierając się niecierpliwie tylną parą kończyn o jej miękkie odpowiedniki oraz o ogony, teraz w zasadzie nierozróżnialne. Serce tłukło się w piersi z mocą, która zapewne była w stanie wpłynąć na pracę serca smoczycy. Wszystkie te zabiegi jednak nagle zwolniły, gdy tym razem to Tchnienie zetknęła ponownie ich nosy. Zapatrzył się bez pamięci w błękitno-szarą chmurność.
  – Remedium?
  – Tchnienie?
  – Kocham cię.
  Kobalta sparaliżowało na jedno uderzenie serca. Przy drugim zdołał nabrać powietrza wprost z wydechu Zimy. Dość, on już nie potrafił czekać. Po tym wszystkim, co dziś przeżyli, wyznanie partnerki było jak zerwanie ostatniej bobrzej tamy przez wiosenną powódź. Było przypływem, niepowstrzymanym i rodzącym następny, tym razem dalece głębszym od wszystkich poprzednich warkot.
  Lód przesunął się minimalnie na legowisku z pierzastego skrzydła, prowokując tym ruchem Zimę. Jednocześnie połowicznie zmrużył ślepia i obrócił łeb prostopadle w prawo, uchylając nieznacznie paszczę i drobnymi ruchami zachęcając Tchnienie do tego samego. Ich języki wyszły sobie naprzeciw na podobieństwo ogonów…
  Tą chwilę właśnie wybrał Lód, by obrócić nimi w lewo. W miarę, jak Zima wędrowała pod niego, zacisnął ostatecznie ogony, otworzył paszczę szerzej by objąć i zakleszczyć kły swoje między kły jej, jednym silnym wciągnięciem powietrza odebrać smoczycy dech i uczynić go swoim, zwiedzić językiem grotę jej języka, w końcu- złączyć się z nią.
  Jęknąłby cicho, gdyby nie fakt, że tętnica uderzała mu dziko o krtań coraz wyżej i coraz boleśniej, gdy począł korzystać ze wszystkich swych doświadczeń, by wniknąć w partnerkę jak najgłębiej; zatracić się do końca w ścisłej unii. Skrzydło przyciskało północną z nową mocą, Lód zaś czynił najwyraźniej wszystko, by utrwalić grzbiet smoczycy na swej błonie. Oddychali naprzemiennie wspólnym powietrzem, każde biorące wdech z wydechu drugiego i niewielkiej domieszki świeżego powietrza z kącików pysków, których nie dało rady połączyć. Nie było już mowy o barierach między nimi, również tych magicznych- do umysłu Zimy docierały wciąż doznania Kobalta, który pragnął za wszelką cenę przytłoczyć Tchnienie nadmiarem wszelkich bodźców. Zarazem Uzdrowiciel wnikał również maddarą coraz śmielej, poznając każde włókienko jej ciała, poszukując też jej najwrażliwszych miejsc, pod które zaraz się dostosowywał i które pieścił bez opamiętania. Uciszanie własnego ciała pozwalało mu przeciągać wszystko z chwili na chwilę. A Lód zawsze potrafił znaleźć jeszcze czas.
  Wyjący wiatr, jakby naśladując zazdrośnie rozognioną parę smoków, przycichł nagle. Remedium odsunął pysk, by ponownie zetknąć ich nosy. Napierał na szlachetny pyszczek delikatnie i spoglądał z głodem wyzierającym ze ślepi, wciąż nienasycony lecz ciekawy reakcji smoczycy na ten nagły spokój. Cofnął się na chwilę do lżejszych metod, delikatnie sunąc łbem przez szyję, barki i czoło Miękkiej, wyraźnie oddając pola partnerce.
  Jak na nieskończoną ironię losu, ten właśnie moment wybrał pewien srebrzysty szal, by spłynąć z góry, zbyt ciężki dla słabnącej wichury, i opaść w prost na smocze łby. Niebieskołuski zdawał się zupełnie nie zdawać sobie sprawy z tego, wracając ze swej eksploracji do czubka miękkiego pyska, bujając zaczepnie ogonami i coraz silniejszym wtulaniem siebie w Tchnienie dając jasno znać, jak dogłębnie raduje go jej obecność i jej uczucie. – Powinienem Cię porwać do Wody. – poskarżył się absolutnie rzeczowym głosem, rysując prawą łapą wzdłuż linii łączącej lewe skrzydło smoczycy z jej tułowiem, gładząc przy okazji kurtynę czarnych piór i na wężową modłę kołysząc nimi, wsparty na łapach i nosie partnerki.

Licznik słów: 1077
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Wyznanie przyszło jej z łatwością, kiedy tkwiła w uścisku skrzydła, darując kochankowi podobny. I nieważne jeśli odważna była jedynie dzięki uniesieniu, rozszalałej burzy pozytywnych uczuć wypełniającej ciepłem serce i lędźwie. Potrzebowała chwili kompletnej bezmyślności, wyciągnięcia łap ku wypieranym pragnieniom. Dzięki temu odnalazła siebie i mogła być nie tylko dla Remedium, ale przede wszystkim... z nim. Z nim na równi.
Patrzyła mu w oczy, kiedy szeptała wyznanie. Tonęła w bezkresie złota, karmiła się uroczym zaskoczeniem, a gdy w zdumieniu zaczerpnął tchu, ona... była jego tchnieniem.
Przez jej pysk przemknął słodki, niewinny uśmiech jakby w odpowiedzi na jego drapieżny, niski pomruk. A potem świat znów zawirował, najpierw w przenośni, kiedy zachęcając, by rozchyliła pysk, wdarł się w niego gorącym językiem. Dziwna, niezwykle intymna pieszczota wyrwała z krtani Zimy cichy, uległy jęk, który stłumiło natarcie Lodu. Mimo zaskoczenia, wysunęła język, z fascynacją dołączając do przedziwnego, podniecającego tańca. A im dłużej trwali w pocałunku, tym bardziej Tchnienie zatracała się, dzieląc się naglącymi pomrukami i niecierpliwymi pociągnięciami łap, badających szorstką łuskę szerokiej piersi. Wtedy świat zawirował dosłownie. Lód z łatwością, zaskakując swoją siłą, obrócił czarnofutą i przykrył własnym ciałem. Swoim ciężarem wycisnął z jej płuc powietrze, ale czuła, że wcale nie musi oddychać. To, jak wiele innych przyziemnych rzeczy, nie miało teraz znaczenia. Znów utkwiła uwięziona pomiędzy nim, a chłodnym podłożem. Pomiędzy rzeczywistością, a snem, gdzieś na morzu rozszalałych pragnień. Nie czuła chłodu. Nie czuła bólu. Zatracona w bliskości zacisnęła palce na kobaltowych bokach.
Ona jęknęła.
Słodki wyraz rozkoszy wdarł się w pysk Lodu, kiedy Zima porażona siłą doznania utraciła rytm pieszczoty, ale też rozsądek i oddech. Ale nawet bez tego mogła dalej istnieć, kiedy to on był jej powietrzem i jej logiką. Poddała mu się. Oddała w całości, z pasją wczepiając pazury w ostre łuski, przyciskając ciało partnera bliżej, choć nie było między nimi żadnych barier. Jakby chciała by czerń i granat dosłownie stopiły się, na zawsze zostając jednością.
I stali się. Na wszystkich możliwych płaszczyznach. Podzielili ciała, oddechy i magię. Zima nie wiedziała już gdzie kończyła się ona, a gdzie zaczynał Kobalt. Mniejsza ilość powietrza i mnogość doznań sukcesywnie pozbawiały ją kontaktu z rzeczywistością. Nie zastanawiała się dlaczego czuła nie tylko siebie, ale i partnera, jakby faktycznie wniknął w nią także duszą. Jakby czuła za nich dwoje. Nie było już żadnych barier. Nic nie powstrzymywało ją, by całkiem poddała się obezwładniającej przyjemności i po raz pierwszy osunęła w bezwzględne zatracenie. Była głucha na cichnący wiatr. W uszach miast niego świstał wicher dzielonych oddechów i oszalały szum krwi.
Gdy Lód odsunął pysk, Zima głęboko zaczerpnęła tchu, drżąc w jego objęciach. Wbiła w niego spojrzenie pociemniałych i rozszerzonych przez ogrom doznań, oczu. Dopóki ostatni elektryzujący dreszcz nie wybrzmiał, zdawała się nie dostrzegać kochanka, zbyt obezwładniona, bezsilna w obliczu dosadności uczuć. Dopiero po chwili rozluźniła się wyraźnie, a widząc jego niemożliwie spokojne oblicze, mruknęła oburzona na żarty. Złożenie jakichś porządnych zdań wydawało się teraz niemożliwe, więc mruczała tylko, gdy przesuwał nosem po szyi i piersi, wciąż pieszcząc, choć na szczęście jedynie fizycznie. Miała wrażenie, że kolejny podobny natłok emocji zmieni ją w rozedrganą, rozbitą i bezbronną kulkę futra.
Z roztargnieniem przesunęła łapy na kark Remedium, drapiąc go pieszczotliwie. Czuła jak przyciska ją do siebie jeszcze mocniej i bez wahania odwzajemniła gest, zuchwale odpowiadając na każdy ruch, choć teraz, będąc nasycona bliskością, działała wolniej, z rozmysłem.
Przełknęła ślinę, starając się wydobyć ze ściśniętej krtani choć jeden szept, ale wzrok przesłonił jej delikatny materiał. Potrząsnęła głową, odruchowo go zrzucając. Przez zamroczony umysł przemknęła myśl "czy to ten sam?" i choć chciała coś powiedzieć, Remedium ją ubiegł.
Nie myśl o tym teraz... – chrapliwy szept uciekł z jej pyska w tej samej chwili, gdy na modłę Lodu, otarła się oń wężowym, zmysłowym ruchem, przyciskając swoje lędźwie do jego.
Drażnił ją swoim spokojem. Tym, że potrafił się opanować, kiedy ona na jego oczach kompletnie się rozpadła. Przesunęła więc językiem po jego szyi, bezwstydnie i z nieukrywaną przyjemnością odpowiadając na każdy kolejny ruch, chcąc na nowo go uwieść, choć właściwie wcale nie musiała. Była dla niego. Dla niego mruczała cicho i w upojeniu ciągnęła lekko za błękitną grzywę, tym częściej od kiedy dostrzegła, że tym drobnym gestem sprawia mu przyjemność.
Za dużo myślisz – wydyszała za chwilę, z czułą przyganą spoglądając mu w oczy. Niech nazwie ją hipokrytką, ale... – Używanie magii? W takiej chwili? – prychnęła ze śmiechem, pomiędzy płytkimi oddechami. To nie tak, że jej się nie podobało, jednak po stokroć bardziej wolałaby, by jak ona zatracił się zupełnie... Nagle przymknęła ślepia i odchyliła pysk, kiedy kolejne ciepłe dreszcze brały ją w posiadanie. Zamruczała z pretensją.
Głową przycisnęła porzucony szal do wzburzonego śniegu, nieświadomie w całości ściągając go z szyi kochanka. Delikatny materiał opadł na ziemię, kompletnie przez nią zapomniany.

Licznik słów: 783
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Zwykle we wszechświecie panowała reguła przekory. Gdy coś reagowało na jakiś bodziec, tak usiłowało kierunkować swe wysiłki, by przeciwdziałać wywołującemu je zjawisku. Na żadnej płaszczyźnie nie miało to przyłożenia do Zimy i Lodu. Byli jak łańcuch reakcji na siebie nawzajem, które dążyły do pobudzenia coraz żywszej odpowiedzi. I nawet wtedy, gdy zdawało się, że bliżej już być nie mogą- chwytali się i napierali mocniej. Może to wynikało z tego, że każde chciało czuć, jak to drugie płonie równie jasno. Może po prostu nie mogli się sobą nasycić a może, najzwyczajniej w świecie, stwierdzili, że są dla siebie rozpałką, iskrą i powietrzem zarazem. Bowiem Tchnienie pomyliła się w swoim osądzie- jej wyznanie popchnęło Remedium ku zatraceniu w świecie, który składał się tylko z niej. Ze słodkiego zapachu, parzącej wilgoci oddechu; z całej fizyczności od delikatnego pofałdowania we wnętrzu jej podniebienia tuż za kłami po najdrobniejszą kostkę na końcu ogona. Ale i z całej uczuciowości, od codziennego stoickiego, wyważonego spokoju, po najgłębszy gorąc uczuć, który przeznaczyła jemu a w który zanurzał się bez najmniejszych skrupułów.
  Poznawał puls jej serca, tego bijącego w piersi i tego alegorycznego.
  Poznawał i w tym drugim chciał złożyć wszystko, co mógł. Czuć, że będąc z Zimą jest kompletny, że gdy nie ma jej przy nim, to jakby utracił jakąś część, której istnienia wcześniej nawet nie przeczuwał. Część piękną, której utracić już za nic nie chciał.
  Więc ściskał swe Tchnienie jeszcze mocniej. Ona ściskała jego. Jeszcze mocniej. Fioletowe szpony opijały się wokół cudnie zarysowanych, silnych mięśni smoczycy, szare szpony wrosły w jego boki chyba silniej, niż łuska pod którą sięgnęły. Ogony spletli nieświadomie z taką mocą, że wedle wszelkiej miary powinni wyć z bólu przez nacierające na siebie kręgi.
  Nie wyli.
  Ściskali tym mocniej nie akceptując, że zieje między nimi jakakolwiek luka. Ból nie miał prawa wstępu do świata, który składał się tylko z nich. Miał natomiast wstęp moc innych doznań, swą prostotą, ale i absolutnym brakiem barier pieczętująca ich dwójkę ze sobą. Nic tak nie dowodziło pełni uczuć drugiego z nich, jak właśnie ta bezwzględność; niczym innym nie potrafiliby dowieść własnych z taką mocą. Ὅπερ ἔδει δειξαι.
  A jednak mógł się nią upoić jeszcze bardziej. Gdy Zima przeżyła swe pierwsze chwile i odsunął pysk by podziwiać, jak ściemniało jej spojrzenie i jak drży we własnym upojeniu. Wciąż jeszcze czuł, jak smoczyca reaguje na jego obecność, co tylko pchało go do kolejnych śmiałych pomysłów. Zima więc oburzała się na żarty z jego powagi i spokoju, dla Kobalta zaś zapadanie się w stan horrendalnej ostrości myślenia i postrzegania był wywołany przebiciem się na drugą stronę zatracenia w niej. Nawet, jeśli fizycznie jeszcze nie osiągnął tego stanu, to po prostu taki był: psychika wyprzedzała ciało o kilka kroków. Zupełnie poważnie, popychany przez jej bliskość, sięgnął spojrzeniem wprost w ściemniałą tęczówkę, i poszukiwał w niej geometrycznego piękna i sensownej złożoności.
  Nie zdziwiło go zupełnie, że znalazł. Fakt, że Tchnienie dążyła do doskonałości był dlań faktem oczywistym. Również faktem niezmiernie szczęśliwym. Tego w tej chwili i dla niego nie spełniał srebrzysty kawałek materiału który plątał się między nimi, potwornie zapomniany. Rzekłbyś: niekochany.
  Dlatego zwiedzał pyskiem wciąż i na nowo każdy kawałek popieli, który bez odsuwania się mógł zwiedzić. Dlatego tak żałował, że nie będą mogli żyć razem. Chyba, że porwie ją jakoś do Wody. Jej odpowiedź wyrwała mu z gardła mruknięcie. Najpierw niezadowolone, później całkiem zadowolone, gdy dorzuciła odpowiedź niewerbalną, wychodząc mu naprzeciw. Chciał coś odpowiedzieć, ale starania Tchnienia spacyfikowały go doszczętnie. Jej zachowania były klarowne i nie pozostawiały mu pola do wyboru. Z resztą, nie miał ochoty na wybór.
  Miał ochotę tylko prężyć grzbiet i odpowiadać własnymi pomrukami i zdecydowaniem na łapę eksplorującą mu grzywę. Łasił się pod pieszczotę języka i szponów, podsuwał podstawę czaszki i czoło pod łapę smoczycy, a jednocześnie starał się jak mógł wszystko jej utrudnić, sięgając po najprostszą metodę zajęcia czymś uwagi samicy, jaką w obecnym położeniu dysponował. Cóż, nie ma co ukrywać- swoją uwagę zajmował w ten sposób równie skutecznie. Teraz jednak Zima miała przewagę, ponieważ nasyciła się już i zaczęła kierować swoje starania na jego przyjemność, podczas gdy on…
  …ach, albo jednak nie. Skwitował z niemałym zadowoleniem, gdy smoczyca z pomrukiem wyciągnęła szyję wstecz. Wzmocnił chwyt i zniżył się nad nią, przysuwając pysk do ucha i wyrzucając na krótkich oddechach odpowiedź na jej dotychczasowe „nie myśl o tym”. – To wszystko przez Ciebie, Tchnienie- magia, myślenie... Jesteś wspaniała, pogódź się z tym. – niesamowite jak krótkie dwa zdania może być ciężko wypowiedzieć i na dziewięciu wydechach, a tyle mu to w tej chwili zajęło. Czuł się, jakby obiegł wokół całą wyspę Nenyi ze Szranków a wciąż odnajdował w sobie siły na kolejne okrążenia. Cóż, jak już udało mu się wspomnieć- Zima jest wspaniała.
  Przywarł szyją do jej szyi, wspinając się jak najwyżej i przyciskając jak najbliżej smoczycy, aż wczepił się czubkiem pyska w zgięcie gardła Zimy. Miękkie ciałko tuż na podgardlu zassał mocno i pochwycił zębami, łagodząc i potęgując zarazem uczucie językiem, chcąc zlizać całe pokłady jej smaku. Aż zmrużył ślepia, rozkoszując się swoim zwycięstwem. Cóż, jej w zasadzie też, choć maskowała to pod pretensją w pomruku. Zatrzymał się gwałtownie, a później zaczął tańczyć po swojemu.
  Opadał na nią powoli, dając sobie czas na wszystko. Mógł zgłębić na nowo każdy najmniejszy detal jej ciała, wyczuć grę mięśni barków, które obejmował, zliczyć każde żebro, rozczesać wzrokiem każdy włosek na kochanym pyszczku. Puścił podgardle i wsiąkał zapach wprost z jej rozchylonej paszczy, śledził językiem dumne szczyty kłów jej górnej szczęki… i tonął coraz silniej w obejmującym go coraz mocniej doznaniu, ściągającym całą uwagę. Musiał zwalczać w sobie wielką potrzebę, by dokończyć jak najszybciej, bo przyjemność wynikająca z tego jednego, powolnego ruchu była aż bolesna.
  Mieli jeszcze chwilę krótką chwilę nim całe napięcie, które budowało się w jego kręgosłupie od samego początku odnalazło wreszcie rozwiązanie. I tak, jak rzeka, nieważne jak długa, wystąpi na końcu ze swych brzegów i wleje się niechybnie do morza, tak i na Remedium przyszła ta pora. Gwałtowny wyprost szyi skwitowało dosadne kłapnięcie paszczą, zatrzymujące ryk jarzący się w trzewiach niczym głownie. Nie chciał go- odruchu zwycięstwa i dominacji, jakby musiał komukolwiek bezmyślnie ogłaszać, że posiadł Zimę. W zamian skurcz przepony tylko wzmógł rwące uczucie. Ich ogony wyprężył najmocniej, jak potrafił, tylną lewą łapą zdołał jakimś sposobem wspiąć się aż na udo smoczycy. Nade wszystko jednak- nie chciał widzieć nic poza nią. Przełamując błyskawice paraliżujące mu kręgosłup, schylił łeb nagarniając przy tym partnerkę skrzydłem, i zetknął ponownie nosy, by wpatrzeć się w głębię burzy i utonąć w tym widoku mimo mroczków pulsujących mu w polu widzenia. Trwało to może dwa-trzy podzielenia oddechu- w każdym z nich jeden wziął, a jeden oddał.
  Osunął się, zdolny teraz wyłącznie do lekkich pieszczot i łapania powietrza. Nawijał sobie na szpony kosmki popielatej sierści, i wypuszczał ciągnąc lekko. Pocierał nosy i żeglował lekko wzdłuż wycięcia paszczy partnerki, podobnie eksplorując wzrokiem jej cudne, nieskazitelne ślepia. Znał już każde, najmniejsze włókienko jej ciała. Zwiedził wzrokiem, maddarą i dotykiem każdą nierówność mięśni wszechstronnie uzdolnionej wojowniczki, każdą kostkę i każdą krzywiznę łba. Mógłby ją wymalować z pamięci na ścianie groty tak, że otoczenie witałoby się z nią jak z żywą. Kochał ją. Naprawdę, mocno, szczerze i bezgranicznie, i chciał, by wciąż odczytywała to na nowo z każdego, najdrobniejszego z jego gestów. Jedno bujnięcie ciałem obróciło ich tak, że leżeli teraz na bokach i obok siebie, co znacznie ułatwiło wiele takich gestów. Jego skrzydło pod nimi, na ubitym śniegu, jej niczym czarny baldachim wokół. Tylne łapy wciąż przeplecione pod i nad ogonami.
  Nie potrafił przestać mruczeć Jej Imion, i wciąż słał ku niej wizję tego, co czuł. Było to niezmienne w formie, lecz pulsujące nową mocą teraz, gdy wiedział że i ona jest pewna. Jednym płynnym ruchem nadgarstka przeniknął przez warstwę futra na piersi i wplótł łapę najbliżej serca smoczycy, jak tylko mógł, nie odrywając wzroku. Zapewne gdyby dostał w tej chwili wezwanie od konającego na Arenie, nawet by się nie zorientował. Odkrycie naukowe mogło podejść i kopnąć go w czoło z równą skutecznością, co kamień. Była Ona. I nic więcej.
  Aż wpadł na pomysł, bez czego i tak wytrzymywał wybitnie długo jak na siebie. – Zima, chodź! Usiądźmy sobie razem gdzieś na Pradawnym Drzewie. Jeśli zaś wichura jeszcze zmaleje, to przywitamy poranek lotem, hm? – cóż, pomysł bardzo mu się podobał, tylko był jeden szkopuł: wymagał choć na chwilę odsunięcia się od Miękkiej, a do tego stanowczo mu się nie spieszyło. Czekał więc na jej aprobatę, i na pokaz jej silnej woli. Doszedł bowiem do wniosku, że nie dysponuje ani odrobiną własnej, jeśli chodzi o bliskość partnerki.
  Podobało mu się to.
  Lecz zanim wstali, wciąż trzymając łapę przy jej sercu, obejrzał ich dwójkę krytycznie. Drugi komplet szponów przeczesywał skołtunione futro na podbrzuszu, lecz tym niewiele poradził na pozlepiane śliną pasma na pysku, szyi, torsie... Spoglądając wzdłuż własnego pyska zobaczył mnogość drobnych płatków zasychających i odpadających powoli od jego łusek, jakby przechodził linienie. Zjechał spojrzeniem niżej; tam, gdzie wciąż byli złączeni. Uśmiechnął się nieco drapieżnie: oj, poniosło ich. Cofnął pysk ponownie na spotkanie Zimy. – Najpierw tylko napijmy się i opłuczmy nieco. W drodze na miejsce mijałem dobry strumień. – w oczekiwaniu na decyzję bez ustanku czesał jej podbrzusze i bark, co przerwał tylko na chwilę, by wskazać łapą kierunek na strumyk. Drugiej łapy jednak nie zdejmował z klatki piersiowej, wciąż drażniąc jej skórę pazurami. Ba, mruknął zawadiacko i zaraz łapa została tam zastąpiona przez język, chwytający najlżejsze wahnięcia pulsu i eksplorujący przestrzeń ciepłą, wilgotną szorstkością. Rzucanie pomysłu na powstanie wcale nie oznaczało przecież, że należy od razu jego realizację ułatwiać.

Licznik słów: 1577
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Byli łańcuchem zależności, a może wzajemnie wpychali się w ogień, by w końcu spalić się w nim bezpowrotnie? Jaka była szansa, że po przedwiosennym uniesieniu wciąż będą pragnąć siebie tak mocno? Może to jedynie burza wywołana skłębionymi słowami popchnęła ich w swoje ramiona, a gdy chwila zatracenie minie, mnogość różnic ich osobowości zniweczy przyszłość?
Nawet jeśli wszystko miałoby okazać się potem jedynie przyjemnym wspomnieniem, Zima zatracała się w żywym uczuciu do uzdrowiciela. Chciała uczynić z niego swoje osobiste remedium na całe zło tego świata, uciekać w opiekuńczość granatowych skrzydeł za każdym razem kiedy będzie uginać się pod ciężarem zagubienia. W chwili gdy splatali ze sobą ciała tak mocno, kiedy patrzyli sobie w oczy tak głęboko, pragnęła na zawsze zachować w pamięci obraz jego spojrzenia. Chciała w chwilach słabości przywoływać go, by dodał jej odwagi i był przypomnieniem, że (choćby i przez kilka chwil) była dla kogoś całym światem.
Kontrolująca natura Zimy poddała się zupełnie, bez walki oddając pole. Och jak słodko było słyszeć, że jest się wspaniałym! Uciszana księżycami próżność nakarmiła się komplementem, zamruczała ukontentowana, zupełnie zagłuszając niepokój przed zawiedzeniem oczekiwań. Nie tu, nie teraz. Może nigdy. Może naprawdę była wspaniała?
Jęknęła ochryple pod naciskiem kłów – przegrana czy wygrana, jakie to miało znaczenie? Teraz była nieprzytomna, a w przebłyskach racjonalności oddawała się w ramiona głupiemu szczęściu.
Kolejny raz głęboko zaczerpnęła zimowego powietrza, czując, że w płucach wciąż było go zbyt mało. Upojna powolność Lodu zdumiewała ją i choć pokazywał jej przecież swoją pasję, pomrukami kwitował przyjemność i z lubością wciskał pysk w miękkość futra, ona zazdrośnie pragnęła uczynić go równie bezmyślnym w szaleństwie. I to, że nie była w stanie, że... nie wiedziała jak, odbijało się w jej ciele jakąś irracjonalną frustracją. Ale z drugiej strony, przecież mieli czas wielu księżyców, bez pośpiechu mogli się sobą sycić, choćby i do kolejnej nocy. Skąd więc ten lęk? Zima wiedziała, że nagła potrzeba wyłączenia myśli, zatracenia się w doznaniach była dla niej ucieczką, dlatego gdy do głosu dochodził rozsądek, burzył magię chwili głupimi myślami. Była przekonana, że to może dopaść także jej kochanka, a to było ostatnim, czego dla niego chciała. Jednak wspaniały Lód wydawał się godzić ze sobą namiętność i logikę, zaskakując Zimę kolejny raz. Wtedy po raz pierwszy pomyślała o nim jak o zagadce, pojęła jak niewiele jeszcze o nim wiedziała, jak bardzo nie rozumiała jego sposobu myślenia i postrzegania rzeczywistości. Ale jakikolwiek Lód był pod swoją powierzchownością, teraz każdym gestem i spojrzeniem zapewniał ją o wyjątkowości uczuć, które ich połączyły. Cóż więcej pozostawało jej więc jak poddawać się wymierzonym pieszczotom i czułym słowom? Nie zaprzeczy im, bo sama chciała wierzyć w prawdziwość tego, co się działo. I utwierdzała w tym siebie oraz jego odpowiadając na każdą pieszczotę jak tylko mogła, choćby jedynie jękiem czy roztargnionym gestem.
I gdy w jego gardle narastał jęk, kiedy wyprężał grzbiet w ekstazie, ona uśmiechała się oszołomiona, rozradowana pokazem, który rozgrywał się na jej oczach. Ból jaki sprawiało napięcie ciała, czy wbijające się w ciało pazury, nie miał znaczenia. By ujrzeć ten obraz jeszcze raz, bez wahania wystawiłaby się na większe cierpienie.
Mój… – szepnęła, zaciskając skrzydło. Nos przy nosku, kolejna porcja dzielonych oddechów. Widok bezbrzeżnego uwielbienia w ukochanym złocie. Jeśli to, co teraz czuła nie było szczęściem, to nie wiedziała co nim jest.
Rozluźniła się kiedy ciężar Kobalta stał się większy. Nie ruszyła się jednak, choć lekko wyswobadzała z uścisku ogon, który teraz zaczął odzywać się bólem. Całe jej ciało okazało się obolałe i zmęczone. Powoli też wracało leciutkie pieczenie łapy. Ale i ten dyskomfort znosiła z łatwością. Lód swoimi zabiegami koił go wciąż i wciąż, nawet teraz.
Czym zasłużyła sobie na tak wielkie uwielbienie? A może Kobalt, wbrew temu, co o nim myślała był po prostu bardzo kochliwy? Przecież… czy nie darzył podobnym uczuciem jakiegoś dwunoga?
To bezsensowne po tym, co się między nimi wydarzyło, ale intensywność z jaką na nią patrzył, onieśmielała ją. Podobnie jak czułe słowa i kalejdoskop uczuć, którymi dzielił się z nią bez najmniejszego skrępowania. Owszem, nie było pomiędzy nimi już żadnych niedopowiedzeń, ale wciąż... dla Zimy było to zupełnie nowe. Piękne, niemal nierealne, ale wciąż obce. Kiedy żar wygasał zostawiając ciepło czułości, w myśli wdzierały się pytania i obaw. Kobalt jednak wydawał się zupełnie niepomny komplikacji. Był szczęśliwy tak bardzo, że w całym swoim życiu, Zima nie widziała nikogo równie upojonego szczęściem. Mogła dzielić z nim to uczucie, choć dla niej to wciąż było… odrealnione.
Gdy przekręcili się na bok i Lód wsunął łapę w futro na jej piersi, Zima przycisnęła ją mocniej swoją własną łapą. Uśmiechnęła się rozczulona.
Problem leżał w tym, że oboje w kwestii wstawania pozbawieni byli silnej woli. Tchnienie z uroczym pomrukiem wtuliła pysk w jego pierś i pokręciła głową.
Jeszcze nie... – zamarudziła, ocierając się i mrucząc jak kot. – W czasie lotu będziesz zbyt daleko – poskarżyła się, zaciskając łapę na jego boku. Poprawiła ułożenie skrzydła, którym otulała partnera i nim też poprawiła chwyt. Nagle to o czym mówił Lód, wydało się bardzo istotne. Może dałaby się porwać do Wody? Czy Tembr miałby jej za złe? Westchnęła głęboko, bijąc się z myślami. A może Lód dałby się porwać do Ognia? Szybko jednak odepchnęła od siebie chęć złożenia mu takiej propozycji. On, w przeciwieństwie do niej, urodził się w Stadzie. Miał tam na pewno wielu przyjaciół, całą rodzinę...
Miał?
Jak niewiele o nim wiedziała.
Tkwili przytuleni jeszcze długo, zanim Zima zdecydowała się w końcu odsunąć od ciepłego ciała uzdrowiciela. Ją zdecydowanie szybciej dopadła niepewność przyszłości, a jednak zaśmiała się radośnie na komentarz pod adresem stanu łusek i futra.
Nie przeszkadza mi to – odparła, unosząc łapę do pyska Lodu. Pieszczotliwie objęła jego policzek, a potem krótko, zaczepnie liznęła go w nos. – Masz. Jeszcze trochę śliny – zachichotała, ale on w odwecie znów przeczesał językiem futro na jej piersi, wywołując kolejną porcję chichotu. Wsunęła palce w roztrzepaną grzywę i zamruczała z aprobatą.
Chyba naprawdę muszę wstać, bo odnoszę wrażenie, że jesteś skłonny mnie pożreć. – Zadziornie capnęła go w liliową błonę z boku pyska. – Jak zjesz mnie teraz, nic nie zostanie na później – szepnęła mrukliwie, w końcu odsuwając pysk i składając skrzydło. Powoli podniosła się z ziemi i oceniła stan swojego wyglądu. Jej futro było w całości posklejane i to nie tylko od zabiegów partnera, ale po prostu od topniejącego śniegu w którym tarzali się nieprzytomnie. Otrzepała się, strosząc sierść, choć niewiele to dało.
No dobrze, chyba przydałoby się małe odświeżenie – przyznała z kwaśnym uśmiechem, a potem przyjrzała się samcowi uważnie. – Dobrze się czujesz, nie jest ci zimno?

Licznik słów: 1086
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Na swój sposób zabawne było to, że Lód, choć ewidentnie znacznie bardziej idealistyczny od Zimy w kwestii uczuć, był zarazem- zupełnie poważnie i rozsądnie- pewniejszy ich trwałości, przynajmniej ze swojej strony. Wiedział bowiem, że Tchnienie była dokładnie tym smokiem, przy boku którego chciałby trwać naprzeciw wszystkiego, co może ich spotkać. Wyraz temu dawało w jego przypadku nie zatracanie się bez reszty w fizycznej przyjemności, lecz spoglądanie na ich akt jako część większej całości, na sposobność do jeszcze lepszego poznania smoczycy i wpłynięcia na nią. Dla niego różnice w osobowości były spoiwem pozwalającym ich dwójce ciągle wzajemnie się zaskakiwać; podobieństwa zaś były akurat takie, by odkrywać siebie nawzajem z radością.
  To pozwalało mu więc jednocześnie na oddawanie się namiętności i pozostawanie na najwyższych mentalnych obrotach. Inna sytuacja byłaby po prostu sprzeczna z jego naturą, choć natura ta nie wykluczała wcale popychania Tchnienia ku zatraceniu. Jeśli tego potrzebowała ukochana Popielna, nie było mowy o tym, by Remedium jej tego nie dał. Chciał ją ośmielić i dać w pełni rozkwitnąć jej własnej naturze, nie zaś usiłować ją odmienić. Nigdy. Chodziło o utrwalenie jej nowo nabytej pewności siebie i danie chwili odpoczynku po całym wieczorze na Samotnym Pagórku, gdzie rozniósł jej poczucie bezpieczeństwa na strzępy swą śmiałością i bezpośrednim podejściem.
  Dlatego był zaniepokojony, odczytując frustrację z jej ciała tuż przed własnymi ostatnimi chwilami. Nie spodziewał się, by aż tak wzięła do siebie własne stwierdzenie „Za dużo myślisz” i obawiał się, że coś robi źle, czyniąc partnerce krzywdę. Dla pewności sprawdził, czy nie sprawia jej silnego bólu, czy nie wbija szponów pod skórę. Nie miał w tej chwili jednak sił by zadawać pytania o faktyczną przyczynę jej niepokoju- raz, że zrujnowałby tym ich moment; dwa, że czując wzbierający w nim przypływ spazmów najzwyczajniej go to przerosło.
  – Twój. – zdołał tylko potwierdzić czułym syknięciem, gdy już rozluźniał się i opadał na podbrzusze Miękkiej, tuląc się i poddając sile jej skrzydła. Czuł się jak uleczony, nareszcie szczęśliwy, mając tego jednego szczególnego smoka, dla którego warto żyć.
  Natychmiast poluzował ogon, czując jak Tchnienie daje swoim mięśniom wypocząć. Dopiero wtedy z resztą poczuł, że sam jest nie mniej wymęczony, smoczyca bowiem równie chętnie uciekała się kłów i pazurów, co objęć i utuleń. Nie przeszkadzał mu jednak pokaźny zestaw śladów na bokach o podbrzuszu. Wszystkie te rysy na łuskach i płytach podbrzusza składały się na podpis, który Zima na nim pozostawiła, a który cieszył go jeszcze mocniej.
  Obserwacje, które poczyniła, były jak najbardziej trafne: stan ducha Remedium oscylował na granicy niedorzeczności. Ale też, z drugiej strony- w bardzo krótkim czasie ich dwójka przeszła naprawdę wiele, i po siódmej części doby spędzonej na usilnych próbach wysnucia trwałej decyzji z burzy i niepewności smoczycy, najzwyczajniej w świecie sycił się tym tryumfem. Poza tym, trzymając łapę przy jej sercu, drugą obejmując teraz jej łeb wtulony we własną pierś, nakryty skrzydłem smoczycy czuł się… bezpieczny. Jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało, Lód po prostu oddał się temu poczuciu, że każde z nich chce chronić i trzymać przy sobie drugie. Gładził więc jej szyję wiedząc, że trzyma w objęciach wojowniczkę zdolną w każdej chwili stanąć przy jego boku.
  Na jej marudzenie zareagował niskim, schrypniętym ze zmęczenia śmiechem, z którym ujął jej dumny łeb w zgięcie własnej szyi i lekko przycisnął do siebie spodem kanciastej szczęki. – Tchnienie moje, jedno twoje słowo i będę przy tobie. Zawsze. – na jej poprawienie chwytu łapy i skrzydła odpowiedział, korzystając ze znacznej długości własnych skrzydeł. Tak więc wygiął to, które udzielił smoczycy jako legowiska i objął od góry ich dwójkę, nakrywając roztoczony nad sobą pierzasty majestat czerni. – No dobrze, to nie zmienia faktu, że wspaniale jest mieć Cię bliżej. – przyznał rozbawiony. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo te słowa współgrały z obecnymi myślami Zimy.
  Wzajemnie niewiele o sobie wiedzieli.
  Lgnęli przecież do własnych charakterów, nie do historii. Tą zaś Lód dzieliłby się raczej niechętnie. Dotychczas jego życie osobiste miało wybitną tendencję do trzaskania go rozpędzonym ogonem po pysku. Myśląc o tym w tej chwili objął ją jeszcze mocniej, gwałtownie zaniepokojony, czy ta passa nie przejdzie i na Miękką. Smoczyca mogła poczuć, jak Kobalt porusza się nagle niespokojnie i przełyka boleśnie ślinę.
  Pomruk ukontentowania skwitował liźnięcie w nos, kiedy już odsunęli się nieco od siebie. A gdy w odwecie natarł językiem na jej pierś, zaraz spiął się i wcisnął pysk w futro jeszcze mocniej, w niepowstrzymanym odruchu na dotyk Miękkiej manewrujący przy jego grzywie. Niski, ubarwiony sztucznym wyrzutem głos poniósł się bardziej po kościach samicy niż przez powietrze, skutecznie tłumiony przez warstwy gęstego futra. – Jesteś bezczelna. Jak ty to robisz, że kontrolujesz mi kręgosłup? Czuję się bezbronny. – skarga w ostatnim zdaniu była aż nadto wyraźna, choć dalsze chwytanie pulsu smoczycy na język raczej jasno mówiło, że w gruncie rzeczy niebieskołuski jest całkiem zadowolony ze swojej bezbronności.
  Szybkim ruchem łapy przytrzymał pysk Zimy, gdy tylko otrzymał capnięcie w błonę. – I kto tutaj kogo usiłuje pożreć, ja się pytam. Uzdrowiciele nie są w stanie leczyć samych siebie, pamiętaj. Osobiście jestem dość przywiązany do kompletności naszej dwójki. – rzucił, nagle celowo powracając do swojego typowego, rzeczowego tonu głosu. Sapnął, zadowolony gdy wreszcie przyznała mu rację w kwestii odświeżenia się, choć sam jeszcze nie wstawał, zamiast tego przewalając się na grzbiet i bezczelnie prezentując gwiazdom nie do końca przyzwoite jeszcze podbrzusze. Zmarszczył pysk i wwiercił się spojrzeniem w burzliwe ślepia, słysząc pytanie Tchnienia, na dodatek chyba wymówione szczerze. Łapy opadły mu bezwładnie, z niepodobną doi niego wymuszoną teatralnością. – Podsumujmy: Zima pyta Lód o to, czy jest mu zimno krótko po tym, jak się od niego odsunęła. Poza tym, Tchnienie, przecież ja mógłbym teraz rozpuszczać kamienie dotykiem. – na potwierdzenie własnych słów wykonał przewrót na łapy i wstał, by podejść do jakiejś ocalałej śnieżnej zaspy i wrazić w nią jedną kończynę. Z niewielką pomocą maddary biały puch momentalnie sublimował w gęsty kłęb skwierczącej na mrozie pary. – Widzisz? – zadziorny uśmiech wyłonił się z gorącego dymu. Uśmiech jednak po chwili zanikł. – Pytasz mnie o samopoczucie. Czy to znaczy, że sama nie czujesz się dobrze? – badawczy wzrok przeczesał postawę smoczycy, poszukując jakichkolwiek śladów nieprawidłowości.
  Zbliżył się, by iść bark w bark z Zimą i skierował się w stronę przyobiecanego jej strumienia. Gdy biegł przez las, dotarł znad niego pod Prastare Drzewo w przeciągu całkiem krótkiego czasu, więc teraz, gdy poruszali się swobodnym tempem, czekała ich całkiem sympatyczna wędrówka przez Dziką Puszczę. Szedł wciąż tuż obok niej w ciszy, swobodny i radosny jak nigdy, choć jakaś część jego uwagi wciąż pilnowała niepewnie poskrzypujących na wietrze wiekowych gałęzi. Wystarczyłby niepokojący trzask nad nimi, a zaraz na ziemię zamiast groźnego konaru opadłby deszcz lekkich drewnianych płatków, rozstępujących się na dodatek na boki ponad łbami dwójki smoków, jak kordon honorowy.
  Ponadto miał wspaniałą okazję, by głównym nurtem świadomości osunąć się do własnych rozważań. Obserwował zmysłami magicznymi swoje źródło, badając każdy splot widmowych nerwów, każdy kłębek odzwierciedlający rozświetlone burze myśli, proste impulsy motoryczne i różnorodne sygnały podświadomości. Strzelił językiem, zadowolony że odnalazł silny deficyt energii oraz pociemniałe, pozbawione na dodatek końcówek obszary źródła w okolicy swoich lędźwi. Odkrywając swoje źródło jako świeżo upieczony kleryk zastanawiał się wtedy, skąd w okolicy tylnych łap takie nagromadzenie energii. Hipotezę wysnuł wraz z opanowaniem sztuki leczniczej, które osiągnął w dużej mierze dzięki sekcjom dokonanych na uczestnikach napaści na Wodę. Teraz jednak, mając 30 księżyców, przypadkiem zdobył w końcu dowód na prawdziwość swojej koncepcji. Przeskoczył ponad zwalonym drzewem, kontynuując rozważania. Podstawą było tutaj przypuszczenie o powstawaniu źródła u zalążków piskląt poprzez jakąś interakcję pomiędzy źródłami partnerów. Następnym razem obcując z Tchnieniem będzie musiał baczniej obserwować własną energię magiczną. Czy upływ będzie rozłożony w czasie a źródła ich dwójki faktycznie będą się łączyły podobnie jak dwa smoki, czy może to on pozostawił w ciele ukochanej Zimy nie tylko nasienie, lecz również te oderwane fragmenty własnej maddary?
  Przeniósł na Nią zamyślony wzrok i strzelił językiem akurat, gdy w uszach narastało już szemranie leśnego strumienia. – Tchnienie, czy czujesz jakiś... ubytek maddary? Upływ? Przeciwnie- większy zapas energii? Jakąkolwiek zmianę?– spytał, wyraźnie zaintrygowany, przy tym galopując już myślami dalej. Istotne było dla jego hipotezy również, w którym momencie u smoczego płodu wykształci się bariera magiczna. Oraz, czy jest ona wtedy powiązana z jajkiem. Bo jeśli źródło nie zawiązywało się od razu, to zgodnie z jego koncepcją w jajku powinny krążyć ślady magii rodziców. Na dodatek zalążek pozbawiony źródła, bądź którego bariera jest możliwa do naruszenia bez niszczenia jajka (odsuwając na razie na bok myśl o zastąpieniu skorupki sztucznym ekwiwalentem) powinien być podatny na ukształtowanie mocą zręcznego Uzdrowiciela. Zapewnić swoim dzieciom intelekt potężniejszy od własnego, silne, zdrowe ciała, wzmocnić ich źródła w trakcie kształtowania... Może nawet zapewnić sobie i Zimie nieśmiertelność poprzez przeniesienie swoich umysłów do nowych, lepszych ciał? Myśl nieomal szaleńcza lecz... Dar Tdary skupiał się dość poważnie na zagadnieniu nieśmiertelności. Kobalta bardziej nęciło "po prostu" odkrywanie świata wokół i kształtowanie go zgodnie z naturą, lecz samo posiadanie możliwości nie było przecież równoznaczne z jej wykorzystaniem, prawda? Poza tym jego potomkowie niewątpliwie byliby mu wdzięczni za zadbanie o ich zdolności już od samego początku. Uśmiechnął się, wsuwając nos w kryty czarnym futrem bark i zaciągając się aromatem cudnej smoczycy. Jeśliby kiedyś go poniosło, Ona była tą, która sprowadzi go na właściwe tory, ufał Jej.
  Oderwany od rzeczywistości wzrok wrócił w końcu z głębin na ziemię, gdy stawali u brzegu prędkiej wody. Oczywiście mimo rozmyślań całą drogę wyczulony był na podejrzane skrzypnięcia naruszonych wichurą drzew, gotów w każdej chwili zareagować. W najgorszym wypadku okaże się, że rozszarpane maddarą spadające fragmenty utworzą kształty wedle obecnych myśl- jaja, smocze pisklęta, obraz Zimy na legowisku, ze świeżo złożonym potomstwem przy boku, z wyrazem zaniepokojenia na pysku po pierwszym lęgu.
  Zaczęli od nasycenia się świeżą wodą, co dla Remedium było okazją, by czule przepleść szyje z Tchnieniem. Wciąż był na etapie, w którym każda okazja do bliskości po prostu musiała być wykorzystana. Niestety, przez życie w innych stadach musiał nabrać jak najwięcej wspomnień, by wystarczyło na jakiś czas. Inaczej pozostałyby mu tylko rysy na ciele i paląca tęsknota. Choć może jest szansa, by odnaleźć grotę gdzieś na granicy Wody i Ognia i tam zamieszkać? Wiedział jednak, jak bardzo marzenie to jest nierealne: jako uzdrowiciel, szczególnie trzymający pieczę nad składzikiem ziół, po prostu musiał być na co dzień albo na wyprawie, albo w okolicy obozu. Jedynym w chwili obecnej rozwiązaniem było więc wyciągnąć z tej nocy jak najwięcej.
  W biegu strumienia nieco powyżej miejsca, gdzie stali, woda zabulgotała nagle. Lód zachęcił pyskiem smoczycę do wejścia. – Chodź, nie chcę wyczerpać całego zapasu maddary na ogrzewanie płynącej wody, a przecież nie pozwolę Ci nasiąkać zimnym strumieniem. – sam wszedł razem z nią i jednym szybkim zanurzeniem spłukał z siebie przyschnięte ślady ich dzielonego ze sobą czasu.
  Jako łuskowy smok miał tą zaletę, że po chwili już był czysty, więc przepłukał jeszcze tylko gardło, by pozbyć się z oddechu drażniącego zapachu smoczej chcicy i podszedł do partnerki, by łapą porozczesywać zlepione kołtuny. Gdy ciepła woda wnikała aż do jej skóry, Lód trącił na powrót słodko pachnący polik własnym pyskiem i przechwycił jej spojrzenie. Przez spokojny i rzeczowy ton wybijało zafrasowanie. – Tchnienie, pod koniec byłaś spięta. Coś cię niepokoiło. – przeniósł szyję ponad Zimą, by trącić jej drugi polik. – Wiem, że słowa i gesty to mało, przy jednym spotkaniu i nadmiarze napięcia. Ale to chyba jedyne, co w tak krótkim czasie może stanowić dowód. Bądź panią swoich uczuć i nie poddawaj się lękom, bo przecież popadliśmy w odczucia bardzo subiektywne i, czy tego chcesz czy nie, twoje obawy mogą nas ukształtować. A bardzo bym nie chciał, żebyś była tylko dla mnie, albo żebym był dla ciebie tylko pocieszeniem z doskoku. Jestem obserwatorem, poszukiwaczem faktów. I mogę Ci wskazać niezliczone powody, dla których dla mnie jesteś wspaniała. – otulił ją skrzydłem, przesunął pysk do ucha, i bez jakiegokolwiek zażenowania zaczął jej szeptać cicho długą litanię swych przekonań. Litanię która, mimo niewątpliwej uczuciowości, pełna była dowodów i potwierdzeń na każde z jej niezliczonych wersów. Nie wiedział, ile tak trwali, ale był gotów kontynuować dopóki Zima nie przerwie mu i nie zareaguje w jakikolwiek sposób, bowiem kolejne argumenty mógł wyciągać naprawdę wiele. Bez ustanku przywoływał kolejne z jej cech, od opiekuńczej postawy po wrażliwość, ale i umiejętność przełamywania nadmiaru tej wrażliwości. Szeptał i o słodkim zapachu jej futra, i o sile woli, zupełnie niepomny tego, jak żenująco musiało to wyglądać z boku, był bowiem w tym zupełnie szczery. – Nie ma dla mnie drugiej takiej istoty, pamiętaj. – skwitował, zakończywszy w ten czy inny sposób.
  Gdy Zima nacieszyła się ciepłą wodą, wygonił ich dwójkę na brzeg, przerwał wreszcie zaklęcie ogrzewające i osuszył całą Popielną oraz własną grzywę maddarą. – To jak będzie, wdrapujemy się na Prastare Drzewo? Do świtu mamy jeszcze ładny zapas czasu. – rzucił, trykając smoczycę w bok na wpół rozwiniętym skrzydłem. – Prowadź. – oświadczył z ukłonem.

Licznik słów: 2120
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »
A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
"...jedno twoje słowo i będę przy tobie. Zawsze."
To jest to, co każda smoczyca chciałaby usłyszeć, a jednak realistyczna strona Zimy, zawarczała wobec słodkiego zapewnienia. Zbyt wiele ograniczeń nakładały na nich stada, by na dobrych chęciach nie stworzyć morza problemów jednym, samolubnym posunięciem. Ale jakże samolubna chciała teraz być! Powiedziała kiedyś Tejfe, że gdyby miała stanąć na przeciw komuś bliskiemu, by w imię przysięgi dla stada rozerwać mu gardło, nigdy by się na to nie zdobyła. Była więc... całkiem samolubna wybierając uczucia ponad rozsądek. Ale też, gdy mu o tym mówiła, była na świecie zupełnie sama. Teraz natomiast, obrana postawa mogła sprawdzić się w praktyce jeśli tylko zaistnieją odpowiednie okoliczności. Co jeśli naprawdę będzie zmuszona do wyboru?
Zima desperacko zacisnęła pazury na jego łuskach i schowała pysk w bladoniebieskiej piersi. Zdecydowanie nie chciała się odsuwać, ani teraz ani nigdy. Lód odwzajemnił uścisk, utwierdzając ją w przekonaniu, że oboje doskonale zdawali sobie sprawę z pewnych... niedogodności wynikających tak z ich przeszłości, jak i przynależności. Zapewne przyjdzie taki moment, w którym wypowiedzą na głos swoje obawy, ale... jeszcze nie teraz. Ich noc nie skończyła się jeszcze. Mieli czas, by karmić się swoją bliskością, naiwnie zapewniać o uczuciu i tym, że zawsze ze sobą będą.
Poruszając palcami w błękicie, zaśmiała się mrukliwie. Lód pomimo bez wątpienia specyficznego charakteru, bywał też rozbrajająco uroczy.
Przy mnie możesz być bezbronny, obronię cię w razie czego – zapewniła filuternym tonem, a gdy została chwycona za pysk, zawarczała, uśmiechając się drapieżnie. Na rzeczowy ton zareagowała mocniejszym zaciśnięciem szczęk, a potem lubieżnie przesunęła językiem po granatowym policzku.
To tylko na spróbowanie – odparła niewinnie.
Stojąc nad rozłożonym w śniegu samcem i słysząc odpowiedź na swoje pytanie, Zima wywróciła oczami, ale nie mogła przestać się uśmiechać. Obserwowała jak Lód wraża łapę w śnieg dla potwierdzania swoich słów i pokręciła ze śmiechem głową.
Mhm, a potem okaże się, że oboje dostaliśmy czarciej grypy, bo rozpaleni inną gorączką nie czuliśmy chłodu. Nie spodziewałabym się takiej niefrasobliwości po uzdrowicielu. – Pokazała mu język i wyszczerzyła zadziornie kły. Ale i jej uśmiech przygasł odrobinę, gdy padło na nią uważne spojrzenie partnera. Jak się czuła? Właściwie, chyba całkiem dobrze. Kilka otarć, naciągnięte mięśnie... nic niepokojącego. Była odrobinę śpiąca i stopniały śnieg wdarł się pod futro, więc powoli zaczynała odczuwać kąsanie chłodu, ale poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku.
Pokręciła głową.
Ze mną wszystko dobrze. Pytałam z troski. Idziemy?
Ruszyli łapa w łapę, tonąc w przyjaznym milczeniu. Zima również czuła się swobodnie, i to nawet do tego stopnia, ze w pewnym momencie ziewnęła przeciągle i mlasnęła językiem. Na jej pysku malował się leniwy uśmiech. Od czasu do czasu zerkała na Lód, a widząc, że zatopił się w jakichś rozważaniach, nie burzyła jego skupienia. Z przyjemnością obserwowała jego profil, jak przystało na zakochaną smoczycę, zachwycając się błyskiem w złotych oczach i grą księżycowego światła na granacie łusek.
Jesteś bardzo ładnym samcem – wypaliła gdzieś w połowie drogi, zapewne skupiając tym uwagę uzdrowiciela. A gdy tylko na nią spojrzał, wyszczerzyła się do niego radośnie. – Mam prawdziwe szczęście. Taki ładny samiec! – dodała rozbrajająco szczerze, choć żartobliwym tonem i jako pierwsza przeskoczyła nad zwalonym pniem niczym rozradowane pisklę. Jeśli tkwiła w niej gdzieś ta poważna, stonowana Zima, to teraz smacznie spała, dając dojść do głosu tej drugiej, dużo żywszej i bardziej ekspresyjnej.
Słysząc pytanie, spojrzała przez ramię i zadumała się na chwilę. Nie czuła się jakoś inaczej, ale to mogło wynikać z tego, że nigdy nie skupiała się zbyt mocno na swoim źródle. Ogólnie słabo znała się na magii.
Jestem trochę zmęczona, ale... nie sądzę, by to miało duży wpływ na moją maddarę. Dlaczego pytasz? – Zmrużyła oczy, a po chwili otworzyła je szeroko, przypominając sobie o czymś. – Ty możesz czuć, bo dzisiaj dużo z niej korzystałeś. Nawet... ekhem. – Zerknęła w bok i tłumiąc zakłopotanie, dokończyła już idąc przed siebie. – ...Nawet wtedy, kiedy twoje myśli powinny być zajęte czym innym. – Zerknęła na niego i znajomym gestem przekory, wystawiła końcówkę języka. Akurat dochodzili na brzeg strumienia, więc podeszła jeszcze parę kroków i zaczekała na partnera.
W jej głowie zamiast myśli o pisklętach i o tym jak można by maddarą wpłynąć na zarodki, były całkiem przyziemne rozważania o chłodzie strumienia, odrobinę piekącej łapie i chęci spędzenia w towarzystwie Remedium jeszcze kilku chwil. Odsuwała od siebie możliwość zajścia w ciążę. Właściwie to liczyła, że z dzielonej dzisiaj namiętności nie przyjdzie jej wychowywać młodych. Czuła, że byłaby kiepską matką. A poza tym, nie była gotowa. Mimo to, przez jej głowę, gdzieś na samym początku drogi do strumienia, przemknęło pytanie: "czy Lód chciałby założyć rodzinę?". Nie zdecydowała się o to zapytać i zapewne jeszcze długo się nie zdecyduje. Było za wcześnie.
Uśmiechnęła się ciepło czując dotyk wtulającego się w bark nosa, a potem pochyliła pysk zanurzając go w zimnej wodzie. Przełknęła kilka łyków. Gdy wyczuła na karku dotyk szyi Kobalta, otarła się o niego z przyjemnością. Uśmiech smoczycy ukryły fale wzburzonej wody.
Nie sadziła, że jest tak spragniona, zanim nie zaczęła pić. Widać zmęczyła się bardziej niż przypuszczała i to nie tylko nocnymi harcami, ale też walką, bólem i ciężką rozmową. Chłodna woda przyniosła ukojenie zmęczonemu gardłu.
Widząc jak nagle kłęby pary zaczęły unosić się znad strumienia, zerknęła na Kobalta, który ruchem głowy, a potem i słowami zachęcił ja do kąpieli.
Pomogę ci – zaoferowała się, po tym jak uniosła głowę i oblizała pysk. I już po chwili do magii uzdrowiciela doszła i magia wojowniczki, tworząc pokaźnych rozmiarów kąpielisko. Nie zwlekając, Zima zanurzyła się w ciepłej wodzie i zadrżała od nagłej zmiany temperatury. Westchnęła ukontentowana, przymykając ślepia. Wcale nie miała ochoty wychodzić na chód. Otworzyła oczy dopiero, gdy Remedium zbliżył się i zaczął przeczesywać jej futro szponami.
Dzięki... – zamruczała cicho, wspierając jego zabiegi własnymi pociągnięciami łap w miejscach, do których sięgała. Przez chwilę ciszę wypełniał jedynie plusk wody. Przyjemna, leniwa chwila. Nie przeszkalał jej nawet wciąż wyjący w koronach drzew wiatr. Północna uśmiechnęła się w roztargnieniu, kiedy mokry nos samca otarł się o jej polik. Zerknęła na niego, a dostrzegając poważne ślepia, odpowiedziała im pytającym spojrzeniem. Wyraźnie zaskoczyło ją stwierdzenie Lodu. Owszem, była odrobinę spięta, i dziwiła się, że on nie był w ogóle, ale... to nie było nic ważnego. Okazało się jednak, że to dużo bardziej niepokoiło samca, niż mogłaby przypuszczać. Ją zaś zaniepokoiło najbardziej to, że według niego jej obawy mogły ich kształtować. To było niemal jak ostrzeżenie. Tylko jak można było w ogóle się nie obawiać? Nie potrafiła tego zrozumieć. I nim zdążyła pozbierać myśli i ułożyć z nich sensowne zdania, rozgrzane skrzydło otuliło jej grzbiet, a do ucha popłynęły żenujące słowa. Gdyby smoki mogły się zarumienić, Zima byłaby czerwona po koniuszki uszu.
Zdając sobie sprawę, że jeśli go nie uciszy, gotów wyliczać tak w nieskończoność, nagle po prostu zacisnęła mu palce na pysku i ze śmiechem pokręciła głową.
Cicho. Już starczy. Wierzę ci – zapewniła, odejmując łapę, a gdy ją odstawiała wygięła szyję, by spojrzeć Kobaltowi prosto w oczy. Uśmiechnęła się czule. – Nie jesteś pocieszeniem z doskoku. Na bogów, przecież jesteś pierwszy, po kim miałabym się pocieszać? Już prędzej ty. – Puknęła go palcem w pierś. – Po driadzie – dodała żartobliwie, ale kontynuując, znów ofiarowała mu czułość i ciepło. – Ja po prostu nie potrafię być tak pewna jak ty. Nie chodzi mi o moje czy twoje uczucia. Bardziej o to, że nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, nie chcę marzyć o bezproblemowym uczuciu, o tym, że nigdy cie nie zawiodę. Bo wiem, że tak nie będzie. – wyznała, przyciskając całą łapę do jego piersi. – Ciesze się tą chwilą i z radością patrzę w przyszłość, ale nie jestem pewna tak zupełnie. Nigdy nie można być zupełnie pewnym. Ale to nie zmienia moich uczuć – zapewniła miękko i odsuwając łapę, otarła policzek o jego pysk. – To po prostu odrobina racjonalności w tym szaleństwie – westchnęła z rozmarzeniem i zaśmiała się cicho. – Nie przejmuj się. Wszystko jest w porządku, mój uzdrowicielu. Jestem szczęśliwa, chyba pierwszy raz tak naprawdę. Więc nie doszukuj się w każdym moim westchnieniu problemów. Bo wyjdzie na to, że to ty przejmujesz się bardziej niż ja. – Odsuwając głowę mrugnęła do niego zaczepnie.

Licznik słów: 1357
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »
A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Kojący pomruk dobył się z gardła Lodu, towarzysząc uściskowi. Wesołość przeszła w powagę, którą momentalnie wzbudziła w nim obawa wyczuwalna w mocnym chwycie Zimy na jego bokach. Podobnie siła, z jaką rogi Popielnej nacisnęły na jego pierś tylko podniosła opiekuńczość, z jaką objął smoczycę. Trwali tak przez chwilę, każde z nich trawiąc te same myśli o konsekwencjach słów Remedium. Oczywiście, że jego zapewnienie mogło zostać złamane przez wiele kaprysów losu, lecz dopóki miał prawo wyboru, był całkiem pewny tego, jaki on będzie. Dla mniej cennych od Zimy smoków potrafił rzucić wszystko, by się pojawić, a w przypadku Tchnienia nie uznawałby za słuszne okazywać na to jakąkolwiek irytację, wręcz przeciwnie. Wtedy jednak chwila nie była odpowiednia na taką rozmowę, a przecież już wiele osiągnęli prostym gestem, gdy każde zaborczo nagarnęło ku sobie drugie. Zima rozumiała, że Lód nie rzucał bezmyślnie słodkimi słówkami, on natomiast miał pewność, że tak nie został odebrany. Ta krótka zmiana nastrojów pozwoliła im powrócić do sycenia się sobą nawzajem z tym spokojniejszą myślą.
  – Wiem. – błysnął ślepiem, przekręcając łeb na piersi smoczycy tak, by zerknąć na nią – Ale wolę nie być bezbronny przy Tobie, to źle wpływa na sprawność. – zmrużył oko, koncentrując szelmowskie spojrzenie wprost na chmurnym błękicie. Aż do nagłej rzeczowości w głosie po liźnięciu, które zafundowała mu samica. – Czyli muszę poćwiczyć obronę przed Tchnieniem Zimy, żeby zachować błony? Doskonale. Najlepszą obroną jest atak i zaczynamy teraz. – ruchem wystudiowanym, jakby sięgał po nieznany wcześniej gatunek skorpiona, pochwycił jedną z łap smoczycy i poprowadził znów na swój grzbiet. Nim zebrało im się wreszcie na wstawanie, zdążył poprowadzić jej łapę wzdłuż własnej grzywy aż do barków. Mruczał co prawda z ukontentowaniem, dwa razy uderzył ogonem o ziemię, lecz zdołał przynajmniej zachować kontrolę nad własną szyją. Otworzył nie wiadomo kiedy zamknięte ślepia. – No, jak na pierwszy raz wystarczy, Tchnienie „Ja tylko na spróbowanie” Zimy. – uraczył partnerkę ciepłym, acz złośliwym półuśmiechem i pozwolił jej w końcu wstać.
  Stojąc w oparach sublimującej zaspy kilkukrotnie wyłonił z małej chmury pysk, potakując nim z aprobatą. – Taki był plan od samego początku. Przemianuje się czarcią grypę na czarną grypę i będziesz miała własną chorobę. Przyczyny Czarnej Grypy: spędzanie nocy w towarzystwie uzdrowiciela. Remedium na chorobę… – zawiesił głos, kiwając głową i przyjmując tą mimikę, która zwykle znamionuje usilne próby utrzymania powagi. Mimo przeciągłego spojrzenia. I po raz kolejny w jednym mgnieniu na wierzch wypłynęła powaga, tym razem jednak nie udawana, podbarwiona za to niepokojem. I znów minęła szybko, po równi ze względu na odpowiedź Tchnienia, jak i uważnej obserwacji jej ruchów, gdy sprawdzała swój stan. Wskazał zapraszająco kierunek łbem – Idziemy.
  Na samym początku tej całkiem krótkiej wędrówki musiał się powstrzymywać, by iść spokojnie i nie okazywać dalej nachalnej atencji Miękkiej. Nadmiar uczuciowości opanował jednak niebawem, za sprawą swych rozważań. Faktycznie pogrążył się w myślach i pilnowaniu wichury na tyle głęboko, że nie zorientował się w sunącym po nim spojrzeniu Tchnienia, choć jej ziewnięcie i mlaśnięcie przywołało i na jego pysk nieuświadomiony wyraz zadowolenia. Lecz któż wie, może to był skutek wizji pochłaniania pisklęcych źródeł maddary? Pewne było w jego zachowaniu tylko jedno: instynktownie trzymał się blisko Zimy przez większą część drogi.
  Dlatego chwilę zabrało mu, nim pojął sens słów partnerki. Szczerze zaskoczony, tym bardziej w obecnym stanie, spojrzał na samicę z pewnym niedowierzaniem, lecz mózg usłużnie podpowiedział mu, że jej mimika jest szczera. Kłapnął cicho paszczą, prawdziwie nie wiedząc, co odpowiedzieć. I kiedy on mlaskał sobie językiem poszukując słów, wyrwany brutalną pochwałą z głębin swoich genialnych rozważań, Zimka wykonała radosny pląs ponad złamanym drzewem. Uginając łapy do wyskoku obrzucił spojrzeniem pełnym wyrzutu tył smoczycy, za obrzucenie go znienacka takim komplementem. Fakt, że wylądował tuż za czarnofutrą przyniósł mu przynajmniej pomysł na reakcję. Powoli zrównał się z nią. – Masz mnie. – wypalił szczerze, po czym podjął rozczulony, jak przystało na zakochanego smoka śledząc profil ciała, który już i tak utrwalił mu się w pamięci na zawsze – Ale to chyba po prostu efekt uboczny przebywania z Tobą. Obym nie skończył z samiczą aparycją. Wolę ją podziwiać u Ciebie. – Nie dał partnerce dość czasu na reakcję, zadając swoje pytanie o stan jej źródła zupełnie spokojnie, chowając się za osłoną z naukowych odkryć. Popielna mogła wyczuć, że wciąż był niepewny swojej reakcji na jej słowa, przynajmniej do czasu aż musnął w przelocie czarny grzbiet na wpół rozłożonym skrzydłem, kiedy wyraźnie zeszło zeń nieoczekiwane skrępowanie.
  Jej odpowiedź niestety nie dała mu do myślenia aż tak, ale w zasadzie czego się spodziewał? Gdyby to było tak oczywiste do wykrycia, to już pokolenia temu przynajmniej Uzdrowiciele przekazywaliby sobie wiedzę o procesie zawiązywania się smoczego życia pomiędzy zbliżeniem a lęgiem. Było mu nawet na łapę, że Zima poszła ze swymi myślami w stronę jego… wykorzystania maddary. – Tchnienie moje, czyżbyś miała mi za złe, że poznawałem Cię nie tylko.. hmm.. na jeden sposób? – tym razem to on nie miał problemów z zakłopotaniem, w zamian spojrzał w burzę ślepi i uśmiechnął się szeroko, wspominając jak jeszcze niedawno pociemniały one gdy otaczał je spojrzeniem z góry – Moje myśli były bardzo zajęte Tobą, a to wszystko w jednym celu, słowo. O, spójrz – zadane z chirurgiczną precyzją dźgnięcie szponem opadło na podstawę prawego skrzydła smoczycy znienacka – Tutaj masz bardzo silne łaskotki, tylko trzeba dobrze trafić. – podsumował rozmowę mrugnięciem powieki, z lubością oglądając reakcję Popielnej na złowrogą technikę sympatycznego drażnienia nerwów.
  To był najsmaczniejszy wodopój w jego życiu, bez dwóch zdań. Proste przeplecenie szyi z Tchnieniem sprawiło, że i u niego fale wody miały uśmiech do ukrycia. Każdy łyk orzeźwiał, jednocześnie niosąc ku niemu rozpuszczony w sobie słodki zapach Miękkiej. Efekt- rzecz jasna- zamierzony, na dodatek okazał się wspanialszy niż przypuszczał.
  Dłuższa chwila, i kąpali się w czystym roztworze ich splecionej maddary, ogrzewającej oba smoki. Remedium znów opadał zachwyt nad Zimą, i co prawda gdzieś z tyłu łba błysnęło mu, że może powinien jednak się nieco ocucić, zaraz jednak to zignorował. Zadowolenie na pysku Zimy, jej półprzymknięte ślepia: dlaczego niby miałby teraz przestać cieszyć się nią, skoro oboje czerpali z tego nieszkodliwą przyjemność? Doprawdy, nie poczuwał się do stawania się przez to głupszym. Przeciwnie- kontrolnie postawił sobie problem przestrzenny do rozwiązania i stwierdził, że błyskawicznie uzyskał ostateczny dowód czegoś, nad czym ostatnio łamał sobie łeb bez skutku przez parę dni.
  A gdy radosną wyliczankę kolejnych zalet Tchnienia przerwała jej własna łapa zamykająca mu pysk, mimo zakleszczenia jadaczki przez wojowniczkę zdołał wydukać kącikiem pyska ostatnie stwierdzenie, którym planował zakończyć w każdej sytuacji. Nie ma dla mnie drugiej takiej istoty, pamiętaj. W ostateczności przeszedłby na wiadomość mentalną. Poza tym jednak cierpliwie słuchał, przesuwając się tak, by mogli wygodnie na siebie spoglądać. Błogosławieństwo długich skrzydeł pozwalało mu wciąż choć częściowo obejmować grzbiet Miękkiej, a pielęgnowane uczucie nie tylko zebrać się na żenującą przemowę, ale również wyraźnie podążać mimiką ciała za słowami smoczycy, mimo iż zwykle tak rzeczoną mimikę ograniczał. Zatapiał się w miłym rezonansie, jaki budził w nim czuły uśmiech odmalowany w cudnej, bogatej czerni. Strzelił enigmatycznie językiem i burknął coś, wyraźnie zaniepokojony, by ponownie utonąć z radością w kolejnych słowach Popielnej. A jednak ślepia, pewne napięcie mięśni oraz ledwo dostrzegalne kiwanie łbem stanowiły świetne ślady koncentracji nad treścią wypowiedzi samicy. Cieszył się niesamowicie, że podjęli ten temat. Był jak ostatecznie zamknięcie historii Samotnego Pagórka, tym razem jednak w sytuacji, gdy oboje mieli siebie samych i drugie z nich pod kontrolą, w ten godny pozazdroszczenia sposób.
  Kiedy chciała odsunąć łapę z jego piersi, szybko uniósł własną i oparł ją w analogicznym rejonie szarości tuż pod obojczykiem. Jego kończyna znajdowała się pod czarnym ramieniem nie pozwalając opuścić łapy, w zamian Uzdrowiciel ustawił się tak, by przejąć na siebie rolę uniesionej łapy smoczycy. Chciał by w ten sposób pamiętała, do czego niebawem się odniesie, gdy tylko ucichnie jej ostatnie słowo. Nie potrzebował też może jej zapewnień o uczuciach, lecz i tak zmrużył ślepia i mruknął cicho słysząc je, zarazem czując niemalże wibracje gdy polik otarł się i niego, na dodatek tuż obok nosa. Na ostatnie zdania ucisnął na serce delikatnie mocniej, czesząc lekko kosmyki futra wtulone pomiędzy jego szponami.
  Na mrugnięcie uniósł nieco łeb, spoglądając na Nią z dumą i szacunkiem. – Nawet nie wyobrażasz sobie, Tchnienie moje, jak bardzo ucieszyły mnie twoje słowa. Taka pozostań. – schylił szyję w geście szacunku – Nie martw się, ja również nie żyję złudzeniami. Na całe to "szaleństwo" słów pozwalam sobie dlatego, że mówię wyłącznie za siebie, nie za rzeczywistość wokół. Oczywiście, że każde z nas prędzej czy później zawiedzie drugie, i to niejednokrotnie. Najważniejsze jest jednak, że jesteśmy tego świadomi, czyż nie? Na litość wszechświata, choćby nam obiło się kiedyś najcięższym gradem zdarzeń po łbach, przecież nie jesteśmy naiwnymi pisklętami. – przekrzywił łeb, zginając i prostując powoli szpony – Wiem zarazem, że dopóki zewnętrzna siła lub Twoja wola nie zmusi mnie do odsunięcia się od Ciebie, będę dążył do tego, by wspomóc Cię w każdej sytuacji, jak tylko będę mógł. I choć nie jestem pewny przyszłości, nie mam zamiaru oddawać pola tak łatwo, o ile nie uczyniłbym Ci poprzez to krzywdy. Poza tym… masz rację, martwiłem się bardziej od Ciebie. Ale już nie; nie po tych słowach. – osunął łapę do wody i jednym krokiem pokonał dystans między nimi, stykając czoła na płask – Ja również jestem szczęśliwy. Szczęśliwszy chyba niż kiedykolwiek, ponieważ Ciebie nareszcie mogę nie stracić tak prędko. – parsknął cicho, po czym uniósł łapę, powróciwszy do spłukiwania i rozczesywania kilku ostatnich kołtunów u Zimy – Może porównywanie relacji z partnerką do tej z własnym ojcem jest nieco dziwne, lecz Wędrówka Słońca był naprawdę niezwykłym smokiem. Jak Ty. Wiesz, że jesteśmy w tym samym wieku? Wykluliśmy się niemalże razem. – gwałtownie rozszerzył temat, ale później skupł się wyłącznie na słuchaniu miłego brzmienia głosu smoczycy i spłukiwania kolejnych pasm futra.
  Plusk, może jej słowa. Aż w końcu…
  – Zimo? – łapa ułożona w miseczkę obmyła wodą i przeczesała podstawę szyi smoczycy – Opiszesz mi swoje źródło? Opowiesz, jak je odkrywałaś? Proszę.– ciepło bijące ze statecznego głosu samca świadczyło, że nie pomysły naukowe, lecz czysta ciekawość zakochanego smoka jest tutaj przyczyną spuszczania na łeb Tchnienia znaku zapytania czy dwóch. Żeby ciężar kolejnego pytajnika nie był zbyt przytłaczający, Lód podsunął swój łeb pod Zimowy pyszczek w roli podpórki. Myjąc teraz jej przednie łapy i barki przymknął ślepia i zasłuchał się, nosem odbierając wibracje wprost z popielatej krtani.

Licznik słów: 1709
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Poszept Nocy
Dawna postać
So say we All
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 580
Rejestracja: 17 lut 2019, 12:05
Stado: Umarli
Płeć: samiec
Księżyce: 95
Rasa: północny
Partner: Spuścizna Krwi

Post autor: Poszept Nocy »
A: S: 3| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 5| A: 4
U: B,Pł,Skr,A,O,MA,MO,MP,Śl,Kż:1|L,M:2|W:3
Atuty: Boski Ulubieniec, Szczęściarz, Altruista, Magiczny śpiew, Opiekun
Poszept Nocy zatrzymał się przy Prastarym Drzewie i uśmiechnął się delikatnie. Towarzystwo rośliny która przeżyła chyba wszystkie pokolenia Wolnych Stad było idealne dla tego, co samiec chciał przekazać dalej. Usiadł cieniu Prastarego, delektując się chłodem Dzikiej Puszczy – grube, aksamitne futro może i było piękne, miękkie i bardzo przydatne w Chłodnej Porze, ale teraz uprzykrzało życie Piastunowi.
Nie znał aktualnego imienia smoczycy z którą chciał się spotkać, a nie chciał zwracać się do niej pisklęcym imieniem. Wysłał więc jedynie proste zaproszenie do Inurty i przymknął ślepia w oczekiwaniu.

Licznik słów: 88
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
He who's looking forward and behind.
All of this has happened before, and will happen again.

→ boski ulubieniec – spotkanie duszka raz na polowanie, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego".
→ szczęściarz – odwrócenie porażki akcji na jeden sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w misji.
→ altruista – -2 ST do wszystkich akcji towarzysza Piastuna na misji/polowaniu.
→ magiczny śpiew – raz na walkę/polowanie, obniżenie liczby sukcesów przeciwnika:– 2 sukcesy
→ opiekun – -2 ST dla kompana.

W posiadaniu: na szyi ma medalion słońca z grawerem "Własność Rakty. Nie dotykać, grozi śmiercią"; naszyjnik z cytrynu w kształcie księżyca oprawiony w srebrny metal; Sztuczka


BRZASK
S: 1| W: 1| Z: 3| M: 1| P: 1| A: 1
U: B,L,Skr,Śl: 1| A,O: 2

KK

JUTRZENKA
S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
B,L,Skr,MA,MO: 1

KK

Art by HarrietMilaus
Sztorm
Dawna postać
Paladyn Pospólstwa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 2085
Rejestracja: 14 lut 2019, 0:09
Stado: Umarli
Płeć: samica
Księżyce: 92
Rasa: skrajny (morski x górski)
Opiekun: Kaskada Kości
Mistrz: Iluzja Piękna
Partner: Nierozważna wdowa

Post autor: Sztorm »
A: S: 3| W: 4| Z: 5| M: 3| P: 3| A: 2
U: B,L,W,Prs,MP,MA,MO,Śl,O: 1| Pł,Skr,Kż: 2| A: 3
Atuty: Pechowiec, Pamięć przodka, Bestiobójca, Otoczona, Wszechstronna
Sztorm akurat pływała w Zimnym Jeziorze, spłukując kurz i błoto, po walce i pogawędce z Czarodziejką Cienia. Mentalna wiadomość dotknęła nieśmiało jej umysłu, kiedy z zamkniętymi ślepiami leżała na dnie zbiornika wodnego, sprawdzając wytrzymałość własnych płuc. Otworzyła ślepia, zaskoczona i kilka wodnych bąbli poleciało z jej nosa w kierunku powierzchni.
Idę.
Krótka odpowiedź i kilka powolnych, podwodnych machnięć skrzydeł, a już była przy powierzchni. Złapała łapczywy haust zbawczego tlenu i popłynęła wprost w stronę Dzikiej Puszczy. Wynurzyła się wprost na Wypaloną Plażę i do Prastarego Drzewa przeszła pieszo, schnąc po drodze.
Kiedy jej ślepiom ukazał się były nauczyciel, wyszczerzyła się wesoło i skinęła mu łbem głęboko, z należytym dla piastuna szacunkiem.
Sztorm Stulecia. – powiedziała pogodnie, przeciągając nieco zgłoski niskim barytonem. W końcu kultura wymagała, by przedstawić pełne imię wojowniczki, którą za pisklaka jeszcze uczył w technikach mediacji. Stała przed nim, łuski wciąż nieco wilgotne i z uprzejmym zainteresowaniem malującym się na pysku.

Licznik słów: 154
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu

Łowca z zawodu, Wojownik z zamiłowania, Uzdrowiciel z wyboru, Piastun z przypadku.
...
═══════════════════════════════════════════════
...
❄ ❄ Sztorm Stulecia ❄ ❄ ❄ Orkan Wieków ❄ ❄
...
═══════════════════════════════════════════════
Pechowiec, po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji.
...
Pamięć przodka, -2 ST do walki z drapieżnikami.
...
Samotny medyk, Samotny medyk: może szukać konkretnych ziół na polowaniu
...
Otoczony, możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem/zwierzyną za cenę +1 ST
...
Wszechstronny, -1 ST do testów umiejętności opierających się na i
═══════════════════════════════════════════════
Awantura – KK, kelpie

...
A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 2| P: 2| A: 1
U: B,Pł,Skr,Kż,Śl,MP: 1| MA,MO: 2

═══════════════════════════════════════════════
❅ Błysk przyszłości ❅
następne użycie – 23.06
...
Kalectwo wrodzone: czupryna jasnych włosów na łbie, przechodząca w grzywę na karku i barkach.
Efekt wpływu trzeciej rasy, smoków wężowych. Związane z tym dodatkowe ryzyko przegrzewania się i

..................................................................zwiększone ryzyko bólów głowy z tytułu udarów słonecznych.
Kalectwo nabyte: widoczny ubytek w masie mięśniowej lewego barku (+1 ST do akcji fizycznych)
Mechaniczne protezy: pełna proteza ogona, zwieńczona szerokim, metalowym grotem; proteza .......
...............................................................................
prawej łapy do łokcia z ruchomymi szponami.
Poszept Nocy
Dawna postać
So say we All
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 580
Rejestracja: 17 lut 2019, 12:05
Stado: Umarli
Płeć: samiec
Księżyce: 95
Rasa: północny
Partner: Spuścizna Krwi

Post autor: Poszept Nocy »
A: S: 3| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 5| A: 4
U: B,Pł,Skr,A,O,MA,MO,MP,Śl,Kż:1|L,M:2|W:3
Atuty: Boski Ulubieniec, Szczęściarz, Altruista, Magiczny śpiew, Opiekun
Nie musiał długo czekać. Wodna albo była niedaleko, albo pędziła ile sił w skrzydłach – a nie było do tego powodu. Otworzył srebrne ślepia i wstał na jej widok, by nie siedzieć w towarzystwie stojącej smoczycy.
– Poszept Nocy. – Odwdzięczył się tym samym z łagodnym uśmiechem. On również awansował od ich ostatniego spotkania. – Gratuluję. Wojowniczka?
Zagaił pogodnie, zgadując na podstawie umięśnionej postawy smoczycy. Choć kto wie – sam mógłby śmiało wybrać walkę, a został Piastunem.
– Dziękuję za przybycie. Mam do Ciebie prośbę. – Zaczął. – Czy byłabyś skłonna przekazać coś swojej Przywódczyni? A może nawet całemu stadu na jednym z zebrań czy ceremonii? Tak byłoby dla mnie najlepiej, choć oczywiście najważniejsze jest to co wolisz. To nic groźnego.
Srebrne ślepia zalśniły wesoło.
– Chciałbym zaprosić Smoki Wody do wspólnego zbierania historii Wolnych Stad, do spisywania opowieści na kamieniu i umieszczaniu swych wspomnień zachowanych w ten sposób w Skalnym Gigancie. Dopiero zacząłem, więc znajdziesz tam jedynie wspomnienia Rudzika Płowego z dnia w którym Skalny zaatakował – za jego zgodą oczywiście, a Woda jest pierwszym stadem które informuję poza Ogniem. – Przekrzywił delikatnie łeb. – Nie muszą być to jedynie podniosłe wydarzenia czy coś co dotyczy jedynie wszystkich stad. Myślę, że historie pozbawione miejsc i szczegółów będą bezpieczne dla stad, a pozwolą nam na zachowanie wiedzy naszych przodków. Opisanie naszych spotkań z obcymi, tak jak tymi którzy zaatakowali niegdyś Wodę, mogłoby pomóc nam w przyszłości w radzeniu sobie z podobnymi sytuacjami. Może nawet opis spotkania z drapieżnikiem i przekazanie jego słabych punktów dla potomności?
Na ciemnym pysku samca cały czas widniał łagodny uśmiech. Był też ciekawy reakcji Sztormu Stulecia na ten pomysł. Ogień w większości był za, ale Poszept Nocy wiedział że minie trochę czasu nim inni ośmielą się – lub znajdą chwilę na to – spisywać historię.

Licznik słów: 299
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
He who's looking forward and behind.
All of this has happened before, and will happen again.

→ boski ulubieniec – spotkanie duszka raz na polowanie, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego".
→ szczęściarz – odwrócenie porażki akcji na jeden sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w misji.
→ altruista – -2 ST do wszystkich akcji towarzysza Piastuna na misji/polowaniu.
→ magiczny śpiew – raz na walkę/polowanie, obniżenie liczby sukcesów przeciwnika:– 2 sukcesy
→ opiekun – -2 ST dla kompana.

W posiadaniu: na szyi ma medalion słońca z grawerem "Własność Rakty. Nie dotykać, grozi śmiercią"; naszyjnik z cytrynu w kształcie księżyca oprawiony w srebrny metal; Sztuczka


BRZASK
S: 1| W: 1| Z: 3| M: 1| P: 1| A: 1
U: B,L,Skr,Śl: 1| A,O: 2

KK

JUTRZENKA
S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
B,L,Skr,MA,MO: 1

KK

Art by HarrietMilaus
Sztorm
Dawna postać
Paladyn Pospólstwa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 2085
Rejestracja: 14 lut 2019, 0:09
Stado: Umarli
Płeć: samica
Księżyce: 92
Rasa: skrajny (morski x górski)
Opiekun: Kaskada Kości
Mistrz: Iluzja Piękna
Partner: Nierozważna wdowa

Post autor: Sztorm »
A: S: 3| W: 4| Z: 5| M: 3| P: 3| A: 2
U: B,L,W,Prs,MP,MA,MO,Śl,O: 1| Pł,Skr,Kż: 2| A: 3
Atuty: Pechowiec, Pamięć przodka, Bestiobójca, Otoczona, Wszechstronna
Słysząc jego pełne imię, na pysk Sztormu wpłynął pełen uznania uśmiech. Słyszała o Poszepcie, synu Remedium, ale dopiero teraz połączyła to imię z Księżycowym Kolcem, adeptem uczącym ją, Mentiego i Morię mediacji. Smutek na chwilę zabłysł w jej ślepiach na wspomnienie zaginionego łowcy Wody. Sporo ostatnio przypominało jej o jedynaku Syreniego. Lekko potrząsnęła łbem pozbywając się tych myśli i uśmiechnęła się łagodnie.
Tak, dziękuję. – powiedziała cicho. Po czym zamilkła, wbijając zmrużone ślepia w ziemię i zbierając słowa. Taka już była, dobierała odpowiednie zwroty jakby układała bukiet z kwiatów. Kiedy w końcu się odezwała, patrzyła z powrotem wprost w ślepia Poszeptu, a na jej pysku błąkał się ten sam delikatny uśmiech.
Remedium Lodu wspominał o tym kiedyś na jednym z Zebrań... Dawno temu. Uważam, że to dobry pomysł. Smoki wydają się ostatnio za dużo zapominać swojej historii i tradycji. Może to im pomoże pamiętać, kim są. – przekrzywiła łeb na bok i dodała, niby poważnie, a jednak nieco rozbawiona – Jeśli zapomnimy skąd nadeszliśmy, łatwo zgubić gdzie idziemy i kręcić kółka za własnym ogonem.
Ten temat wydawał się nie dawać spokoju Sztormowi już od jakiegoś czasu. Gdzie się nie obróciła, tam powracały problemy zapomnianych i przeinaczonych historii, wartościowych miejsc, które skruszyły zęby czasu, zmarłych smoków, których imiona zatarły się w pamięci. Pokiwała łbem, jakby zgadzając się z czyimiś słowami, w ciszy i kiedy żadne z nich nic nie mówiło. Po czym dorzuciła jeszcze.
Przekażę Stadu i myślę, że bardzo szybko zaczną pojawiać się tam nowe świadectwa.
Smutny wzrok ponownie spoczął na Poszepcie, jakby smoczyca czekała, czy powie coś jeszcze.

Licznik słów: 262
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu

Łowca z zawodu, Wojownik z zamiłowania, Uzdrowiciel z wyboru, Piastun z przypadku.
...
═══════════════════════════════════════════════
...
❄ ❄ Sztorm Stulecia ❄ ❄ ❄ Orkan Wieków ❄ ❄
...
═══════════════════════════════════════════════
Pechowiec, po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji.
...
Pamięć przodka, -2 ST do walki z drapieżnikami.
...
Samotny medyk, Samotny medyk: może szukać konkretnych ziół na polowaniu
...
Otoczony, możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem/zwierzyną za cenę +1 ST
...
Wszechstronny, -1 ST do testów umiejętności opierających się na i
═══════════════════════════════════════════════
Awantura – KK, kelpie

...
A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 2| P: 2| A: 1
U: B,Pł,Skr,Kż,Śl,MP: 1| MA,MO: 2

═══════════════════════════════════════════════
❅ Błysk przyszłości ❅
następne użycie – 23.06
...
Kalectwo wrodzone: czupryna jasnych włosów na łbie, przechodząca w grzywę na karku i barkach.
Efekt wpływu trzeciej rasy, smoków wężowych. Związane z tym dodatkowe ryzyko przegrzewania się i

..................................................................zwiększone ryzyko bólów głowy z tytułu udarów słonecznych.
Kalectwo nabyte: widoczny ubytek w masie mięśniowej lewego barku (+1 ST do akcji fizycznych)
Mechaniczne protezy: pełna proteza ogona, zwieńczona szerokim, metalowym grotem; proteza .......
...............................................................................
prawej łapy do łokcia z ruchomymi szponami.
Poszept Nocy
Dawna postać
So say we All
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 580
Rejestracja: 17 lut 2019, 12:05
Stado: Umarli
Płeć: samiec
Księżyce: 95
Rasa: północny
Partner: Spuścizna Krwi

Post autor: Poszept Nocy »
A: S: 3| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 5| A: 4
U: B,Pł,Skr,A,O,MA,MO,MP,Śl,Kż:1|L,M:2|W:3
Atuty: Boski Ulubieniec, Szczęściarz, Altruista, Magiczny śpiew, Opiekun
Uśmiechnął się delikatnie, słysząc imię ojca.
– Serce Płomieni wspominała, że Remedium miał podobne zapędy. – Zaśmiał się krótko. Na pewno nie odziedziczył ich po matce. Oczywiście wiele jej zawdzięczał – obdarzyła go wyjątkową miłością, opowieściami o świecie, a nawet zabrała do Świątyni choć sama w bogów nie wierzyła. Ostatnimi czasy było ciężko niektórym smokom pamiętać o Nieśmiertelnych. Nie rozumiała dlaczego Poszept Nocy tak ich kochał, ale nie odwodziła go od jego prób.
– Dziękuję. W takim razie pozostaje mi jeszcze Ziemia. – Mrugnął pogodnie. – Cieszę się, że masz podobne zdanie. Powinniśmy uczyć się na sukcesach i błędach naszych przodków, by nie krążyć, jak zauważyłaś, za własnym ogonem.
Na plamionym pysku Piastuna zamajaczył na moment smutek.
– Gdyby ktoś z Twojego stada chciał przekazać jakąś historię do Giganta ale nie czuł się pewnie ze spisywaniem jej służę pomocą. – Dodał jeszcze łagodnie. Tak zyskał opowieść Rudzika Płowego, który ucieszył się niesamowicie na pomysł Akaera, ale wyznał że sam nie potrafi przenieść swych wspomnień na kamień.

Licznik słów: 166
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
He who's looking forward and behind.
All of this has happened before, and will happen again.

→ boski ulubieniec – spotkanie duszka raz na polowanie, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego".
→ szczęściarz – odwrócenie porażki akcji na jeden sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w misji.
→ altruista – -2 ST do wszystkich akcji towarzysza Piastuna na misji/polowaniu.
→ magiczny śpiew – raz na walkę/polowanie, obniżenie liczby sukcesów przeciwnika:– 2 sukcesy
→ opiekun – -2 ST dla kompana.

W posiadaniu: na szyi ma medalion słońca z grawerem "Własność Rakty. Nie dotykać, grozi śmiercią"; naszyjnik z cytrynu w kształcie księżyca oprawiony w srebrny metal; Sztuczka


BRZASK
S: 1| W: 1| Z: 3| M: 1| P: 1| A: 1
U: B,L,Skr,Śl: 1| A,O: 2

KK

JUTRZENKA
S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
B,L,Skr,MA,MO: 1

KK

Art by HarrietMilaus
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej